2

- Hej, spójrzcie! Chyba się budzi. - usłyszał znajomy głos, który tylko nasilił bolesne kołatanie w jego czaszce. Skrzywił się i przewrócił na bok, próbując zignorować hałas w tle i wrócić z powrotem do krainy snów, choć z marnym skutkiem. Westchnął poirytowany, gdy do tego irytującego nawoływania doszło trącanie go w ramię.

- Ulrich, litości... - wymamrotał, próbując wydostać się spod nieprzyjemnego ucisku, ale z każdą chwilą sytuacja stawała się coraz dziwniejsza. Jego łóżko nigdy nie było najwygodniejsze na świecie, ale z pewnością nie było tak twarde, a w dodatku od kiedy w jego pokoju było tak zimno? 

Poderwał się do pozycji siedzącej, gdy jego twarz nagle oblano wodą. Zamrugał kilka razy, nim jego oczy przyzwyczaiły się do otoczenia, po czym posłał morderczy wzrok w kierunku trzymającego butelkę bruneta.

- No witamy śpiącą królewnę. - powiedział William, uśmiechając się szeroko, podczas gdy jasnowłosy wycierał rękawem twarz. - Sorry, nie chciało mi się czekać do rana, aż łaskawie się podniesiesz. 

Zanim zdążył zwyzywać go od najgorszych, zauważył resztę osób w laboratorium. Chwila, ale dlaczego byli w fabryce? Jego uwadze nie umknął również fakt, że wszyscy poza Williamem trzymali się od niego z daleka, jakby spodziewali się, że skoczy im do gardeł.

- Nic ci nie jest? - zapytał Stern, po chwili przełamując ten dziwny dystans i pomagając mu wstać. 

- E, nie? Chyba nie. - uniósł brew, ignorując ten pulsujący ból głowy, który wciąż go dręczył. - Ale o co chodzi? Zachowujecie się dziwnie.

- Dziwnym było dowiedzieć się od Jeremiego, że ktoś włączył superkomputer, a potem znaleźć cię nieprzytomnego w Lyoko. - stwierdziła Yumi, patrząc na jasnowłosego z mieszanką niepokoju i poirytowania.

- O, Yumi! Skoro tu jesteś, to znaczy, że skończyłaś pracę? - zapytał, marszcząc brwi. Jak długo musiał spać?

- Odd, skup się! Dlaczego przyszedłeś tu bez nas? - kontynuowała, a sądząc po jej podłym humorze, musiał jej się trafić wyjątkowo wredny klient. 

- Hej, uspokój się, dramaqueen, to nie ja odpaliłem naszą maszynę! - prychnął, przewracając oczami. - Zamknijcie się wszyscy na chwilę, to wam powiem. - dodał, widząc, że William i Aelita chcieli coś wtrącić. Schował twarz w dłoniach, próbując skoncentrować się na ubraniu myśli w słowa, a nie na poirytowanych minach swoich przyjaciół. Problem w tym, że pamiętał wszystko doskonale sprzed momentu wejścia do fabryki, ale późniejsze wydarzenia mieszały się w jeden wielki bałagan. - Jeremy do mnie zadzwonił. - wypalił wreszcie, gdy przypomniał sobie ten dziwny telefon po południu. - Powiedział, że jest atak i wszyscy jesteście już w lyoko. A potem zwirtualizował mnie, zabrał mi broń i przyszła scyfozoa. To znaczy, nie ten Jeremy, spoko. - dodał, chcąc odwrócić uwagę od faktu, że właśnie przyznał się do swojej porażki. 

- Więc Tyron naprawił zabawki. - wywnioskował Ulrich, a uwaga wszystkich skupiła się na powrót na Jeremim. Okularnik natomiast zmarszczył brwi i przez chwilę wyglądał na równie zmęczonego co Della Robbia. 

- Nie to mnie martwi. Znaczy, to też, ale trochę się tego spodziewałem. - wyznał, a po chwili wbił wzrok z powrotem w Odda, podobnie jak reszta. - Dlaczego Xana miałby cię atakować?

Chłopak spodziewał się takiego pytania. Problem był w tym, że nie potrafił na nie odpowiedzieć, podobnie jak Jeremy, a to oznaczało zawracanie mu głowy przez Einsteina do momentu, w którym nie dowie się po co i dlaczego. Na samą myśl zaczynał się frustrować.

- Nie wiem, Jeremy, dlaczego? - odparł i wzdrygnął się, gdy Ulrich kopnął go w kostkę. Zrozumiał aluzję natychmiast, spojrzawszy w stronę Aelity. Ta dziewczyna potrafiła być straszna, jeśli chodziło o Einsteina. - Ale poważnie, nie wiem. Może po prostu byłem pod ręką, czy coś. 

- To nie tłumaczy, dlaczego cię zostawił i praktycznie od razu dezaktywował wieżę. Złapał cię i nie wykorzystał tego w żaden sposób? To nie ma sensu. - stwierdził Belpois, który w międzyczasie próbował przejrzeć całą historię walki chłopaka, ale superkomputer nie zdołał zapisać danych.

- Więc to stąd takie chłodne powitanie? - skrzyżował ramiona na piersi. - Myśleliście, że jestem opętany czy coś?

- To były tylko środki ostrożności, Odd. - chciał uspokoić go Stern, ale z marnym skutkiem. Kiedy Della Robbia zaczynał się fiksować, trudno było go od tego odwieść.

- Po prostu wszystko wygląda na kompletnie przypadkowe. - kontynuował Einstein, ignorując nieme ostrzeżenie Ulricha, by dał sobie spokój. - A Xana nie działa przypadkowo.

- Chcesz powiedzieć, że kłamię? - zrozumienie co miał na myśli zabolało bardziej, niż jego głowa.

- Odd... - zaczęła Aelita, ale przerwał jej machnięciem ręki.

- Jaja sobie robicie. Świetny żart, gdzie ta zabawna część? - syknął z niedowierzaniem. - To nie ma sensu. Jaki bym miał motyw twoim zdaniem, Jeremy? 

- Szczerze? Żaden. - przyznał, nie reagując na jego wybuch złości. - Ale liczyłem, że powiesz tak, bo nie oznacza, że Xana naprawdę wrócił. 

- A więc kolejny rok w plecy, świetnie. - prychnęła Yumi. - Myślicie, że dalej poluje na kody? 

- Jeśli tak, to dlaczego zaatakował Odda? - kontynuowała Stones. - Przecież... 

- Ta, dobra, a więc Xana znów wrócił, jest chujowo. - wtrącił się Ulrich, nim Della Robbia zdążył powiedzieć coś bardzo niemiłego. - Wszystko jasne.

- Jeśli dobrze pamiętam, tylko Aelita i Yumi miały kody, zanim wysłaliśmy go na wakacje. - słusznie zauważył William, a ten fakt komplikował całą sytuację jeszcze bardziej, przyprawiając Odda o jeszcze większą migrenę. - Może chciał zrobić z nami jakiś deal? Kody za Odda?

- Lepiej niczego na razie nie zakładać. Możemy się spotkać jutro i sprawdzić, czy Xana nadal ma tyle samo mocy. Może nasz wirus choć trochę go osłabił. - stwierdził Jeremy, w zamyśleniu pocierając podbródek, jednak żaden pomysł wyjaśniający motywy Xany co do dzisiejszego ataku nie przychodził mu do głowy. - Dobrze że przynajmniej kontynuowałem wprowadzanie tych ulepszeń do lyoko.

- A więc to ty odbudowałeś sektory? - zapytał William, co jasnowłosy potwierdził skinieniem głowy. - Super, zawsze lubiłem...

- Skoro nie ma aktywnej wieży i takie tam, to czy możemy już wrócić? - przerwał mu Della Robbia, gdy ból głowy i kręgosłupa zaczął go dobijać. Spanie na podłodze z pewnością mu nie służyło, a dalsze bycie dupkiem dla swoich przyjaciół na pewno nie wynagrodzi mu w przyszłości, dlatego chciał skrócić to spotkanie jak najszybciej. - Wtedy może zdążymy na kolację. - dodał, próbując obrócić sytuację w żart, ale nawet dla niego zabrzmiało to sztucznie. 

***

Gdy wreszcie znaleźli się z powrotem w szkole, po pożegnaniu się z Yumi, chłopak odłączył się od reszty i wrócił do pokoju, nie zawracając sobie głowy kolacją. Właściwie jedyne o czym mógł myśleć, to o pozbyciu się tego obrzydliwego uczucia mrowienia skóry, nie mówiąc już o migrenie. 

- Czyżby Odd wielki i wspaniały nie poszedł jeść? - przywitał go Ulrich, wchodząc do pomieszczenia z rogalikiem i butelką wody w ręce. - Nie ma sprawy, bo większy i wspanialszy Ulrich przyniósł ci...

- Dzięki, ale chyba wolę pójść spać. - mruknął, opadając na poduszki. - Poza tym i tak pewnie wziąłeś ten bez nadzienia.

- Te są najlepsze? 

- Nie bez powodu zostają ostatnie. - odparował, na co brunet wzruszył ramionami, odkładając rzeczy na biurko. 

- Swoją drogą nie miej za złe Jeremiemu. Chyba dalej chciał wierzyć, że tamten wirus zadziałał.

- Wiem. I nie mam. - odparł krótko, mając nadzieję, że chłopak nie będzie drążyć tematu. Właściwie to jasnowłosy mówił prawdę, rozumiał też motywy Jeremiego, ale po prostu nie miał siły na rozmowę o tym, kiedy czuł się tak słabo.

- Poza tym nic ci nie jest? - zapytał Stern, zerkając na niego przez ramię. O wilku mowa...

- Nic, poza tym, że cholernie boli mnie głowa. - mruknął. Przemilczał natomiast temat jego nagłych nudności, które pojawiły się odkąd wrócili lub o tym nieprzyjemnym uczuciu pełzania po jego skórze, co podejrzanie przypominało efekty ataków spektrum. Syknął po chwili, gdy przeczesując palcami włosy natrafił na guza z tyłu głowy - A to niby skąd? - nie przypominał sobie, by Jeremy 2.0 go nokautował.

- A, sorry za to. Upuściłem cię w drodze do windy. - oznajmił Ulrich, ledwie unikając lecącego w jego stronę zeszytu. - Hej! Nie moja wina, że nie jesteś już taki SZCZUPŁY jak kiedyś. - dodał, ale jasnowłosy nie silił się na odpowiedź, zakrywając kołdrą po czubek głowy. Chciał po prostu pójść spać i zakończyć ten beznadziejny dzień.

***

Może to za sprawą snu, może dzięki czterem tabletkom przeciwbólowym a może dzięki kombinacji obu, ale rano czuł się o niebo lepiej. To sprawiło, że zaczął się zastanawiać, czy Ulrich nie zafundował mu jakiegoś mini wstrząsu mózgu. Inaczej nie potrafił wyjaśnić konsekwencji tego małego wypadku, jak określił to Stern. 

A przynajmniej do momentu, w którym Jeremy nie zawołał ich do swojego pokoju.

- O, siema Yumi. Ty tutaj? - rzucił na przywitanie, ale ta zdawała się go nie słyszeć, zbyt zainteresowana tym, co się działo na ekranie. Albo to sobie wmawiał, albo ta dziewczyna miała z nim jakiś problem. - Co się dzieje?

- Sam zobacz. - mruknął William, wskazując na poziom kodów Xany. Jasnowłosy zmarszczył brwi, nie za bardzo wiedząc, jak zinterpretować to co widział.

- Przecież to nie ma sensu. - stwierdził, następnie zwracając uwagę na słupki dziewczyn, przedstawiające taki sam wynik, jak sprzed wyłączenia superkomputera.

- No właśnie. - potwierdził Jeremy, który odkąd Odd wszedł do pokoju, w dalszym ciągu nie odrywał wzroku od wielkiej jedynki na ekranie.

- Jesteś pewien, że to nie żaden błąd? - zaproponowała Aelita, ale okularnik pokręcił głową. 

- Nie, dlaczego wasze miałyby się zgadzać, a jego nie? - mruknął i zamilkł. W tle rozbrzmiewała konwersacja jego przyjaciół, podczas gdy Einstein usilnie próbował wymyślić jakieś rozwiązanie, ale w przypadku wirusa ono nigdy nie przychodziło mu łatwo. Dlaczego Xana pozbył się własnych kodów źródłowych, z powodu których ścigał ich przez prawie rok? Czy to dlatego wczoraj wieża dezaktywowała się sama, bo Xana był zbyt słaby, by ją utrzymać? Gdzie więc podziało się to 94 %, skoro Aelita i Yumi nadal miały ich tyle samo? - Odd, Ulrich, moglibyście też tu podejść? Sprawdzę was na wszelki wypadek.

- Po co? I tak nie mamy kodów. - mruknął jasnowłosy, ale zrobił jak mu kazano, gdy tylko poczuł na sobie karcące spojrzenia reszty. Einstein zaczął klikać coś na klawiaturze, ale chłopak niespecjalnie był tym zainteresowany.

- Hę? - okularnik zmarszczył brwi, w pierwszej chwili nie rozumiejąc co widzi przed sobą. - Odd, spójrz. - blondyn zamrugał kilkukrotnie, gdy sekundę później ujrzał pełen fioletowy słupek przy swoim imieniu. Nawet William wstał, by sprawdzić, czym wszyscy byli tak zaaferowani. - Twoje kody są w kompletnie innej skali. - dodał, przełączając okno, na którym było wyraźnie widać, że ów słupek był znacznie wyżej reszty. - Zupełnie jakby... - 

- Jakby Xana mi je przesłał? - dokończył za niego Della Robbia, unosząc brew. - Czyli to dlatego czułem się jak gówno? 

- A czułeś się źle? - rzuciła ciemnowłosa, posyłając mu spojrzenie pełne niedowierzania. - Czemu nie powiedziałeś? 

- Bo myślałem, że to przez Ulricha. Jakbym wiedział wcześniej, to nie skasowałbym mu w odwecie save'a w tej głupiej grze.

- CO SKASOWAŁEŚ...

- Daj spokój, zrobiłem ci przysługę! - przerwał mu, na wszelki wypadek chowając się za plecami Yumi, nim brunet zdołał go dorwać. - Już dawno powinieneś grać ze mną w nową część!

- Hej! Cisza! To poważne. - upomniała ich Aelita. - Nie wiemy po co Xana wszczepił ci te kody i to tym powinniśmy się w tym momencie zająć!

- Jaki Xana miałby z tego zysk? - zastanawiał się Einstein i było to kolejne pytanie, na które nie miał odpowiedzi. 

- Wydaje mi się, że siedzenie tu i myślenie nic nie da. - prychnął Odd, odpinając kabel od swojego zegarka. Jeszcze do niedawna był przekonany, że już nigdy więcej nie będzie musiał go nosić. - Skoro mam znów kody, to będę mógł dezaktywować wieże. Jak Xana wyśle jakieś spektra, to będzie po staremu. Proste.

- Wcale nie, bo nie znamy...

- Niczego się nie dowiemy, póki Xana sam nam nie pokaże. Zresztą, jak zawsze. - przerwał stanowczo Jeremiemu. - Póki co nic nikomu nie jest, a to chyba najważniejsze, nie? - zapytał, a kiedy nikt mu nie zaprzeczył, uśmiechnął się szeroko. - Świetnie, bo teraz zamierzam iść po swoje rogaliki z czekoladą i nic mnie nie powstrzyma!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top