23

W poniedziałkowy ranek Odd był w wyśmienitym humorze. Czuł się całkowicie pogodzony ze światem, pewny siebie i gotowy do działania, jakby nic nie mogło stanąć mu na drodze. Po wczorajszej dyskusji, Ulrich w końcu odpuścił mu kazań i po jego powrocie od Aelity, nie zadawał już żadnych zbędnych pytań. W nagrodę został zmuszony do wysłuchiwania kolejnych obelg pod adresem Moreau, gdy Odd opowiadał mu o spotkaniu na korytarzu. I Della Robbi nie zniechęcił fakt, że Stern od początku nie przyznawał mu racji. Ulrich stwierdził bowiem, że ten przesadzał ze swoją niechęcią w stosunku do Charlesa i na nic zdały się tłumaczenia chłopaka, że poznawał zło, gdy je widział.

Kiedy oboje dotarli na stołówkę, Odd stanął w kolejce po jedzenie, podczas gdy Ulrich ruszył dalej, szukając dla nich wolnego miejsca. Wzrok Della Robbi błądził leniwie po grupkach uczniów, aż w końcu dostrzegł tego, który interesował go najbardziej.

- Hej, Einstein! - krzyknął, na tyle głośno, żeby Belpois mógł go usłyszeć; a przede wszystkim, by usłyszała go cała stołówka. Chłopak wzdrygnął się na dźwięk swojego imienia i wylał kawę w połowie drogi do ust, po czym posłał Oddu wściekłe spojrzenie. - Inaczej dziś wyglądasz. Nowy golf?

Jeremy nie odpowiedział i wrócił do swojej kawy, jakby nic się nie wydarzyło. Della Robbia żałował, że nie złapał go w porze obiadu, kiedy Einstein byłby o wiele mniej zaspany - a co za tym idzie, o wiele bardziej świadomy tych wszystkich spojrzeń ludzi wokół, ciekawych, o co całe to zamieszanie. 

Jego zimna reakcja nie zniechęciła jednak Odda, który czekał cierpliwie, nie zdejmując z niego wzroku. I rzeczywiście, po kilku sekundach, Einstein odruchowo podniósł rękę, by przeczesać włosy, ale natychmiast zacisnął palce i rzucił krótkie, niechętne spojrzenie na Della Robbię. Gdy zobaczył jego zadowolony z siebie uśmiech, wystawił mu środkowy palec. Ulrich, który siedział obok niego, również zauważył tę wymianę spojrzeń i z całej siły starał się nie wybuchnąć śmiechem, dlatego odwrócił głowę.

- Hej don juan. - przywitał się Odd, wciąż rozbawiony, podchodząc do ich stolika.

William, który również przystanął, by dołączyć do rozmowy, uniósł brew i zmierzył Jeremiego wzrokiem od stóp do głów.

- Raczej juan don. - mruknął, nie spuszczając wzroku z niemal łysej głowy chłopaka. - Wpadłeś pod kosiarkę?

- Gorzej. - syknął Belpois, wbijając mordercze spojrzenie w blondyna, który z wyraźnym zadowoleniem pił swoją herbatę.

Cóż. Dostanie się do pokoju ich komputerowego geniusza nie było takie trudne. Jeremy zawsze zamykał drzwi na noc, ale z jakiegoś powodu nigdy nie zostawiał klucza w zamku. Zważywszy na to, komu ukradł zapasowy, Della Robbi nie trudno było się domyślić, że powód tego dziwnego zwyczaju miał różowe włosy.

Wbrew pozorom, Einstein miał całkiem mocny sen i budził się tylko wtedy, gdy w tle rozlegał się naprawdę hałaśliwy lub przeciągły dźwięk, jak alarm jego telefonu. Na to drugie Odd nie miał zbyt dużego wpływu, jednak jeśli chodziło o to pierwsze, chłopak był doskonale przygotowany. Dostał się do jego pokoju niemal bezszelestnie, doskonale wiedząc, że po tak długiej pracy przy superkomputerze, Jeremy będzie spał jak zabity. I oczywiście, we wszystkim towarzyszył mu Ulrich. Głównie dlatego, że nie chciał podzielić tego samego losu.

Po fryzjerskiej masakrze maszynką elektryczną, zostawił 'zgubiony' klucz Stones na szafce. Od początku nie zamierzał się z niczym kryć, a więc nie czuł się zobowiązany do oddania go właścicielce. W końcu kiedy Odd się na kimś mścił, nigdy nie robił tego po cichu.

- Nie narzekaj, wyglądasz super. - odparł sprawca zbrodni i kącik jego ust prawie nie drgnął, gdy dodał; - Co nie, chłopaki?

- Nie? - skrzywił się William.

- Wygląda, jakby miał kryzys egzystencjalny. - przyznał Ulrich.

Oboje intensywnie wpatrywali się przy tym w Jeremiego, co najmniej tak, jakby mieli przed sobą wyjątkowo trudne zadanie matematyczne.

- Albo białaczkę. - dodał Dunbar i we trójkę zgodnie pokiwali głowami.

W dalszym ciągu przyglądali się przyjacielowi w milczeniu, podczas gdy Belpois starał się ich z całych sił ignorować i zająć pracą na swoim laptopie.

- Albo jak bardzo brzydka kobieta. - powiedział Stern po chwili namysłu.

- Dobra, dość! Zamknijcie się wszyscy! - syknął wreszcie Jeremy, choć nie podniósł wzroku znad ekranu. - Zróbcie lepiej coś pożytecznego i zajmijcie się śniadaniem.

- Może być ciężko. - przyznał William, na co Ulrich parsknął śmiechem, Odd zachłysnął się swoją yerbą, a poszkodowany wzniósł oczy do nieba.

Potem było jeszcze ciekawiej. Ulrich oznajmił, że dostrzegł coś niezwykle dziwnego kilka metrów dalej, a następnie głowy wszystkich przy stole odwróciły się w kierunku Aelity i stojącego obok niej Charlesa. W przeciwieństwie do chłopaka, który wyglądał na mocno zaangażowanego w to co mówił, dziewczyna nie wydawała się zbytnio zainteresowana dyskusją. Znając ją, prawdopodobnie odpowiadała na jego pytania z czystej uprzejmości, natomiast sam fakt kim był jej rozmówca wystarczył, by zirytować Odda.

- Co oni robią razem? - mruknął Stern, podczas gdy zarówno Belpois jak i Della Robbia zaczęli ciskać wzrokiem pioruny, obaj z różnych powodów.

- Biorąc pod uwagę mimikę, utrzymywanie kontaktu wzrokowego, a także żywą gestykulację, śmiem twierdzić, że rozmawiają. - rzucił Jeremy, próbując zabrzmieć obojętnie, choć jego ton zdradzał nutkę irytacji.

- Ciekawe o czym. - zastanawiał się William.

Odd, popijając swoją yerbę, przechylił głowę, jakby próbował odczytać słowa z ruchu warg Aelity. Ulrich oparł się wygodniej na krześle, ale jego oczy ani na moment nie odrywały się od pary. William natomiast otwarcie ich obserwował, nie zważając na subtelność, a Jeremy ukradkiem zerkał znad ekranu laptopa, udając, że go to nie interesuje.

- Przestańcie się na nich gapić. - rzucił cicho Einstein, mimo że sam zerknął jeszcze raz, chcąc się upewnić, czy wszystko było w porządku.

- To czysto naukowe obserwacje. - syknął Della Robbia, zerkając na niego spode łba. - A nauka to twoja domena, mylę się?

Jeremy zamierzał odpowiedzieć, ale zrezygnował, gdy zobaczył, że Odd i tak nie zwraca już na niego uwagi. Jakiś czas później Stones wreszcie pożegnała się z chłopakiem i szybkim krokiem ruszyła w ich stronę. Cała czwórka natychmiast spuściła głowy, udając, że wcale nie obserwowała ich przez ostatnich kilka minut.

- Tylko mi nie mów, że kolejny próbował cię poderwać na pomoc w nauce. - wypalił Dunbar, gdy dziewczyna usiadła przy stoliku, wpatrując się wielkimi oczami w Jeremiego.

- Eee, nie. On... - zaczęła, bardzo powoli odwracając się w stronę Williama. - Przeprosił. Za bycie niemiłym, czy coś w tym stylu.

Odd i Ulrich natychmiast złapali kontakt wzrokowy.

- Chuj. - syknął pod nosem Della Robbia.

- Co w tym złego? - zapytała Stones. - Uważam, że to całkiem miłe.

- To, że wcale nie przeprasza z dobroci serca. Musi mieć w tym jakiś cel.

- No nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Moim zdaniem był całkiem szczery.

Następnie zerknęła znów na Jeremiego, który uparcie chował się za swoim laptopem i zmrużyła oczy, przenosząc wzrok na Williama i Ulricha.

- Przyznać się, który mu pomagał. - powiedziała, wskazując jednocześnie na Odda, który nadal śledził spojrzeniem swojego wroga numer jeden od dnia wczorajszego.

- Nie patrz tak na mnie. Ja tu nawet nie mieszkam. - prychnął Dunbar.

Oboje zwrócili się w kierunku Sterna, który uniósł ręce w geście kapitulacji.

- Ja słodko spałem.

Dziewczyna ciężko westchnęła, nim zwróciła się do Jeremiego i położyła mu dłoń na ramieniu, próbując go pocieszyć;

- Nie martw się, nie wygląda to źle. Nawet ci pasuje. - oznajmiła, rzucając mordercze spojrzenie Williamowi, który ośmielił się zaśmiać.

- Szczerze mówiąc moja fryzura to ostatnie, co mnie martwi. - odparł znużonym tonem Einstein.

- A nie powinno. - stwierdził Dunbar, dopijając ostatni łyk swojej kawy.

Ku irytacji Odda, Aelita przez całe śniadanie ani razu nie napomknęła nic o żadnych zdjęciach. Nie spojrzała na niego znacząco, nie kopnęła go w nogę (poza tym jednym razem, kiedy zauważył, że Jeremy bez włosów miał naprawdę wielką głowę), nie dała mu żadnego sygnału świadczącego o tym, że odpakowała tę głupią kopertę. Zresztą, Odd szybko doszedł do wniosku, że właściwie to nie jest już jego interes, a kiedy Meyer pojawiła się na stołówce, całkowicie stracił zainteresowanie tematem. Niemal natychmiast ruszył w jej kierunku, odprowadzany przez wyjątkowo dziwne spojrzenie Jeremiego, którym zdecydował się kompletnie nie przejmować.

- Często tu bywasz? - przywitał się, wywołując mały, zmęczony uśmiech na jej bladej twarzy.

- A ty? Nigdy cię tu nie widziałam. - odparła tym samym tonem.

Lecz ku jego konsternacji, szybko straciła nim zainteresowanie i zaczęła rozglądać się wokół, dopóki jej wzrok nie spoczął na stoliku po lewej. Wiedziony szóstym zmysłem Charles podniósł głowę, a kiedy oczy obojga się spotkały, Alex wystawiła mu język. Charlie odpowiedział jej tym samym, po czym wrócił do wpatrywania się w zeszyt.

- Wow. - mruknął Della Robbia. - Myślałem, że się pogodziliście.

- Niby kiedy, skoro frajer pojechał do domu? - prychnęła, opierając dłonie na biodrach i po raz kolejny obrzucając frajera pogardliwym spojrzeniem

Odd uniósł brew. A więc Charles Moreau, król dramatów, poświęcił jakieś trzy minuty ze swojego życia, aby zaleźć mu za skórę pseudo-przeprosinami wczorajszego wieczoru. Zrobił to samo następnego dnia poprzez Aelitę, ale nie znalazł czasu, żeby porozmawiać z Meyer? 

Interesujące.

Z inicjatywy Alex usiedli naprzeciwko Moreau, kilka stolików dalej. Spojrzenie Della Robbi samo z siebie powędrowało w stronę Charlesa, który jakby wyczuł, że o nim rozmawiają. Posłał Oddu jeden z tych swoich uprzejmych, irytujących uśmiechów, a potem wstał i ruszył w stronę lady, po drodze mijając ich dwójkę.

Odd postanowił wykorzystać tę okazję i zwrócił się do dziewczyny;

- Więc gdzie byś chciała iść jutro na randkę?

- Hę? - rzuciła nieuważnie, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.

Mina mu zrzedła. Nie pomagał odgłos cichego śmiechu za jego plecami w momencie, w którym Charles przechodził obok. I mimo, że było to cholernie żenujące, tak cała jego uwaga skupiła się na Alex, która teraz patrzyła na niego z mieszaniną zdezorientowania i rozbawienia.

- Na randkę. - podkreślił. - Czy masz ochotę na coś konkretnego?

Zamrugała. Zmarszczyła brwi.

- Masz na myśli ten wypad do kfc? - zapytała ostrożnie.

Odd jęknął, chowając twarz w dłoniach.

- O Boże. Przecież mówiłem, że nie idziemy do żadnego kfc! - spojrzał na nią z miną zawiedzionego dziecka. - Powiedziałem, że zabieram cię w jakieś fajne miejsce.

Brzmiał tak, jakby balansował na granicy między żartem, a rzeczywistą irytacją. I Alex to wyczuła, bo szybko zmieniła ton;

- Próbuję powiedzieć, że możemy iść tam gdzie zwykle. - rzuciła pospiesznie. Nie wydawał się zbyt przekonany, więc dodała; - Lub gdziekolwiek chcesz.

- Więc to randka? 

- Ale jesteś uparty! - westchnęła, co wywołało błysk zadowolenia na jego twarzy. Zanim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, do ich stołu dotarł Charles, z kubkiem kawy w ręce.

- Nie przeszkadzam? - zapytał z pozorną niewinnością, podczas gdy złośliwe ogniki tańczyły w jego oczach, kiedy rzucał porozumiewawcze spojrzenie Alex.

Odd zignorował go i skupił się na dziewczynie.

- Będę to traktował jako tak. - oznajmił. Następnie rzucił przelotne spojrzenie Moreu i kiwnął mu głową, w formie wyjątkowo chłodnego przywitania.

Przeszło mu przez myśl, by zostać i uprzykrzać życie chłopaka swoim istnieniem, ale nie zamierzał robić tego samego Alex. Stąd wrócił do stolika, przy którym w dalszym ciągu byli obecni Ulrich i William. Mimo to, przez cały ten czas nie odwracał wzroku od tamtej dwójki. Patrzył, jak siadają naprzeciwko siebie, sztyletując się nawzajem spojrzeniami i prawdopodobnie wyzywając. A przynajmniej miał nadzieję, że Meyer go zwyzywa. Należało się temu pierdolonemu-

- Uważaj, bo zabijesz go tym spojrzeniem. - skomentował Ulrich, wyrywając go z zamyślenia.

Della Robbia zerknął na współlokatora i westchnął, prostując się na krześle.

- Co ty w ogóle do niego masz, Odd? - wtrącił się jak zwykle nieproszony William. - Koleś jest serio w porządku.

- A ty skąd możesz to wiedzieć? - zapytał Stern, na co ten wzruszył ramionami.

- Mam z nim zajęcia. Czasem gadamy i-

- Mówię wam, że to śliski typ. - syknął Odd, lecz po minach przyjaciół widział, że nie byli do końca przekonani co do jego słów.

Tknięty przeczuciem znów spojrzał za siebie tylko po to, by ujrzeć, jak interesująca go para zaczęła żywo ze sobą dyskutować. Oboje mieli małe uśmiechy na twarzach i widział w rękach Meyer kawę, którą przed chwilą przyniósł Moreau. No cóż, nie trwało to długo. Dobrze dla Alex, tak sądził.

- Mówisz tak, bo jesteś zazdrosny o uwagę swojej socjopatycznej dziewczyny. - stwierdził Dunbar, na co chłopak prychnął, ale nie odwrócił się w jego stronę.

- To nie jest moja dziewczyna. - odparł automatycznie. - A ja NIE jestem zazdrosny.

***

Kiedy we wtorkowe popołudnie Odd zadzwonił do niej z prośbą, by przyszła na główny parking o czternastej, nie mogła uwierzyć własnym uszom. Odkąd po raz pierwszy wspomniał o randce, była przekonana, że to żart. Chwila kapryśnej zabawy z jego strony, nic więcej. Próbowała o tym zapomnieć, wmawiając sobie, że cała sytuacja nie ma znaczenia; że to ona coś źle zrozumiała. Jednak wczoraj znów zaczepił ją na stołówce, ponownie zapraszając. Wydawał się przy tym niesamowicie poważny, sprawiając, że mogła myśleć już tylko o tym. A teraz, kiedy naprawdę zadzwonił, wszystkie wątpliwości ustąpiły miejsca nieśmiałej ekscytacji, którą nieudolnie próbowała stłumić.

Sprawdziła godzinę i westchnęła, uświadamiając sobie, że było dwadzieścia po pierwszej. Odd może i był człowiekiem wielu zalet, ale wyczucie czasu z pewnością nie było jedną z nich. Natychmiast poszła wziąć szybki prysznic, przebrać się, wysuszyć włosy. I chociaż była zdania, że cała ta ceremonia randki to kompletna bzdura, tak nie mogła się powstrzymać, by nie spędzić nad makijażem trochę więcej czasu, niż zwykle. Nie, wcale nie dlatego, by zwrócić na siebie uwagę Odda - absolutnie nie. Po prostu dawno nie wychodziła na miasto, stąd była to świetna okazja, żeby w końcu wyglądać ciekawiej, niż na co dzień. Kim była, by jej nie wykorzystać?

- Do kibla też chodzicie razem? - zjadliwy głos Charlesa zdekoncentrował ją. Jej dłoń zadrżała i w konsekwencji musiała poprawić eyeliner po raz drugi.

Siedział na łóżku, z rękami założonymi na karku i obserwował każdy jej ruch. Na kolanach trzymał jej pluszowego kota i szkicownik, w którym odrabiał zadania domowe, dopóki i to go nie znudziło.

- Spierdalaj. - odpowiedziała uprzejmie, by po chwili namysłu chwycić tym razem za konturówkę.

- Po prostu jestem ciekawy, czy macie jeszcze własne osobowości, poza byciem partnerem drugiego. 

- Płaczesz, bo jesteś zazdrosny i tyle. - stwierdziła, zerkając na niego przez ramię i z zadowoleniem widząc, jak jego złośliwy uśmiech zbladł.

To było takie oczywiste.

Moreau proponował jej wyjście na miasto średnio pięć razy w tygodniu i kompletnie nie rozumiał słowa nie. Jego ekstrawertyczny mózg nigdy nie akceptował jej braku potrzeby poszukiwania przygód każdego dnia i na każdym kroku. Jak kiedyś nie stanowiło to zbyt wielkiego problemu, tak teraz, gdy jej czas i chęci były dzielone na dwoje, stało się to dla niego bardziej widoczne. 

W swoim narzekaniu był niezwykle irytujący, ale po raz kolejny miał w tym trochę racji. Nie powinna była poświęcać większości wolnego czasu Oddu, ale był w tym momencie jedyną osobą, przy której nie musiała tłumaczyć się co robiła i dlaczego nie odpowiadała na telefony. I w głębi duszy wiedziała, że w ten sposób pogłębiała problem, ale tak wydawało się prościej.

A poza tym, Della Robbia zaprosił ją jako pierwszy.

- Nie jestem zazdrosny. - burknął, wcale-nie-zazdrosny Charlie, skupiając całą swoja uwagę na kocie, którego ściskał w dłoniach. - Ja tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego robisz to samo, co rok temu z Randym.

- Niby co takiego? - zapytała, a jej głos z rozbawionego szybko zmienił się w lodowaty.

Spiorunowała go przy tym wzrokiem, a kiedy to zauważył, natychmiast przestał wydzierać nitkę z jej pluszaka.

- Spotykasz się z takim pajacem, który prędzej czy później odwali taką samą akcję i historia zatoczy koło. - wyjaśnił, odkładając kota na bok. - Po co marnować tak czas?

Dziewczyna zacisnęła dłoń w pięść i wzięła głęboki wdech, zanim powiedziała;

- Po pierwsze, Odd nie jest taki jak Randy. Nie jest jebanym idiotą.

Charles zmrużył oczy, jakby chciał zaprotestować, ale Alex nie dała mu szansy.

- Po drugie. - kontynuowała; - Nie mieszaj do tego Merciera. Dobrze wiesz, że chodziłam z nim z litości. To była zupełnie inna sytuacja.

- A jednak udało mu się nieźle zranić twoje ego, prawda? - zauważył z przekąsem. - I wtedy też nie powiedziałaś mi o niczym.

- A gdybym to zrobiła, to co by się wydarzyło? Walnąłbyś go szybciej?

- Tak. I chyba powinienem był tak zrobić z Della Robbią, zamiast go przepraszać.

Te słowa zatrzymały Alex w pół ruchu, gdy sięgała po tusz. Spojrzała na przyjaciela co najmniej tak, jakby mówił do niej w innym języku.

- Naprawdę go przeprosiłeś? - zapytała, a w jej głosie słychać było powątpiewanie.

- Tak. - upierał się. - I Aelitę też. Dla ciebie.

Uniosła brwi, teraz zupełnie przekonana, że wygadywał bzdury. 

- Aelitę. Dla mnie. Serio?

- No dobra, niech ci będzie. - westchnął. - Próbowałem z niej wydusić, czemu była w tamtym domu, a kiedy nie chciała mi powiedzieć, wtedy się wycofałem. Zadowolona?

Nie odpowiedziała od razu, udając, że pochłania ją tuszowanie rzęs i czesanie włosów przed lustrem. W rzeczywistości zastanawiała się, co powinna była w tym momencie zrobić. Jeżeli Moreau był zdeterminowany do tego stopnia, że zaczął szukać wiedzy u innych osób, tak jej milczenie mogło pogorszyć sprawę. 

- Ten dom... - zaczęła, starając się zabrzmieć wystarczająco obojętnie. Chyba nic się nie stanie, jeśli powtórzy mu słowa Odda, prawda? - Odd powiedział mi, że znaleźli go kilka lat temu i obiecali nikomu o tym nie wspominać. On i jego znajomi, którzy niezbyt za mną przepadają. Dodaj dwa do dwóch.

Moreau zacisnął usta i spuścił oczy na podłogę, wyraźnie zawiedziony jej zdawkowym wyjaśnieniem.

- Znajomi? - zapytał. - Kto jeszcze, poza Stones?

- Ulrich, Jeremy, William i taka dziewczyna, Yumi. Znają się od podstawówki.

Charles kiwnął głową, pocierając podbródek w zamyśleniu, gdy przetwarzał jej słowa. 

- Okej, czaję, ale czemu nie mogli z nami normalnie o tym pogadać?

- Odd próbował, no nie?

- Wcale nie. - wycedził. - Próbował trzymać nas z daleka, to co innego.

Westchnęła ciężko, przeciągle, odkładając szczotkę z przesadnym hukiem na blat. Teraz wiedziała, jak musiał czuć się Odd.

- Charlie...

- Tak samo Aelita. Ani razu nie powiedziała, dlaczego nas tam nie chcą.

Obróciła się w jego stronę, krzyżując ramiona na piersi. Jej spojrzenie stało się zimne, przenikliwe.

- A kiedy miała to zrobić? Kiedy Odd był nieprzytomny?

- Na przykład. - prychnął sarkastycznie, lecz szybko spoważniał, kontynuując; - Sęk w tym, że moim zdaniem to się nie trzyma kupy. Po co miałaby do nas biec, skoro był z nami Della Robbia? Dlaczego wyglądała na taką przestraszoną? I po co kłamała z tymi okularami?

- Laska jest dziwna i mnie nie lubi, jak oni wszyscy. - odpowiedziała, przesuwając dłonią po karku z wyraźnym zmęczeniem, malującym się na twarzy. - Nie wiem, co mam ci więcej powiedzieć.

- Nie mów, pomyśl przez chwilę. - nalegał, wbijając w nią intensywne spojrzenie. - Od początku czułem, że coś jest nie tak i jestem pewien, że się nie mylę. Kto się tak zachowuje, jeśli nie ma nic do ukrycia?

Zmarszczyła brwi i zacisnęła szczękę. Jej głos przepełniała cicha furia, gdy spytała;

- Masz na myśli, że wszedłeś tam tylko po to, żeby zrobić Oddu na złość?

- No... nie do końca. - przyznał po chwili, wyraźnie zmieszany. Jego spojrzenie uciekło na bok. - Domyśliłem się, że coś jest na rzeczy po tym, jak poszedł za mną do kuchni.

- Więc przyznajesz, że specjalnie wlazłeś na górę, żeby go wkurzyć.

- Ale miałem rację, prawda? - naciskał. - Jeśli to jakaś zwykła rudera, to dlaczego tak bardzo jej pilnowali? Widziałaś w ogóle ich miny, gdy zobaczyli mural? Bo ja tak i żadne z nich nie zareagowało, jakby chodziło o coś błahego, rozumiesz?

- Nie! I jebie mnie to! - fuknęła, tracąc resztki cierpliwości. - Co cię to kurwa interesuje, co to za dom i co oni tam trzymają? Jak dla mnie mogą sobie tam chować kilo koksu i zwłoki. Nie obchodzi mnie to i ciebie też nie powinno.

- Mam rozumieć, że serio nie przejmujesz się tym, że twój chłopak i spółka mogą być uwikłani w coś co najmniej nielegalnego? - zapytał, głosem zabarwionym kpiną. - Bo ja tak i nie chcę, żeby wkręcili cię w jakieś gówno.

- Teraz to poniosła cię wyobraźnia. - warknęła, wytykając go palcem. - Nie muszą chować nie wiadomo czego, żeby wściekać się o nasze wpierdalanie się tam, gdzie nikt nas nie chce. A nawet jeśli cokolwiek nielegalnego miałoby miejsce, ja nie mam i nie będę mieć z tym nic wspólnego. - powiedziała, tak jakby nie było na to trochę za późno. 

- Ale-

- A ty obiecałeś, że nie będziemy już o tym rozmawiać, więc łaskawie się zamknij. Chcę w końcu zapomnieć o tej głupiej kłótni z tobą i Oddem, a ty mi w tym nie pomagasz! - jej wzrok padł na leżący na biurku telefon, a kiedy zauważyła godzinę na wyświetlaczu, wydała z siebie poirytowany dźwięk. - I nie pomagasz mi w nie spóźnieniu się na mój obiad, inspektorze gadżet.

Chłopak otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zaraz zamknął je z cichym mlaśnięciem. Przeciągnął dłonią po twarzy, a potem westchnął ciężko i rzucił się na łóżko.

- Dobra. - mruknął, tonem pełnym rezygnacji. - Jak sobie chcesz.

Już miała ostentacyjnie zamilknąć i wrócić do wykańczania makijażu, gdy nagle pewna myśl uderzyła ją jak grom z jasnego nieba. Zmrużyła oczy i spojrzała podejrzliwie na Charlesa.

- Od kiedy zapamiętujesz czyjeś imiona, Moreau? - zapytała, a jej wzrok zdawał się przeszywać go na wylot. - A tym bardziej nazwiska.

Ich spojrzenia się skrzyżowały, a Charles wydawał się osłupieć, przyłapany na gorącym uczynku.

- Tak jakoś wpadło mi do głowy. - rzucił pośpiesznie. - Musiałaś gdzieś wspomnieć albo-

- Wcale nie.

Znała go zbyt dobrze, by nie zauważyć, że coś było nie tak. Charlie, mimo całej swojej otwartości i umiejętności zjednywania sobie ludzi, miał wyjątkowo wybiórczą pamięć. Nie krył się z tym, że imiona interesowały go tylko wtedy, gdy uznał daną osobę za wartą swojej uwagi. A teraz nagle pamiętał zarówno imię, jak i nazwisko Aelity? Dziewczyny, z którą zamienił może kilka zdań? Dziewczyny, którą na pierwszy rzut oka nie miała w sobie niczego, co potencjalnie przyciągnęłoby Moreau? To nie było w jego stylu.

Czyżby z tamtego spotkania zapamiętał więcej, niż dawał po sobie poznać? A może... może Aelita rzeczywiście zrobiła na nim jakieś wrażenie? Nie, to było niedorzeczne. Mimo to coś w jego zachowaniu nie dawało jej spokoju.

- Może jeszcze mi powiesz, że znasz jej kolor oczu, co?

- Weź. To nie tak. - zaoponował, podnosząc się na łokciach. Jego głos był o pół tonu wyższy, zdradzając, że jej oskarżenia trafiły w czuły punkt.

Alex wyprostowała się i przyjrzała mu uważniej. Wtedy to zobaczyła. I wiedział, że tak, bowiem szybko odwrócił głowę.

- Ty... - sapnęła z niedowierzaniem, a chwilę później doskoczyła do niego i siłą zmusiła, by spojrzał jej w oczy. - Nie wierzę! Ty! - wykrzyknęła, obejmując jego twarz w dłoniach. - Do Aelity!

- To nie tak! - powtórzył, próbując odwrócić wzrok, ale jego policzki płonęły coraz bardziej, zdradzając jego kłamstwo.

- Przecież to nie twój typ!

- Tak jak Odd nie jest twoim! - stwierdził Charles, jego słowa wypłynęły szybciej, niż zdążył je przemyśleć.

Chwila ciszy, która zapadła po jego wypowiedzi, była niemal namacalna. Powietrze w pokoju zdawało się zgęstnieć, a Alex patrzyła na niego z taką miną, jakby właśnie wyrosła mu druga głowa. 

Potem wybuchnęła śmiechem.

- Więc jednak! Przyznajesz, że ci się podoba! - powiedziała w końcu triumfalnie, z zadowoleniem obserwując, jak ten zaciska palce na swojej twarzy w niemym geście rozpaczy.

- Wcale nie! - zaprotestował. Jego ramiona opadły, gdy posłał jej zirytowane spojrzenie. - Po prostu mam z nią praktycznie połowę zajęć i... i zawsze musi się na nich odzywać! Tak jakoś zapamiętałem!

- Wiesz, że nic z tego, playboyu? Ona ma już chłopaka. - dodała, przeciągając ostatnie słowo z rozkosznym okrucieństwem.

- A ty nie miałaś przypadkiem szykować się na spotkanie ze swoim? - odparował, zmieniając temat w najbardziej nieporadny sposób, jaki można było sobie wyobrazić. A kiedy miała mu to wytknąć, dodał; - No chyba, że już znalazł sobie inną.

Alex zmrużyła oczy.

- Czasami jesteś taką kurwą. - syknęła, prostując się.

- Może i jestem, ale nie zapominaj, że przeprosiłem ich obydwoje. Zgodnie z kodeksem rodzeństwa, musisz mi teraz odpuścić. - odparł, z wyraźną satysfakcją w głosie.

- Nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem, więc moje odpuszczenie ci grzechów nie jest ostateczne.

- Szczegół, nad którym ubolewam do dziś. - jęknął dramatycznie, a jego głowa opadła z powrotem na poduszki. - Twoja mama zawsze robiła lepsze spaghetti.

Alex pokręciła głową i parsknęła śmiechem, wracając do biurka. Pozwoliła mu cieszyć się tym chwilowym zwycięstwem, nie wspominając więcej o jego potencjalnym zainteresowaniu Stones - nawet jeśli ciekawość zżerała ją od środka. Głównie dlatego, że lada moment powinna wyjść i naprawdę, naprawdę musiała się pospieszyć.

I kiedy po raz ostatni przyjrzała się swojej ulepszonej wersji, zaczęła zastanawiać się, czy odrobinę nie przesadziła. Nie chciała wyglądać źle, ale nie zamierzała również dać Della Robbi mylnego wrażenia, że robiła to wszystko z powodu spotkania. Bo NIE, to nie była randka. Wcale, a wcale. Ot, głupi wymysł Odda, który chciał znaleźć sobie pretekst, żeby pójść z kimś na miasto. Pewnie coś zjedzą, może pójdą na kawę, wrócą, koniec. Nie miała więc czym się przejmować, prawda?

Z takim przekonaniem skierowała kroki do wyjścia, nim głos Charlesa nie zmusił jej do zatrzymania się wpół kroku.

- Ej, Alex.

- Co? - rzuciła przez ramię, jednocześnie mocując się z zamkiem swojej kurtki i kontrolując czas na telefonie.

- Ja... - zaczął, lecz po chwili jakby rozmyślił się i powiedział; - Baw się dobrze. I pozdrów durnia.

- Okej, pozdrawiam. - odparła, zerkając na niego z rozbawieniem po raz ostatni, a następnie wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

Była naprawdę pod wrażeniem, gdy go zobaczyła; w umówionym miejscu, o umówionej godzinie. Stał oparty o jeden ze stojących tam samochodów, wpatrzony w telefon, a przynajmniej dopóki nie podeszła bliżej. Wówczas spojrzał na nią, a jego twarz pojaśniała, gdy automatycznie uniósł kąciki ust i wyciągnął ramiona, by przytulić ją na powitanie.

- Jesteś punktualnie. - zażartowała, starając się zignorować, jak sztywno wybrzmiało to w jej uszach.

Jego klatka piersiowa uniosła się przy jej policzku, gdy zachichotał, ale to wcale nie sprawiło, że Alex poczuła się lepiej. Zamiast tego jej niepokój wzrósł, Odd bowiem nigdy nie przychodził na czas, nigdy.

- Dzięki, że zauważyłaś. - odparł rozbawiony, gdy wypuszczał ją z objęć i odsuwał się o krok. - Jedziemy?

Spojrzała na niego zmieszana, nie do końca rozumiejąc, co miał na myśli; w końcu przystanek autobusowy był po drugiej stronie placu. Jednak gdy podszedł do samochodu od strony kierowcy, jej oczy błysnęły, a usta rozchyliły się w szoku.

- To ty masz auto?

I to nie byle jakie.

Kompletnie nie znała się na samochodach, ale nie trzeba było być specjalistą, żeby dostrzec, że ten przed nią wyglądał na drogi. Bardzo drogi. Z jego sportowym wyglądem i jaskrawym, żółtym lakierem, zupełnie nie pasował do obrazu ucznia szkoły średniej, mieszkającego w dzielonym pokoju w akademiku, który wiecznie zapominał pieniędzy przy wyjściu na miasto.

- Owszem. I nie dość, że ładnie wygląda, to jeszcze mało pali. - parsknął, kiwając głową na miejsce pasażera. - Wsiadasz czy nie?

- Nie wiem czy chcę. - przyznała, patrząc, jak sam zajmował miejsce kierowcy i bez słowa zamykał za sobą drzwi.

Bardzo wymowne.

Tym, na co zwróciła szczególną uwagę, był panujący w środku porządek. Kolejna rzecz nietypowa dla Odda, a przynajmniej bazując na tym, jak wyglądał jego pokój. Z drugiej strony, auto mogło być nowe, co tłumaczyłoby jego świetny stan. Albo, co bardziej prawdopodobne, chłopak miał obsesję na jego punkcie, o czym również nigdy się nie pochwalił.

Siedziała w milczeniu, a jej spojrzenie przeskakiwało co chwila na kolejny element wyposażenia pojazdu, dopóki wreszcie nie spoczęło na kierowcy. A po dokładnym przyjrzeniu się, także i jego fryzura wydawała się w nieco mniejszym nieładzie niż zwykle. Pod kurtką zaś dostrzegła coś, co sprawiło, że niemal zakrztusiła się powietrzem. Czy to była koszula? Boże drogi, od kiedy nosił coś takiego? Jeżeli wcześniej czuła się nieswojo, tak teraz była wstrząśnięta.

Co tu się działo?

- Nie wiedziałam, że masz prawko. - wypluła w końcu, wpatrując się w niego okrągłymi ze zdziwienia oczami. Sprawiał wrażenie całkowicie wyluzowanego, w przeciwieństwie do niej.

- Jasne, że mam. - odparł nieuważnie, zajęty poprawianiem siedzenia. - Myślisz, że wsiadłbym do busa trzeźwy i po osiemnastce? Bez szans. - podniósł wzrok, westchnął z poirytowaniem i szybko poprawił lusterko. - Kurwa, nienawidzę jeździć po Williamie.

Skrzywiła się, słysząc to imię.

- Nie mów, że to jego samochód.

- Chciałby! - zaśmiał się. - Ale nie, jest mój. To znaczy, technicznie auto jest mojego ojca. Odkąd kupił sobie nowy, ten oddał mi, a William czasem go pożycza.

- Z jakiej racji?

Wprawdzie nie znała Dunbara tak dobrze, ale po tym, co miała okazję doświadczyć, nie oddałaby mu pod opiekę ołówka, a co dopiero cholerne auto.

- Tankujemy na zmianę, a on zajmuje się przeglądami. - wyjaśnił. - Dla mnie to całkiem opłacalne.

- W sensie płaci za naprawy?

- Nie, naprawia. Póki co wszystko, co zepsuło się do tej pory, nie było takie skomplikowane do wymiany, zwłaszcza dla Dunbara. Jego wujek ma warsztat, więc naprawdę ogarnia temat. - zmarszczył brwi i zastanowił się chwilę. - Ale nie mów mu, że to powiedziałem. W każdym razie, podoba ci się mój grat?

Spojrzała na niego, jakby postradał rozum.

- Grat? Twoi starzy są cholernie bogaci czy rozwiedzeni?

Odd parsknął, lecz jego śmiech zabrzmiał odrobinę wymuszenie.

- Nie, to tylko... ich sposób, żeby pokazać, że jeszcze o mnie pamiętają. Prezenty, mam na myśli.

Alex zauważyła, że na ułamek sekundy spuścił wzrok, a palce jego prawej dłoni zaczęły nerwowo stukać w kierownicę. Było to niemal niedostrzegalne, ale wystarczająco wymowne, by zorientowała się, że to drażliwy temat.

- Jest w porządku. Ma ładny kolor. - powiedziała. Odd spojrzał na nią z ukosa, więc natychmiast dodała; - No co? Nie znam się na samochodach!

- Widać. - odpowiedział cicho, a kącik jego ust drgnął, gdy uderzyła go lekko w ramię.

Nie miała pomysłu, co więcej mogłaby powiedzieć, toteż zamilkła, odchylając się na siedzeniu i spoglądając przez okno. A kiedy po upływie kilku chwil Odd nadal się nie odezwał, ani też nie ruszył z miejsca, z powrotem zerknęła na niego. Przyglądał jej się tymi zmrużonymi oczyma, z głową przechyloną na bok, opartą o zagłówek. 

- Ślicznie wyglądasz, wiesz? - powiedział cicho i w normalnych okolicznościach przyjęłaby to bez mrugnięcia okiem.

Komplementy zawsze łatwo spływały z ust chłopaka i była do tego przyzwyczajona. Często też odwzajemniała jego flirt, a zwłaszcza, kiedy miała dobry humor. Teraz też chciała zażartować. Powiedzieć coś w stylu no jasne i zarzucić włosami, ale zamiast tego poczuła, jak jej serce przyspiesza rytm, a rumieniec wkrada się na jej policzki. Nie mogła znieść jego spojrzenia.

- Och, to... miałam trochę czasu, więc zrobiłam inne kreski i takie tam. - wymamrotała szybko, starając się brzmieć swobodnie, ale końcowy efekt pozostawiał wiele do życzenia.

Miała ochotę walić głową w ścianę. Dlaczego nie mogła powiedzieć dzięki i na tym skończyć? Pewnie nawet nie zorientował się, że zrobiła coś innego, dopóki mu o tym nie powiedziała.

Odd odchylił się lekko na siedzeniu i odpalił silnik, ale zanim ruszył, spojrzał na nią raz jeszcze.

- Widzę. To chyba moje ulubione, pasuje ci ten kształt. - a potem dodał, z małym uśmiechem na twarzy; - Nawet pomalowałaś usta. Zwykle tego nie robisz.

Nagle zrobiło jej się gorąco. Więc zauważył.

- A co? Podoba ci się ten kolor? - rzuciła, chcąc obrócić sytuację w żart, lecz jej głos wybrzmiał zbyt niepewnie; jakby naprawdę pytała go o opinię.

Boże, powinna się wreszcie zamknąć.

- Lubię go na tobie. - stwierdził, a ton jego głosu był tak szczery, że Alex poczuła ciarki przebiegające wzdłuż kręgosłupa i sama nie wiedziała dlaczego.

Z początku była przerażona, kiedy wyjechali na główną drogę i to praktycznie w środku największego ruchu. Natomiast szybko okazało się, że zupełnie niepotrzebnie; chłopak jeździł naprawdę płynnie, jakby miał za sobą kilka lat doświadczenia. Oprócz tego poruszali się relatywnie wolno, co było dla niej chyba największym szokiem. Jasne, nie spodziewała się, że będzie się ścigać, ale znając jego skłonności, nie sądziła też, że będzie jechał względnie przepisowo, nawet po tych mniej ruchliwych ulicach. Była naprawdę pod wrażeniem i w ciągu pierwszych pięciu minut zdołała się na tyle uspokoić, by przestać kurczowo wbijać palce w fotel.

To jednak nie oznaczało, że jej nerwowość całkowicie zniknęła; wręcz przeciwnie, choć nie miała nic wspólnego z umiejętnościami Della Robbi. Miała wrażenie, że każda sekunda w tym samochodzie rozciąga się w nieskończoność, jakby czas zwolnił specjalnie po to, by zadręczać ją jej własnymi myślami. Nie potrafiła zrozumieć, co się z nią działo. Dlaczego za każdym razem, gdy patrzyła w jego stronę, jej ręce lekko drżały, głos więzł w gardle, a w żołądku czuła dziwne łaskotanie? Nigdy wcześniej nie czuła się tak przy Oddzie, nawet wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy po ich pocałunku. Więc dlaczego teraz?

Miała świadomość, że przesadza, że to zwykły wypad na miasto. Przecież milion razy wychodzili i... przede wszystkim to był Odd. A ona z pewnością nie była w jego typie i cały jej umysł krzyczał, że nie powinna była pozwalać sobie na takie myślenie. Mimo to, z każdą mijającą minutą coraz trudniej było jej zachować tę swobodę, którą tak starannie próbowała udawać.

Wbrew pozorom, sam Della Robbia nie był w lepszym stanie. Odkąd wsiedli do samochodu, był jednym wielkim kłębkiem nerwów i nawet jazda, która zazwyczaj go uspokajała, nie pomagała. Wszystkie sprawy dnia dzisiejszego szły nie po jego myśli, od rzeczy trywialnych, aż po te najwyższej wagi.

Zaczęło się od Williama, który nie chciał oddać mu auta, podając jakąś nieistniejącą usterkę, którą musiał koniecznie naprawić. Nie był to pierwszy raz, gdy Dunbar wymyślał jakąś durną wymówkę, by dłużej mieć samochód dla siebie. Odd nauczył się sprawdzać wszystko, zanim mu je odda i dlatego wiedział, że żaden filtr oleju NIE wymagał wymiany. Kiedy to nie przekonało chłopaka od razu, Della Robbia napomknął mu również o tym, co znalazł w niedzielę pod siedzeniem. I dopiero kiedy zapytał, kim była ta szczęściara, która zastąpiła Yumi, wojownik bez słowa oddał mu klucze.

Następny był jego wygląd. Nie poszedł na śniadanie tylko po to, żeby przekopać całą swoją szafę w poszukiwaniu czegoś, co prezentowałoby się na nim wyjątkowo. Z drugiej strony nie chciał też przesadzać, stąd padło na zwykłą, białą koszulę (którą musiał koniecznie wyprasować, co samo w sobie było nie lada wyzwaniem) i czarne dżinsy. Proste, ale względnie eleganckie i zdecydowanie warte kłótni z Ulrichem, kiedy ten wróci do pokoju i zobaczy bałagan, jaki Odd po sobie zostawił. Męczyła go również kwestia jego fryzury, która akurat tego dnia za nic w świecie nie chciała się ułożyć. Musiał sporo kombinować z pudrem do włosów, na zmianę ze sprejem do rozczesywania (który ukradł swojej siostrze), żeby w końcu doprowadzić się do ładu. Lecz mimo całego tego wysiłku, nadal opuszczał pokój wyglądając poprawnie, a nie perfekcyjnie, jak tego chciał.

Potem napotkał o wiele poważniejszy kłopot, jakim był brak jakiejkolwiek ciekawej restauracji w okolicy. Ich szkoła znajdowała się w miejscu, które z powodzeniem mogło kandydować do tytułu największej dziury zabitej dechami. To cudowne miasto mogło pochwalić się zaledwie kilkoma lokalami, w których serwowano coś innego niż pączki lub fastfood. Po wyeliminowaniu tych, które nie spełniały jego wymagań, pozostały mu dwie opcje. Pierwszą była kuchnia indyjska, w której był na ostatnim spotkaniu z Sam i od której zamierzał trzymać się z daleka do końca życia. Druga z kolei pozycją na liście było... sushi. Sushi, którego nienawidził całym swoim sercem.

Wolałby zjeść szczura, niż cokolwiek związanego z tym ścierwem.

Naturalnie, nie zamierzał mówić tego Alex. A z dwojga złego, wolał wybrać rybi horror na talerzu, niż zabierać ją gdziekolwiek, gdzie był ze swoją byłą. Albo do kfc.

I choć wszystko to było frustrujące i sprawiało, że zamartwiał się o dzisiejsze popołudnie bardziej niż powinien, tak jego obecny dyskomfort nie miał nic wspólnego ani z restauracją, ani z jego autem, a nawet z jego wyglądem. Było to raczej spowodowane obecnością dziewczyny po prawej, która przyciągała jego wzrok jak magnes i która z jakiegoś powodu uwielbiała trzymać go w niepewności. Wywracała oczami na każdy jego komplement, by później podrywać go, gdy najmniej się tego spodziewał i wycofywać się, gdy podejmował grę. 

Nie potrafił jej rozgryźć, ale właśnie to sprawiało, że był nią tak zafascynowany. Zafascynowany, nie zauroczony - wiedział to. Chyba. Nie był gotowy na związki, obietnice i zobowiązania. Zwyczajnie chciał dowiedzieć się, czy ona była równie zainteresowana nim, w ten sam sposób, w który on był zainteresowany nią. I zamierzał się tego dowiedzieć właśnie dziś; nawet jeśli nie wiedział jeszcze, co zrobi, gdy już pozna odpowiedź.

Sama trasa nie była taka zła. Poza koszmarnymi korkami, jak zwykle o tej godzinie w środku tygodnia (kolejna sprawa, której Odd nie przemyślał), było całkiem znośnie, ale zdecydowanie ZA cicho. Przegryzł dolną wargę i zerknął na godzinę, a jego palce znów zaczęły bębnić o kierownicę. Minęło dziesięć minut, odkąd przestali się do siebie odzywać. Powinien coś powiedzieć.

- Chcesz puścić jakąś muzykę? - wypalił; to było pierwszym, co przyszło mu do głowy. - Mam jakieś płyty w schowku, wybierz coś.

Alex spojrzała na niego kątem oka i bez słowa zrobiła, co kazał. Zaczęła przeglądać po kolei płyty, z zadowoleniem orientując się, jak wiele zespołów zna. Odd miał świetny gust i choć głównie lubował się w punk rocku, to nie był zbyt wybredny - i jego mała kolekcja wyraźnie to odzwierciedlała. 

Lubiła to w nim. Nie miał problemu, jeśli czasem chciała posłuchać czegoś, co wykraczało poza jego standardową playlistę - podczas gier, na przykład. W przeciwieństwie do jej byłego, który dostawał ataku szału za każdym razem, kiedy...

Kurwa. Od kiedy porównywała Odda z... kimkolwiek tak właściwie, ale szczególnie z Randym? Dlaczego to w ogóle przyszło jej do głowy? 

- Dużo tego masz. - mruknęła, próbując przywołać się do porządku. Głupi Charlie i jego głupie analogie.

W końcu wybrała też jedną z płyt i wsunęła ją do odtwarzacza, a w międzyczasie przyjrzała się okładce. Miała wrażenie, że gdzieś już widziała to logo.

- Wziąłem wszystko, co miałem w domu. - uśmiechnął się nieznacznie, nie odrywając oczu od drogi. - Co wybrałaś?

- W sumie to nie wiem. Nie jest podpisana.

Z początku żaden czerwony alarm nie rozbrzmiał w jego głowie, był bowiem zbyt zajęty klnięciem na taksówkarza, który wymusił pierwszeństwo. Szybko jednak uderzyło go znajome brzmienie, a jego serce zamarło i poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Nie, nie, nie. To nie mogło być to. A jednak - jego własny głos, który teraz rozlegał się w aucie, nie pozostawiał żadnych wątpliwości.

Dlaczego cały świat zwracał się dziś przeciwko niemu?

Przełknął ślinę, czując, jak tym razem żar wstydu wypełniał jego policzki. Próbował się uspokoić; może się nie zorientuje. Może uda mu się szybko wyłączyć płytę, bez żadnych podejrzeń. Problem był w tym, że nie miał odwagi się ruszyć. 

- Czy to... - zaczęła, a Odd już wiedział, że był skończony. Cisza, która zapadła, trwała ułamek sekundy, ale dla niego wydawała się wiecznością. - To naprawdę ty! O mój Boże!

Miał ochotę umrzeć ze wstydu.

Jego twarz paliła, gdy odwracał głowę. Nagle sygnalizacja świetlna wydawała się najbardziej fascynującym widokiem w jego życiu. Nie potrafił jej spojrzeć w twarz, zbyt zawstydzony i przede wszystkim zbyt przerażony jej reakcją. Nie pomagał fakt, że jego piosenka (jedna z wielu) w dalszym ciągu grała w tle.

- Jak mogłeś się nie pochwalić, że śpiewasz?! - jej głos był pełen autentycznego podziwu, co kompletnie mieszało mu w głowie.

- To nic takiego.

- Jak to nic takiego?! Ty się słyszysz w ogóle? - zaprotestowała, ponownie zerkając na okładkę płyty. Teraz pamiętała, gdzie widziała ten symbol; to był ten sam, który widniał na jednym z rysunków nad łóżkiem chłopaka. - Przecież to jest niesamowite!

Wiedział, że Alex nie wyśmiewa się z niego; jej ton był zbyt szczery, zbyt przepełniony ekscytacją. A jednak czuł się tak, jakby ktoś brutalnie wyciągnął na światło dzienne najbardziej intymną część jego duszy, by w każdej chwili podrzeć ją na części. To po prostu nie było coś, z czym mógł się oswoić w kilka sekund. Szczególnie, że od dawna nikomu nie pozwalał słuchać swojej muzyki.

- Raczej żenujące. - westchnął, a jego ręka niemal odruchowo sięgnęła do odtwarzacza, by przełączyć na radio.

Alex zaprotestowała, niemal błagając, by pozwolił jej dokończyć przynajmniej ten jeden utwór, ale napięcie w jego piersi było nie do zniesienia. W jego oczach to nie było nic, czym powinien się chwalić, tym bardziej że nawet nie napisał tego tekstu; jedynie zmodyfikował rytm. W dodatku było to jedno z jego starszych 'dzieł' i wszystko w środku skręcało mu się na myśl, że miałby tego słuchać choć sekundę dłużej przy niej.

- Moim zdaniem brzmi świetnie! - nie dawała za wygraną. - Nigdy wcześniej nie usłyszałam tak dobrego coveru! Robiłeś to wszystko sam? Masz tego więcej?

Przeszło mu przez myśl, że dawno nie widział jej tak... zaangażowanej. Chyba od czasu ich pierwszej rozmowy na imprezie, gdy odkryła, że był fanem tych samych gier co ona. Stąd było mu przykro, że musiał ostudzić jej entuzjazm, mówiąc;

- Wybacz, ale nie mam ochoty o tym gadać. Może innym razem.

W głębi ducha musiał przyznać, że było to nawet miłe; szczerze imponować komuś, robiąc to, co sprawiało mu przyjemność. Sęk w tym, że to nie był zbyt dobry moment. Ostatnia piosenka, którą nagrał jeszcze przed powrotem do Cadic, była jedną z najbardziej przygnębiających, jakie kiedykolwiek napisał. I być może wówczas jego inspiracją była pewna osoba, o której w żadnym wypadku nie chciał myśleć na dzisiejszej randce. Ani kiedykolwiek. Już nie. 

Alex zmarszczyła brwi, zaskoczona jego nagłą zmianą nastroju, czego starała się nie dać po sobie poznać.

- No jasne. Kiedy tylko chcesz. - odpowiedziała pospiesznie, siląc się na pogodny ton. Szybko sięgnęła do schowka, szukając czegoś innego. - Na razie możemy posłuchać... - umilkła na moment, po czym zmarszczyła nos i przeczytała na głos: - Popowe bangery. Co ty na to?

- Brzmi nieźle. - przyznał.

Alex kiwnęła głową i zaczęła wymieniać płyty. Gdy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki, odwróciła się w jego stronę, patrząc na niego ze śmiertelną powagę.

- Jeśli nie usłyszę niczego od Britney Spears, wysiadam.

Kiwnął głową, równie poważny.

- Fair.

Jej radosny śmiech sprawił, że i jego kąciki drgnęły, a napięcie w klatce piersiowej zaczęło powoli się rozpraszać. 

Przynajmniej nie było już cicho.

Jakiś czas później dojechali na miejsce i zaparkowali pod jednym z bloków. Kiedy weszli do lokalu, Odd natychmiast skierował się do lady, przy czym nie zapomniał rzucić wesołego hej w stronę dwójki siedzących tam ludzi. Alex nie była tym zaskoczona - miała wrażenie, że Della Robbia znał wszystkich w tym cholernym mieście. Ona z kolei stała w progu i przez moment rozglądała się po wnętrzu, czekając, aż chłopak sam wybierze stolik. 

Restauracja była niewielka, ale miała swój urok. Ciemne, drewniane meble kontrastowały z ciepłym beżem ścian, które ozdobiono wachlarzami i obrazami w stylu klasycznej japońskiej sztuki. W tle leciała spokojna rockowa muzyka, co na pierwszy rzut oka mogło wydawać się niezbyt klimatyczne, aczkolwiek nadawało całkiem przytulną atmosferę. Przynajmniej dla niej.

Poza nimi było tylko kilka osób, więc nie musieli martwić się szukaniem wolnego miejsca. Problem natomiast leżał w samym zamówieniu. Kilka nazw przykuło jej uwagę, ale kiedy pytała Odda o opinię, ten wyglądał, jakby właśnie wybierał swój ostatni posiłek przed śmiercią - i to właśnie ten posiłek miał być jej przyczyną. Jednak kiedy zaproponowała mu wyjście stamtąd i poszukanie czegoś innego, on upierał się, by zostać. Mimo to przez następnych kilka minut nadal sprawiał wrażenie, jakby lada moment sam miał wstać i wyjść, niż czegokolwiek tu spróbować.

- Bezsens - syknęła do niego, gdy ponownie przyłapała go na gapieniu się w ścianę. - Co to za randka, jeśli mam jeść sama?

Odd ocknął się, a ona znowu zaczęła przeglądać menu, usiłując znaleźć coś, co mogłoby im obojgu przypaść do gustu. Trudno było się jednak skupić, kiedy czuła jego uporczywe spojrzenie na sobie. W końcu westchnęła ciężko, opuszczając kartę i unosząc brwi w pytającym geście.

- Masz coś na oku, czy mam ci pomóc? - zapytał jak gdyby nigdy nic, wyrywając z niej rozbawione prychnięcie.

- Jak chcesz mi pomóc, skoro nie lubisz sushi?

- Dlatego wiem, czego unikać. - oznajmił przemądrzałym tonem, po czym przesunął palcem po karcie. - Na przykład to. Te z krewetką mają zawsze te obrzydliwe ogonki na końcu. - zamilkł na moment, a jego oczy przeskakiwały pomiędzy mniej lub bardziej znajomymi nazwami. - O! Albo to. Wygląda jak pomyje w kranie. I pewnie tak smakuje.

- Dobra, Odd, rozumiem. Nie lubisz surowej ryby. - stwierdziła, na co ten radośnie kiwnął głową. - W takim razie weźmy te grillowane

- Tak myślisz?

- Wszystko grillowane smakuje lepiej.

Po tym, jak złożyli zamówienie, Meyer na powrót zaczęła rozglądać się po części pomieszczenia, w której się znajdowali. Della Robbia wybrał wyjątkowo oddalone od reszty miejsce, skąd praktycznie nie było ich widać. To było całkiem miłe z jego strony, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak bardzo jej ubiór nie pasował do okazji. Wcześniej nie miała z tym problemu, ale teraz, kiedy usiedli naprzeciwko siebie, jej zwykła czarna bluza przy jego białej koszuli zaczęła kłuć ją w oczy. Być może tylko ją, bowiem chłopak zdawał się nie zwracać na to uwagi. 

Pewnie dlatego, że nie spuszczał oczu z jej twarzy.

Nie kłamał wtedy w samochodzie. Właściwie nigdy nie kłamał, gdy prawił jej komplementy, ale dopiero teraz miał okazję na spokojnie się jej przyjrzeć. Nie potrafił dokładnie określić, co było w niej tak... hipnotyzującego. Może sposób, w jaki jej ciemne włosy błyszczały w miękkim świetle, podkreślając kolor oczu i kontrastując z bladą cerą. A może był to szary odcień konturówki, komplementujący blady róż jej ust, o których i bez tego myślał zdecydowanie za dużo. Cokolwiek to było, sprawiało, że prezentowała się dziś mrocznie i elegancko, choć jej ubranie nie miało w sobie nic z elegancji. Nie przeszkadzało mu to ani trochę, aczkolwiek był to kolejny dowód na to, że nie brała go na poważnie. Był zdeterminowany, by to zmienić.

W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały. Chwycił ją lekko za nadgarstek, a kiedy mu na to pozwoliła, uniósł jej dłoń do ust, składając delikatny pocałunek. Uniosła brwi, ale nic nie powiedziała, choć jej oczy przeskakiwały nerwowo po pomieszczeniu, w obawie, że ktoś to widział. Szybko jednak wróciły do blondyna, gdy ugryzł ją w to samo miejsce, domagając się uwagi. 

I on dalej śmiał twierdzić, że superkomputer mylił się, dopasowując do niego awatar kota?

- Co? - spytał z niewinnym uśmiechem. - Nie słuchasz mnie.

- Może dlatego, że się nie da. - zażartowała i ku jego miłemu zaskoczeniu, nie zabrała też ręki. 

- Więc przyznajesz, że to randka? - powiedział, a jego czarujący, zadowolony z siebie uśmiech ponownie przykuł jej uwagę.

Na jej twarz wpłynął grymas, gdy wyswobodziła palce z jego uścisku. Jednak w przeciwieństwie do tych wszystkich momentów, kiedy dokuczał jej w ten sposób, nie zrobiła tego odruchowo. Czuła się komfortowo, lecz świadomie trzymała go na dystans, ostentacyjnie odwracając przy tym głowę, gdy mówiła;

- Wcale nie.

- Tak powiedziałaś.

- Tylko po to, żeby nie było ci przykro.

Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Jej wymijająca odpowiedź była dokładnie tym, czego się spodziewał, ale jej wzrok i lekko zaróżowione policzki zdradzały więcej, niż chciałaby przyznać. I to mu wystarczyło.

- Wiedziałem, że lubisz mnie bardziej, niż przyznajesz. - oznajmił z błyskiem w oku, po czym mrugnął do niej i odchylił się z powrotem na krześle.

Pozostawiła to bez komentarza, za to nie mogła ukryć uśmiechu, który powoli rozkwitał na jej twarzy. 

Kiedy kelner postawił przed nimi tace z zamówionym jedzeniem, pewność siebie Odda wyparowała w jednej chwili. Nie pamiętał, co takiego zamówili, ale cokolwiek to było, wyglądało i pachniało dokładnie tak, jak sobie wyobrażał; okropnie. Mimo to starał się robić dobrą minę do złej gry - nawet jeśli mógł przysiąc, że w tym momencie żołądek podszedł mu do gardła. Wszystko przez to, że w przeciwieństwie do niego, Alex wydawała się naprawdę zadowolona tym, co widzi. Nie chciał tego psuć swoim narzekaniem.

Nie przepuścił natomiast okazji, by zaproponować jej pomoc, gdy zauważył, że miała problem z ułożeniem pałeczek między palcami. Odmówiła, próbując samej dojść do tego, jak najwygodniej je chwycić. I wprawdzie skończyła trzymając je w taki sposób, jakby jej dłoń nie była w pełni sprawna, ale działało, a to było najważniejsze. 

- Swoją drogą gdzie nauczyłeś się jeść pałeczkami? - zagadnęła, podnosząc na niego wzrok znad talerza.

Odd, który właśnie próbował zebrać się na odwagę, by sięgnąć po pierwszy kawałek, uniósł brwi.

- Eee, no wiesz. Jedząc makaron?

Wolał nie opowiadać historii, w której Yumi uczyła go używać pałeczek po tym, jak zamienili się ciałami, a on dał niezły pokaz u jej rodziców. Tamta kolacja była też powodem, dla którego obiecał sobie nigdy więcej nie dotykać niczego związanego z rybą.

I dzięki opatrzności losu dotrzymał słowa, bowiem zanim zdołał wziąć cokolwiek do ust, telefon w jego kieszeni zaczął wibrować, podobnie jak ziemia pod ich stopami.





Ten rozdział miał być dwa razy dłuższy, ale znów dzielę go na pół. Chyba lepiej w ten sposób, niż trzymać go przez kolejne miesiące, bo nie mogę się zdecydować, kiedy co chcę wstawić XD Może szłoby szybciej, gdybym tak nie przesadzała z treścią, ale lubię się rozwodzić nad ich relacją.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top