Rozdział 12


- Zabiję go. - warknęłam i się obróciłam.

- Ava. - westchnął Liam i złapał mnie za rękę. - Wystarczy, jak na jeden rok, nie uważasz?

- Rok? To ile ja twoim zdaniem jeszcze z nim wytrzymam? Przecież wiadome, że ja go zamorduję w ciągu miesiąca, najdłużej.

- Dasz radę, jestem z tobą.

Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego oczy. Wiedziałam, że zawsze przy mnie będzie, na dobre i na złe, ale ja nie mam cierpliwości, a pozostałości, jakie posiadam wyczerpuje ten dupek. Cholera by go wzięła, jakby nie mógł sobie za cel, obrać kogoś innego. Co w tym trudnego? Jest dużo ładnych dziewczyna w tej szkole, a ja się do nich nie zaliczam. Jednak, jeśli myśli, że będzie mógł się ze mną przespać, a potem chwalić tym, to się grubo myli. Sama wybieram sobie kochanków, a on w tej kategorii nie startuje.

A skoro o nim mowa. Stoi kilka kroków ode mnie. Na ustach ma uśmiech, dzięki któremu kobietom spadają majtki. Niestety dla niego, to na mnie nie działa. Raczej coraz bardziej obrzydza mnie, jego usposobienie.

- Czego chcesz? - warknęłam i posłałam mu spojrzenie mówiące " jesteś martwy".

- Porozmawiać. Mamy wspólne korepetycje, pamiętasz? - zapytał za bardzo szczęśliwy.

Całkowicie zapomniałam o tych zajęciach. Ale co mi się dziwić, gdybym miała wybór, to wymazałabym każde wspomnienie z nim związane. Jest jak irytująca mucha, która nie chce się odczepić, a jedynym sposobem, aby się jej pozbyć, to zabicie jej.

- Zapomnij. Sama dam sobie radę. - powiedziałam i się oddaliłam.

W tej chwili chciałam się znaleźć jak najdalej od wkurzającego bruneta. Ciekawe, jakby zareagował, gdybym wrzuciła mu do szafki bombę z zieloną, niezmywalną farbę. Na pewno byłby prze szczęśliwy. Jednak wolę tego nie sprawdzać, za dużo kłopotów.

*********

Minęło dziewięć pieprzonych dni, podczas, których James się mnie nie czepiał. Czułam się taka wolna, ale nie mogę powiedzieć, że do końca wypoczęta. Od czterdziestu ośmiu godzin mogę znowu spać w swoim pokoju, koniec z tamtych cholernym pomieszczeniu śmierci. Moje mięśnie zaczynają z powrotem działać, tak jak należy i znowu swobodnie się poruszam. Najgorsza jest kara w szkole, nie mamy już co robić, a i tak tu siedzimy. Chociaż fajnie, że nie musimy wracać do siebie.

Podczas tego czasu mieliśmy siedem algebr i na żadnej nic nie rozumiałam. Próbowałam uczyć się sama, a nawet z pomocą przyjaciół, ale dla nich również była to czarna magia.

- Ava... Jedynka. - powiedziała nauczycielka i oddała mi sprawdzian.

Ugh... Mam dość. W starej szkole dostałabym dwóję za to, że dobrze się podpisałam, a już nie mówię o tym, że próbowałam coś napisać. Jednak tutaj wszystko było o wiele trudniejsze. Pieprzone prywatne licea.

Po co je tworzą? A tak, dla bogatych nadętych dupków i sukowatych blondynek.

Ja nie zaliczałam się do żadnej kategorii i powinnam dostać, jakiś medal za dobre sprawowanie. Dzień w dzień była algebra i musiałam siedzieć z Jamesem, który na szczęście mnie lekceważył, ale i tak tu był. Mogłabym pomyśleć, że mnie nie zauważa, gdyby nie to, że zauważyłam, że co chwilę na mnie patrzy, gdy odwracam głowę. Szybkie zerknięcie, ale zawsze coś.

W tym momencie musiałam zrobić krok, którego się najbardziej wyrzekałam.

- James?

- Ja? - zapytał zdziwiony, jak go zawołałam.

- Tak. - zacisnęłam zęby i ręce.

- O co chodzi mała?

- Mała to może być twoja pała. - odpyskowałam.

- Chcesz się przekonać?

- Odpuszczę... Chodzi... Chodzi o te korepetycje, dobra? - w końcu wydusiłam z siebie.

Twarz Jamesa tak szybko rozpromieniała, że przez jedną, jedną maleńką sekundę mogło mi przejść przez myśl, że jest seksowny. Oczywiście tylko przez moment i szybko odrzuciłam te przemyślenia.

- Co z korepetycjami? - nie dawał za wygraną.

- O Jezu... Czy nadal są aktualne? Mógłbyś mnie pouczyć? - zapytałam prędko.

- Bardzo chętnie. Kiedy? - powiedział.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Sądziłam, że albo będę musiała się płaszczyć, albo będzie chciał coś w zamian, ale jak na razie nic takiego nie ma.

- Nie wiem, a kiedy ci pasuje?

- Co powiesz o jutrze po szkole?

- Okey. - odparłam i jak najprędzej uciekłam do przyjaciół.

James był.... miły. Nie rozumiem już go.


************************************************************

Komentujcie...

Gwiazdkujcie...

Ślijcie dalej moją książkę....

Pozdrawiam,

Klaudia :******

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top