4

Odd nie był okrutnym człowiekiem, a przynajmniej nie dla osób, które darzył sympatią. Mimo to znajdował mroczną satysfakcję w obserwowaniu, jak dziewczyna wiła się pod wpływem jego spojrzenia, a jej ręce drżały, gdy próbowała nałożyć szkiełko nakrywkowe na podstawowe.

- Przestaniesz wreszcie? - syknęła, na tyle cicho, by tylko on to usłyszał. Uniósł kącik ust, mrucząc ciche 'nope', dopóki nie kopnęła go w kostkę, na co tylko zachichotał. Szczerze mówiąc nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się na tyle komfortowo, by dotykać kogokolwiek i jakkolwiek, zaledwie po kilku spotkaniach. Jednak po tym, jak po imprezie pozwoliła mu się przytulić na pożegnanie i chwilę później zwymiotowała mu na buty, było jej już wszystko jedno. I sądząc po tym, że dalej z nią rozmawiał, jemu chyba też.

***

Na początku, gdy spotkali się po imprezie, było to na wspólnych zajęciach z Jimem, więc nie miał okazji by z nią porozmawiać. Miał za to mnóstwo czasu, by ją obserwować podczas gry w siatkówkę, kiedy ich drużyna czekała na ławce. Dziewczyna była raczej obojętna na otoczenie; nie patrzyła na ludzi, nie rozglądała się wokół, jedynie robiła to co jej kazano i to w najszybszym tempie jakie było możliwe. Natomiast jej zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy tylko zauważyła w przeciwnym teamie Charliego, a jej uśmiech jasnowłosy mógł zobaczyć z drugiego końca sali. Właściwie nie można było dłużej nazywać tego grą drużynową, gdy każda piłka jaka lądowała w ich zasięgu, była natychmiast odbijana w kierunku drugiego. I tak było za każdym razem. Kiedy tylko jedno pojawiało się w pobliżu, drugie natychmiast odwracało głowę w jego stronę, wiedzione szóstym zmysłem. Dlatego będąc świadkiem ich zażyłej relacji, Odd musiał przyznać, że poczuł się odrobinę wyjątkowo, kiedy i na jego widok zaczęła się uśmiechać.

Alex z kolei kompletnie nie wiedziała co myśleć o chłopaku. Sądziła, że był całkiem podobny do Charliego i poniekąd musiała to być prawda, skoro tak dobrze się dogadywali. Jednak im dłużej miała okazję go obserwować, tym naturalnie więcej różnic zauważała. Odd był cholernie charyzmatyczny i szczerze mówiąc całkiem bezczelny, szczególnie na zajęciach. Był też bardzo pewny siebie i wiecznie robił co chciał. Kiedy miał ochotę o coś zapytać, robił to. Kiedy chciał porozmawiać z nią, rozmawiał z nią, nieważne czy była sama, w grupie ludzi, znudzona czy zajęta. Zawsze uważała swojego przyjaciela za niezłego ekstrawertyka, ale Della Robbia był na kompletnie innym poziomie. Może dlatego, że Charlie mimo wszystko zwracał uwagę na uczucia innych ludzi, od razu porzucając temat, o którym nie chcieli rozmawiać. Rzadko też faktycznie inicjował kontakt, jeżeli nie miał w tym żadnych intencji, w czym był podobny do niej. Odd natomiast zawsze był pierwszym, który zaczynał konwersację, często bez wyraźnego powodu. On też był tym, który zawsze naciskał, by dowiedzieć się więcej, dopóki ludzie nie zaczynali się irytować i wreszcie wybuchać. W zależności od tego kim był dla niego rozmówca, dopiero wtedy przestawał lub przeciwnie, kontynuował, dla własnej sadystycznej rozrywki. Na początku uznała go za przytłaczającego, ale z czasem zaczął być dla niej fascynujący. Musiała też przyznać, że zaskoczyło ją to, jak bardzo ekspresyjny był, czasem zbyt teatralny jak na jej gust. A sposób, w jaki często na nią patrzył kiedy byli sami, kazał jej myśleć, że było w tym ziarno prawdy. 

W każdym razie uwielbiała fakt, że żaden temat do rozmowy nie był nieodpowiedni, a każda okazja była dobra, by z niej żartować, o ile nie uderzała w ich własny, bardzo słaby kręgosłup moralny. 

On też to lubił. To było dla niego ciekawe, to było zabawne.

***

Właściwie musiała przyznać, że współpraca z nim na zajęciach nie była taka zła. Na pewno miał problemy z koncentracją i przez większość czasu zajmował się wszystkim, tylko nie ich zadaniem. Natomiast kiedy już skupił się na poleceniu, co zdarzało mu się niestety rzadko, robił to szybko i niemal bezbłędnie. Pierwsze podejście do ich projektu mieli tego samego dnia, ale zbieranie roślin ostatecznie zakończyło się wyrzuceniem połowy z nich. Kolejnym razem spotkali się w piątek, także po zajęciach z biologii, by skończyć razem z Charliem na mieście, gdzie Odd oprowadzał ich po jego ulubionych barach. Jasnowłosy zauważył, że gdy spotykali się we trójkę, Alex była dwa razy bardziej gadatliwa, niż gdy byli sami. Natomiast gdy raz podszedł do nich na przerwie Ulrich, ciemnowłosa milczała niemal przez całą ich rozmowę.

- Nieśmiałość kompletnie do ciebie nie pasuje. - powiedział jej wtedy, na co wzruszyła ramionami.

- Nie jestem nieśmiała. - odparła lekceważąco. - Po prostu odzywanie się nie leżało w moim interesie.

Jakoś więc tak się złożyło, że mniej czasu poświęcali na pracę, a zdecydowanie więcej na rozrywkę i po jakimś piątym razie przestali udawać, że widują się tylko dla projektu. Mimo wszystko Della Robbia dalej używał tej wymówki, by usprawiedliwić wszystkie te opuszczone spotkania z przyjaciółmi, podczas których spędzał czas ze swoimi nowymi znajomymi. W pewnym momencie Ulrich zaczął żartować, że jasnowłosy znów stracił głowę dla dziewczyny, ale to nie była prawda. No, przynajmniej nie do końca. W każdym razie spotkania z nią skutecznie odciągały jego myśli od całej tej sytuacji z Xaną, o czym z kolei uwielbiali przypominać mu wojownicy. A już szczególnie William-Pies-Dunbar, który znalazł sobie świetny sposób na granie mu na nerwach, poprzez wymyślanie kolejnych przezwisk dla blondyna. Powiedzmy, że śmietnik Xany był najmilszym, co od niego usłyszał.

- I jak ci idzie? - słowa Alex wyrwały go z zamyślenia, za co przeklął się w duchu. Ostatnio pozwalał sobie na to zbyt często.

- Spoko. A tobie? - uśmiechnął się. Siedzieli w jednej z tych pustych, zawsze otwartych klas, które miały bezpośrednie wyjście na podwórze, a przed nimi znajdował się stos starych gazet, papieru, taśm i markerów. Ciągle zwlekanie doprowadziło ich do punktu, w którym musieli zrobić wszystko na ostatnią chwilę, by zdążyć z projektem do następnych zajęć.

- Wiesz, z twoją pomocą na pewno byłoby szybciej. - prychnęła, przyklejając ostatni fragment łodygi do papieru.

- Ale to ty chciałaś robić wszystko sama.

- Tak, teorię. - sprostowała, przesuwając w jego stronę gazety. - Brudną robotę chciałam zwalić na ciebie.

- Mamy zdecydowanie odmienną definicję brudnej roboty. - mruknął tylko, nim sięgnął po pierwszą z brzegu roślinę spomiędzy stron czasopisma, zaczynając przyklejać ją na przygotowaną kartkę A3. W tym czasie dziewczyna próbowała znaleźć nazwy dla okazów, które zdołali zgromadzić, ale szybko okazało się to trudniejsze niż sądziła.

- Myślisz, że to to? - pokazała mu ekran telefonu. Jasnowłosy rzucił okiem i pokręcił głową.

- To nawet nie ta rodzina. - stwierdził, a kiedy nie odpowiedziała, spojrzał na nią zdezorientowany. - No co?

- Przecież wyglądają identycznie! - zmarszczyła brwi, jeszcze raz spoglądając na zdjęcie.

- Wcale nie. Ma zupełnie inne liście, już nie mówiąc o kwiecie. - wzruszył ramionami, sięgając po jej telefon, by wpisać nazwę, która przychodziła mu do głowy. - Myślę, że to raczej to. - pokazał inny okaz, który w jej oczach różnił się jedynie podpisem.

- Skąd ty to kurwa wiesz?

- Moi starzy bawią się w ogrodnictwo. - powiedział, jakby to było dobre wytłumaczenie.

- No i? Moja stara też, a jestem przekonana, że ostatnie co wie o tych chwastach, to do jakich rodzin należą. - prychnęła, marszcząc śmiesznie brwi, gdy patrzyła na jego pracę w mieszance podziwu i obrzydzenia.

- Kiedy coś ich zaciekawi, idą na całość, jak sądzę? - stwierdził. Alex uważała to za absolutnie nie fair, że w przeciwieństwie do niej, kompletnie nie przejmował się tym, że uważnie obserwowała co robił. Właściwie nawet bawiła go jej rosnąca frustracja, gdy dopasowywanie odpowiednich nazw wyraźnie ją przerosło. - Chcesz się zamienić?

- Tak, proszę. - jęknęła, zabierając z powrotem kartki i taśmę. - Mam ochotę rzygać, patrząc na to wszystko.

- Tylko tym razem omiń moje buty, dobra?

- Nic nie obiecuję. - odparła i po chwili zapadła między nimi cisza. To była jedna z wielu rzeczy, która ją zaskoczyła, gdy zaczęła poznawać Odda, bowiem rzadko milczenie w obecności nowo poznanych osób było dla niej komfortowe. 

- No witam botaniczne świry. - usłyszał za plecami i nie musiał się odwracać, by zobaczyć kto wszedł. Wystarczył szeroki uśmiech dziewczyny, by zgadnąć. - Pomóc wam?

- Nie. - westchnęła Alex, nim jasnowłosy zdążył cokolwiek powiedzieć. - Bo później będziesz chciał pomocy z fizyki, a ostatnie co zamierzam robić, to kleić modele układu słonecznego.

- Kurwa. - mruknął. - Plan był dobry. - dodał, po czym wyciągnął z plecaka dwie puszki energetyka, podając jedną blondynowi, a drugą stawiając przed dziewczyną.

- Dzięki, ale nie chcę. - stwierdziła i nawet Odd zmarszczył brwi, nim postukała palcem niebieski napis z przodu puszki - Zero.

- No widzisz? Dedykowany. - Charlie wzruszył ramionami, po czym zwrócił uwagę na jej pracę i wskazał na świeżo ukończoną kartkę. - Krzywo przykleiłaś.

- Zabiję cię. - syknęła, choć jej kąciki ust mimowolnie drgnęły.

- Uważaj, bo uwierzę. Kto wtedy poda ci szklankę wody na starość? - przewrócił oczami. - W każdym razie muszę lecieć, jestem spóźniony o jakieś... - zerknął na zegarek i skrzywił się nieznacznie. - dużo. Miłej roboty.

- To po co pytałeś...

- Dzięki za picie! - rzucił na pożegnanie jasnowłosy, przerywając dziewczynie, na co brunet zasalutował, nim poszedł w swoją stronę. Gdy tylko wojownik sięgnął po wspomniany energetyk, dłoń Alex wystrzeliła w jego stronę, podsuwając mu swój pod nos.

- Chcesz się zamienić? - jej wyraz twarzy był tak zdesperowany, że wywołał u niego cichy śmiech.

- Nie.

- Fair. - westchnęła, a pstryknięcie zawleczki był jak strzał z pistoletu prosto w jej serce.

W pewnym momencie przeszedł go dziwny dreszcz, który skłonił go do uniesienia głowy i przesunięcia wzrokiem po pomieszczeniu. Włosy na ciele stanęły mu dęba, a jego oczy instynktownie wbiły się w róg pomieszczenia, w którym w ciemności powoli formował się kształt. Natychmiast zerwał się ze swojego miejsca, nawet nie zauważając, że przewrócił krzesło. Ciemnowłosa zmarszczyła brwi w odpowiedzi na jego dziwne zachowanie, nim coś połaskotało jej łydkę. Trwało to zaledwie sekundę, nim cień objął całe jej ciało, które w efekcie zamigotało tuż przed jego oczyma. Della Robbia drgnął, z zamiarem podjęcia ucieczki, nim widmo oderwało się od dziewczyny tak nagle, jak się pojawiło, pozostawiając ją w spokoju.

- Co to było? - wymamrotała, gdy przeszedł ją gwałtowny dreszcz, który starała się złagodzić przez szybkie pocieranie ramion. - Widziałeś to? - spojrzała mu w oczy i w dalszym ciągu miały ten sam, piwny odcień. Zamrugał zszokowany, nie wiedząc co powiedzieć, gdy nagle ktoś otworzył drzwi z takim impetem, że uderzyły o ścianę. Tynk odpadł z sufitu, podczas gdy dwójka nieznanych mu osób wkroczyła do środka, a ich szara skóra i czarne dłonie, wystające spod garnituru, dawały mu jasno do zrozumienia, kim byli. Jeden z nich spojrzał na Alex, unosząc dłoń. - Co do... - zaczęła, ale nie dokończyła, gdy chłopak zacisnął rękę na jej nadgarstku, ciągnąc za sobą w kierunku drugiego wyjścia. Chciała zaoponować, zapytać co się dzieje, ale biegli tak szybko a on trzymał ją tak mocno, że nawet nie mogła mu się wyrwać, nim nie stanęli gdzieś w głębi parku obok szkoły. - Możesz mi wyjaśnić, czemu uciekamy i to tutaj? - wycedziła, odwracając głowę w kierunku, w którym jak sądziła, znajdował się budynek. - Zostawiliśmy tam wszystkie swoje rzeczy, czemu...

- Alex. - jego ton głosu zwrócił jej uwagę, więc spojrzała na niego. Jego brązowe oczy wwiercały się w jej i nie mogła powstrzymać uczucia niepokoju, który zaczął narastać w jej żołądku. Nie znała go długo, ale był to pierwszy raz, kiedy był tak... poważny. - Obiecuję, że wszystko ci później wytłumaczę. Ale teraz zaufaj mi i rób co mówię, dobra? To bardzo ważne.

Gdzieś w oddali usłyszeli huk, który spowodował, że ciemnowłosa wstrzymała oddech, a chłopak zacisnął jeszcze mocniej palce na jej ramionach. Cokolwiek to było, najwyraźniej nie miała zbyt wiele czasu na odpowiedź.

- Dobra, ale jeśli zamierzasz mnie zabić i zakopać, Charlie zrobi to samo tobie. - mruknęła, na co chłopak błysnął uśmiechem, nim poprowadził ją w zarośla.

- W to akurat nie wątpię. - powiedział, po czym podszedł i uchylił pokrywę, która jak się zdawało, prowadziła do kanałów. Alex rozwarła szeroko oczy, gdy ten machnął ręką, by zaczęła schodzić.

- Żartujesz. - prychnęła, ale ten jedynie pokręcił głową. Tuż pod jej stopami pojawił się nagle cień, a kiedy nad ich głowami przeleciała jedna z ławek i rozbiła się o drzewo nieopodal, przełknęła z trudem ślinę. - Dobra. Ale ty pierwszy.

Widząc, że chłopak nie żartował i naprawdę schodził do kanałów, jej serce zaczęło intensywnie bić w jej piersi. A więc tamta dwójka naprawdę ich goniła, najwyraźniej z konkretnym zamiarem. Ruszyła więc za blondynem, zamykając za sobą przejście i niemal krzyknęła, gdy w ciemności znów złapał ją za rękę, wznawiając ucieczkę. Nie miała pojęcia ile im to zajęło i ile razy skręcali w kolejne korytarze, nim wreszcie dotarli do włazu, do którego tak desperacko próbował ich zaprowadzić Odd. Pomógł jej wyjść, a gdy wreszcie stanęła z powrotem na powierzchni, zorientowała się, że był to ten sam most, który prowadził do starej fabryki. Milion pytań cisnęło jej się na usta, ale wyraz jego twarzy sprawił, że nie odważyła się ich zadać. Gdy wreszcie zebrała oddech i myśli, oboje już stali przed starą windą. Zauważyła, że wpisywał jakiś kod w ukrytym urządzeniu. 1506 powtarzała w głowie, na wszelki wypadek. Gdy ruszył do przodu, mimowolnie mocniej ścisnęła jego rękę, na co posłał jej zdezorientowane spojrzenie, nim zrozumiał, co chodziło jej po głowie.

- Nie martw się, nie runie. - jego głos był tak spokojny, że postanowiła mu w to uwierzyć.

Kiedy dotarli do głównego pomieszczenia, nie spodziewała się zobaczyć czegoś takiego. Dziwna konstrukcja z monitorem i klawiaturą pośrodku, przy której na fotelu siedział jakiś chłopak. Nie zdążyła mu się nawet przyjrzeć, nim coś zamigotało naprzeciwko niej, przyciągając jej wzrok. Był to wielki hologram przedstawiający kształty i mapy, które nie miały dla niej absolutnie żadnego znaczenia. Pośrodku tego znajdował się mały punkt, który wyraźnie świecił na czerwono.

- Oh, dobrze że jesteś, Odd. Wieża jest w sektorze leśnym. Reszta powinna być... - odezwał się ten przy monitorze, odwracając się w ich stronę i otwierając usta ze zdziwienia na jej widok. - Kto to?

- Była ze mną przy ataku. - odparł Della Robbia, a ciemnowłosa bezwiednie stanęła za jego plecami, próbując zachować dystans między nią a nieznajomym. Nim blondyn w okularach zdołał odpowiedzieć, winda znów ruszyła, a po chwili w pomieszczeniu pojawiło się więcej osób. Dużo więcej osób.

Dziewczyna nie była nieśmiała. Nie była też strachliwa, a tym bardziej nie była głupia. A mimo to nagle poczuła się przytłoczona przez wlepionych w nią 5 par oczu, a niepokój ściskał jej przełyk z powodu przebywania w miejscu, o którym nie miała praktycznie zielonego pojęcia, samej, bez wiedzy Charlesa. Nie znała żadnego z tych ludzi, ale klimat tego pokoju sprawiał, że pierwsze co przyszło jej do głowy, to że jest to banda ćpunów. I kiedy już miała sięgnąć po telefon, by zadzwonić do Charliego, na policję, gdziekolwiek... spojrzała na Odda. Nie znała go długo, ale w niewytłumaczalny dla samej siebie sposób, chciała mu zaufać. A przede wszystkim chciała wyjść z tego cało, dlatego postanowiła poczekać i póki co nie podejmować żadnych radykalnych kroków, nim nie zorientuje się lepiej w sytuacji.

- Kim ona jest? - syknęła jakaś wysoka, czarnowłosa dziewczyna. Ton jej głosu był tak nieprzyjemny, że Alex mimowolnie się skrzywiła. - I czemu tu jest?

- Xana nas zaatakował. - odparł Odd, kompletnie niewzruszony jej negatywnym nastawieniem. - Idźcie z Ulrichem do Lyoko i ogarnijcie wieżę, jest chyba dwoje spektrum. - dodał, nim Ishiyama zdążyła coś jeszcze wtrącić. Einstein nawiązał kontakt wzrokowy z Aelitą i kiwnął jej głową, a wskazana trójka ruszyła z powrotem do windy. Przez cały ten czas Alex ignorowała wszystkie te przelotne spojrzenia, a jej wzrok był skupiony na jasnowłosym, który był jej jedynym ratunkiem w całym tym szaleństwie.

- Lepiej się szykujcie, już są. - odezwał się ten w okularach, na co jakiś wysoki brunet od razu poszedł w kierunku drabinki w rogu pomieszczenia, której wcześniej nie zauważyła. Prawdę mówiąc nie chciała się nawet rozglądać, w obawie, że mogłaby zobaczyć coś, czego nie powinna. Wprawdzie wszyscy tutaj to byli nastolatkowie, prawdopodobnie w jej wieku, ale nie znała ich i nie mogła wiedzieć, czy z ich strony nie zagraża jej jakieś niebezpieczeństwo.

- A więc dwoje na dwóch. - stwierdził czarnowłosy, a ton głosu zdradzał niezadowolenie z tego powodu. Kiedy tylko zniknął jej z pola widzenia, zauważyła, że Odd ruszył w kierunku windy i natychmiast podążyła za nim.

- Idę z tobą. - powiedziała, nim zdążył zaprotestować i sama nacisnęła guzik.

- Dosłownie wolisz dać się potencjalnie zabić, niż siedzieć w jednym pomieszczeniu z obcym człowiekiem. - stwierdził i uniósł brew, wlepiając w nią to przeszywające spojrzenie. - I dalej twierdzisz, że nie jesteś nieśmiała?

- Nieśmiało to cię kurwa pobiję, jeśli się nie... - wysyczała, nim drzwi windy się rozsunęły, a oni stanęli niemal twarzą w twarz z dwoma facetami z wcześniej. Nim zdążyła chociażby pomyśleć, chłopak od razu pociągnął ją za rękę, dzięki czemu uniknęła jakiejś dziwnej wiązki energii skierowanej w jej stronę, a później zaczęli uciekać. Biegli i biegli, nim schowali się w jednym z pomieszczeń na górnym piętrze, z którego mieli dobry widok na szukające ich na dole klony.

- Pójdę i ich odciągnę. Ty zostań tu i...

- No, już, patrz jak tu siedzę. - przerwała mu natychmiast, a ten skrzywił się nieznacznie, nim przewrócił oczami na jej upór.

- Jak tak bardzo chcesz mnie tylko dla siebie, to zaproś mnie na randkę.

- Jasne, Della Robbia, ale chyba mam dwóch rywali w tym konkursie. - prychnęła, popychając go w ramię, by pozwolił jej spojrzeć na napastników. Jej piwne oczy prześledziły nienaturalnie czarny odcień ich dłoni oraz większe niż normalnie rozmiary ciała, a w jej głowie pojawiły się wątpliwości. Później spojrzała jeszcze raz na blondyna, który szukał czegoś na tyłach i przegryzła wnętrze policzka. Nie mogła tak po prostu go zostawić. - Czy to ten moment, w którym tłumaczysz mi co i jak?

- Chyba masz rację. - mruknął, nie zaprzestając jednak poszukiwań czegoś, co mógłby wykorzystać przeciw spektrom, ale jedyne co znajdował, to kupa gruzu. - Ja i moi przyjaciele tak jakby ratujemy świat. Ten komputer, który widziałaś, przenosi nas do wirtualnego świata, w którym walczymy z potworami, żeby dezaktywować wieże i pozbyć się wszystkich tych... rzeczy, które pojawiają się w realnym świecie. Takich, jak te spektra, które nas gonią.

- A Xana to?

- Program. Wirus. Wrzód na dupie. - wzruszył ramionami. - Nazywaj to jak chcesz. W każdym razie to on aktywuje wieże i powoduje to wszystko. Potrafi tworzyć spektra, potwory ale też... - tu znieruchomiał i posłał jej dziwne spojrzenie. - kontrolować ludzi.

- Okej. Tę część ogarniam. - stwierdziła, nerwowo zerkając na korytarz, by ocenić, jak daleko znajdowały się klony. - Ale jakim cudem tylko wy się tym zajmujecie? I dlaczego nikt o tym nie mówi? Dlaczego...

- Ponieważ, Alex. - przerwał jej, a kiedy odwróciła się w jego stronę, niemal podskoczyła, gdy stanęła z nim twarzą w twarz. Nawet nie słyszała jego kroków. - Nasz superkomputer daje nam możliwość cofania się w czasie. Nieważne czy jest to atak potworów, deszcz meteorytów, brak grawitacji czy zbiorowe opętanie. Wszyscy wszystko zapomną. Mam rację?

Jego spojrzenie było tak intensywne, że przez moment zapomniała, jak wydobyć z siebie głos.

- T-tak? - zająknęła się, zdenerwowana tym, jak blisko był; mogła przysiąc, że czuła słaby zapach jego perfum. Nie była w stanie zebrać myśli, onieśmielona jego nagłym, dziwnym zachowaniem. Analizował przez dłuższą chwilę jej twarz, nie wykonując niemal żadnego ruchu, a potem wreszcie odsunął się i uśmiechnął, na ten swój specyficzny, niemal zbyt ekspresyjny sposób.

- Dokładnie tak. - wyszczerzył się i uszczypnął ją lekko w policzek, nim odszedł na drugi koniec pokoju a ona znów poczuła, że może oddychać. - Nie ma stąd wyjścia, ale wydaje mi się, że moglibyśmy przejść na drugie piętro po tych deskach.

Jakim cudem ten chłopak potrafił przeskoczyć ze śmiertelnej powagi w swój wyluzowany tryb w kilka sekund?

A kiedy wreszcie dotarło do niej, co powiedział, kolejne pytania zaczęły rodzić się w jej głowie, żadne bez odpowiedzi. Czy to, o czym wspomniał Odd, już się kiedyś wydarzyło? Czy możliwym b, że ona i jej rodzina byli narażeni na olbrzymie niebezpieczeństwo tysiące razy i nawet o tym nie wiedzieli? Jak długo życia milionów ludzi były uzależnione od kilku nastolatków i dlaczego to oni musieli być za to odpowiedzialni?

Chciała, by było to kłamstwo. Niestety, nie miała powodów, by mu nie wierzyć.

Gdy znów podniosła oczy krzyknęła, stając oko w oko z koszmarem na jawie. Dłoń napastnika przeszła przez drzwi, niemal chwytając jej bluzę, nim Odd pociągnął ją za kaptur do siebie. Pobiegli na tyły, gdzie musieli wyjść przez okno i przejść po rusztowaniu do kolejnego. Chłopak co chwila zerkał w stronę Alex, obawiając się o jej bezpieczeństwo, ale ku jego zdumieniu naprawdę dobrze dawała sobie radę.

- Mała pomoc? - powiedziała gdzieś na końcu ich trasy, gdy trzeba było podciągnąć się do otwartego okna. - Mam słabe ręce. - dodała, nim chwycił jej dłoń i pomógł się wspiąć do środka.

- Bawisz się w jakiś parkour? - rzucił, gdy stanęła obok niego, na co dziewczyna wzruszyła ramionami.

- To był pomysł Charliego.

Nie mógł powstrzymać rozbawionego prychnięcia.

Huk po ich prawej stronie świadczył o tym, że spektra nie były daleko. Zaczęli biec wzdłuż korytarza, a gdy blondyn zerknął przez ramię, zobaczył jak widmo wyrywa drzwi z zawiasów i gorączkowo rozgląda się za nimi. Chwilę później ich zauważył, a chłopak nie mógł pozbyć się wrażenia, że to nie na nim skupił uwagę.

Nagle natrafili na miejsce, w którym stos przewróconych starych mebli i innych gratów uniemożliwiał im przejście dalej. Podczas gdy jasnowłosy zaczął szukać innej drogi ucieczki przez barierki, Alex zauważyła leżący w kącie kij. Podniosła go i obróciła kilka razy dłonią. Nie był zbyt ciężki, ale był na tyle mocny, by móc zrobić krzywdę. Słysząc biegnącego ku nim spektrum i nie namyślając się dwa razy, uderzyła czubkiem w jego kolano, by następnie obrócić się i zamachnąć, z całej siły uderzając go w głowę. Nie spodziewała się, że jej prowizoryczna broń utknie w ciele widma, ale cokolwiek się wydarzyło wystarczyło, aby go znokautować.

- Niech zgadnę. Pomysł Charliego?

- Ten był akurat mój. - uśmiechnęła się, potwierdzając jego przypuszczenia. Jej ruchy wyglądały na zbyt wyćwiczone, by były improwizowane. - Jego brat nadal ma ślad na głowie.

Jednak tuż za pierwszym przeciwnikiem był drugi, który zdawał się biec prosto w stronę chłopaka. Della Robbia chwycił się belki tuż nad głową, kopiąc mężczyznę w klatkę piersiową. Dziewczyna obserwowała, jak ten traci równowagę i przechyla się przez barierkę, spadając na pierwsze piętro. I podobnie jak pierwszy, on również zdawał się... migotać.

- Ja wolę prościej. - uniósł kąciki ust, ale już po chwili zastąpił go grymas, gdy zauważył, jak widmo podnosi się ze swojego miejsca przy ścianie. - Gdzie ten William, kiedy go potrzeba? - warknął, gdy oboje znów zaczęli biec. W pewnym momencie ciemnowłosa stanęła w miejscu, ciężko dysząc, gdy nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Odd spojrzał na nią i zaklął pod nosem, wybierając numer Jeremiego. - Jak wam idzie?

- Postaraj się wytrzymać jeszcze chwilę. Ulrich jest prawie przy wieży.

- Ta, dobra, spróbuję. - wymamrotał, choć Einstein zdołał się już rozłączyć. - Co robi ten idiota...

Nim którekolwiek z nich zdążyło zareagować, jeden ze spektrów cisnął w chłopaka wiązką prądu, a siła uderzenia odrzuciła go na drugi koniec pomieszczenia. Upadł na plecy, a czarne plamy tańczyły mu przed oczami, gdy próbował się podnieść. Starał się odpędzić ciemność, kilkakrotnie mrugając, a panika wdarła się do jego umysłu, gdy poczuł, że nie może złapać oddechu.

- Odd! Odd, słyszysz mnie? - nagle na horyzoncie pojawiła się znajoma twarz, a brunet pomógł mu usiąść i oprzeć się o ścianę. Wojownik obserwował, jak blondyn chwyta się za klatkę piersiową, ciężko sapiąc, gdy wreszcie nabrał powietrza w płuca. - Skup się na oddychaniu, dobra?

- Zamknij się, bo nie mogę się skupić na oddychaniu. - odparł, kaszląc a później dysząc, nim wreszcie się uspokoił. Syknął, gdy przy próbie poruszenia prawym ramieniem napotkał opór, a towarzyszący mu ból był nie do zniesienia. - Kurwa, chyba coś złamałem... - zaklął, podnosząc wściekły wzrok na Williama. - Gdzieś ty był?!

- Ja... - jego dziwnie cichy głos przyciągnął uwagę blondyna, gdy ten zmieszany odchrząknął, unikając kontaktu wzrokowego. - No wiesz...

- Czyś ty się, kurwa, zgubił?! - warknął, po czym znów zaklął i zacisnął powieki, gdy mimowolny ruch spowodował przeszywający ból. - Pomóż Alex.

- Ale... - zaczął, ale wściekłe spojrzenie Odda zamknęło mu usta. - Ta, dobra.

Tymczasem dziewczyna w zupełnym przerażeniu patrzyła w pozbawionego tęczówek mężczyznę, który z każdą sekundą nieubłaganie się do niej zbliżał. Mimo wcześniejszych obrażeń, przeciwnik był w dalszym ciągu bardzo szybki, a ona coraz wolniejsza. Gdy skręciła tuż za rogiem potknęła się o coś i wylądowała na ziemi, boleśnie ocierając kolano. Syknęła i spojrzała na walające się wokół puszki z farbą, przeklinając w duchu siebie i Charliego za pozostawienie ich po ostatniej wizycie. Pisnęła, gdy napastnik chwycił ją za nogę i chwyciła jeden ze spreji, nie mając lepszej opcji pod ręką. Upiór wydał z siebie dziwny, trzeszczący krzyk, gdy psiknęła mu zieloną farbą w oczy, po czym wyrwała kostkę z jego uścisku i uciekła. Hałas zwrócił uwagę Williama, który wreszcie zorientował się, gdzie jest nieznajoma. Ruszył w jej stronę, odetchnąwszy z ulgą, gdy zauważył ją przy jednym z przejść.

- Hej, jak... - nawet nie dokończył, gdy bolesny, zduszony jęk wyszedł z jego ust, a chwilę później złapał się za brzuch, w który odruchowo uderzyła go dziewczyna. Jej rozbiegany wzrok wreszcie skupił się na jego ciemnych włosach i tej śmiesznej, skórzanej kurtce, przypominając sobie, że jest to ten sam chłopak, który znajdował się w pomieszczeniu z superkomputerem.

- Cholera, sorry!

- Nie musiałaś mnie bić. - jego ton był ostry i pełen wyrzutów.

- Nie musiałeś mnie zaskakiwać. - odparowała równie złośliwym tonem, nim głośne uderzenie przykuło jej uwagę. Upiór, którego popchnął Odd patrzył się teraz na nich, a dreszcz przeszedł jej po kręgosłupie, gdy zaczął biec w ich stronę.

- Lina! - krzyknął chłopak, skacząc z pomocą jednej na dolne piętro. Chciała pójść w jego ślady, nim widmo stanęło jej na drodze. Dziwne, mogła przysiąc, że stał zbyt daleko, by dostać się do niej tak szybko. Jednak to było ostatnim z jej zmartwień, gdy wielka dłoń chwyciła ją za bluzę, podnosząc dziewczynę kilka centymetrów nad ziemią. Przy obecnej sile spektrum, niewielkie zaciśnięcie ciemnych palców mogłoby zmiażdżyć jej krtań, ale tak się nie stało. Zamiast tego widmo zacięło się i rozluźniło uścisk, gdy stalowy pręt przebił jego rękę, a po chwili rozpłynęło się w powietrzu. Ciemnowłosa opadła na ziemię, pozostawiona z szybszym biciem serca i niewielkim dyskomfortem przy przełykaniu śliny, ale niczym więcej. Kiedy wreszcie zauważyła Odda, który patrzył na nią z niepokojem, kamień spadł jej z serca. Potem jednak zobaczyła jego zaciśniętą szczękę, gdy odrzucał broń na bok, by zamiast tego ścisnąć dłonią prawe ramię. Dostrzegł, że patrzyła w tę stronę i zmusił mięśnie twarzy do lekkiego uśmiechu, ale oddychał nierówno, a kropla potu spływała mu po skroni.

- Jebany kurwa William. - warknął, opierając się zdrowym barkiem o ścianę, ignorując obrażone krzyki bruneta z dołu. - Cieszę się, że nic ci nie jest. - powiedział do dziewczyny i naprawdę miał to na myśli.

- Wszystko będzie z tobą okej?

- Tak. - mruknął, a jego oczy wwiercały się w jej. - Będzie.

Śmieszne - pomyślała, gdy otaczało ich białe światło. - Czy zawsze były takie złote?

***

Kiedy ponownie uniosła powieki, znalazła się w swoim własnym pokoju. Nieco zdezorientowana, usiadła na łóżku i westchnęła, po najprawdopodobniej najdziwniejszym koszmarze w swoim życiu. Wreszcie postanowiła wstać, przeciągnęła się i podeszła do szafy, jednocześnie wyłączając wyjący w tle budzik. Jej brwi zmarszczyły się, a serce zabiło szybciej, gdy zobaczyła dzisiejszą datę na ekranie telefonu. Czy dzisiaj nie powinna być środa...? Zaraz potem jej wzrok przykuł szkicownik, leżący na biurku. Z rosnącym niepokojem przekartkowała zeszyt aby znaleźć ostatni rysunek, ale zamiast kolorowej postaci, ujrzała jedynie wstępny szkic.

Zanim jeszcze w pełni zdążyła zrozumieć, co się działo, jej ręce sięgnęły po parę czarnych dresów, które znajdowały się na oparciu krzesła. Jak w transie wybiegła na zewnątrz, a jej nogi niosły ją w kierunku przystanku autobusowego. Gdy wreszcie dotarła do fabryki, poranne zmęczenie zniknęło, pozostawiając jej umysł jasny i trzeźwo myślący. Obrazy, które nawiedzały jej głowę, były zbyt wyraźne, aby mogły być jedynie snem. Była przekonana o swojej racji już w chwili, gdy stanęła przed windą, a jej palce bezbłędnie wpisały kod. Wzięła głęboki wdech i wkroczyła do środka, zjeżdżając piętro niżej, aby dotrzeć do pomieszczenia z superkomputerem.

- Czekałem na ciebie. - jej serce zabiło szybciej, gdy drzwi się otworzyły, ukazując znajomą twarz. Jasnowłosy przechylił głowę, przyglądając się jej z zagadkowym spojrzeniem. - Trochę ci to zajęło. - mruknął, a te słowa przytłoczyły ją. Nie spodziewała się, że spotka tu kogokolwiek o tej porze, a tym bardziej, że będzie to właśnie Odd. Serce trzepotało jej w piersi, gdy w milczeniu wpatrywała się w chłopaka, po raz pierwszy odczuwając coś na kształt lęku, w związku z jego dziwnym zachowaniem.

- Cóż, droga przez miasto trochę trwała. - zachichotała niezręcznie, z trudem maskując drżenie własnego głosu.

- Wszystko pamiętasz. - dodał i to nie było pytanie. Kiwnęła głową, nie miała potrzeby kłamać.

- Skąd wiedziałeś?

- Nie pojawiłaś się na stołówce, więc się domyśliłem. - wzruszył ramionami. - No i... miałem przeczucie.

- To samo, przez które mnie tu przyprowadziłeś? - zaryzykowała. Widząc jego wahanie wiedziała, że trafiła w sedno. - Sam mówiłeś, żebym ci zaufała. Więc słucham.

Odd westchnął i wsunął ręce głęboko w kieszenie.

- Właściwie nie ma nic do tłumaczenia. Spektra cię goniły, a ja chciałem ochronić.

- Czy gonią każdego, kto jest z wami?

- Czasem tak. Ale ciebie Xana nie opętał. - wyjaśnił, a jego spojrzenie przeszywało ją na wskroś. I wtedy zrozumiała.

- Ty to przewidziałeś, prawda? - wymamrotała, przypominając sobie, o czym mówił do niej, gdy chowali się przed spektrami. - Tam, w pokoju.

- Wiesz, na początku pomyślałem, że może znowu brakuje mu energii, ale potem stworzył dwa spektra. I wierzę, że jeden z nich cały czas gonił tylko ciebie. - odparł i nim spostrzegła, odbił się od ściany i zbliżył do niej. Nie znalazła w sobie siły, aby ruszyć się choć o centymetr. - Wiesz, kogo Xana nigdy nie opętał? Ludzi, którzy byli w Lyoko. Tych samych, na których powrót do przeszłości nigdy nie działa. - przechylił głowę, a jego oczy błyszczały, gdy obserwował ją z zainteresowaniem. - Więc powiesz mi, dlaczego żadne z tych rzeczy nie wpłynęły na ciebie?

- Ja... Nie mam pojęcia. Ale jeśli coś sugerujesz, to to powiedz. - wycedziła, a niepokój mieszał się z dyskomfortem, gdy usilnie unikała patrzenia na niego. O czymkolwiek pomyślał, chyba uwierzył, że nie miała z tym nic wspólnego, bo wyraźnie się rozluźnił.

- Czy kiedykolwiek ci się to zdarzyło? - zapytał, nagle zmieniając temat. - Całe to deja vu, mam na myśli.

- Nie. 

- Czy powiedziałaś o tym komuś? Charliemu? Napisałaś o tym, gdziekolwiek?

- Nie. - jego natarczywe pytania sprawiły, że poczuła się jak jakiś przestępca - Ja po prostu... Zauważyłam, że mój rysunek zniknął. A potem zaczęłam sobie przypominać coraz więcej i... przyszłam.

- Dobrze. Bo teraz musisz mnie posłuchać. - powiedział, a jego ton był tak samo poważny jak wtedy, kiedy prosił ją o zaufanie. - Nie możesz nikomu powiedzieć ani o Xanie, ani o tym miejscu. Inaczej wszystkim może grozić niebezpieczeństwo. Twoim znajomym, przyjaciołom, rodzinie, Charliemu... Tobie czy mi. Wszystkim. Rozumiesz? - mówił i nic nie mogła poradzić na to, że jej twarz zrobiła się blada, a żal ścisnął jej gardło. Nigdy nie miała tajemnicy przed Charliem, a na pewno nigdy tak poważnej jak ta. Sama świadomość, że mogło mu coś zagrażać, a ona nie mogła go ostrzec sprawiała, że jej oczy stały się wilgotne. Zagryzła wnętrze policzka, wdzięczna, że włosy zasłaniały jej twarz, gdy za wszelką cenę próbowała się uspokoić i nie rozpłakać przed jasnowłosym.

- Jasne. - kiwnęła głową, odwracając się plecami do chłopaka. - Rozumiem. Obiecuję, że nikomu o tym nie powiem.

- Dobrze. - mruknął, po czym odsunął się, dopiero teraz zauważając, że mógł nieco przesadzić. - W każdym razie może to tylko jakiś błąd. Jeremy to ogarnie, a jeśli nie to... Na pewno coś wymyślimy.

- Czy naprawdę musisz im o tym mówić? - wymamrotała - Czy nie możemy tego załatwić między sobą?

- Przykro mi, ale jeśli to problem z programem, Jeremy musi go naprawić. - powiedział, a gdy spojrzała na niego w ten żałośnie smutny sposób, westchnął głęboko. - To nie są źli ludzie. To moi przyjaciele, a wszystko tutaj - machnął dłonią. - to nasz sekret. Na pewno rozumiesz.

- Jasne, że rozumiem. - rzuciła sarkastycznie, ukradkiem wycierając łzę rękawem bluzy, czego ten udał, że nie zauważył. - Ale to nie znaczy, że chce mieć z nimi cokolwiek wspólnego. Niech naprawi ten głupi błąd jak najszybciej, dobra?

Spojrzał na nią zbolałym wzrokiem, ale zacisnął usta w cienką kreskę i kiwnął głową

- Zobaczę, co da się zrobić.

- Dzięki. - westchnęła, po czym dodała, niemal wbrew sobie - Ale skoro cofnęliśmy się w przeszłość a ja pamiętam wszystko, to znaczy, że robisz cały ten jebany zielnik sam. Bo nie ma mowy, że przejdę przez to drugi raz.

Zachichotał cicho, choć był to raczej smutny śmiech. 



Zazwyczaj staram się dodawać nutę, która ma vibe pod rozdział, ale ostatnio w kółko słucham Kena, więc dodaję Kena XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top