3
Odd zaczynał mieć już dosyć.
I to nie Xany, bo ten nie zdążył nawet zaatakować po raz wtóry, a Jeremiego, który (tak jak zresztą przewidział) nie odstępował go na krok. Nie wspominając o tym, jak pierwszego dnia razem z Aelitą rzucali mu ukradkowe spojrzenia, czy aby na pewno nie miał znajomych znaków w oczach, zamiast swoich brązowych tęczówek. Ich spekulacje też zaczynały go denerwować, bo nie wnosiły one nic, poza pretekstem do zawracania mu głowy.
Również Yumi była na niego cięta bez żadnego konkretnego powodu. Jej sarkastyczne uwagi i wymowne spojrzenia były powodem, dla którego opuścił dzisiejsze spotkanie w kawiarni. Nawet William, który zwykle był złośliwy, nie dorównywał Einsteinowi czy Ishiyamie w doprowadzaniu go do szewskiej pasji. Tylko Ulrich zachowywał się normalnie, ale to nie wystarczało, by poprawić humor Odda.
Prawda była taka, że chłopak lubił być w centrum uwagi, ale nie w taki sposób. Wystarczył jeden głupi błąd i nagle stał się dla nich dzieckiem, które nie potrafiło o siebie zadbać i o które stale trzeba było się martwić. A czymś, czym szczególnie gardził, było kontrolowanie go.
- Podasz mi preparat? - czyjś damski głos wyrwał go z zamyślenia. Zerknął na teczkę po jego prawej i zmarszczył brwi na widok kilkunastu szkiełek ułożonych obok siebie. Nim zdążyła uściślić o jaki preparat chodzi, jasnowłosy przesunął jej całość pod nos, wracając z powrotem do rysowania nieokreślonych kształtów na marginesie zeszytu i rozmyślania o własnej niedoli. Ciemnowłosa uniosła brew, zwracając uwagę na leżącą na brzegu biurka kartkę, którą oboje mieli za zadanie wypełnić do końca lekcji. Po chwili zaczęła rozwiązywać poszczególne polecenia sama, widząc, że nieznajomego niespecjalnie to interesowało.
Właściwie taki układ całkiem jej pasował, nie znosiła pracy w grupie. Zawsze denerwowało ją to, jaki nacisk nauczyciele kładli na współpracę na tych cholernych zajęciach, jak gdyby nie mogła po prostu przyjść, zanotować i wyjść. W dodatku jej partnerem był nie kto inny, jak Odd Della Robbia. Chłopak zapadł jej w pamięć już pierwszego dnia, gdy prowadząca poświęciła połowę czasu na narzekanie po tym, jak ten stłukł stojak z probówkami. Patrząc obiektywnie blondyn był całkiem przystojny, ale nie do końca w jej typie. Na pewno na jej uwagę zasługiwał fakt, że miał farbowane na fioletowo pasma włosów, choć były znacznie jaśniejsze niż te jej. Ogólnie, gdyby miała opisać go jednym słowem, byłoby to kłopoty. Usiadła obok niego zupełnie przypadkowo, ale akurat tego dnia profesor przypisała im jakieś durne projekty na zaliczenie, które wymagały od nich więcej czasu i pracy, niż ktokolwiek chciałaby na to poświęcić. W każdym razie Alex miała przeczucie, że z nim praca nie będzie zbyt... sprawna.
Odd w międzyczasie wreszcie zauważył, że wszyscy wokół zajmowali się jakimiś poleceniami od Hertz i westchnął, odwracając się twarzą do dziewczyny z którą siedział. Kojarzę ją, to była jego pierwsza myśl, gdy zauważył jej ciemnofioletowe włosy, które, spięte w krótki kucyk, przechodziły w jaskrawą zieleń tuż przy karku. Musiał przyznać, że dziewczyna była całkiem ładna albo przynajmniej ładnie pomalowana. Doceniał dopasowane kolory zieleni i czerni na jej oczach do koloru bluzy i spodenek, za dużych swoją drogą o jakieś trzy rozmiary. Przyglądał jej się przez chwilę, nim ich spojrzenia się skrzyżowały, a nieznajoma uniosła pytająco brwi.
- Wiesz, jak na kogoś noszącego tyle kolorów, wyglądasz całkiem ponuro. - wypalił na widok jej znużonego wyrazu twarzy, choć prawdopodobnie wyglądał bardzo podobnie.
- Powiedzmy, że lubię kontrasty. - prychnęła, wracając do pracy. Ciągle czuła na sobie jego wzrok, gdy przyglądał się jej notatkom, co wytrącało ją z rytmu. Patrzenie jej na ręce było kolejną rzeczą, której nienawidziła, ale postanowiła zachować komentarz dla siebie.
- Jesteś tu nowa?
- A czy to ważne?
- Raczej nie. - wzruszył ramionami. - Ale chcę wiedzieć.
- Aż tak to widać? - odparła, nim w sali rozległ się głośny huk, przerywając ich krótką konwersację, a tuż pod ich biurkiem wylądował jeden z mikroskopów. Odd skrzywił się i szybko cofnął nogę, która była winna pociągnięcia za kabel podłączony do urządzenia. Dziewczyna spojrzała na niego, później na mikroskop, który jakimś cudem stał się dwiema odrębnymi częściami i zaczęła się głośno śmiać.
***
Cóż, Alex na pewno nie spodziewała się, że już w pierwszym tygodniu w nowej szkole wyląduje u dyrektora, ale o to była i to wraz z pogromcą szkolnego sprzętu Della Robbią we własnej osobie.
- Umywam od tego ręce. - oznajmiła, gdy zaczęli zbliżać się do miejsca docelowego ich krótkiej podróży. Po chwili namysłu dodała. - Właściwie chyba po prostu cię tu zostawię.
- Fair. - odparł, całkowicie zdruzgotany swoją zdolnością do przyciągania nieszczęścia. - Tak w ogóle Odd. - mruknął i wyciągnął dłoń, mając za plecami drzwi do pokoju Delmasa. - Normalnie nie jestem taki...
- Przyjebany? - zasugerowała, ściskając jego dłoń i unosząc kąciki ust, gdy ten się zaśmiał. Przynajmniej było zabawnie.
- Dokładnie.
Fakt, że nie poprosił jej o imię był... intrygujący, zważywszy na to, że próbował zainicjować rozmowę wcześniej. Nie wiedziała, czy był to jeden z tych głupich technik, których używają ludzie nie mający sobą nic do zaoferowania, czy może ten chłopak po prostu był specyficzny, ale poczuła się na tyle zaciekawiona, by pójść za nim. Zerknął na nią ze zdziwieniem, gdy wsunęła but między drzwi, nim zdążył je zamknąć i weszła do środka. Posłała mu znaczące spojrzenie, po czym uśmiechnęła się i grzecznie przywitała z dyrektorem.
Nie miała pojęcia, jakie były stosunki tego chłopaka z Delmasem, ale jeżeli takie jak z profesor Hertz, wolała przejąć inicjatywę. Wytłumaczyła, że w trakcie zajęć przypadkowo strącili jeden z mikroskopów podczas pracy, dodając, że że już wcześniej nie chciał się włączyć. Oczywiście chcieli to zgłosić, ale po oddaniu zadania, by nie przeszkadzać prowadzącej w pracy. Della Robbia dodał tylko, że było to jedno z tych starych urządzeń, ale przez większość czasu siedział cicho, najwyraźniej rozumiejąc jej aluzję. W międzyczasie ciemnowłosa wplotła informację, że jest tu nowa w szkole i ostatecznie ich rozmowa potoczyła się w zupełnie innym kierunku. Nie ponieśli żadnych konsekwencji, poza upomnieniem, by następnym razem być bardziej ostrożnym.
- Wow. - mruknął, gdy wreszcie wyszli z powrotem na korytarz, a drzwi zamknęły się za ich plecami. - Nie miałaś przypadkiem nie brać na siebie żadnej odpowiedzialności?
- Cóż, mam dobry dzień. - wzruszyła ramionami.
- Dzięki. Wiszę ci przysługę.
- Świetnie. - uśmiechnęła się. Pomyślał, że będzie żałował swoich słów, nim dodała. - W takim razie pozwól mi zrobić nasz projekt samej.
- Hę? - uniósł brew, wyraźnie nie spodziewając się takiego rodzaju przysługi. Jednak, jak na dżentelmena przystało, natychmiast odmówił, oferując zamiast tego spotkanie w kawiarni, aby opracować szczegóły ich projektu. - Wiesz, może i potrafię doprowadzać Hertz do szału samym istnieniem, ale z biolki jestem całkiem niezły. A szczególnie z botaniki. - dodał, choć nie była to do końca prawda, ale i nie do końca kłamstwo. Głównie znał się na fotosyntezie, odkąd raz w gimnazjum utknęli w pętli czasowej, a on miał okazję, by ogarnąć cały materiał kilkukrotnie. I tylko z tego powodu profesor w ogóle pozwoliła mu uczęszczać na jej zajęcia.
Dziewczyna przyglądała mu się przez chwilę, oceniając, na ile mówił prawdę. Później zaczęła przypominać sobie ile tak naprawdę materiału mieli do przygotowania i wreszcie westchnęła, kapitulując.
- Masz szczęście, że A nienawidzę chwastów i B kocham kawę. - mruknęła, a jej brązowe oczy błysnęły w podekscytowaniu, gdy wspomniała o kawie. - Ale ma być dobra. I ciekawa.
- Jasne. - potwierdził, zastanawiając się, co może znaczyć słowo 'ciekawa' w ustach tej dziewczyny. - Miło się robi z tobą interesy.
- Wzajemnie. - prychnęła, odwracając się na pięcie i odchodząc, w międzyczasie zakładając słuchawki.
Mimowolnie uniósł kąciki ust. Właściwie, dzisiejszy dzień nie był taki zły. Przyjaciele zdążyli go wkurzyć tylko jakieś trzy razy, kompletnie przespał dzisiejsze zajęcia i zniszczył sprzęt po raz drugi na zajęciach Hertz w tym tygodniu, ale nawet nie będzie musiał za to płacić. Wszystko dzięki nieznajomej, która w dodatku nie wydawała się taka zła. A nawet, jeżeli ostatecznie nie będzie miał o czym z nią rozmawiać, zawsze będzie miał na co popatrzeć. Szkoda tylko, że zapomniał zapytać jej o imię.
- Oh, przepraszam pana... - mruknął, gdy ze wzrokiem utkwionym w telefonie, niechcący wpadł na dyrektora. Zauważył jego dłonie, pokryte czernią i już miał zapytać, czy rozlało mu się pióro, kiedy podniósł wzrok na jego twarz a słowa utkwiły mu w gardle. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Jego skóra była poszarzała, a oczy całkowicie czarne i puste, martwo wpatrujące się w jasnowłosego. Stał tam i patrzył się na niego, podczas gdy blondyn był w takim szoku, że nie mógł się ruszyć. Trwało to dosłownie ułamek sekundy, nim postać rozwiała się w powietrzu, a drugie tyle czasu zajęło Della Robbi wybranie numeru Jeremiego.
***
Jednak kiedy zebrali się w fabryce, żadna wieża nie była aktywna, a superskan zdaniem Einsteina działał bez zarzutów.
- Co dokładnie tam widziałeś?
- Chyba polimorfa, ale był jakiś dziwny. Gapił się na mnie przez chwilę a potem zniknął. - wytłumaczył bezbarwnym głosem, chyba nadal zbyt przejęty tym wspomnieniem. Twarz klona była jak z horroru, trochę tak, jakby dyrektor umarł a jego duch wrócił nawiedzać go zza grobu. Chłopak nie sądził, by łatwo spał tej nocy. - Czemu Xana nigdy nie może zamienić się w coś miłego i ładnego?
- Ta? Na przykład misia? - mruknął Stern, nim uwagę wojowników przyciągnęła aktywowana wieża na holomapie, której obraz wyjątkowo nie zniknął po kilku sekundach, jak poprzednim razem. - Myślicie, że to to?
- Na wszelki wypadek... - wymamrotał okularnik, po czym zaczął wpisywać dane do wirtualizacji. - Dam znać Yumi by uważała. - dodał, choć wiedział, że Ulrich i tak pobiegnie ją ubezpieczać, a za nim prędzej czy później podąży William. Wysłał więc pozostałą dwójkę do sektora górskiego i jak dotąd wieża nadal świeciła jasno i wyraźnie, zarówno na holomapie, jak i przed oczami wojowników. Odd przeciągnął się zupełnie jak kot, nim na jego łapach pojawiła się broń, a jego wzrok skupił się na dwóch tarantulach i kilku karaluchów, materializujących się nieopodal. Wreszcie mógł się trochę rozerwać i zająć czymś myśli.
- I co, już nie jesteście takie cwane, kiedy mam swoje działka z powrotem? - rzucił do jednego z mniejszych potworów, nim go zdewirtualizował, śmiejąc się głośno ze swojej drobnej wygranej, na co Aelita przewróciła jedynie oczami. Pozwolił jej zająć się ostatnim potworem, obserwując przez krótką chwilę, jak szybuje w jego stronę. Już chciał coś powiedzieć... i wtedy to poczuł. Po raz drugi tego dnia oniemiał. Momentalnie upadł przy tym na kolana, wbijając pazury w wirtualną ziemię, gdy ten znajomy, palący ból przechodził przez jego mięśnie, podczas gdy skóra mrowiła, zupełnie jakby rażono go prądem. Ale równie nagle jak się pojawiło, to ciepło zniknęło. Zostało za to okropne brzęczenie w uszach i na skórze, jak gdyby jego atomy próbowały na nowo rozpaść się i poskładać w całość. I dopiero wtedy usłyszał, że Jeremy go wołał. - Żyję. - syknął, próbując wstać i to tylko po to, by po chwili znów spaść na cztery łapy. - Albo nie. - jęknął przeciągle, decydując się nie próbować ponownie. Zamiast tego położył się na plecach, próbując skupić na oddychaniu, ale nawet jego płuca zdawały się palić i kłuć, zupełnie jak wtedy.
***
- Jak się czujesz? - zapytał Ulrich i Della Robbia usłyszał to pytanie po raz dziesiąty, nim w ogóle stał się zdolny do wydobycia z siebie głosu. Normalnie po prostu by go zignorował, ale odkąd zaczął się cały ten cyrk, Stern trzymał jego stronę, więc chciał być w jakiś sposób wobec niego fair. Pomyślał więc przez chwilę nad odpowiedzią, nim wreszcie wydusił;
- Pamiętasz grilla z twoim kuzynem i jego domowym winem w zeszłe lato? - wychrypiał, a każde wypowiedziane słowo zdawało się drażnić jego i tak już słaby żołądek; właściwie to był cud, że jeszcze nie zwymiotował.
- O chuj. - mruknął Ulrich, a jego głowa natychmiast odwróciła się w stronę Einsteina. - Jeremy, to poważne.
- Wiem i widzę. - westchnął sfrustrowany Belpois, ściskając palcami nasadę nosa i marszcząc brwi. - Nie wiem tylko dlaczego on tak się czuje, skoro dezaktywowaliśmy wieżę.
- A jeśli Xana i tym razem przesłał mu kody? - zasugerowała różowowłosa, ze współczuciem patrząc na wyczerpanego przyjaciela. - Ostatnio tak się czuł właśnie przez to.
- Bez żadnej scyfozy ani nic? - rzucił William, a w międzyczasie Jeremy zaczął podawać kable Yumi i Oddowi.
- Właściwie możemy to łatwo sprawdzić. - oznajmił, obserwując pojawiające się na holomapie wyniki. Odetchnął z ulgą, widząc, że ciemnowłosa w dalszym ciągu posiadała kody, ale ta ulga zmieniła się w niepokój, gdy zobaczył, że Xana w dalszym ciągu ma ich taką samą liczbę. - Miałaś rację Aelita. Nic dziwnego, że te efekty nie znikają u Odda.
- Ta, ale nie pamiętam, żebym czuł się jak gówno, kiedy po raz pierwszy zamknęliśmy kompa, a Xana powszczepiał nam te cholerne kody. - syknął jasnowłosy.
- To jest inne. Masz ich teraz o wiele więcej. - zauważył. - I nie mogę pozbyć się wrażenia, że jesteś dla niego jakimś... tymczasowym rozwiązaniem.
- Co przez to rozumiesz?
- Pomyśl o tym. Xana zaciąga cię specjalnie do lyoko, oddając ci wszystkie zebrane do tej pory kody, a sobie zostawia ilość minimalną do przeżycia. Spektra mogą ci je przesyłać od Yumi i Aelity bez żadnego kontaktu. - wytłumaczył, widząc po wyrazie twarzy blondyna, że powoli zaczynał rozumieć.
- Czyli jestem jakimś przenośnikiem? - zmarszczył brwi, w odpowiedzi chłopak kiwnął głową.
- Mam wszelkie powody, by tak przypuszczać.
- Ale po co? - odezwała się Yumi. - Mówimy przecież o Xanie, mieszkającym w superkomputerze gościa, który nawet nie wierzy w jego istnienie. Przecież to idealne warunki, dlaczego chce stamtąd uciec?
- Tego nie wiem. To wydaje się nielogiczne. - przyznał. - Ale dzięki braku kodów jest słaby. I może dlatego te spektra tak wyglądają. - na wzmiankę o polimorfie, zarówno Odd jak i Ishiyama wzdrygnęli się jednomyślnie.
- Z tym że dalej nie wiemy, dlaczego przesłał kody tobie. - dodał Dunbar, zwracając się do Della Robbi, który wolał rzucić się z mostu, niż o tym dyskutować.
- Ustaliliśmy, że to był przypadek. - bronił go Ulrich, za co ten był naprawdę wdzięczny.
- Nie wierzę w przypadki. - brunet przewrócił oczami. Jeremy też nie, ale postanowił nie mówić tego na głos. - Mówię tylko, że może to być ważne.
- Ta, ale nasz kumpel Xana niestety dzieli się ze mną tylko kodami, nie swoim planem. - prychnął blondyn, po czym podniósł wzrok na błękitnookiego. - W każdym razie wydaje mi się, że powinniśmy ogarnąć co i jak w Korze. Skoro Xana chce stamtąd uciec i w ogóle...
- Ma to sens. - mruknął Jeremy. - Może wtedy uda nam się zrozumieć jego cel i wykorzystać to, że na razie jest taki słaby. - mamrotał, nim znów skupił wzrok na Oddzie, który nadal wydawał się być blady jak ściana, choć minęła godzina od dezaktywowania wieży. - Musimy być teraz dwa razy ostrożniejsi. Jeśli stracicie kody, nie będziemy mogli dezaktywować wież, może poza Aelitą, ale nawet tego nie jestem pewien. Już nie mówiąc o skutkach ubocznych dla Odda. - wskazał na chłopaka, który uśmiechnął się głupio i pomachał wszystkim, choć zmęczenie było widoczne na jego twarzy.
Cóż, Della Robbia zdecydowanie nie powinien był chwalić dnia przed zachodem słońca.
***
Ponieważ był piątek, a jego samopoczucie zdążyło się nieco poprawić, Odd podjął wyjątkowo dojrzałą i odpowiedzialną decyzję, jaką było pójście wieczorem na imprezę. Była to jedna z tych, na które przychodził każdy kto chciał, nawet jeśli nie znał nikogo z właścicielem miejsca włącznie. Na szczęście nie było tutaj tak wielu ludzi, jak się spodziewał ale niemal od razu ktoś go rozpoznał, zapraszając do wspólnego picia. Odmówił, gdyż jego żołądek w dalszym ciągu był w nie najlepszej formie, po czym skierował kroki do kuchni, gdzie było zdecydowanie mniej ludzi - a na pewno mniej jego znajomych. Zauważył tylko jednego, bruneta, którego poznał kilka dni temu w sali muzycznej, do której w wolnym czasie chodzili z Ulrichem, żeby pograć na gitarze. I właściwie to właśnie on powiedział mu o tej imprezie.
- A więc jednak przyszedłeś. - zauważył go, podając mu rękę jako pierwszy.
- Fajna bluza. - przywitał się z chłopakiem, zwracając uwagę na to, co robił przy kuchennym blacie.
- Dzięki, kradziona. - chłopak uśmiechnął się i sięgnął po, jak się okazało, ostatnią butelkę, nim zaczął mieszać wszystko w jednorazowym kubku.
- Wódka, oranżada, syrop i energetyk? - Della Robbia uniósł brew. - To twoja recepta na rzyganie?
- Nie wiem stary, Alex kazała mi to zrobić. - wzruszył ramionami, przygotowując drugi plastikowy kubek. Już miał zapytać kim jest wspomniana dziewczyna, gdy za jego plecami usłyszał damski głos, zresztą bardzo znajomy.
- Bo jest świetny? - właścicielka głosu podeszła do Charliego, który uśmiechnął się szeroko na jej widok. A więc Alex, tak miała na imię jego partnerka w projekcie z biologii i dopiero kiedy zobaczył tę dwójkę obok siebie, przypomniał sobie, skąd ją znał. Parę razy widział, jak grała razem z chłopakiem i już wtedy przyciągnęła jego uwagę, ale zawsze znikała tak szybko, że nie zdążył z nią porozmawiać - aż do dzisiejszego dnia.
- Wyglądacie jak para zakreślaczy. - prychnął Odd, lustrując neonowo zieloną bluzę chłopaka i pomarańczową ciemnowłosej. Oboje zaśmiali się w odpowiedzi i jasnowłosy nie mógł nie zauważyć faktu, że razem z brunetem mieli podobny styl ubioru. Po odcieniu ubrania domyślał się też, komu Charlie je ukradł.
- Znowu się spotykamy, co?
- Niezbyt dobre pierwsze wrażenie, jak sądzę?
- Żartujesz? - jej oczy rozbłysły, kiedy wyszczerzyła się do niego, ale jasnowłosy zakładał, że jej podekscytowanie było winą alkoholu. - Szczerze mówiąc to chciałam zmienić klasę, ale po dzisiejszym dniu stwierdziłam, że za bardzo mnie to bawi. - wyznała i nim zdołał jej odpowiedzieć, zaczęła rozglądać się za brunetem, który w międzyczasie zdołał gdzieś sobie pójść.
- To twój chłopak? - starał się, by nie zabrzmiało to natrętnie. Jeżeli mu to nie wyszło, to dziewczyna była na tyle uprzejma, by mu tego nie wytknąć.
- Zależy.
- Od czego?
- Czy będziesz go podrywać. - odparła śmiertelnie poważnie.
- Nie, raczej nie mam tego w planach. - zaśmiał się, po czym sięgnął po leżącą obok niego pizzę, gdy głód związany z opuszczeniem kolacji zaczął mu powoli doskwierać. - Po prostu ubraliście się podobnie, dlatego strzelałem, że albo para albo rodzeństwo.
- Znam go od dziecka. - odparła po prostu, po czym uniosła kubek, przewracając oczami na fakt, że Charlie 'zapomniał' wziąć swojego. - Chcesz też?
- Dzięki, ale A nienawidzę truskawkowej oranżady, B wolę pizzę. - mruknął i dziewczyna z trudem powstrzymała uśmiech.
Szczerze mówiąc dawno nie spotkał kogoś o tak bezpośrednim humorze jak ta dziewczyna. Łapała niemal każdą okazję aby obrócić jego słowa w żart, a biorąc pod uwagę ilość wypitego przez nią alkoholu, były one zdecydowanie mniej wybredne niż gdyby rozmawiała z nim na trzeźwo. W międzyczasie zdążyli też zorientować się, że mieli ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż tylko miłość do fioletu. Obracali się wokół podobnej muzyki czy gier, zawsze znajdując coś po środku. Na przykład podczas gdy on był fanem Street Fightera, ona uwielbiała Mortal Kombat, ale oboje zgadzali się, że Tekken to dno. Gustowali też w podobnych kreskówkach czy serialach. Dowiedział się nawet, że dziewczyna lubiła rysować, choć on to hobby porzucił dawno temu.
Zauważył też, że dużo się do niego uśmiechała. Na początku odebrał to jako podryw, ale im dłużej rozmawiali, tym bardziej przekonywał się, że dziewczyna traktowała go jak coś w rodzaju starego znajomego. Nie było żadnych aluzji czy ukrytych intencji, po prostu dobrze się bawiła w jego towarzystwie. I to było zabawne, ona była zabawna. Dużo też mówiła o Charliem, on natomiast wspominał jej kilka razy o swoich przyjaciołach, choć nie do końca wierzył, że w tym stanie cokolwiek z tego zapamięta (nie żeby mu to przeszkadzało).
Później dołączył do nich wspomniany chłopak i blondyn jakoś zapomniał o swojej niestrawności, kiedy ten zaproponował mu alkohol. Razem poszli grać w bilarda, który stał w jednym z pokoi, a później skończyli na karaoke w salonie, śpiewając jakąś piosenkę na trzy głosy. Prawdopodobnie następnego dnia będzie żałował całego tego alkoholu, który w siebie wlał, ale prawdę mówiąc nie przejmował się tym, bowiem po raz pierwszy od kilku dni wreszcie dobrze się bawił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top