Rozdział 6

- Nienawidzę cię - syknęłam po raz kolejny tego ranka.

- No weź. Kochasz mnie. - odparł Liam.

Dziś był poniedziałek. Musiałam z powrotem wziąć się w garść i ruszyć do tego przeklętego przez Boga budynku. Na dodatek uczęszczają tam same anielskie suki i dupki z wypielęgnowanymi tyłkami.  A jakby i tak już nie było najgorzej to Danny, Calum i Stacy zatruli się wczorajszym jedzeniem. Dlatego właśnie teraz przemierzam uliczki tego cholernego miasta jedynie z Liamem, która postanowił uprzykrzyć mi ten dzień jeszcze bardziej.

- A posłuchaj tego. - zaczął. - Love me like you do, lo-lo-love me like you do. Love me like you do, lo-lo-love me like you do.

- Błagam przestań już. - powiedziałam i złapałam się za głowę.

Mój przyjaciel był w jakimś dziwnym nastroju i od rana torturuje mnie tą przeklętą piosenką z radia. A wszystko się zaczęło od pobudki. Jak zwykle nie potrafiłam się podnieść z łóżka i przyszedł Liam i mi "pomógł". Zaczął śpiewać Shakirę, a dokładniej " Waka waka ". Każda żyjąca istota w odległości dwudziestu kilometrów zapewne go słyszała. Obiło mi się o uszy, że coś przestraszyło zwierzęta w lesie. Teraz oczywiście wiadomo co, to było. Wiem, że ten idiota jest moim najlepszym przyjacielem, ale jeśli nie przestanie w ciągu dziesięciu sekund to go zabiję.

- Liam, albo się zamkniesz, albo wyrwę ci język i rzucę psom na pożarcie. - wysyczałam już u kresu wytrzymałości.

- Nie zrobiłabyś tego. - odparł pewny.

- Jesteś pewien? Świat byłby mi wdzięczny. Może nawet dostałabym medal od prezydenta za uratowanie ludzkości od twojego wycia.

- Wredna jesteś, wiesz? - zapytał.

- Wiem, to mój urok osobisty.

Zaczęliśmy spoglądać sobie w oczy z powagą godną prawnika, ale nie wytrzymaliśmy dłużej niż pięć sekund i wybuchnęliśmy śmiechem.

- Idiota. - powiedziałam.

- Suka. - odpyskował.

Znowu się zaśmialiśmy, a potem Liam objął mnie w pasie i tak udaliśmy się do bram szkoły. Oczywiście jak tylko nasze stopy dotknęły podłogi korytarza, zaczęły się szepty i ukradkowe spojrzenia. To chyba nigdy się nie zmieni. Jednak dziś w ich oczach, zauważyłam też coś innego. Zajęło mi chwilę rozszyfrowanie co, to było. Strach. Oni się nas bali. Najwidoczniej zasięgnęli języków na nasz temat.

Czy mi to przeszkadzało? Nie.

Czy mieli powód do strachu? Jak cholera, tak.

Robiłam rzeczy, z których normalni ludzie nie sypialiby po nocach. Poczucie winy zjadłoby ich od środka. Z niektórych nie jestem dumna, ale nie na tyle, żebym czuła skruchę. Nie żałuję żadnej rzeczy, którą zrobiłam. Wszystko było w pewnym sensie odpowiednie. Potrzebne do przetrwania. Prawdą jest, że większość, no dobrze wszystko nie było zgodne z prawem. Przy paru sprawkach mnie złapano i ponosiłam konsekwencję, ale reszta uszła mi na sucho.

Czy jestem z siebie dumna? Oczywiście, że tak.

Żyjąc w takim miejscu, można:

a) Popełnić samobójstwo.

b) Uciec i żyć na ulicy.

c) Zostać kryminalistą.

d) Stać się kimś podobnym do naszych oprawców.

W moim przypadku pierwszy punkt odpada. Nie będę kłamać mam kilka blizn. Cięłam się i ćpałam. To drugie dalej robię, ale samobójstwa nigdy nie chciałam popełnić, nawet w najgorszych momentach.

Życia na ulicy próbowałam i nie była to moja bajka. Miałam więcej swobody, ale zero dachu nad głową i nawet trudno było od czasu do czasu o jedzenie. Tutaj zaś jest budynek, który mogę nazywać domem i dostajemy jakieś żarcie co kilka dni.

Zostanie kryminalistką jest najpewniejsze. Już jestem na tej drodze. Sprzedaję narkotyki i dopalacze. Kradnę i miałam już broń w swoich rękach. Nawet krew już przelałam.

A ostatnia sytuacja zdecydowanie odpada.  Nie stanę się nikim podobnych do tych potworów. Wolę sama zidentyfikować bestię wewnątrz mnie.

 Przerwałam moje rozmyślania, gdy tylko znaleźliśmy się koło naszych szafek. Otworzyłam swoją i wrzuciłam wszystkie rzeczy. Wyjęłam jedynie torebkę, w której były papierosy i zapalniczka oraz algebra. Nienawidzę tego przedmiotu. Tym bardziej, że okazało się, że Liam w tym czasie ma biologie. Chłopak jest ode mnie o rok starszy. Tak samo Daniel i Calum, tylko Stacy chodzi ze mną do klasy, ale z wiadomych przyczyn nie ma jej dziś.

- Chodź, pójdziemy najpierw zapalić. - powiedział Liam i złapał mnie za rękę.

- Dobry pomysł. - odparłam i się uśmiechnęłam.

Udaliśmy się w kierunku murka za szkołą. Było tam idealne miejsce do tego rodzaju spraw. Byłam już w połowie fajki, kiedy rozbrzmiał dzwonek oznajmiający lekcję. Nie śpieszyłam się. Powoli dokończyłam papierosa i dopiero wtedy udaliśmy się w kierunku klas. Algebra była na drugim piętrze, a zajęcia Liama na pierwszym, więc musieliśmy się rozstać. Odprowadziłam chłopaka, aż pod same drzwi i czekałam, aż wejdzie. Gdy to zrobił, miałam już iść, ale blond czupryna przyjaciela, znowu się pokazała. Podszedł do mnie i delikatnie pocałował mnie w czoło.

- Ej. Dasz sobie radę, a teraz leć. - szepnął mi do ucha i zawrócił z powrotem do klasy.

Nic nie mogłam na to poradzić, ale roześmiałam się na cały głos i sama również udałam się do siebie. Jak tylko znalazłam się u bram mojego piekła, nawet nie zapukałam, po prostu weszłam. Wszystkie głowy magnetycznie obróciły się w moim kierunku.

- No cóż. Spóźnienie. Już na pierwszej lekcji, panno... - czekała, aż coś powiem.

- River.

- River... River... River... - mruczała szukając mnie w dzienniku. - Mam, a gdzie panna Brooks? - zapytała.

- Nie ma. - powiedziałam jedynie.

Nie miałam zamiaru grać miłej uczennicy.

- Rozumiem. Zobaczmy, gdzie cię posadzić.

- Znajdę sobie miejsce. - warknęłam i już chciałam ruszyć do wolnej ławki.

- Ava, tak? - zapytała, ale nie dostała żadnej mojej reakcji. - Dobrze. W mojej klasie siedzi się parami, z płcią przeciwną. A, że twoja przyjaciółka to dziewczyna, będziesz siedziała z kimś innym. Zaraz zobaczymy, który chłopak siedzi sam.

Rozejrzałam się otwarcie po klasie i zauważyłam cztery wolne miejsca koło chłopaków.  Jednym z nich był James. Modliłam się, aby nauczycielka nie była, aż takim potworem. Byłam gotowa nawet klęknąć i  błagać o to. Tylko, żeby nie siedzieć z nim. Może ona ma parę. Z tego co słyszałam dużo dziewczyn go chce. Nie rozumiem dlaczego, ale cóż... to ich wybór.

- Ava usiądź z Jamesem. To tamten na końcu klasy, przy oknie.

Chciałam już zacząć krzyczeć i prosić ją o zmianę zdania, ale nie pokażę po sobie, że jej decyzja mnie ruszyła. Nie mówiąc ani słowa, udałam się do mojej nowej ławki. Od razu zrzuciłam torbę i złapałam za krzesło. Nie zaszczyciłam chłopaka, nawet jednym spojrzeniem. Gdy tylko usiadłam, oddaliłam się od niego tak daleko, jak się dało. Najwyraźniej było to zadziwiające.

- Więc jesteś Ava. - powiedział do mnie James.

Milczałam.

- Jak już wiesz, jestem James.

Dalej byłam cicho.

- Porozmawiasz ze mną?

Zero mojej reakcji.

Miałam nadzieję, że w końcu zakapuje, że nie mam zamiaru mieć z nim żądnego kontaktu. Lecz był większym idiotą, niż myślałam.

- Avaaaaaaaaaa......

Moja cierpliwość powoli się kończyła. Jeszcze tylko moment.

- James. Mógłbyś się zamknąć i podrywać nową koleżankę na przerwie? - zapytała go nauczycielka.

- Oczywiście. - odpowiedział słodko.

Przez resztę lekcji zachowywał się jak wzorowy uczeń, a ja przyglądałam się wszystkim wzorom na tablicy. Była to dla mnie czarna magia. Nauczycielka w pewnym momencie, zauważyła, że nic nie zapisuję, tylko patrzę.

- Ava, coś nie tak? - zapytała.

- Yyyyy... W pewnym sensie.

- O co chodzi?

- Co to, to na tablicy?

- Nie mieliście jeszcze tego tematu w poprzedniej szkole?

- Nie. - odparłam jedynie.

Coś czułam, że będę musiała wiele nadrobić.

- Rozumiem. Moment. James, ty miałeś piątkę z tego tematu. Możesz później wytłumaczyć Avie wszystko czego nie rozumie?

Myślałam, że moje oczy wypadną z gałek.

- Z wielką chęcią. - powiedział.

Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam po raz pierwszy od początku lekcji na chłopaka. Pierwsze co zauważyłam to ten uśmiech. Coś czułam, że tych korepetycji do końca życia nie zapomnę.


****************************************************************

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :D

Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania :*

Pozdrawiam,

Klaudia :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top