Rozdział 18
https://youtu.be/3UAAmvBAaUo
Przez piekielne dwie doby, siedziaÅam non stop przy Liamie i modliÅam siÄ do Boga, aby nie zabraÅ mi przyjaciela. Tak bardzo chciaÅam móc coÅ zrobiÄ, jednak nic innego, jak czekanie mi nie pozostaÅo. Jakim trzeba byÄ czÅowiekiem, aby zrobiÄ coÅ takiego drugiej osobie. Rozumiem, że ta wiedźma trzymaÅa do nas urazÄ, ale żeby od razu próbowaÄ kogoÅ zabiÄ. CzekaÅa tylko na moment, kiedy przestaniemy patrzeÄ przez ramiÄ, a gdy tylko ten czas nastaÅ zaatakowaÅa. Dwóch jej osiÅków zaatakowaÅo Liam'a w ciemnym zauÅku i pobiÅa, prawie do Åmierci. Gdyby tamten mÄżczyzna nie przechodziÅ wtedy ulicÄ ... Nawet nie chcÄ myÅleÄ, jakby to siÄ skoÅczyÅo.
Liam od ponad czterdziestu piÄciu minut i siedemnastu sekund, leży i Åpi. Kilka razy siÄ przebudziÅ i te powstania za każdym razem powodowaÅy zatrzymanie mojego serca. NaÅykaÅ siÄ tylu leków przeciwbólowych, że jego ciaÅo dziaÅa na podstawie apteki. Tak bardzo chciaÅabym zaprowadziÄ go do szpitala, ale ludzie tacy, jak my, nie majÄ możliwoÅci na opiekÄ zdrowotnÄ . Wyrzutki spoÅeczeÅstwa, tak nas nazywajÄ . Nigdy nie bolaÅo, to tak bardzo, jak teraz.
TrzymaÅam na jego dÅoni rÄkÄ i lekkimi pociÄ gniÄciami, gÅadziÅam skórÄ. Nie wiem, czy w jakiÅ sposób mu to pomagaÅo, lecz mnie uspokajaÅo. Jednak nie na tyle, abym mogÅa odepchnÄ Ä niepokojÄ ce myÅli. ByÅ tylko jeden sposób, by caÅkowicie siÄ wyciszyÄ.
Powoli wstaÅam z Åóżka i udaÅam siÄ do Åazienki. Cicho zamknÄÅam jÄ
na klucz i zrezygnowana już, podeszÅam do szafki nad zlewem. W niej byÅa rzecz, która w tym momencie mi pomoże. MaÅy kwadratowy kawaÅek metalu, byÅ moim ocaleniem. Sprawnymi ruchami przesunÄÅam kilka razy żyletkÄ
po skórze. Na poczÄ
tku uderzyÅa we mnie fala bólu, którÄ
po chwili zastÄ
piÅa adrenalina. Cierpienie odeszÅo, a zostaÅa ekstaza. Jestem psychiczna, zdajÄ sobie z tego sprawÄ, lecz nic nie mogÄ poradziÄ na krzywdÄ, którÄ
wyrzÄ
dzam.
PatrzÄ, jak krople krwi skapujÄ do zlewu i czas siÄ zatrzymuje. Å»adna myÅl nie nawiedza mojej gÅowy. W koÅcu jestem wolna. Kilka sekund jest rajem na ziemi, ale pÅaci siÄ za to pewnÄ cenÄ. Czasami nie jestem w stanie jej zapÅaciÄ. Moi przyjaciele nienawidzÄ tych momentów.
ZapatrzyÅam siÄ na kropelki i nawet nie zwróciÅam uwagi, że drzwi sÄ szeroko otwarte. Dopiero dźwiÄk gÅoÅno wciÄ ganego powietrza, kazaÅam odwróciÄ mi siÄ w stronÄ przejÅcia. We framudze staÅ Danny i przyglÄ daÅ mi siÄ ze smutkiem w oczach. On wiedziaÅ. Rozumiem. Ale nie pochwalaÅ.
Też przechodziÅ przez takie chwile, ale dziÄki Calumowi wyzwoliÅ siÄ spod ciemnoÅci.
- Ava? - zapytaÅ.
- Tak? - nie potrafiÅam spojrzeÄ mu z powrotem w oczy.
Jego kroki rozbrzmiaÅy w caÅym pomieszczeniu. PodszedÅ do miejsca, gdzie staÅam i odkrÄciÅ kran. Woda obyÅa mojÄ
dÅoÅ, a on sam wyciÄ
gnÄ
Å bez sÅowa bandaże. Nie potÄpiaÅ mnie, chciaÅ tylko znaÄ powód. ZasÅugiwaÅ na to.
- Podaj rÄkÄ. - powiedziaÅ.
WyciÄ
gnÄÅam dÅoÅ i czekaÅam. Sprawnie zaczÄ
Å zawijaÄ prowizoryczny opatrunek, a gdy już skoÅczyÅ, splótÅ nasze rÄce i wyciÄ
gnÄ
Å mnie z Åazienki. NastÄpnie przeprowadziÅ przez pokój i pokazaÅ, abym szÅa do kuchni. UsiadÅam przy stole i czekaÅam, aż zacznie mówiÄ. Sama nie widziaÅam, jak sformuÅowaÄ zdanie.
- Dlaczego? - zapytaÅ w koÅcu.
WiedziaÅam, że to prÄdzej, czy później padnie. Jednak liczyÅam na to drugie.
- Ja... przepraszam. - wydusiÅam z siebie i w dalszym ciÄ
gu unikaÅam jego wzroku.
- Nie przepraszaj, tylko mi wytÅumacz.
- Bo to moja wina. - pierwsza Åza wymknÄÅa siÄ spod oka.
- Jaka twoja? To ty nas zmusiÅaÅ do ucieczki? Nie. Ty powiedziaÅaÅ, że powinniÅmy to zrobiÄ? Nie, ja. Ty na niego nasÅaÅaÅ tych ludzi? Nie. Ty nas wysÅaÅaÅ do tamtego piekÅa? Nie. A może to ty go tak urzÄ
dziÅaÅ? Kolejne nie. W tym nie ma twojej winy. Nie ma żadnej jebniÄtej rzeczy, jakÄ
ty byÅ zrobiÅa. Za każdym razem pomagaÅaÅ. OpatrywaÅaÅ nas tyle razy, że powinnaÅ iÅÄ na medycynÄ. Znasz siÄ lepiej, niż wiÄkszoÅÄ lekarzy. ZszywaÅaÅ nas, skÅadaÅaÅ, leczyÅaÅ, diagnozowaÅaÅ. JesteÅ naszym anioÅkiem stróżem i nie krzywdź siÄ. Każda, pojedyncza linia, daje cios w nasze serca. Czujemy podwójnie twój ból.
Nie zauważyÅam, kiedy Danny wstaÅ i stanÄ
Å przed mnÄ
. W jednej sekundzie siedziaÅam, a w nastÄpnej już znajdowaÅam siÄ w jego ramionach. CzuÅam siÄ, jakbym pÄkÅa na maÅe kawaÅeczki.
- Nie umiem mu pomóc. - szepnÄÅam w klatÄ Daniela.
NastaÅa minuta ciszy, aż w koÅcu zabraÅ gÅos.
- Wiem. KontaktowaÅem siÄ ze szpitalem, nie zgodzili siÄ go przyjÄ
Ä.
Jego sÅowa docieraÅy do mnie w spowolnionym tempie.
- Nie. - odparÅam.
- Przykro mi.
Åzy popÅynÄÅy mi po caÅej twarzy, a ja mocniej przytuliÅam chÅopaka. Nagle po mieszkaniu rozbrzmiaÅ krzyk.
- Ava ! Danny ! Szybko ! On nie oddycha ! - wrzeszczaÅ Calum.
Oboje zerwaliÅmy siÄ do biegu i czym prÄdzej wpadliÅmy do pokoju Liama. ByÅo za późno. SpróbowaliÅmy wszystkiego. Oddychania usta-usta, masażu serca. Wszystkiego. I nic.
ZmarÅ mój najlepszy przyjaciel, a ja nawet przy nim nie byÅam. ZostawiÅam go samego w ciemnoÅci.
*****************************************
Komentujcie !
Gwiazdkujcie !
Pozdrawiam,
Klaudia :****
Kolejny rozdziaÅ = 15 gwiazdek + 10 komentarzy :D
Dacie radÄ :* WierzÄ w Was :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top