Rozdział 5
Ciemność. Krzyk rozbrzmiewa po całym budynku. Stacy znowu ma koszmar. Dzieje się to, chociaż raz w tygodniu. Ludzie są już przyzwyczajeni, ale ja zawsze wzdrygam się na ten dźwięk. Przeszłość prześladuje każdego z nas, jednak ją szczególnie. Nie umie sobie poradzić z ciężarem, jaki spoczął na jej barkach. Wszyscy, którzy znajdują się w sierocińcu stracili rodzinę, w takich, czy innych okolicznościach. Moja przyjaciółka przeżywa to najgorzej. Od ich śmierci minęło pięć lat, ale ona nie daje rady. Tnie się coraz bardziej, zamyka się w sobie, popada w depresję. Ten dom nie pomaga w niczym. Musimy dawać sobie radę na własną rękę. Poddało się wielu, lecz nie pozwolę, aby Stacy dołączyła do tej listy. Nie zasługuje na to. Rodzice ją kochali, ale musieli odejść. Zginęli w katastrofie lotniczej. Kiedy reszta rodziny dowiedziała się o tej tragedii, odsunęli się od dziewczyny. Nikt nie chciał mieć na głowie wchodzącej w erę dorastania nastolatki.
Moja historia była zupełnie inna. Mój ojciec siedzi w więzieniu za masowe morderstwa, gwałty, handel i różne inne przekręty, ale nie będę się już w to wgłębiała. W skrócie dostał dożywocie. Matka natomiast żyje gdzieś sobie na świecie i daje w żyłę, albo już przedawkowała. Oni nic dla mnie nie znaczą. Jestem piętnem jednej z ofiar tego potwora. Przyszłam na świat, tylko dlatego, że kobieta, która nosiła mnie pod sercem, nie miała pieniędzy na aborcję. Mimo, że została zgwałcona nikt nie chciał jej uwierzyć, pomóc. Wszyscy uważali ją za śmiecia. Teraz dzieje się tak ze mną. Historia lubi się powtarzać.
My dwie z całej naszej piątki, mamy najdrastyczniejsze historie. Liam, Calum i Daniel zwyczajnie zostali porzuceni w dzieciństwie. To też nie jest najlepsze, ale jest jedną z jaśniejszych wersji wydarzeń, jakie mogły się przytrafić.
Do dziś pamiętam jak miałam dziesięć lat i przyszła kobieta z opieki społecznej, aby powiedzieć mi, że zabierze mnie w lepsze miejsce. Z dala od ćpunów i morderców. A bliżej dzieci w moim wieku i szczęścia. O Jezu, jak bardzo mnie oszukała. Gdybym chociaż przez moment poczuła, że moje życie stanie się jeszcze gorsze, nigdy nie przyjęłabym tej wyciągniętej dłoni. Splunęłabym na nią i uciekła. Jednak teraz muszę znosić to co tu się dzieje. I to wszystko, aż do dwudziestych pierwszych urodzin. Pozostały dwa lata i zaznam wolności. Zastanawiam się, czy to takie wspaniałe jak mówią. Poczekam i się przekonam na własnej skórze.
Nie minęło dziesięć minut, jak drzwi do pokoju zaczęło się otwierać. Przez szramę mogłam dojrzeć czerwone włosy Stacy.
- Hej... Śpisz? - zapytała.
- Nie. Rozmyślałam. - szepnęłam, aby nie obudzić nikogo innego w pokoju.
Co prawda, ludzie tutaj mają mocne sny, ale wolałam uważać.
- Mogę się z tobą położyć?
- Jasne. Właź, tylko się nie rozpychaj.
Po chwili poczułam, jak Stacy odsuwa kołdrę, albo to, co tak nazywamy i wtula się we mnie. Czekałam, aż spokojnie zaśnie, ale wiedziałam, ze to trochę potrwa. Czułam jak jej łzy spływają po mojej szyi. Nie próbowałam nawet podnosić jej na duchu, to nic nie da. Tylko pogarsza sytuację, przynosi nadzieję, która wkrótce znika. Minęły kolejne minuty, a oddech mojej przyjaciółki w końcu się unormował. Gdy już byłam pewna, złapałam za jej nadgarstek i zauważyłam nowe nacięcia. Kolejne dwie linie znaczące jej drobne i delikatne ciało.
- Och Stacy... - szepnęłam do siebie.
**************************************************************************************
No i kolejny rozdział za nami :D
Przepraszam, że taki krótki i nudny, ale postanowiłam dodać do końca tygodnia, co najmniej jeszcze cztery kolejne, bo potem mnie przez dłuższy czas nie będzie.
Wyjeżdżam na dwa tygodnie :<
Od 27.01 do 07.01 nie będzie mnie niestety.
Bardzo Was przepraszam :(
Jednak jak wrócę wszystko Wam wynagrodzę :D
A teraz zapraszam do komentowania i gwiazdkowania :*
Pozdrawiam,
Klaudia :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top