☕ ★ 🍫

Od razu informuję, że na potrzeby one shota Śliwka został kapitanem reprezentacji. Nie pytajcie czemu, tak mi się po prostu ubzdurało XD

Wieczorne i zimowe miasto miało w sobie coś tak wciągającego, że mimo mrozu owiewającego całe ciało, chciało się na nie patrzeć. Płatki śniegu wyglądały cudownie wirując w świetle płonących lamp ulicznych i reflektorów autobusów miejskich oraz tramwajów. Światła sklepów przy ulicy były już pogaszone, a całe miasto jakby uśpione pod nową warstwą śniegu. Biały puch pokrywał chodnik i jezdnię, utrudniając poruszanie się ludziom, którzy wracali do domów, w większości w zepsutych humorach. Przez to on uśmiechnął się jeszcze szerzej, słysząc wiązankę przekleństw, które wypłynęły z ust mężczyzny grzęznącego w wysokich zaspach. Skręcił w wąską uliczkę i wyszedł na rynek, gdzie ucichł kompletnie dźwięk silników. Jego humor o dziwo był tak dobry, że nie miał ochoty jeszcze wracać do domu, mimo że pora była już naprawdę późna.

Grube podeszwy jego butów zostawiały w świeżym śniegu głębokie ślady, ale już po kilku sekundach ścieżka za nim znów stawała się idealnie biała i równa, jakby ogromne płatki śniegu pilnowały swojego położenia przy użyciu poziomicy. Było mu wyjątkowo ciepło, biorąc pod uwagę jego nieodpowiedni do pory roku ubiór. Czarna wiatrówka i granatowe jeansy, mimo tego, że były wygodne, nie pasowały ani trochę do panującej na około pogody. Jeden z chłopaków po treningu zlitował się nad jego głupotą i pożyczył mu szalik, za co był mu wdzięczny, chociaż bez niego też by sobie poradził. Mimo że tego dnia jego humor powinien być zepsuty, tym razem czuł się nadzwyczaj radosny i pełen energii jak nigdy.

W końcu po swoim długim zimowym spacerze znalazł się w ciemnym korytarzu bloku, w którym znajdowało się jego mieszkanie. Pokonał dość imponującą liczbę schodów i dotarł na czwarte piętro, gdzie mieściło się jego lokum. Wydobył klucz z kieszeni swoich jeansów i przekręciwszy go w zamku, pociągnął za klamkę. Otrzepał się z zimna, bo w środku nie było na tyle ciepło, żeby móc się ogrzać. Szybko podszedł do grzejnika, żeby go włączyć i wszedł do kuchni, nawet nie ściągając kurtki, bo temperatura w środku wcale tego nie wymagała. Zapalił gaz na kuchence, nalał wody do czajnika i postawił na palniku. W oczekiwaniu na wodę stanął niedaleko kuchenki, bo jednak dawała ona minimalne ciepło, i zaczął przeglądać wiadomości na Messengerze.

Prawdziwy dreszcz zimna przebiegł go w momencie, kiedy odczytał zdjęcie od Kuby Kochanowskiego. Był na nim on i Bartek Kurek, obydwoje w koszulkach na krótki rękaw, a w tle widać było scenerię imprezy. Chłopaki próbowali go nawet namówić na świętowanie z nimi, jednak poszedł tam jedynie z przymusu. Nie miał ochoty na picie, więc przesiedział tam dobre kilka godzin, kompletnie nic nie robiąc. Jeszcze przez chwilę przyglądał się uśmiechniętym twarzom chłopaków, a zaraz potem, niewiele myśląc, uruchomił aparat w telefonie, uśmiechnął się i zrobił sobie zdjęcie. Nie sprawdzał nawet, czy dobrze na nim wyszedł, po prostu wysyłając do przyjaciela. Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewał.

od: Kochan
O Matko jedyna, az mi sie gorąco zrobiło od patrzenia na ciebie w kurtce 😵‍💫

Uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie odpisał. W tym czasie gwizdek czajnika ozwał się, co oznaczało, że woda była już gotowa. Zasypał swój ulubiony biały kubek kawą Lavazza i zalał wrzącą wodą. Czarna kawa bez cukru, jego ulubiona.  Gorący napój rozgrzał mu przełyk i fala ciepła rozlała się po całym organizmie. To było to, czego potrzebował.

Wziął telefon do drugiej ręki i usiadł na podłodze, opierając się plecami o szafkę kuchenną. Popijając gorący napój wszedł w Instagrama i zaczął go przeglądać. Pierwszym co zobaczył było multum relacji całej drużyny z imprezy. Po jakości nagrań mógł z łatwością domyślić się, kto wypił więcej a kto mniej, ale nie było mu to właściwie do niczego potrzebne, więc się nie wysilał. Wcale nie czuł się źle z myślą, że jako jedyny z nich wszystkich siedział teraz w domu. Odpowiadało mu jego własne towarzystwo i gdyby miał wybór, nic by nie zmieniał. No może poza temperaturą w mieszkaniu, która nie przypadała do jego gustu.

Nagle na ich grupie na Messengerze pojawiła się wiadomość od trenera, w której zawarł informację o tym, że trening odbędzie się jutro, a nie pojutrze. Zaśmiał się pod nosem, bo już wyobraził sobie jutrzejszy dzień. Od razu wstał i znalazł w szafce tabletki na ból głowy i wrzucił je do swojej torby treningowej. Chłopaki zwykle dziękowali mu za to prawie na kolanach. A jemu to ani troszeczkę nie przeszkadzało.

Usiadł na swoim łóżku z parującym napojem w ręku. Patrzył w jeden punkt na wprost niego i co chwilę przystawiał kubek do ust, sącząc długie łyki. Dopiero kiedy wypił całą jego zawartość odstawił go na szafkę nocną i oparł się plecami o ścianę. W całym pomieszczeniu było już nieco cieplej, a za przeszklonymi drzwiami na balkon wirowały płatki śniegu, dając znać, że mimo względnego ciepła, nadal panuje zima. Chmury, niewidocznie w ciemnościach, zasłaniały gwiazdy i księżyc, przez co niebo wydawało się równomiernie ciemne i neutralne. Coraz mniej świateł majaczyło w mieście, a senna atmosfera ogarnęła go gdy tylko w mieszkaniu zaczęło się stopniowo ocieplać. Przed trzecią nad ranem, ukołysany idealną ciszą, zasnął, nawet nie fatygując się, żeby zdjąć kurtkę.

☕︎

Lekkie promienie słoneczne, przebijające przez zasłonięte okna i drzwi balkonowe, wdzierały do pomieszczenia. Śnieg już nie padał, jednak całe jego zaspy pokrywały miasto, które zdawało się już dawno obudzić i tętnić życiem. Lekko rozchylił powieki i spojrzał na wyświetlacz telefonu. Już dawno był ranek, a jemu zostało niecałe dwie godziny na dotarcie na trening. Pospiesznie wypił poranną kawę, zjadł śniadanie i ubrał się, po czym wyszedł z mieszkania, podążając w kierunku przystanka autobusowego.

Często dojeżdżanie gdziekolwiek komunikacją miejską było dla niego udręką, jednak czasem lubił przejechać się gdzieś autobusem. Podjechał najpierw pod hotel, w którym zatrzymali się jego koledzy z drużyny. On jako jeden z nielicznych miał to szczęście, że obecnie treningi odbywały się w mieście jego zamieszkania, przez co mógł cieszyć się tym, że posiadał swój własny pokój, względną ciszę i spokój od różnych dziwnych zachowań chłopaków.

Już po chwili stał pod drzwiami do pokoju Bartka Kurka, Bartka Bednorza i Kuby Kochanowskiego. Dobijał się do kapitana ich reprezentacji, dzwoniąc do niego po tysiąc razy. W końcu usłyszał w słuchawce zaspany głos Kurka.

— Chcesz mieć problemy? — jęknął wyraźnie zły.

— Może być. A tak przy okazji to chodź tu i wpuść mnie do środka.

— Co? Gdzie jesteś? — zdziwił się.

— Pod twoimi drzwiami — powiedział, a zaraz potem usłyszał hałasy dochodzące ze środka. Połączenie się przerwało, a już po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich jeszcze zaspany Bartek.

— Czego dusza pragnie? — mruknął.

— Odwiedzić was przyszedłem — zaśmiał się. Wszedł do ich pokoju, gdzie były ustawione trzy zaścielone na biało łóżka i jasnobrązowe meble. Naprzeciw wejścia do krótkiego korytarza widniało ogromne okno z widokiem na miasto i Wisłę. Usiadł na krześle, które stało obok biurka. Zaspani Kochanowski i Bednorz powoli podnosili się z łóżek, słysząc rozmowy w pokoju.

— Ale mnie łeb nawala — mruknął szatyn, przecierając oczy.

— Czemu zawdzięczamy tę jakże miłą wizytę? — sarknął brunet. Chłopak zaśmiał się i położył na ziemi torbę treningową, którą do tej pory trzymał w ręce. Bednorz rozchylił wargi w zdziwieniu.

— Nie ma jaj — odezwał się Kochan. — Żartujesz sobie z nas, prawda?

— Przykro mi, ale nie. Za godzinę mamy trening.

— Ja pierdolę. — To było jedyne, co szatyn odpowiedział, bo rzucił się z powrotem na łóżko z cichym jękiem.

— Jakub Kochanowski – najskuteczniejsza metoda szykowania się na trening — zażartował brunet, naśladując głos lektora z reklam. Wstał z łóżka i rozmawiając z Kurkiem zajęli się pakowaniem swoich toreb. Blondyn w tym czasie wyciągnął telefon i zajął się przeglądaniem TikToka. Po piętnastu minutach Kurek i Bednorz byli gotowi do wyjścia, ale ich kolega z pokoju niestety znajdował się w całkiem odwrotnej sytuacji.

— Kuba, wstawaj — powiedział stanowczo Bartek.

— Nie śpię, zamknij się — mruknął Kochan.

— Nie lubię cię.

— A myślisz, że ja ciebie lubię? — zaśmiał się cicho.

Blondyn niby również zaśmiał się z pogawędki jego przyjaciół, ale mając dość, wyszedł z powrotem na zewnątrz.

— Forni ma cię dosyć — brunet zaczął się śmiać.

Po kolejnej chwili ciśnięcia po sobie, Kurek ogarnął obydwu chłopaków i postawił Kochanowskiego do pionu, każąc mu przyszykować się do treningu. Szatyn zrobił to bardzo niechlujnie, ale liczyło się, że w ogóle zrobił. Już po krótkiej chwili zeszli na parking, gdzie czekał na nich chłopak, wgapiony w telefon, jakby został zahipnotyzowany.

— Uzależnienie — dogryzł mu Kuba.

— Odezwał się nieuzależniony — skomentował Bartek Kurek. Wszyscy podeszli pod jego BMW i schowali torby do bagażnika. Podczas gdy Kochanowski i Bednorz grali w "papier, kamień, nożyce"kto siada z przodu, Kurek zdążył zająć przedni fotel. Blondyn, uznany za całkiem trzeźwego i nieskacowanego, zmuszony był kierować. Jak to ujęli, z nim za kółkiem było najmniejsze prawdopodobieństwo skończenia tej podróży wypadkiem.

Pod halę treningową dojechali pół godziny później. Byli spóźnieni o dziesięć minut, ale na boisku nie było nikogo, więc skierowali się do szatni, nie spodziewając się żadnych większych kłopotów. Będąc w pomieszczeniu, usiedli na ławach obok czekających Łukasza Kaczmarka, Marcina Janusza, Kuby Popiwczaka i Kamila Semeniuka. Pierwszych trzech zaczęło normalną rozmowę, jednak blondwłosy poczuł się przez nich ignorowany, co było w gruncie rzeczy prawdą, bo wszyscy trzej zacięcie unikali kontaktu wzrokowego z nim.

Jedynie Semeniuk podniósł na niego spojrzenie, które wydało się mu jednak przepełnione smutkiem i niepokojem, ale też swojego rodzaju... współczuciem? Nie miał pojęcia, co ten wzrok miał oznaczać, ale w jednej chwili zaczął analizować wszystkie rzeczy, którymi ostatnio zawinił sobie u rok starszego przyjaciela. Nie mogąc przypomnieć sobie takiej sytuacji, chciał posłać mu pytające spojrzenie, ale Kamil już na niego nie patrzył.

Chwilę później do szatni wszedł ich kapitan – Olek Śliwka z kamiennym wyrazem twarzy. Zaraz za nim szedł trener. Brunet stanął z boku, a Grbić wszedł głębiej do pomieszczenia i stanął na środku. Wszyscy jak na komendę zamilkli, czując ciężką atmosferę. Gdy takowa pojawiała się podczas ich treningów, niemalże wiadomym było, że coś jest nie tak, i że ktoś musiał mocno przejechać po bandzie. Cała czwórka nowo przybyłych siatkarzy czekała w napięciu, co się stanie. Pozostała czwórka, którą zastali już w szatni, również miała nietęgie miny. Wszyscy posyłali ukradkowe spojrzenia Olkowi, ale nie byli w stanie wyczytać nic z jego postawy.

— Tomasz Fornal, do mnie, do gabinetu — mężczyzna odezwał się w końcu, a jego głos brzmiał bardzo opanowanie, ale jednocześnie groźnie. Nie patrząc na żadnego z zawodników, trener opuścił szatnię. Wspomnianemu przez niego zawodnikowi serce zabiło dużo mocniej i poczuł, że, mimo tlenu wypełniającego jego płuca, dusi się. Wnioskując po zachowaniu zarówno Grbićia jak i reszty osób znajdujących się w szatni, nie były to przelewki. Szykował się na ostrą rozmowę i wynikające z tego konsekwencje, ale nie miał zielonego pojęcia, co ostatnio zrobił nie tak.

Jeszcze trzy dni temu, podczas ostatniego treningu, starał się, aby dać z siebie wszytko. Na najwyższych obrotach trwały przygotowania do igrzysk olimpijskich, gdzie każdy liczył chociaż na jeden z medali, najbardziej na złoto. Nadchodzące w najbliższych miesiącach rozgrywki skłoniły trenera, jak i samą reprezentację, aby mimo trwającego sezonu ligowego, i wynikających z niego utrudnień, zgromadzić się w jednym mieście i rozpocząć zalążkę trenowania. Po kilku dniach okazywało się, że nikt nie wyszedł z formy i drużyna nadal świetnie się dogaduje, co do tej pory w pełni zadowalało trenera.

Z wyrazem konsternacji na twarzy wstał i ruszył w kierunku drugiego pomieszczenia, jakim był właśnie gabinet ich trenera. Olek, nadal nic nie mówiąc, ruszył za nim. W formalnym geście zapukał do drzwi, a kiedy usłyszał "wejść", odetchnął cicho i pchnął drzwi, które stanęły otworem, ukazując małe pomieszczenie, które jednak było bardzo schludne i wysprzątane. Na biurku, w praktycznie idealnie ułożonym pliku leżały dokumenty, a do czarnej puszki włożonych było kilka takich samych czarnych długopisów. Obok, dla dopełnienia kolorystyki, leżał czarny zszywacz do papieru. Samo w sobie biurko było wykonane z jasnego drewna. Przez dość sporych rozmiarów okno widać było zaspy śniegu i całą masę większych oraz mniejszych budynków. Na ścianie po lewej stronie wisiała swego rodzaju witryna, w której wywieszono wszystkie certyfikaty, odznaczenia i medale Nikoli Grbićia. Nie oszukując się, było ich naprawdę sporo.

— Poinformowano mnie, że brałeś narkotyki — zaczął prosto z mostu selekcjoner. Blondyn ze zdziwienia rozchylił wargi. Robił w życiu różne głupoty, ale nigdy nie dopuścił się czegoś takiego.

— Trenerze, ja wiem, jakie pan ma podejście do naszych imprez, ale ja naprawdę wczoraj wyszedłem wcześniej i nic takiego nie miało miej...

— Nie zrozumieliśmy się. Ostatnimi czasy regularnie brałeś narkotyki. Nie mówię tu o wczorajszej imprezie, ani o ostatnich dniach. Mówię o kilku ostatnich miesiącach.

— Proszę pana, ja naprawdę przysięgam, że nigdy, ale to nigdy nie brałem żadnych narkotyków. — Siatkarz próbował jeszcze uparcie trzymać się swojego i ratować całą sytuację, ale trener zdecydowanie obrał już stronę, po której zamierzał się stawiać, i zdecydowanie nie znaczyło to nic pozytywnego dla blondyna. Wisiało nad nim ryzyko, zwłaszcza biorąc pod uwagę stopień rozczarowania i miejsce, które zajmował w hierarchii osób ważnych Nikola.

— Nie obchodzi mnie to, co teraz do mnie pierdolisz — mężczyzna uderzył pięścią w blat biurka. — Jak na razie, Fornal, usiądziesz sobie na kwadracie i nie piśniesz słówka do końca treningu, a potem widzę cię tu z powrotem.

— Tak jest — mruknął niewyraźnie, po czym mozolnym krokiem ruszył na halę. Usiadł na ławce i w ciszy patrzył na rozgrzewkę chłopaków. Na początku widać było ich ponure humory, ale już po chwili, gdy przeszli do gry, poszło to w zapomnienie. Rozbawieni odbijali piłkę, ale fala śmiechu ogarnęła ich dopiero wtedy, kiedy Marcin Janusz, podczas wystawiania piłki Kubie Kochanowskiemu, przewrócił się i przeturlał wokół własnej osi aż do ściany. Bartek Bednorz i Norbert Huber zdążyli już popłakać się ze śmiechu, a Kochanowski śmiejąc się, oparł się o siatkę, która okazała się niedokładnie przypięta, więc od razu poleciał na podłogę. Ale nawet to nie przepędziło złego humoru Tomka na tyle, żeby zaczął się śmiać razem z nimi. Wręcz przeciwnie, po chwili Nikola, wyraźnie zdenerwowany, wszedł na halę i usiadł na kwadracie. Nie musiał nic mówić, a na hali zrobiło się cicho i wszyscy z powrotem skupili się na grze.

☕︎

Mrugnął kilka razy, nie dowierzając w słowa trenera.

— Jak to wyrzucony z kadry?

— Normalnie, po angielsku nie potrafisz? — Nikola zirytował się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.

— Ale...

— Możesz się już zamknąć, bo i tak nie jesteś w stanie się uratować. Dodatkowo nie zgrasz już nigdy w Jastrzębskim Węglu. I nie tylko tam. I ja tego dopilnuję. Zrozumiano?

Nic nie odpowiedział, ale poczuł, jakby właśnie w tamtym momencie pękło mu serce. Nikt przecież nie zakazał mu grać w siatkówkę, ale właśnie bezczelnie zrujnowano jego wszystkie lata pracy i sukcesy, jakie do tej pory osiągnął. Gra w reprezentacji Polski i swoim ukochanym klubie była najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mu się w życiu, a jednocześnie największym osiągnięciem, jakiemu stawił czoła i dał radę. Nie wyobrażał sobie chociaż roku przerwy od grania tam, a teraz miało stać się to dla niego codziennością? Miał szczerą nadzieję, że to okaże się tylko nieśmiesznym żartem, ale selekcjoner nie miał w zwyczaju żartować, a już tym bardziej z tak poważnych rzeczy. Oznaczało to chyba tylko koniec. Szary, ponury koniec tego, co wydawało mu się niezmienne i nie do zakończenia.

Zacisnął mocno zęby, nic nie mówiąc. Wrócił do ich szatni, po czym zabrał ze swojej szafki czarną torbę treningową. Kluczyk zostawił w zamku, wiedząc, że raczej nie będzie już miał szansy się tu pojawić. W pomieszczeniu nie było prawie nikogo, więc większość osób zdążyła już pewnie pojechać do swoich mieszkań lub pokojów hotelowych. Blondyn skierował się w stronę wyjścia i zmierzał w stronę najbliższego przystanku, nie przejmując się dłużej nikim z drużyny. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać, bo niektórzy z nich zdecydowanie wiedzieli o całej sytuacji, ale żaden z nich nie pisnął nawet słówka. Po chwili usłyszał dźwięk ciężkich butów uderzających o chodnik, a zaraz później obok niego stanął Olek Śliwka. Zerknął na niego kątem oka, a potem wrócił wzrokiem przed siebie.

— Przykro mi z powodu tego co się stało — odezwał się brunet. Chłopak był mu w pewnym stopniu wdzięczny, że był jedyną osobą, która umiała teraz normalnie z nim porozmawiać. — Nikola kazał mi przekazać, że czeka cię jeszcze ostateczna rozmowa z Marcelo Mendezem — dodał po chwili ciszy.

— Super — sarknął, szukając na drodze kamienia, który mógłby kopnąć dla rozładowania emocji. — Ty też nie wierzysz, że tego nie zrobiłem — bardziej stwierdził niż zapytał, nadal nie patrząc na swojego kolegę z drużyny. A raczej byłego kolegę z drużyny, bo niestety nie grali dłużej razem w reprezentacji.

— Dla Grbićia i Mendeza zdecydowanie najmniej liczy się, co ja o tym myślę — odparł wymijająco. Tomek nie odezwał się, bo wiedział, że kapitan miał rację. Żegnanie się w tamtym momencie wydawało się okropnie niezręczne, więc nic nie mówiąc, przeszedł przez ulicę, a jego starszy kolega poszedł dalej przed siebie, posyłając mu jeszcze smutne spojrzenie. Ale to nie było w stanie nic naprawić, więc dla niego nie miało znaczenia. Westchnął ciężko i kierował się dalej wzdłuż drogi, po chwili zatrzymując się na najbliższym przystanku. Już po chwili pojawił się autobus, którym mógł podjechać praktycznie pod swoje mieszkanie. Nie miał kompletnie planów na całą resztę dnia, więc postanowił spędzić go u siebie, całkowicie odcinając się od rzeczywistości i grając w swoje ulubione gry.

Po kilku minutach grania stwierdził, że odpalenie streama na Twitchu nie byłoby wcale złym pomysłem, mimo że jego humor tego dnia był niemalże całkowicie zepsuty. Większość osób zdziwiła się, że transmitował przed trzynastą, gdyż zwykle odbywało się to późnym wieczorem i w nocy, ale nikt jakoś specjalnie się tym nie przejmował. Podczas prowadzenia transmisji kilka razy nawet się zaśmiał, zapominając o swoim złym humorze. Jego charakter po prostu kazał mu szybko zapominać o żalach i żyć do przodu, nawet jeśli on przez chwilę chciał zatrzymać się i wyżalić nad jednym konkretnym wydarzeniem. Czuł tym razem ogromne wyrzuty sumienia, że świetnie bawi się zaraz po wyrzuceniu z dwóch drużyn, które znaczyły dla niego więcej, niż cokolwiek innego w życiu. Ale z drugiej strony nie mógł bezczynnie patrzeć w ścianę.

Od dwubiegunowego myślenia w jego głowie pojawił się okropny mętlik i już po chwili przestał skupiać się na grze. Kiedy przestał całkowicie się w nią angażować i popełniał błąd za błędem, postanowił zakończyć transmisję. Bitwa między jego myślami stawała się na tyle uporczywa, że nie mógł ich skoncentrować na czymkolwiek innym. Siły do robienia czegokolwiek opuściły jego ciało, ale jednocześnie nie miał też ochoty na spanie. Czuł się tak, jakby znajdował się w jakiejś próżni, oddalony kilka lat świetlnych od każdej z dwóch stron. Nie mógł wybrać pomiędzy jednym a drugim, bo znajdował się gdzieś po środku, za daleko od obu brzegów.

I tak właśnie wyglądało następnych parę dni.

☕︎

Kilka dni później, kiedy Janek wrócił ze swojej wycieczki do Niemiec, nadszedł ten dzień, w którym blondyn zyskał swojego jedynego towarzysza do chlania i mógł wspólnie z nim opić wszystkie smutki. Czekał na ten moment, czując, że innym sposobem nie zjednoczy swoich myśli w taki sposób, aby nie toczyły ze sobą zawziętej walki. Z resztą jego brat, jako starszy i bardziej doświadczony, od zawsze powtarzał mu, że alkohol nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów, ale dziewięćdziesięciu dziewięciu procent z nich. A przecież starszego rodzeństwa należy słuchać, prawda?

Dzień po feralnym dniu odbył rozmowę z trenerem jego klubu, która była jeszcze ostrzejsza niż z Nikolą. Mendez całkiem nie tolerował narkotyków i Tomek miał wrażenie, że tylko dzięki jakiemuś cudowi wyszedł z tej rozmowy cało. Mężczyzna przez cały czas był zdecydowanie rozwścieczony i nie panował nad swoim gniewem. Blondyn nie poświęcił ani chwili na pożegnanie ze swoimi kolegami z klubu, od razu wychodząc. To był dla niego perfidny koniec, który pokazał mu, że nie może przyzwyczajać się do żadnego stanu rzeczy, bo w końcu wszystko może szybko ulec zmianie.

Tego dnia założył na siebie czarny T-shirt i ciemnoniebieskie jeansy, mimo że zwykle zakładał dresy. Wyszedł z mieszkania, spotykając tam od razu Janka. Niedługo później znalazł się ze swoim bratem pod klubem. Przyszli tam na nogach, bo spacer wydawał się być dobrą opcją, a oprócz tego doskonale wiedzieli, że skończą schlani w trzy dupy. Impreza w klubie zaczęła się całkiem normalnie, jak każda inna. Najpierw kilka drinków, potem luźna rozmowa z jakimiś dziewczynami, taniec, aż w końcu coraz więcej alkoholu. Kieliszek po kieliszku, bez polewki, i tak aż do późnej nocy, kiedy to Tomek rozmawiał z jakąś blondynką, ledwo utrzymując się pionowo na krześle. Dziewczyna po chwili odeszła od niego, widząc stan, w jakim się znajdował. Blondyn jakoś bardzo się tym nie przejął, ale za to chciał znaleźć Janka, żeby zebrać się już do domu. Miał wrażenie, że przez zmieszanie wódki z whiskey, zaraz zwróci dosłownie wszystko co dziś wypił i zjadł. Jednak jego brata jak na złość nigdzie nie było. Z racji, że chłopak był stanu wolnego, niewykluczonym było, że znalazł sobie jakąś dziewczynę na jeden raz.

On za to czuł się coraz gorzej, chodząc po klubie, rozglądając się za bratem i mając głupią nadzieję, że go znajdzie. To wszystko było jednak na nic. Kiedy już z tego zrezygnował i postanowił iść do domu o własnych siłach, co mogło być tragiczne w skutkach, zauważył inną znajomą twarz. Przez alkohol, który płynął w jego żyłach, przez dłuższy moment nie mógł rozpoznać tej osoby. Starał się skupiać swoją uwagę na jego twarzy, ale nie umiał. W końcu ten mężczyzna podszedł do niego na odległość paru metrów.

— Cholera, Fornal, gorzej ci? Ile można chlać? Miałem nadzieję, że jakoś rozsądniej sobie z tym wszystkim poradzisz — usłyszał słowa, które docierały do niego jak przez mgłę. Nie mógł nadal rozpoznać osoby, która stała centralnie przed nim. Obiecał sobie wtedy, że nigdy w życiu nie wypije już tyle alkoholu. Do następnego razu, oczywiście.

Poczuł dużą dłoń oplatającą jego nadgarstek, a następnie drugą, którą mężczyzna umieścił na jego ramieniu. Zaprowadził go do swojej wykupionej loży, gdzie hałas nie był aż tak nieznośny i mogli na spokojnie porozmawiać. O ile stan blondyna na to pozwoli. Zasiedli na kanapach.

— Jesteś tak bardzo nieodpowiedzialnym typem, Tomek — powiedział, kręcąc głową z pilotowaniem. — Odwiozę cię zaraz do domu, tylko musisz najpierw chociaż minimalnie wytrzeźwieć, żebyś nie zarzygał mi tapicerki — dodał po chwili.

— Nigdzie nie jadę bez Janka — odparł Fornal, chociaż ta wypowiedź była bardziej ledwo słyszalnym bełkotem. Mężczyzna zaśmiał się lekko z jego usilnych prób walczenia ze wszystkimi konsekwencjami picia.

— Janek akurat ma cię w dupie i kilka minut temu odjechał taksówką z jakąś porno-laską — zaśmiał się do niego, chcąc go jeszcze bardziej upokorzyć. Blondyn jęknął cicho we frustracji. Czuł się potwornie oszukany przez swojego jedynego brata. On nigdy nie zrobiłby mu czegoś takiego. Otworzył oczy, które do tej pory miał zamknięte. Czuł się minimalnie lepiej, bo mieszanie w jego żołądku ustało i nie miał teraz wrażenia, jakby w każdej chwili miał zwymiotować. Przetarł sennie oczy, jakby właśnie obudził się z długiego snu, po czym spojrzał na towarzyszącą mu osobę. Zdziwił się, kiedy w końcu rozpoznał w mężczyźnie Bartka Kurka. Spodziewał się tu każdego, tylko nie jego.

Był niewiarygodnie zażenowany upokorzeniem, jakiego doznał przed starszym (i mądrzejszym) kolegą z reprezentacji. Starał sobie przypomnieć wszystko, co powiedział do Bartka. W większości były to sformułowania na tyle żenujące, że kiedy wytrzeźwieje, na pewno będzie umierał z zażenowania, ale teraz alkohol robił swoje. Przypomniał sobie również, że Kurek zaproponował mu podwózkę do domu. Nie wiedział, jak powinien się z tym czuć. Oprócz tego nadal był rozczarowany Jankiem, który w jego oczach okazał się zdrajcą.

— Nie dam sobie z tym rady — powiedział nagle. — Nigdy nie dowiesz się, jakie to uczucie, kiedy tracisz wszystko. Nigdy nie byłeś w takiej sytuacji, prawda? — mówił dalej, czując, że musi wyrzucić z siebie emocje. Twarz Kurka przybrała lekko smutny wyraz, kiedy Tomek wypowiedział te słowa.

— Nie mówiłem ci, że rozstaliśmy się z Anią, prawda? — bardziej oznajmił niż zapytał. Był pewien, że blondyn tak czy inaczej nie zapamięta tej rozmowy, zważając na jego stan. — W tamtym momencie czułem się tak, jakbym właśnie stracił wszystko. Bo ona była dla mnie wszystkim.

— I co?

— W sensie? — mężczyzna uniósł brwi w zdziwieniu. — Cóż, musiałem jakoś nauczyć się z tym żyć. Przecież jak bardzo bym próbował, nie mogłem w żaden sposób tego naprawić. To była jej decyzja, nie moja — odparł, nie starając się dłużej ukrywać swojego smutku. Był pewien, że alkohol wypity przez Fornala przyćmił jego myślenie na tyle, że cokolwiek by mu powiedział, jutro rano nie będzie pamiętał o niczym. Chociażby jednego zdania czy słowa.

— Przykro mi, ale chyba nie jestem w stanie tego zrozumieć — wymamrotał. — Wiesz, najważniejsze dla mnie są kariera i własny rozwój. W całym moim życiu nie było miejsca na głębszą relację emocjonalną z drugą osobą i nie odczuwałem nigdy boleśnie straty jakiejś osoby. Za to utrata kariery? To mnie zabolało — zakończył swój monolog, który swoją drogą zabrzmiał dość mądrze, jak na pijanego człowieka.

Bartek spojrzał w oczy swojego kolegi. Oczywiście chłopak nie kontaktował zbyt dobrze, ale jego niebieskie tęczówki go zahipnotyzowały. Postanowił, że odwiezie go do domu, bo Tomek wyglądał już na zmęczonego. Nie żeby go to obchodziło, nie chciał po prostu mieć go na sumieniu. Albo tak sobie tylko wmawiał.

Wyszli razem z klubu, kierując się w stronę jego czarnego BMW X5. Blondyn był pasjonatem tej marki samochodów, więc zapewne gdyby nie był aż tak schlany, zainteresowałby się nowym samochodem Kurka. Teraz jednak ledwo szedł, a oczy same mu się zamykały. Bartek błagał opatrzność w myślach, aby dał radę obudzić Tomka, gdy dojadą na miejsce. Z resztą, nie miał pojęcia gdzie on mieszka, więc samo dojechanie tam mogło stanowić pewien problem.

— Tomek — powiedział poważnym tonem. — Tomek, proszę, ożyj — dodał z nutką zażenowania w głosie. — Ja pierdolę, ile można chlać — mruknął pod nosem do samego siebie.

— Boli mnie głowa — jęknął Fornal. Nic więcej chyba nie zamierzał powiedzieć, bo znów zamknął oczy, zupełnie tak jakby raziło go słońce, mimo że był właśnie środek nocy.

— Idioto, musisz mi powiedzieć, gdzie mieszkasz, żebym mógł odwieźć cię do domu — mężczyzna zaśmiał się, nawet jeśli w duchu wcale nie było mu do śmiechu. Tkwił w centrum Krakowa z totalnie pijanym kolegą, nie mając pojęcia, gdzie się udać. Zamordowanie chłopaka również nie wchodziło w grę, bo z pewnością zostałby złapany. Na pewno nie był dobrym mordercą.

Zdesperowany, wyciągnął telefon z kieszeni blondyna i odblokował go. Odcisk palca był naprawdę tandetnym zabezpieczaniem, bo mógł spokojnie dostać się do telefonu. Wszedł w kontakty i odszukał Janka, do którego od razu zadzwonił. Miał nadzieję, że brat chłopaka był mniej schlany niż on, bo wtedy na pewno ta rozmowa nie przebiegnie po jego myśli. Pięć długich sygnałów, po których chłopak odebrał.

Czego chcesz, sieroto? — spytał od razu. Bartek nie miał mu tego za złe, przecież Janek nie mógł wiedzieć, że to nie Tomek postanowił pozawracać mu dupę.

— Jestem Bartek Kurek, kolega Tomka. Doszły mnie słuchy, że zostawiłeś go samego na imprezie i biedny schlał się w trzy dupy. Muszę wiedzieć, gdzie on mieszka, żeby odwieźć go do domu — wytłumaczył krótko i zwięźle, jak to miał w zwyczaju.

O ja pierdolę, przez chwilę zapomniałem że mam brata — odparł Janek. Wyglądało na to, że faktycznie znalazł się w pokoju z jakąś dziewczyną, bo w słuchawce dało się usłyszeć kobiecy śmiech. Mężczyzna przewrócił na to oczami, nie chcąc dłużej prowadzić tej rozmowy.

— Więc, mógłbyś podać mi adres zamieszkania Tomka? — ponowił pytanie.

Po co? Śmiesznie by było, jakby ten sierota spał na ulicy — zaśmiał się. On w przeciwieństwie do Kurka miał idealny nastrój na żarty. To powoli zaczynało denerwować starszego mężczyznę.

— Tomek zdążył powiedzieć mi gdzie mieszkasz, więc w przeciwnym razie odwiozę go do ciebie — wymyślił na szybko. Miał nadzieję, że to zadziała, i że chłopak jest na tyle głupi, żeby w to uwierzyć. Na szczęście miał rację i już po chwili otrzymał od Janka adres zamieszkania blondyna.

Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Oczywiście, jak na złość, mieszkanie Tomka mieściło się na czwartym piętrze, tak więc mieli do pokonania całkiem sporo schodów. Chłopak naprawdę średnio dawał sobie radę z utrzymywaniem się na nogach, więc zadanie odprowadzenia go bezpiecznie do środka wymagało od Kurka naprawdę anielskiej cierpliwości. Scyzoryk otwierał mu się w kieszeni, ale nadal nie chciał mordować blondyna. Odsiadka przez kilka lat nie wydawała się być kuszącą opcją.

Kiedy wreszcie dotarli pod drzwi mieszkania Fornala, Bartek był już praktycznie na skraju. Na szczęście chłopak szybko wydobył klucze z kieszeni i mogli wejść do środka. Kurek postanowił jeszcze dopilnować, aby jego kolega w drodze do łóżka nie przewrócił się i nie przydzwonił w coś głową, bo to było ostatnim, czego chciał. Tomek rzucił się na łóżko, nawet nie zwracając uwagi na to, że mężczyzna nie opuścił jeszcze jego mieszkania.

Po tym Bartek wyszedł z jego pokoju, uprzednio zasuwając żaluzje. Dziękował Bogu, że pod drzwiami jest mała przestrzeń, dzięki której mógł zamknąć drzwi i wsunąć klucz z powrotem do środka. Inaczej wyjście stamtąd mogłoby sprawić mu niemały problem.

Wyszedł z budynku, zapisując sobie przy kontakcie do Tomka adres jego zamieszkania. Wydawało mu się, że jeszcze kiedyś na pewno mu się przyda.

☕︎

Zaraz po przebudzeniu towarzyszył mu tępy ból głowy. Jakże mogło być inaczej, skoro wypił o wiele za dużo? Nie miał nawet pojęcia, jakim cudem znalazł się w swoim mieszkaniu, a nie gdzieś na ulicy albo nawet w szpitalu. Nadal czuł się wyprany z emocji i właściwie to teraz było mu już wszystko jedno. Czy trafienie do szpitala po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu mogło być dobrym pomysłem? Z całą pewnością nie, ale teraz nie zaprzątał sobie tym głowy.

Wstał leniwie z łóżka, przecierając oczy. Dochodziła szesnasta, ale czuł się tak zmęczony, jak jeszcze chyba nigdy. Nie miał nawet pojęcia, ile spał, bo wczorajszy dzień urwał mu się w momencie, w którym pili z Jankiem kilka drinków. Może było ich trochę więcej niż kilka, że doprowadziło go to do takiego stanu, ale w każdym razie nie pamiętał prawie nic. Poszedł do kuchni po szklankę wody, bo czuł suchość w gardle, po czym przez kwadrans bezskutecznie próbował z powrotem zasnąć. Poddał się jednak, widząc, że nic z tego nie będzie.

Wziął do ręki swojego iPhone'a, włączając go. To cud, że telefon w ogóle był naładowany. Spojrzał na kilka powiadomień, które przyszły do niego zaraz po uruchomieniu się urządzenia, marszcząc brwi. Około godziny temu Bartek Kurek wysłał do niego wiadomość. Wszedł w konwersację z nim, chcąc dowiedzieć się, o co chodziło.

od: Kurek
Dzień dobry, śpiąca królewno :) Kiedy już się obudzisz, przebierz się w coś wygodnego i zejdź przed swój blok. Widziałem, że jest tam małe boisko

Po przeczytaniu treści trzy razy, nadal nie rozumiał. Może to wina kaca, a może Bartek po prostu pomylił sobie numery? Co miałby niby robić na jego osiedlu, podczas gdy on nie grał już nawet w reprezentacji? Może za szybko chciał urwać kontakty z wszystkimi kolegami z byłej drużyny, ale w jego głowie wyglądało to tak, że od razu po incydencie nikt nie będzie chciał z nim rozmawiać i pozostanie odcięty od całego społeczeństwa. A wiadomość od Kurka... była dziwna. W każdym tego słowa znaczeniu.

Postanowił się jednak upewnić, czy aby jego kolega z reprezentacji na pewno nie przyszedł pod jego blok. Założył czarne dresy i tego samego koloru ocieplaną bluzę, po czym skierował się do wyjścia z mieszkania. Zdziwił się zauważając, że drzwi są zamknięte, a klucz zamiast w zamku leży na podłodze. Okej, może był na tyle pijany, aby tak się stało.

Ignorując wszystkie te dziwne szczegóły, wyszedł z mieszkania i zszedł po schodach aż na parter. Po wyjściu z klatki uderzyło w niego zimno. No tak, zima, cudowna pora roku.

Poszedł na tyły bloku, tam, gdzie znajdowało się boisko. Kiedy zobaczył Bartka Kurka na ławce zaraz obok, zdziwił się co najmniej, jakby zobaczył ducha. Mężczyzna jednak nie pomylił numerów ani nie żartował. Po prostu tu przyjechał i czekał na niego, jak napisał w wiadomości. Miał w rękach tę dobrze znaną niebiesko-żółtą piłkę.

— Co ty tu robisz? — spytał, zbyt zmieszany, aby powiedzieć cokolwiek innego. Miał świadomość, że mogło to zabrzmieć niezbyt miło, ale nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.

— Jestem nowym dozorcą na twoim osiedlu — prychnął z sarkazmem, wpatrując się w niebieskie oczy zszokowanego chłopaka. — Żartowałem, jak coś — dodał. Bogu dzięki, że to powiedział, bo Tomek nie ogarniał na tyle, że byłby w stanie mu uwierzyć.

— Mam potwornego kaca i mój mózg nie funkcjonuje — mruknął. — Daruj sobie sarkazmy.

— Naprawdę nie zastanawiałeś się, jak to się stało, że żywy i w jednym kawałku dotarłeś do swojego mieszkania po wczorajszym? — zapytał mężczyzna, nadal z nutką ironii w głosie.

Pytanie to uruchomiło wszystkie (jeszcze) działające trybiki w mózgu blondyna. Zaczął gorączkowo przypominać sobie wszystkie fakty, jakie był w stanie skojarzyć. Znalazł się w mieszkaniu. Nie wiedział kiedy. Nie pamiętał nic z wieczora. Wypił dużo za dużo. Obudził się w łóżku. Zakluczone drzwi. Klucz leżący na podłodze pod drzwiami. Co dalej?... Miał pod drzwiami wejściowymi szparę, przez którą dało się wsunąć klucze do środka. Nieraz już z tego korzystał. W takim razie, ktoś mógł zamknąć mieszkanie od zewnątrz. Ktoś mógł być w jego domu. Czyli ktoś mógł mu pomóc w powrocie do domu. Ktoś... Kurwa.

— To ty?... — zapytał zrezygnowany. Już myślał nad tym, jak bardzo mógł się upokorzyć przed starszym kolegą. Co mógł powiedzieć albo zrobić?...

Kurek z satysfakcją kiwnął głową.

— Dobrze myślisz, Fornal. Nawet na kacu. To przefarbowanie się na blond aż tak na ciebie nie wpłynęło — zażartował sobie z niego.

— To siwy... — mruknął, poprawiając automatycznie Kurka. — Mówiłem wczoraj coś... Bardzo, bardzo ekstremalnie głupiego? — zapytał z miną męczennika na twarzy. Obawiał się odpowiedzi, którą miał usłyszeć.

— Na początku... Mówiłeś coś... Ale "bardzo, bardzo ekstremalnie głupiego" — zrobił palcami cudzysłów w powietrzu — nie. Później... Byłeś zbyt schlany, żeby w ogóle gadać głupoty. I tak masz szczęście, że nie zarzygałeś mi tapicerki. Płaciłbyś — dodał, chcąc trochę rozluźnić temat rozmowy. Chłopak jednak zdawał się być z minuty na minutę coraz bardziej zażenowany i załamany.

— Przyszedłeś mnie tylko upokorzyć, czy masz jeszcze jakąś inną sprawę do mnie? — odparł, nie chcąc już słuchać o wydarzeniach wczorajszej nocy. Musiał poważnie porozmawiać z Jankiem na temat jego lojalności i solidarności braterskiej. Dlaczego on go tam zostawił?

— A myślisz, że po co pisałem o boisku, sieroto? — zaśmiał się z niego, kierując się w stronę metalowej, lekko zardzewiałej furtki prowadzącej na małe boisko do siatkówki.

Blondyn spojrzał najpierw na zachmurzone, lekko już ciemniejące niebo, a później na słabo odśnieżony, wybetonowany placyk do gry w siatkówkę.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — odpowiedział z wahaniem.

— Ale w którym momencie ktoś spytał cię o zdanie, Fornal? — odparł tamten, nie patrząc na niego. Młodszy już się nie odezwał, podążając cicho za mężczyzną.

Ich "gra", zaczęła się od tego, że Kurek postanowił serwować, a zadaniem Tomka było przyjmowanie.

Nic trudnego.

Pierwsza piłka uderzyła o ziemię, zanim zdążył się zorientować. Drugą przyjął na tylko jedno ramię, co poskutkowało tym, że poleciała mocno w bok. Przy trzeciej Kurek wykorzystał skrót, na który blondyn nie był przygotowany. Mimo, że rzucił się do przodu, piłka już zdążyła spaść na ziemię. Czwarta – przechodząca (chociaż i tak tutaj poszło mu chyba najlepiej), a piąty, mocniejszy serwis, uderzył go w klatkę piersiową, bo nie zdążył trochę się wycofać.

— Nie grałeś przez tydzień, a już wyszedłeś z formy. Musisz to naprawić — Bartek zaczął się z niego śmiać.

— Nadal mam kaca — przypomniał, lekko dysząc.

— Kiedyś po pijaku zagrałbyś lepiej — odparł, niewzruszony jego słowami.

Fornal postanowił się zmotywować, żeby pokazać mężczyźnie, że się myli. Grali na tym małym osiedlowym boisku, nie przejmując się, że są dorosłymi, a nie dziećmi, przy tym świetnie się bawiąc. Przez chwilę nawet Tomek zapomniał o swoich zmartwieniach, w stu procentach oddając się siatkówce. Odbijali i grali "mecze" do momentu, w którym na dworze zrobiło się kompletnie ciemno. Do tego stopnia, że obydwoje ledwo widzieli piłkę. Blondyn nawet nie poczuł, w którym momencie zrobiło się całkiem zimno. Kiedy przez minutę przestał odbijać, próbując złapać oddech, miał wrażenie, że zamarza. Czuł lekkie kłucie w gardle, co mogło oznaczać tyle, że mógł spodziewać się przeziębienia w następnych dniach.

Oddychał ciężko, opierając ręce o kolana. Z jego ust wydobywały się gęste obłoki pary. Kurek, widocznie wcale nie zmęczony, podszedł do niego z uśmiechem na twarzy.

— To co, teraz idziemy do kawiarni?

☕︎

Kawiarnia na osiedlu Tomka była zdecydowanie taką, którą często opisuje się w książkach. Przyjemny, prawie domowy wystrój, który umilał czas spędzany w jej murach. Przewaga jasnych i ciepłych kolorów miłych dla oka. Naprawdę wygodne krzesła przy stolikach. Życzliwa starsza pani za ladą. A co najważniejsze, pyszna kawa i wyborne ciasta. Czego można by było chcieć więcej?

Przekroczyli próg w akompaniamencie dzwonków, które dały znać o ich przybyciu. W środku było jeszcze parę osób, siedzących przy stolikach. Znaleźli jeden wolny, dwuosobowy, przy którym zasiedli. Bartek spojrzał w menu. Nigdy jeszcze tu nie był, więc nie wiedział co zamówić. Fornal wpatrywał się w jego zamyśloną minę, uśmiechając się. Sam doskonale już wiedział, co zamówi. To co zawsze. Mała czarna bez cukru. Plan idealny.

Podeszła do nich kelnerka. Zebrała ich zamówienia. Kurek zdecydował się na gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Fornala trochę zdziwił jego wybór, ale nie kwestionował go. Jeśli czekolada mu odpowiadała, to niech ją sobie pije.

Ta sama kelnerka po kilku minutach podała im ich zamówienia. Każdy w ciszy pił parujący napój z beżowego kubka. Kawa blondyna jednak okazała się średnia w momencie, w którym potrzebował się rozgrzać. I mimo że wypił już całą, nadal było mu tak samo zimno. Odłożył pusty kubek na drewniany blat stołu i wyprostował się na krześle, czekając na swojego towarzysza. Bartek jednak wcale nie spieszył się z piciem swojej czekolady. Miał jeszcze prawie pełny kubek.

Podniósł swój wzrok na chłopaka, od razu marszcząc brwi.

— Wszystko dobrze? — spytał, z dziwną nutką jakby... zmartwienia w głosie?

— Czemu? — zdziwił się. Nie do końca rozumiał zamysł pytania mężczyzny.

— Trzęsiesz się — odparł spokojnie, nadal nie spuszczając wzroku.

— Wydaje ci się — zbagatelizował, również uważnie patrząc na Kurka. Przecież nie przeniesie teraz spojrzenia na kubek, zważając na fakt, że był pusty.

Jeszcze przez chwilę patrzyli się na siebie nawzajem, po czym starszy mężczyzna wstał z krzesła, przestawiając je bardzo blisko tego, na którym siedział Fornal. Usiadł zaraz obok niego, zarzucając swoją kurtkę na jego ramiona. Objął go ręką w barkach, przyciągając jego ciało bardziej do siebie. Blondyn nie stawiał oporu, więc już po chwili leżał na torsie mężczyzny. Wszystko działo się za szybko, żeby chłopak mógł trzeźwo o tym pomyśleć. Dopiero po chwili uświadomił sobie, co się dzieje, przez co poczuł się trochę dziwnie, ale równocześnie w pewnym sensie przyjemnie.

— Jak zwykle nie ubrałeś się adekwatnie do pogody? — spytał cicho, praktycznie szepcząc nad jego uchem. Ciarki przeszły go wzdłuż kręgosłupa, chociaż teraz było mu jakoś... cieplej? Nawet jeśli uczucie było dziwne, to miał ochotę zostać w takiej pozycji dłużej. Bartek podał mu kubek ze swoją czekoladą. — To rozgrzewa lepiej, niż kawa — dodał. Tomek nie mógł zobaczyć jego twarzy, ale z całą pewnością uśmiechał się w tym swoim charakterystycznym stylu. Uniósł naczynie do ust i wziął łyka napoju. Był naprawdę dobry, ale zdecydowanie za słodki.

— Jak zwykle za dużo cukru — mruknął pod nosem. Mimo tego, upił kolejnego łyka, nie przejmując się nieziemską jego ilością.

— "Jak zwykle"? — prychnął mężczyzna.

— Kiedyś tam wsypałeś cztery łyżeczki cukru do herbaty — wytłumaczył od razu, uśmiechając się pod nosem. Incydent ten miał miejsce w hotelu, kiedy mieli pokój razem z Bartkiem i Kochanem. Nadal pamiętał, jak Kuba cały opluł się przesłodzoną miksturą Kurka.

— To był brązowy cukier. Byłem pewien, że to ten mniej słodki — zaczął się usprawiedliwiać.

— Jasne. Kubek z herbatą miał dwieście mililitrów. Dwieście! — wypomniał mu. Uśmiech nie schodził mu z twarzy na wspomnienie miłych momentów. Mężczyzna tylko westchnął, definitywnie się poddając.

W tym czasie zdecydowana większość klientów opuściła kawiarnię i byli jednymi z nielicznych osób w budynku. Starsza pani za ladą i kelnerka również szykowały się już zdecydowanie do zamknięcia, więc Tomek wstał z krzesła, mimo że pozycja, w jakiej się znajdował wyjątkowo mu odpowiadała. Uregulowali rachunek i wyszli z powrotem na ten ziąb. Blondyn zdążył zapomnieć już, że na zewnątrz nadal panuje zima i jakkolwiek ciepło nie było w środku, wychodząc z budynku znów będzie zamarzał. Na szczęście nadal miał na ramionach kurtkę Bartka, ale czuł się głupio, że on sam został jedynie w bluzie. Oddał mu więc jego własność już po minucie namysłu. Przecież zaraz i tak mieli znaleźć się na jego klatce, więc był w stanie przeżyć.

— Parę dni temu wynajęliśmy z Kochanem i Bendżim mieszkanie tutaj, w Krakowie. Od dziś tam chwilowo mieszkamy. Nudziło nam się trochę, fakt — zaczął niespodziewanie Kurek. — Wpadniesz do nas jutro? — zadał pytanie. Było ono trochę niepewne, jakby mężczyzna bał się odpowiedzi.

— Pomyślę — odparł krótko Fornal, starając się nie zgrzytać zębami. Czy droga do jego bloku naprawdę była aż tak długa?

— Mamy nadzieję na pozytywną odpowiedź — odparł starszy, tym samym kończąc rozmowę. Mamy. To zabrzmiało w jakimś sensie miło. Poczuł się trochę lepiej z myślą, że może faktycznie ktoś poza Bartkiem jeszcze chciał z nim w ogóle rozmawiać. Chyba że wcale tak nie było? Przecież on mógł nawet nie pytać Kochanowskiego i Bednorza o ich zdanie. Może tylko zakłada, że ucieszą się z jego wizyty?

Po chwili, która wydawała dłużyć się w nieskończoność, doszli pod odpowiednie drzwi. Chłopak wprowadził odpowiednie cyferki do domofonu, przez co już po chwili mógł wejść do środka.

— Wyślę ci adres. Wpadnij — rzucił Kurek na odchodne. Tomek nic nie odpowiedział, nie mając zbyt pojęcia, co mógłby powiedzieć. Nie miał jeszcze pewności, że chce widzieć się z innymi kolegami z byłej drużyny. Czy był na to gotowy akurat teraz.

Wszedł po schodach na czwarte piętro, dostając lekkiej zadyszki od ilości pokonanych schodów. Przekręcił klucz w drzwiach od swojego mieszkania, wchodząc do środka. Jak zwykle cholernie zimno. Dzień jak co dzień.

Uruchomił grzejnik olejowy, stojący w pokoju sypialnym, po czym skierował się do kuchni. Nie miał dziś czasu zjeść obiadu, więc powoli jego żołądek wywijał fikołki. Przygotował sobie porcję jajecznicy, której zrobienie było praktycznie szczytem jego umiejętności kulinarnych. Oprócz tego mógł pochwalić się w swej karierze (prawie) nie spalonymi naleśnikami i sałatką jarzynową. Niedużo, ale zawsze coś.

Po skończonym posiłku przeszedł do łazienki. Wziął wyjątkowo szybki prysznic, bo woda była naprawdę nieprzyjemnie chłodna. Co z tymi blokami tak właściwie było nie tak? Dlaczego jest tak zimno?

Po dziesięciu minutach siedział już na swoim łóżku, przebrany w pierwsze lepsze rzeczy z szafy, które nadawały się na piżamę i przykryty kocem. Patrzył na rozgwieżdżone, ciemne niebo, wypatrując płatków śniegu. Nie, żeby lubił zimę, ale lubił oglądać śnieg pruszący za oknem. Ale tylko za oknem. Żadnych bliższych interakcji z mrozem. Dobrze było mu w łóżku i pod kocem, tak jak teraz.

Wpatrywanie się w statyczne niebo nie należało jednak do ciekawych zajęć, a śnieg nie miał dziś w planach odwiedzić Krakowa, więc oczy po kilku minutach same zaczęły mu się zamykać. Położył się na łóżku i zasnął, kołysany najprzyjemniejszym dźwiękiem – ciszą.

☕︎

Następnego ranka, zaraz po przebudzeniu czuł się zdecydowanie lepiej niż dzień wcześniej. Był bardziej wyspany, a głowa nie bolała go tak, że chciałby przywalić nią w ścianę dla ulgi. Właściwie to nie bolało go nic. Nawet gardło, pomimo że wczoraj na to się zapowiadało. Jednak chyba gorąca czekolada Kurka była magiczna.

Po zjedzeniu śniadania i doprowadzeniu się do porządku, zaczął rozmyślać nad wczorajszą propozycją Bartka. Spojrzał na ekran swojego (już prawie rozładowanego) telefonu, gdzie faktycznie ujrzał wiadomość z adresem. Nie było to nawet tak daleko, kilka przystanków autobusem miejskim. Ale z drugiej strony... Co jeśli pozostała dwójka, poza Kurkiem, uważała, że te cholerne zarzuty były prawdą?

Nie był do końca przekonany, co o tym wszystkim sądzić. Za i przeciw było praktycznie po równo, co nie pozwalało mu zdecydować, jak w końcu powinien postąpić. Chociaż właściwie, jeśli później padłoby pytanie dlaczego nie przyszedł, nie byłoby na nie odpowiedzi, co stało się argumentem przeważającym szalę "za".

Przebrał się w czarne jeansy, bluzę w kolorze malachitowym i białe buty. Zarzucił też na siebie wiatrówkę, przypominając sobie, że w przeciwnym razie znów zamarzłby na zewnątrz. Opuścił blok, kierując się w stronę najbliższego przystanku. Jeszcze nie wiedział, czy będzie tego żałował, ale miał nadzieję, że nie. Kochan i Bedni byli naprawdę dobrymi kumplami i może wcale nie uwierzyli w te oskarżenia skierowane w jego stronę?

Kilka przystanków to jednak nie była długa droga i wystarczyło parę minut, żeby znalazł się na odpowiedniej ulicy. Podszedł pod blok o wskazanym numerze i stanął przed domofonem. Po wzięciu kilku głębszych wdechów zadzwonił pod odpowiedni numer. Nie czekał zbyt długo na odpowiedź, bo zaraz drzwi się otworzyły i mógł wejść do środka. Wszedł na pierwsze piętro i zapukał do drzwi mieszkania, bo niestety nikt nie pomyślał o zamontowaniu tam dzwonka.

Już po chwili w drzwiach pojawił się uśmiechnięty Kurek, zdecydowanie zadowolony z tego, że blondyn w końcu zdecydował się przyjść. Przywitali się, po czym mężczyzna wpuścił go do środka. Prawie od razu po przekroczeniu progu Kochanowski zamknął go w niedźwiedzim uścisku. Poczuł się dziwnie, nie spodziewając się takiego gestu od swojego kolegi. Odwzajemnił go jednak, a przyjemne ciepło rozlało się po jego organizmie. Wszystkie wątpliwości, jakie miał w sobie w czasie drogi, magicznie wyparowały, przez co poczuł się dużo lepiej.

— Bartek mówił, że wczoraj nie wydawałeś się zbyt przekonany, kiedy proponował ci przyjście tutaj — zaczął Kuba. — Cieszę się, że zmieniłeś zdanie.

— Aż tak się za mną stęskniłeś w tydzień? — zaśmiał się Fornal, podczas gdy Kochan nadal mocno go obejmował.

— Żebyś wiedział — odezwał się Bednorz, który właśnie wyszedł do korytarza. — Wczoraj, jak Kurek powiedział, że był u ciebie i zaproponował ci, żebyś przyszedł, Kochan stwierdził, że jeśli nie przyjdziesz, on przejdzie się do ciebie — zaśmiał się, podchodząc do blondyna i zbijając z nim piątkę. — Fajnie, że do nas wróciłeś, stary.

Po części, która była powitaniem, wszyscy udali się do niewielkiego pomieszczenia, robiącego chłopakom za salon. Mimo niewielkich rozmiarów było dobrze umeblowane, przez co sprawiało wrażenie dużo bardziej przestronnego. Naprzeciwko drzwi wejściowych mieściło się duże okno. Brązowo-szarą podłogę przykrywał dywan w beżowym odcieniu. Wszystkie meble były drewniane, co dodawało pokojowi swojego rodzaju klimatu. Poza licznymi półkami i szafkami, na tle meblościanki wyróżniał się barek ze zdobieniami wyciętymi w drewnianych drzwiczkach i błyszczącym, metalowym zamkiem. Ciekawe, który z nich miał klucz na swoim przetrzymaniu.

Pierwszym, kto zaproponował picie, był Kochanowski. Nikt nie protestował, więc po chwili Kurek otworzył barek i wyjął z niego litrową butelkę czystej. Fornal nadal miał z tyłu głowy to, jak ostatnio skończyło się w jego przypadku spożywanie alkoholu i zdecydowanie nie chciał powtórki z rozrywki, ale przecież trochę wódki nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Z resztą, chłopak nie był typem osoby która uczyłaby się na błędach i wyciągała z nich wnioski na przyszłość, więc już po chwili nie myślał o sytuacji z przedwczoraj.

Bartek Bednorz wypił najmniej z nich czterech, utrzymując, że nawet nie przepada za alkoholem. Nikt tego nie kwestionował, bo faktycznie zwykle pił najmniej ze wszystkich. Tomek czasem podziwiał Bednorza, że potrafi dobrze bawić się bez alkoholu, ale to było tylko czasami. Wódka albo whiskey były jednak za dobre, żeby dobrowolnie z nich rezygnować.

Kochan przyniósł jeszcze szkockie whiskey po tym, jak znudziło mu się picie czystej. Po jeszcze kilku kieliszkach żaden z nich trzech nie był trzeźwy, ale za to świetnie się bawili.

☕︎

"Nigdy więcej nie piję" to były pierwsze słowa, które pojawiły się w głowie blondyna już pół godziny później. Może nie miał na myśli abstynencji, ale na pewno to, że nie pije z Bartkiem Kurkiem, a już tym bardziej wtedy, kiedy Kochan polewa. Nigdy więcej.

Podczas tego krótkiego przedziału czasu, jakim jest pół godziny, wydarzyło się bardzo dużo. Kuba był pijany do tego stopnia, że zaczął flirtować z Fornalem, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z tego co robi. Jego za to bawiła cała ta sytuacja, więc dla zabawy postanowił odpowiedzieć chłopakowi tym samym, co z perspektywy osób trzecich musiało wyglądać naprawdę... ciekawie.

Osobami trzecimi w tych okolicznościach byli dwaj Bartkowie. I o ile Bednorz miał w to naprawdę wywalone, puszczając muzykę (na tyle cicho, żeby nie przeszkadzać sąsiadom) i tańcząc samemu do jej rytmu, Kurkowi wydawało się przeszkadzać to, co postanowili robić jego koledzy.

Samym w sobie zaskoczeniem był fakt, że Bartek, który zwykle zajmuje się ogarnianiem swoich pijanych kolegów, tym razem sam wypił dużo. A to, że mężczyzna z jakiegoś powodu wszedł na krzesło i zaczął wykrzykiwać niezrozumiałe hasła, zdumiało pozostałych chyba jeszcze bardziej. Zanim którykolwiek z nich zdążył zareagować, krzesło przewróciło się, a Kurek runął na podłogę, niefortunnie uderzając głową w kant drzwiczek od niedomkniętej szafki.

Z rozcięcia na jego głowie zaczęła obficie cieknąć krew, co tylko jeszcze bardziej przeraziło jego również niezbyt trzeźwych kolegów. Bednorz, jako najtrzeźwiejszy z nich wszystkich, zajął się sprawdzaniem oddechu i pulsu mężczyzny. Rozkazał Kochanowskiemu zadzwonić po pogotowie, ale chłopak raczej był zbyt pijany, żeby w ogóle wpisać numer alarmowy, a co dopiero rozmawiać. Fornal za to całkowicie przeraził się stanem Bartka, od razu siadając na podłodze obok niego i błagając, żeby się obudził. Kilka łez spłynęło nawet po jego policzkach, ale przecież to przez alkohol mógł być bardziej wylewny emocjonalnie, więc nikt nie zwrócił na to uwagi.

Karetka przyjechała pod blok równo pięć minut później. Ratownicy wbiegli do mieszkania, od razu podchodząc do poszkodowanego. Rozkazali Bednorzowi i Fornalowi trzymać się z daleka, przy drugim z nich używając trochę siły.

Koniecznym było zabranie Kurka do szpitala, więc już po chwili jego koledzy jechali karetką razem z nim. Ratownicy nie chcieli brać ich ze sobą, ale widząc, że wszyscy spożywali alkohol oraz słysząc groźby Kochana, zlitowali się. Lepsze to niż druga interwencja tego dnia, tym razem do wypadku samochodowego trzech pijanych mężczyzn.

Sformułowanie "nigdy więcej nie piję" pojawiło się w głowie Fornala właśnie podczas jazdy karetką, kiedy patrzył na nieprzytomnego Bartka ze łzami w oczach. Może trochę dramatyzował, bo przecież nie była potrzebna nawet reanimacja, ale martwił się o swojego przyjaciela. W końcu rozcięcie głowy na pewno nie było niczym przyjemnym ani bezpiecznym.

W szpitalu znaleźli się już niedługo potem. Może i lepiej byłoby, gdyby kompania Kurka najpierw w stu procentach wytrzeźwiała, a później tu wróciła, ale nikt z nich trzech nie miał w planach opuścić mężczyzny w tym momencie. A z resztą, Bednorz był praktycznie trzeźwy, więc robił za mózg całej trójki.

Siedzieli właśnie na krzesłach pod jedną z sal, starając się cierpliwie czekać na informacje od lekarza. Fornal chwilę temu przeszedł się do automatu z wodą, która pomogła mu przynajmniej częściowo odzyskać trzeźwe myślenie. Chciał podać też kubek Kochanowskiemu, ale chłopak jedynie oblał się jego zawartością.

W końcu lekarz wyszedł z sali, podchodząc do trójki czekających mężczyzn.

— Ranę będzie trzeba zaszyć, ale oprócz tego pacjentowi nic nie dolega. Po szyciu będzie mógł wyjść od razu ze szpitala — poinformował, nie mając ochoty się z nimi kłócić o to, że nie są nawet z rodziny poszkodowanego. Wszyscy odetchnęli z ulgą na tę informację. Cała akcja zdecydowanie tylko bardziej napędziła im strachu, niż faktycznie okazała się poważna.

Blondyn nie miał zielonego pojęcia, jak później znalazł się w mieszkaniu i co w ogóle stało się dalej. Informacja o stanie zdrowia Bartka uspokoiła go aż za bardzo. Siadając na krześle obok Kochana czuł się, jakby odpływał daleko stąd, a wszystkie jego problemy zniknęły. Zaczął się nawet zastanawiać, czy szatyn nie dosypał czegoś do tego whiskey, bo czuł się dosłownie jak na fazie. Było to spowodowane jednak tylko i wyłącznie silnymi emocjami.

Wieczorem, tego samego dnia, obudził się w swoim własnym łóżku. Przez chwilę nie miał pojęcia, czym był aż tak zmęczony i co działo się przez cały dzień, ale po rozbudzeniu się przypomniał sobie wszystko. Poczuł lekkie ukłucie w podbrzuszu na myśl, że Kurek teraz zapewne miał już zaszytą ranę na głowie i nadal leżał w szpitalu. Chciał jak najszybciej znaleźć się obok niego i upewnić, że lekarz aby na pewno ich nie okłamał, ale po sprawdzeniu godziny zdecydował, że przełożenie tego na jutro będzie dobrym pomysłem.

Odblokował telefon, tym razem już pamiętając, aby podpiąć go do ładowarki. Zauważył w powiadomieniach jedną nową wiadomość, od Bednorza.

od: Bendżi
trochę się przestraszyłem, jak w losowym momencie zasnąłeś leżąc na kochanowskim, ale mam nadzieję, że wszystko dobrze. nie wybieraj się przypadkiem do szpitala, bo bartek już wyszedł i jest z powrotem w naszym mieszkaniu. zamknęliśmy wszystkie szafki tak dla bezpieczeństwa;)

Chłopak odetchnął ciężko, opadając znów na łóżko. Czemu chlanie ostatnimi czasy nigdy nie kończyło się dobrze?

☕︎

Minął miesiąc, podczas którego naprawdę dużo się zmieniło. Nadszedł luty, a zima nadal mocno się trzymała. Ale to nie zmiana w pogodzie była największa, ale w życiach Kurka i Fornala.

Zaczynając, selekcjoner, po dowiedzeniu się o wyczynie Bartka, kategorycznie zabronił brać mu udział w treningach, na co w sumie był już skazany, bo nawet lekarz stanowczo odradził mu po incydencie grać przez najbliższe trzy tygodnie. Grbić jednak zawiesił go na trochę dłużej. Nikt nie wyjawił mu, że Tomek Fornal również wtedy tam był, bo to byłby chyba gwóźdź do trumny dla wszystkich trzech z nich.

Na przestrzeni całego miesiąca, Fornal utrzymywał dobry kontakt z Kochanowskim i Bednorzem. Świetnie się dogadywali i naprawdę wspierali blondyna w sytuacjach w których tego potrzebował.

Największym wsparciem dla niego jednak był Kurek, który spędzał z nim najwięcej czasu i nie pozwalał mu popaść w błędne koło, w którym zapewne bez niego naprawdę szybko by się znalazł. Już po tygodniu od wypadku w mieszkaniu chłopaków, Bartek stwierdził, że zalecenia lekarza są "do wyjebania", więc wychodzili razem grać w siatkówkę. Ich treningi trwały zwykle po dwie godziny dziennie, ale za to żadnego dnia przez dokładnie trzy tygodnie nie mieli od nich przerwy. A nawet... nie chcieli robić od nich przerw. Wydawało się, że naprawdę czerpali przyjemność z tego czasu, który spędzali razem. I to niekoniecznie gra była przyczyną, ale bardziej ich wzajemna obecność. Mała iskierka, która zapłonęła pomiędzy nimi już wcześniej, teraz wzrastała na sile i przypominała już bardziej ognisko. Cytując słowa Kuby Kochanowskiego, skierowane do Fornala, "przyciąganie między wami jest takie, że nawet my je odczuwamy". I coś w tym było.

Fornal przez te trzy tygodnie zdążył stwierdzić, że coś w nim się zmieniło. I nie miał tu na myśli wydarzeń sprzed miesiąca, ale coś całkiem innego. Czuł się w stosunku do Bartka inaczej, niż czuł się normalnie do swoich przyjaciół. Inaczej w pozytywny sposób, ale nadal było to dla niego lekko dziwne. Potrzebował chwili na przyswojenie faktu, że podobał mu się mężczyzna. W gruncie rzeczy, do tej pory nie brał pod uwagę takiej opcji. I na myśl o tym ogarniał go strach. W większości spowodowany faktem, że Kurek mógłby tego nie zaakceptować.

Jeśli chodziło o jego karierę, wszystko stało w miejscu przez cały ten miesiąc. Tak jak się spodziewał, nie miał możliwości na podpisanie kontraktu z żadnym innym klubem w całej Polsce. Przynajmniej nie teraz. Grbić nie żartował i zrobił to, co powiedział, naprawę skrzętnie. Blondyn został praktycznie wykluczony z siatkówki w każdym tego słowa znaczeniu.

Z tego więc powodu podjął decyzję o wzięciu tych spraw w swoje ręce. Najpierw jego uczucia, potem kariera, która nie mogła być zawieszona w powietrzu.

Tak oto pewnego lutowego poranka kierował się do mieszkania trzech kolegów z byłej drużyny. Cudem był fakt, że siatkarze nadal mieszkali razem i nie pozabijali się, albo w lepszym wypadku, po prostu nie spalili mieszkania i całego bloku. Może to jednak wcale nie byłby lepszy wypadek.

Bartek Bednorz i Kuba Kochanowski byli teraz na treningu, więc mógł liczyć, że Kurek będzie sam. Treningi organizowane przez Grbicia miały już powoli dobiegać końca, bo jednak sezon klubowy przysparzał siatkarzom z reprezentacji obowiązków, których nie mogli przez zbyt długi czas zaniedbywać. Jeśli chodziło o Bartka, grającego w japońskim klubie, już w niedługim czasie miał opuścić Europę. Nie on jeden. W każdym razie, sprawa dla Tomka wyglądała prosto: teraz albo nigdy.

Z początku pesymistycznie wybrał nigdy, ale nadszedł ten jeden dzień w którym wstał z łóżka i stwierdził, że nie może po prostu wyjechać bez powiedzenia mężczyźnie o wszystkim, co działo się w jego głowie. Z początku nie miał pojęcia, co powiedzieć, bo sam nie wiedział, co czuje, ale zdał się na najlepszy sposób do rozwiązywania problemów – pójście spać i ignorowanie ich. Starał się o tym nie myśleć aż do momentu, w którym po prostu będzie musiał zacząć rozmowę z mężczyzną. Wtedy dobierze słowa na szybko w głowie i jakoś to wyjdzie.

Mimo że szedł na nogach, droga na tamto osiedle nadal nie była bardzo długa, przez co znalazł się tam naprawdę szybko. Zanim zdążył się zorientować stał przed drzwiami mieszkania Kurka i spółki, a już po sekundzie stał przed nim Bartek we własnej osobie. Mężczyzna wpuścił go do środka.

— O, hej. Nie spodziewałem się, że wpadniesz. Chcesz coś do picia? — spytał ze swoim charakterystycznym entuzjazmem.

— A co masz? — Okej, może to pytanie nie było zbyt mądre ale w tamtym momencie jego serce biło jak szalone, przez co nie myślał do końca racjonalnie.

— Kurwa no, wszystko. Wodę, wodę z sokiem, sam sok, kawę, herbatę, wódkę, piwo, whiskey, wino, piwo zero, płyn do naczyń — zaczął wyliczać. — A nie, płyn do naczyń jednak nie. Kochan mówił, że smakuje chujowo — poprawił się. Blondyn parsknął śmiechem.

— Myślę, że postawię na kawę. Wiesz jaką — odpowiedział, odwieszając kurtkę na wieszak w przedpokoju.

— Mała czarna. Robi się — odparł, kierując się do kuchni. Fornal w tym czasie przeszedł do salonu, siadając na kanapie. Teraz jego zestresowanie zaczęło objawiać się jeszcze bardziej. Nie miał zielonego pojęcia, jak rozpocząć rozmowę, czy w ogóle ją rozpoczynać i jak powiedzieć mu o wszystkim, co czuł. Po co w ogóle tam przychodził?

Kurek po niespełna dwóch minutach wszedł do pomieszczenia z dwoma kubkami w rękach. Podał jeden blondynowi, a drugi postawił przed sobą. Na twarzy chłopaka pojawił się lekki uśmiech.

— Nadal pijesz gorącą czekoladę, zamiast spróbować po prostu kawy? — spytał z nutką rozbawienia w głosie. Przypomniał mu się ten jeden wieczór, dzień po feralnym wyjściu do klubu. Poczuł dziwny ucisk w podbrzuszu na myśl o tym.

— Też powinieneś w końcu zacząć pić czekoladę. Smakuje lepiej — mruknął, biorąc łyka swojego napoju.

— A przesłodzona już na pewno smakuje cudownie — sarknął Tomek, również biorąc do rąk kubek ze swoją kawą.

— Nie jest przesłodzona. — Kurek przewrócił oczami. Nie miał znów ochoty na przegadywanie się na ten temat, bo już raz miało to miejsce. Fornal chyba tym razem też nie zamierzał rozmawiać o takich głupotach, bo już po chwili wyraz jego twarzy zmienił się na poważny, a spojrzenie padło na ciemny napój w kubku.

— Nie jestem w stanie znaleźć żadnego klubu, który podpisałby ze mną kontrakt. Nawet od przyszłego sezonu — zmienił temat, nie patrząc na mężczyznę. Co prawda już o tym rozmawiali, ale od czego innego miał zacząć?

— Musi być jakiś sposób. Kurwa, przecież Grbić wymyślił sobie te narkotyki. Skoro nic nie brałeś, na pewno da się udowodnić, że to jakieś bajki — odparł mężczyzna, wyraźnie się irytując. Naprawdę nie lubił momentów, w których blondyn tracił wiarę w siebie.

— Wiem, Bartek, mówiłeś to już — mruknął pod nosem, przymykając powieki. — To nie ma sensu. Jeśli chcę dalej grać, muszę się bardziej postarać.

— To znaczy? — Uniósł brwi, nie rozumiejąc jego toku myślenia. — Musisz po prostu poczekać, a potem zdobyć jakieś dowody na to, że... — zaczął, ale Tomek wszedł mu w słowo.

— Sam mówiłeś mi, że staniem w miejscu i czekaniem nic nie załatwię. Więc mam lepszy pomysł. Wyjadę i spróbuję gdzieś indziej. Nie będzie tak samo, ale się uda — powiedział, w końcu przenosząc spojrzenie na swojego przyjaciela.

— Wyjedziesz? — wydusił z siebie, zdziwiony. Takiej decyzji z jego strony się nie spodziewał.

— Sam grasz w Japonii. Myślałem, że to rozumiesz. — Spuścił głowę, znów unikając świdrującego spojrzenia mężczyzny. Z Kurkiem w takich sytuacjach zdecydowanie nie dało się utrzymać kontaktu wzrokowego.

— I co sprawiło, że przyszedłeś do mnie z tym teraz, a nie, kurwa, nie wiem, dwa tygodnie temu albo wcale? — spytał, nie rozumiejąc kompletnie zachwiania Fornala. Ten przełknął ślinę. Wiedział, że rozmowa w końcu wkroczy na te tory, ale miał nadzieję, że nie aż tak szybko. Nie do końca był na to chyba gotowy.

— Czuję się dziwnie — stwierdził. W tamtym momencie mógł oczekiwać medalu za najgorsze odpowiedzi na pytania, jakie mogłyby w ogóle paść. Naprawdę musiał nie mieć pomysłu na tę rozmowę, żeby rozpocząć ją tymi słowami. Pogratulował sobie w myślach głupoty.

— Co? Co ty pierdolisz? Przynieść ci wody? Nie wiem, słabo ci czy czy jeszcze coś innego? — Bartek zasypał go od razu pytaniami, zrywając się z miejsca i zmierzając ku kuchni.

— Nie, nie w tym sensie. Kurwa, źle to powiedziałem. Miałem na myśli, że czuję się dziwnie w stosunku do ciebie. — W końcu odważył się to powiedzieć. Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku i znów zaczął taksować blondyna przenikliwym spojrzeniem niebieskich tęczówek.

— Wysławiaj się, Fornal, bo nic nie rozumiem z twojego pierdolenia w tym momencie — rzucił, coraz bardziej zdziwiony zachowaniem przyjaciela. Czasem jakieś dziwne myśli wpadały mu do głowy, ale nie w aż takim stopniu.

— Kiedy ja sam tego nie rozumiem — powiedział, a jego głos przybrał lekko zdesperowany ton. Podszedł kilka kroków w kierunku Kurka. — Zwyczajnie... Nie czuję się wcale, jakbyś był moim przyjacielem. I nie mam tu na myśli, że nim nie jesteś, ale... Kiedy przebywam z tobą w jednym pomieszczeniu, pojawia się u mnie dziwne uczucie w podbrzuszu i klatce piersiowej. Mam ochotę stale patrzeć na twoje oczy, czuć twój dotyk, nawet przypadkowo, słuchać twojego głosu, jakich głupot byś nie gadał — zaczął monolog. — To brzmi słabo — mruknął trochę ciszej, do siebie. Czuł się trochę głupio, mówiąc to wszystko, podczas gdy mężczyzna stał centralnie przed nim i słuchał go, nie odzywając się słowem. — Do tej pory nigdy nie czułem takich emocji w stosunku do mężczyzny. To chyba trochę źle. — Przygryzł wargę, starając się utrzymać ten kontakt wzrokowy. Przygotowywał się mentalnie na śmiech ze strony Kurka.

— Nie jest źle, dopóki czujesz się z tym dobrze — odparł, uśmiechając się do niego. Wydawało się to podejrzane, zwłaszcza ze strony Bartka. Naprawdę nie zaśmiał się i nie odwrócił tego w żart?

— Kiedy ja się w ogóle nie czuję. — Pokręcił głową, śmiejąc się, chociaż ten śmiech nie był do końca wesoły. "Nie czuję się", fenomenalny tekst.

Jakie masz wątpliwości? — Uśmiechnął się jeszcze szerzej, powodując tym samym jeszcze większy mętlik w głowie Tomka.

— Na przykład takie, że masz żonę i w ogóle nie powinienem mówić takich rzeczy... — nie zdążył dokończyć tego zdania, bo mężczyzna zaśmiał się niezbyt radośnie.

— Naprawdę byłeś wtedy zbyt pijany — mruknął.

— Kiedy? I dlaczego? — Tym razem to blondyn był tym zdziwionym. O co Kurkowi, do cholery, chodziło?

— Ta jedna pamiętna impreza. Powiedziałem ci wtedy, że rozstałem się z Anią. Wiedziałem, że tego nie zapamiętasz — dodał, a ton jego głosu brzmiał, jakby właśnie wygrał jakiś naprawdę opłacalny zakład. Fornal rozchylił lekko usta, próbując nadążyć za informacjami.

— Przykro mi — odparł, w końcu zdając sobie sprawę w stu procentach z jego słów.

— Niepotrzebnie. Nie zmieniaj tematu. Byliśmy przy nas, nie przy Ani.

Tomek naprawdę nie rozumiał jego zachowania. Idąc tu był pewien, że mężczyzna podejdzie do tej rozmowy jak do jakiegoś bardzo zabawnego żartu, śmiejąc się, a potem wypominając mu to do końca życia. Właśnie taki z charakteru był Kurek i jak do tej pory wcale się nie zmieniał. A tym razem chyba potraktował go poważnie.

— Chyba powiedziałem już wszystko, co miałem powiedzieć — odparł, nadal starając się nie spojrzeć w bok, mimo że miał już dość kontaktu wzrokowego z Bartkiem.

— Okej, to skoro wszystko jest już powiedziane... — zawiesił głos na końcu wypowiedzi, specjalnie nie kontynuując.

Fornal widział ten uśmiech na jego twarzy, który mógł oznaczać naprawdę wszystko, ale nie spodziewał się, że mężczyzna podejdzie do niego jeszcze bliżej, na tyle, że mógł zobaczyć dokładnie wszystkie odcienie niebieskiego w jego oczach. Zjechał spojrzeniem trochę niżej, na jego usta, co całkowicie zachęciło Kurka. Zniwelował centymetry dzielące jego twarz od twarzy blondyna, niemal od razu złączając ich usta w krótkim pocałunku. Tomek właściwie nie zdążył zorientować się w sytuacji, ale wiedział, że naprawdę mu się to podobało, mimo że nie powinno. Tym razem to on przejął inicjatywę i wbił się w usta mężczyzny jeszcze gwałtowniej, zaczynając dłuższy i głębszy pocałunek.

Blondyn wrócił do realnej rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy ponownie się od siebie oderwali. Nawet jeżeli to, co właśnie się pomiędzy nimi działo, nie było do końca na miejscu, naprawdę mu się podobało. Pierwszy raz w życiu całował się z kimkolwiek tej samej płci, ale wcale mu to nie przeszkadzało. A przynajmniej nie do momentu, w którym uświadomił sobie, że jego przyjaciel właściwie niedawno przeszedł przez przykre wydarzenie, jakim jest rozwód.

— To nie było na miejscu — odezwał się, czując swego rodzaju wyrzuty sumienia, ale równocześnie też przyjemne uczucie w podbrzuszu.

— Trudno. Muszę stwierdzić, że też czuję się w stosunku do ciebie "dziwnie" — powiedział, nadal się uśmiechając. — Już kilka razy ostatnio miałem ochotę zrobić to co chwilę temu i... Do tej pory się powstrzymywałem, ale po tym co powiedziałeś, już nie dałem rady. W sumie, to było słodkie, jak przez chwilę przestałeś klnąć na prawo i lewo i powiedziałeś coś takiego.

Fornal spuścił głowę, bo czuł doskonale, że lekkie rumieńce wpłynęły na jego policzki. Takie słowa od Kurka to była tak bardzo rzadkość, że musiały od razu do niego trafić.

— Dobra, kurwa, przestań pierdolić głupoty, bo na trzeźwo to nie ma chuja, że będziemy tak rozmawiać — odpowiedział, uśmiechając się pod nosem.

— Już się martwiłem, że ty to nie ty, ale jednak wszystko jest w jak najlepszym porządku — Bartek zaśmiał się, siadając z powrotem na kanapie. — Ale teraz tak na serio, czemu zdecydowałeś się tutaj przyjść i mi to wszystko powiedzieć? Teraz?

— Za chwilę wracasz do Japonii. Prawdopodobnie nie zobaczymy się do lata, jeśli nie dłużej. Po prostu... Będę tęsknił — wyznał szczerze, w końcu podnosząc spojrzenie z powrotem na niego.

— To dziwne. Wiesz, co mówiłeś wtedy, jak pomagałem ci wrócić do domu z klubu? — zapytał, patrząc na niego z powagą. Tym razem chyba nie żartował sobie z tego, jak śmieszna i żenująca była ta sytuacja.

— Co tym razem? Mam się już zapadać ze wstydu? — jęknął, podchodząc do kanapy i siadając trochę dalej od Kurka, żeby mieć widok na jego twarz.

— Nie, poważnie. Powiedziałeś, że zależy ci tylko i wyłącznie na karierze i że nie jesteś przywiązany emocjonalnie do żadnej osoby — przytoczył jego słowa.

— No to zrobiłem wyjątek. — Uśmiechnął się.

☕︎

Czarne BMW X5 przemierzało ulice miasta, kierując się w stronę Balic. Kierowca przeklinał pod nosem, rozwijając prędkość ledwie mieszczącą się w górnych granicach dopuszczalnej. Nie miał teraz czasu na płacenie mandatu, ale na powolną jazdę i czekanie w korkach również nie miał. Spojrzał nerwowo na zegar, licząc w myślach, ile miał czasu. Gdyby nie ta nagła, niezaplanowana wizyta w swoim dawnym mieszkaniu na drugim końcu miasta, miałby na spokojnie dużo czasu. Ale w takich momentach, jak zawsze wszytko działo się na złość.

Bednorz co równe pięć minut pisał do niego, pytając gdzie jest i prosząc, żeby się pospieszył. Kurek tylko jeszcze bardziej się przez to irytował, no bo co on miał, do cholery jasnej, zrobić? Przelecieć nad samochodami stojącymi w korku?

Dojechawszy w pobliże lotniska, gorączkowo rozglądał się za wolnym miejscem na którymś z parkingów. Zaparkował na pierwszym lepszym, nie patrząc nawet, jak dużo będzie musiał zapłacić za ten parking. Wyskoczył z samochodu jak poparzony, prawie biegiem udając się w stronę budynku. Od razu po wejściu tam zaczął rozglądać się za miejscem, w którym mieli stać jego przyjaciele.

W końcu dostrzegł ich na jednej z ławek. Bartek siedział z telefonem w ręce, zapewne znów pisząc do niego SMS'a o treści "pospiesz się", Fornal zaciskał rękę na rączce od walizki, mówiąc coś do Kuby, który trzymał w ręku kartonowe pudełko z chusteczkami higienicznymi.

Podszedł do nich zdyszany, opierając ręce na kolanach.

— No nareszcie, stary. — Bednorz uśmiechnął się, odkładając swojego iPhone'a do kieszeni jasnych jeansów. Tomek odwrócił głowę i posłał Kurkowi takie spojrzenie, jakby co najmniej zobaczył ducha.

— Przyjechałeś? — spytał ze zdziwieniem. — Byłem pewien, że już się nie pokażesz.

Mężczyźnie opadły ręce, w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Czy serio ci dwaj idioci, ośmielający nazywać się jego przyjaciółmi, nie raczyli powiedzieć blondynowi, jaki rajd robił, aby zdążyć tutaj dotrzeć? Albo chociaż że w ogóle tu jechał?

— Oczywiście, że tak — odpowiedział, uśmiechając się. Nadal był z siebie dumny, że przyjechał na czas. — Kochan, ty płaczesz? — zmienił temat, przenosząc spojrzenie na chłopaka grającego na pozycji środkowego, którego oczy świeciły od łez.

— Tak jakoś... — mruknął pod nosem. — Pożegnania są chujowe. A ten debil — uderzył Fornala z łokcia pod żebra — cały czas zapiera się, że nie wie, kiedy wróci. I czy w ogóle wróci. I powiedział, że możemy się żegnać już na zawsze. — Pojedyncza łza znów spłynęła po jego policzku, ale od razu wytarł ją chusteczką. Blondyn za to uśmiechał się, patrząc na niego.

Wtedy wszyscy usłyszeli z głośników komunikat dotyczący lotu Tomka. Kanada. Fajnie. Do tej pory nie chciał przyznać się nikomu, gdzie chce wyemigrować.

Dobra, bo my tu gadamy, a ja muszę powoli lecieć — odezwał się w końcu Fornal, wstając z miejsca.

Podszedł najpierw do Bednorza, zbijając z nim piątkę i lekko obejmując się w męskim stylu. Kochanowski zdecydowanie podszedł do tego bardziej emocjonalnie i wtulił się w blondyna na kilkanaście dobrych sekund, nadal cicho pociągając nosem. Chłopak również go objął, próbując mu wytłumaczyć, że żartował z tym pożegnaniem na zawsze. W końcu odsunął się od Kuby i podszedł do Kurka. Jego też przytulił, kładąc głowę na parę sekund na jego ramieniu.

— Kiedy wrócę, pójdziemy jeszcze razem na kawę? Albo lepiej na kawę i czekoladę? — powiedział tak cicho, żeby tylko mężczyzna to usłyszał.

— Jasna sprawa. — Uśmiechnął się, nie pokazując tego, że w rzeczywistości było mu przykro.

W momencie, w którym Fornal odsunął się od Bartka i wziął za rączkę swojej walizki, z głośników drugi raz wybrzmiał ten sam komunikat, w razie gdyby ktoś głuchy go nie usłyszał. Posłał im ostatni raz promienny uśmiech, odwracając się i zmierzając w stronę bramek.

Kurek stał nadal w miejscu, razem z Bednorzem i Kochanowskim. W tym momencie czuł doskonale, że będzie za nim tęsknił. Wiedział, że sam w Japonii będzie czuł się naprawdę okropnie. Podjął już decyzję o przeniesieniu się z powrotem do Polski, bo nie byłby już w stanie dłużej sam mieszkać tak daleko od rodzinnego kraju. Ale Fornal... Nie grał już w reprezentacji Polski, więc nie było pewne, że wróci w lecie. Łzy zaczęły napływać do oczu mężczyzny na samą myśl o tym, ale nie chciał okazywać słabości, tym bardziej przed Kochanowskim, który już sam z siebie wystarczająco się wypłakał. Jedno było pewne: Tomasz Fornal był, jest i będzie reprezentantem Polski. Wiedział to każdy w tej drużynie, więc Kurek był pewien, że zawalczą o jego powrót, a co najważniejsze o jego honor. Bo jego miejsce było właśnie w tej reprezentacji. W reprezentacji Polski.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top