Rozdział VI

- I co o tym sądzisz?- spytałem po opowiedzeniu całej historii.
- Sądzę, że...ten prąd w fabryce kopnął Cię z deczka za mocno.- chciał wyjść ale zostawiłem mu drogę.
- Przypominam, że to ty przyszedłeś do mnie.- zgromiłem go wzrokiem.
- Uznajmy to za prawdę, co chcesz z tym zrobić?- wstał z łóżka.
- Wiem czego nie chcę. Nie zostawię moich, naszych przyjaciół w takim stanie.
- Wiesz jak to brzmi? Jak kompletne szaleństwo!
- Chłopak, którym byłeś, którym jesteś był gotów tylko na takie akcje.- musiałem sprowadzić Odda na ziemię, musi być sobą.
- Powiedzmy, że nie zwariowałem, a te głosy to norma...- zmarszczył brwi- To co robimy?
- Idziemy po resztę.- wziąłem plecak wychodząc z pokoju, po chwili Odd zrobił to samo.
- Ale teraz mamy chemie!- zawołał za moimi plecami.
- To świetna okazja na małe przedstawienie.- odparłem uśmiechając się do siebie.

Lekcja trwała już około pięciu minut, a naszym celem było opuszczenie klasy wraz z Urlichem. Czas dłużył się nieubłaganie, aż w końcu odwróciłem się do chłopaka dając mu sygnał do działania.
On wtedy podał małą karteczkę, która trafiła do bruneta. Widać było, że im dalej czytał tym bardziej robił się czerwony. Nagle zerwał się z miejsca.
- Della Robbia, zafajdany smrodasie nie waż się tak o niej mówić.- cała klasa zwróciła się w ich stronę co oznaczało, że przedstawienie się zaczęło. Blondyn również wstał z udawaną agresją.
- Przecież to prawda! Nie moja wina, że jesteś na tle tępy i tego nie widzisz!
- Spokój! Co wy sobie wyobrażacie! To lekcja chemii, a nie boisko!- do akcji wkroczyła nauczycielk, sądząc po jej minie też się obawiała dojścia do rękoczynów.
- Po tobie Urlich się tego spodziewałam, ale ty Odd taki wzorowy uczeń?- czułem, że to moja kolei, za tą rolę powinienem dostać oskara.
- Przepraszam.- zająłem miejsce obok nauczycielki- Jako wzorowy uczeń, aby dać przykład pozostałym, obecnym w tej klasie uważam, iż rozsądnie by było ukarać osoby odpowiedzialne za to zdarzenie.- długo mi się przyglądał.
- Masz racje Jeremi. Wy dwaj do dyrektora! Biegiem!- większość osób patrzyła na mnie jak na lizusa, ale ja wiedziałem swoje.
- Znam tą dwójkę i wiem, że na pewno nie posłuchają.- ciągnąłem dalej- Osobiście dopilnuję aby dotarli na miejsce.- Mówiąc ostatnie słowa praktycznie wypchnąłem ich z klasy.
- Zgoda, ale wróć jak najszybciej na lekcję.
- Oczywiście.- uśmiechnąłem się z faktu, że plan wypalił i opuściłem klase.

- Dobra teraz pogadamy.- brunet pchnął Odda na ścianę.- Najpierw z nim później z Tobą.- wskazał na mnie.
- Owszem pogadamy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top