Rozdział 10


Nie rozumiem mojego dzisiejszego nastroju. Od rana czuję jakby miało stać się coś złego. Całe moje ciało jest spięte, a myśli przywołują mi najgorsze scenariusze. Zostało dziesięć minut do dzwonka i nic się nie dzieje. Może to tylko moje przeczucie. Prawdopodobnie to po prostu napad depresji. Dwudziesty szósty września.... Dzień śmierci moich bliskich, albo w moim wierzeniu, raczej tak jest. Dziewiąta rocznica. Moi przyjaciele postanowili tego dnia trzymać mnie jak najbliżej siebie. Jestem zdolna do wszystkiego, lecz znają mnie na tyle, aby wiedzieć, że nie jestem zbyt łamliwa.

Zawsze w roku, w tą datę robię coś złego. Jeszcze nie wiem, co czeka tych ludzi teraz. Oby nikt mnie nie wkurwił, bo źle się to skończy.

Przemierzam szkoły korytarz, ramię w ramię z Liamem. On się najbardziej zamartwia. Co chwilę zerka w moją stronę i sprawdza jak się czuję. Wymuszam swoje najlepsze uśmiechy i mu je posyłam. Jest to trudne, bo chciałbym krzyczeć i bić. Tylko co to zmieni? Nic.

Pierwszą mamy literaturę, gdy tylko weszliśmy do klasy, profesor oznajmił, że oglądamy film. Nie trzymał nas długo w niepewności i po chwili na ekranie mogłam zobaczyć tytuł. Titanic. Idealny film do mojego samopoczucia.

Tak bardzo byłam skupiona na monitorze, że nie zwróciłam uwagi, albo raczej nie patrzałam na osobę, która usiadła obok mnie i bawiła się moimi włosami. Zwyczajnie w świecie założyłam, że to Liam. Poczułam jak owa osoba odgarnia mi włosy z ramienia i delikatnie całuje w szyję. Postanowiłam nie odrywać wzroku od filmu i pozwalałam mu na to, a nawet odchyliłam delikatnie głowę i dałam mu większy dostęp. Często jak się nudził to tak się bawił, więc nie uważałam tego za problem. Do momentu kiedy poczułam jak tworzy mi malinkę. Szturchnęłam go ramieniem, aby przestał, dalej patrząc na ekran. Chłopak jednak nic sobie z tego nie robił.

- Liam. - warknęłam i się obróciłam.

Jednak koło mnie nie siedział słodki blondyn, ale dupkowaty brunet. Moją pierwszą reakcją było uderzenie go w twarz.

- Co ty kurwa myślisz, że do pieprzonej cholery robisz?! - wykrzyknęłam.

Cała klasa zwróciła na mnie swoje oczy. Nauczyciel nie był za szczęśliwy doborem mojego słownictwa, a reszta uczniów, wręcz na odwrót. Wzrokiem poszukiwałam swojego przyjaciela, ale nigdzie nie mogłam go odnaleźć. Gdzie on się do diabła podziewał w tym momencie. Jest mi potrzebny, a go oczywiście nie ma.

- Wydaje mi się, że to było oczywiste co robię, ale jak nie to możemy spróbować jeszcze raz. Nie mam nic przeciwko. - powiedział zarozumiale.

- Ty pierdolony zboczeńcu! - warknęłam i się na niego rzuciłam.

Umiem się bić, tego nakazywało życie. Pierwszy mój cios trafił prosto w żołądek, chwilę potem przywaliłam mu w nos, a na koniec oberwał kolanem w przyrodzenie. Nie minęła nawet minuta, a chłopak zwijał się z bólu na podłodze. Wyglądało na koniec, ale tak nie było. Szybko podbiegłam do Jamesa i kopnęłam go kolka razy.

- NIGDY. NIE. WAŻ. SIĘ. DOTKNĄĆ. MNIE. PONOWNIE. - oddzieliłam dokładnie każde słowo.

Kiedy chciałam się zamachnąć po raz ostatni, jakieś silne ramiona oplotły mnie w pasie. Podniosłam głowę do góry w celu przeklęcia owej osoby, ale ujrzałam niebieskie oczy Liama. Mówił coś do mnie, ale nie rozróżniałam żądnego słowa. Wszystko przysłoniła czerwona mgła wściekłości.

Widziałam Jamesa, którego aktualnie chciałam zabić i nauczyciela, który nad nim klęknął.

- Ty. - wskazał na mnie. - Do dyrektora. I to już ! A ty! - teraz pokazał na Liama. - Razem z nią!

Dopiero teraz dokładnie przyjrzałam się przyjacielowi i ujrzałam rozcięcie na brwi i rozerwaną wargę.

- Boże, co ci się stało? - wydusiłam z siebie.

- Nieważne. Powiem ci po drodze. Chodź. - powiedział i złapał mnie za dłoń.

W ciszy opuściliśmy klasę. Dopiero za drzwiami mogłam zaczerpnąć głęboko powietrze.

- Teraz powiesz mi co się stało? - zapytałam już spokojniejsza.

- A ty mi? - kiwnął głową w kierunku klasy.

- Przystawiał się do mnie i mnie obmacywał. A ja nie mam dziś do niego cierpliwości. - odpowiedziałam niewzruszona. - A jak jest z tobą?

- Ten twój czaruś nasłał na mnie jakiś typków, więc prawdopodobnie zaraz i tak bym został wezwany do dyrektora. Cholerne wtorki. Nienawidzę ich. Są gorsze od poniedziałków. - warknął przez zaciśnięte zęby.

- Mamy przejebane. - westchnęłam, gdy już byliśmy pod gabinetem.

Ostatnim razem jak rozmawialiśmy z tym facetem, nie wydawał się miłym i czułym człowiekiem. I coś nie czuję, aby to się do teraz zmieniło. Najgorsze jednak ze wszystkiego jest to, że nasi opiekunowie zostaną powiadomieni o wszystkim.

- Gotowy? - zapytałam.

- Nie, a ty?

- Też nie, ale bardziej już nie będę. Na trzy. Raz.... dwa.... trzy.... - i nacisnęliśmy klamkę, bez pukania weszliśmy do pomieszczenia.

Za drzwiami czekał już mężczyzna i jego wyraz twarzy utwierdził mnie tylko w mojej tezie, że będzie bardzo, ale to bardzo źle.

- Proszę usiąść panno River i panie Prince.

Przełknęłam ślinę, podniosłam dumnie głowę i zajęłam miejsce na jednym z krzeseł, znajdujących się przed biurkiem. Liam uczynił to samo i już po chwili zaczęła się rozmowa.

- W naszej szkole nie jest dopuszczane takie zachowanie. Rozumiem, że wiele przeszliście, ale nie mogę puścić wam tego płazem i nawet nie miałem zamiaru...

Coś tak czułam, pomyślałam.

- ... dlatego od dziś przez okrągły miesiąc będziecie pomagać pani w bibliotece. Od poniedziałku do piątku, przez dwie godziny. Nawet jak nie będzie nic do roboty, będziecie spędzać ten czas w szkole. Liczyłem na to, że zaprzestaniecie złego zachowania, ale jak widzę myliłem się. Powiadomiłem już waszych opiekunów o tym całym zajściu. Macie coś do powiedzenia? Może coś na swoją obronę? Wyjaśnicie swoje zachowanie?

Oboje milczeliśmy. Nie było nic do powiedzenia. Wszystko i tak zostanie zrzucone na nas. Oni są bogaci, ulubieńcy nauczycieli, a na dodatek i tak wszyscy zeznają, że na przykład to ja zaczęłam. Nie warto tracić czasu na bezsensowne wyjaśnienia. I tak nic nie dają. A mogą nawet pogorszyć sytuację. Wyjdzie na to, że chcemy tylko zrzucić na kogoś winę. Jak to się mówi, milczenie jest złotem. Akurat to by mi się przydało w życiu.

- Najwidoczniej to koniec naszej rozmowy. Wracać na lekcje. Od jutra zaczyna się wasza kara.

Bez słowa pożegnania wyszliśmy i do końca dnia zachowywaliśmy się idealnie, na lekcjach oczywiście. W czasie przerw jaraliśmy za szkołą i obrzucaliśmy tyloma wyzwiskami ile udało nam się wypowiedzieć pomiędzy zaciągnięciami się dymem. Za każdym dzwonkiem zostawało nam coraz mniej czasu.

Siedzieliśmy akurat na ostatniej lekcji. Cała nasza piątka miała ją wspólną, była to chemia. Zostały minuty do końca zajęć. Uczniowie co chwilę spoglądali na zegarek i czekali na ukochany dźwięk dzwonka. My natomiast, wręcz na odwrót.  I w końcu nadszedł czas opuszczenia tych murów.

- Jak myślisz powinniśmy się śpieszyć? - zapytał mnie Liam.

Przez chwilę nad tym rozmyślałam. Z jednej strony mamy już przerąbane i to bardzo, lecz z drugiej nie chcę oberwać bardziej.

- Tak powinniśmy. - odpowiedziałam mu po chwili zastanowienia.

Droga, która zazwyczaj zajmowała nam dwadzieścia minut, została skrócona do siedmiu. Byliśmy już przed domem. Spojrzałam na resztę, ale każdy pokręcił głową. Westchnęłam głęboko i przekroczyłam próg jako pierwsza.

- AVA ! LIAM ! Do mnie do gabinetu! TERAZ ! - usłyszałam wrzask pani Green.

Zerknęłam na Liama i zobaczyłam, że również jest przerażony jak cholera. Z tą kobietą się nie zadziera.

- Chodź. - szturchnęłam go.

- Idź pierwsza. - szepnął do mnie.

- Sam idź pierwszy.

- Kobiety mają pierwszeństwo. - podpowiedział.

- No to, jako, że jestem kobietą, daję ci pierwszeństwo w byciu pierwszym.

- Ależ odmawiam.

- Nie przyjmuję odmowy.

- AVA!!!!!! LIAM!!!!!!! - do moich uszu doszedł kolejny wrzask starszej kobiety.

- Dobra. - mruknęliśmy w jednej chwili i poszliśmy na spotkanie z diabłem, ramię w ramię.

Po kilku sekundach naszego marszu byliśmy już pod drzwiami gabinetu pani Green. Grzecznie zapukaliśmy i czekaliśmy, aż pozwoli nam wejść.

- Włazić ! - dosłyszałam.

Ostatni raz spojrzałam na przyjaciela i weszliśmy. Stanęliśmy na środku pokoju. Ręce za plecami, głowy opuszczone i lekki rozkrok. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Tak, jak w wojsku.

- Co wyście sobie do cholery myśleli ! Sądziłam, że dotarło do was jak macie się zachowywać ! Nie będę się nawet zagłębiała w to, jakimi jesteście kretynami ! Kara oczywiście was nie ominie ! Nie obchodzi mnie, że dyrektor wam jedną dał ! Tutaj też swoją dostaniecie ! Przez tydzień nie dostaniecie żadnego jedzenia, a jak tylko się dowiem, że w szkole coś jedliście popamiętacie mnie ! Od dziś śpicie w części zachodniej i to przez dwa tygodnie ! Sprzątacie wszystkie pomieszczenia przez miesiąc i pilnujecie dostaw jedzenia przez ten sam czas ! Możecie iść. Do pokoju i się uczyć ! Bym zapomniała, macie zakaz również przebywania z innymi dziećmi ! Słyszeliście?! - krzyczała.

- Tak. - mruknęliśmy cicho.

Sekundę później poczułam na policzku uderzenie. Zostałam spoliczkowana, Liam tak samo.

- Nie słyszałam ! - powtórzyła pani Green.

- Tak !

- Dobrze. Wynocha. - powiedziała już spokojniej.

W ciszy udaliśmy się do swojego nowego pokoju. Był to najbardziej oddalony sektor w domu. Nie było tam ogrzewania, szyb w oknach i ogólnie łóżek. Będziemy musieli spać na podłodze. Nie wolno nam zabrać żadnych rzeczy z poprzedniego zakwaterowania. Dwa pełne tygodnie musimy przetrwać w tym pomieszczeniu. Noce są bardzo zimne. Rok temu trafił tu pewien chłopak na tydzień. Zmarł po czterech dniach z wyziębienia. W tamtym czasie noce były bardzo zimne. Teraz też się tak zapowiadało. Śmierć Aarona nie wzruszyła naszych opiekunów. Powiedzieli jedynie, że był słaby, a tylko silni przetrwają. Ja i Liam mamy tu spędzić czternaście ziemnych nocy, bez żądnego przykrycia.

Nie wiem jak wytrzymamy, ale to zrobimy. Nie należymy do tych, co się łatwo poddają. Gorzej będzie z jedzeniem. Pełny tydzień bez żadnego posiłku, może być dla wielu ludzi przyczyną śmierci, ale my mieliśmy już głodówki, jednak nie przez tak długi czas.

Cierpię na anoreksję. Zaczęło się około cztery lata temu. Nie umiem z niej wyjść. Nie należę do ludzi, którzy głodzą się specjalnie. Ja nie mam wyboru.

Pamiętam czasy, gdy miałam jedzenia pod dostatkiem, ale nie zwracałam na nie zbytniej uwagi. Od tamtego czasu minęło pełnych dziewięć lat.

Dziś są moje dziewiętnaste urodziny. Rocznica śmierci moich rodziców. Rocznica zakończenia mojego życia.

- Wszystkiego najlepszego Ava. - usłyszałam Liama.

- Dzięki. - spojrzałam na niego i posłałam najsmutniejszy uśmiech, ale jedyny, jaki potrafiłam z siebie wykrzesać.


**************************************************************

Ufff....

Napisałam i jest dłuuuuuuuugi :D

Więc proszę również o wspaniałe komentarze  i duuuużo gwiazdek :D

Pozdrawiam,

Klaudia :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top