1
Obudziło go krzątanie się współlokatora i szum rozsuwanych zasłon, a po chwili do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca. Bezlitosne światło poraziło jego zmęczone oczy, nim zdążył zakryć się kołdrą aż po sam czubek głowy.
- Daj spokój, Odd. Ptaszki ćwierkają, słonko świeci, śniadanie czeka. - usłyszał głos Ulricha, który zdążył w ciągu ostatniej godziny umyć się, przebrać i rozpakować. Znając go, pewnie zdążył jeszcze przerobić jeden z tych swoich głupich porannych treningów. To z ich powodu Odd często zastanawiał się, czy brunet aby na pewno był zdrowy psychicznie.
- Jaki z ciebie frajer... - wymamrotał jasnowłosy, kuląc się z zimna, gdy chłopak zdarł z niego kołdrę. - Która godzina? - Jęknął raz jeszcze i niechętnie wyciągnął rękę po telefon. Trudno mu było skupić wzrok, gdy przyzwyczajał się do jasnego światła, a ekran urządzenia tylko pogarszał sytuację.
- Jest siódma, Odd, i tylko dzięki mnie wstajesz na zajęcia. - oznajmił Stern, przewracając oczami, gdy chłopak rzucił w niego poduszką na oślep, co poskutkowało przewróceniem deskorolki w rogu pokoju. Dopiero po tym Della Robbia wreszcie wstał i udał się do łazienki, nie chcąc słuchać dalszych narzekań Ulricha.
Przesunął palcami po twarzy, nim spojrzał w lustro, doceniając chwilę ciszy i spokoju, jaką posiadał w osobnej dla ich pokoju łazience. Nie miał pojęcia, jakim cudem zdołał przetrwać życie w akademiku za dzieciaka, kiedy całe piętro miało wspólne prysznice. Na całe szczęście wyższe roczniki miały pokoje w innej części budynku. Nie było też inspekcji Jima częściej niż raz na kilka miesięcy, dzięki czemu mógł w spokoju trzymać swoje śmieci gdzie tylko chciał (a przynajmniej do momentu, w którym Ulrich nie zaczynał się o to wykłócać).
Jego brązowe oczy przesunęły się po własnym odbiciu, prowokując mimowolnie zarozumiały uśmiech. W ciągu ostatniego roku jego twarz nabrała ostrzejszych rysów, nadając mu ''poważniejszego wyrazu'' (zdaniem jego ojca) i sprawiając, że ''był jeszcze przystojniejszy'' (słowa jego matki).
I cóż, Odd nie mógł się z tym nie zgodzić.
Według Louise, jego starszej siostry, całą robotę wykonała jego nowa fryzura, która sprawiła, że 'już nie wyglądał jak idiota'. Wojownik nie miał pojęcia, o co jej chodziło, ponieważ zawsze świetnie wyglądał, a jego włosy nadal były w tym samym nieładzie. Ot, nieco krótsze i trochę bardziej fioletowe. Jeszcze jedną, istotną zmianą był fakt, że nie był już najniższy w grupie. Oczywiście nie było to nic pokroju Ulricha czy Williama, ale w tym momencie był wyższy od Yumi, która jeszcze nie tak dawno patrzyła na niego z góry, dosłownie.
Po jakimś czasie opuścił łazienkę w nieco lepszym humorze, przewracając oczami, gdy zauważył, że Stern poszedł bez niego. Kiedy dotarł do stołówki nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na widok swoich przyjaciół, który szybko zamienił się w grymas, kiedy zauważył ich ponure miny.
- Dajcie spokój. I tak nie byliśmy razem w klasie. - przywitał się, chcąc pocieszyć wojowników, na swój sposób. Ulrich zmarszczył brwi, Aelita z kolei wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać lub go zwyzywać. Albo jedno i drugie.
- Śniadania to już nie to samo. - mruknęła zamiast tego, wbijając wzrok w puste miejsce naprzeciwko, które zazwyczaj zajmowała Ishiyama.
- Przecież Yumi pracuje dosłownie po drugiej stronie ulicy. - odparł niezrażony, kompletnie nie rozumiejąc problemu.
Yumi skończyła szkołę w zeszłym roku, ale przez wzgląd na ich nierozwiązaną sprawę z Xaną, postanowiła poświęcić ten rok na pracę w jednej z pobliskich kawiarni. Dzięki temu mogła być zawsze pod telefonem i w razie potrzeby biec do fabryki, a przy okazji odkładała pieniądze na studia. Jasne, było trochę dziwnie z myślą, że nie będą widywać jej tak często, ale sama dziewczyna była zadowolona ze swojej obecnej sytuacji, a to było najważniejsze.
- Tak, Odd ma rację. - przytaknął Jeremy. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy chodzili do niej na obiady. Możemy tam pójść nawet dzisiaj.
- Poza tym zawsze mogła skończyć jak William i... - przerwał, gdy kątem oka zauważył znajomą postać po swojej prawej. Uśmiechnął się głupio, gdy brunet wbił w niego ponure spojrzenie, kładąc swoją tacę z jedzeniem na wolnym miejscu obok. - O, hej Will! Właśnie opowiadałem jak cudownie będzie nam razem w klasie i...
- Tak, ja też nie mogłem się doczekać kolejnego roku z wami. - prychnął, a ton jego głosu sugerował, że nie był w nastroju na żarty. - Nawiasem mówiąc nie jestem w twojej klasie.
- Swoją drogą, jak udało ci się spieprzyć ostatni rok? - odezwał się Ulrich, choć wyjątkowo nie brzmiał złośliwie. William tylko wzruszył ramionami, skupiając się na jedzeniu swojego ohydnego rogalika bez nadzienia.
- A więc naturalny talent. - stwierdził Della Robbia, chichocząc po tym jak Dunbar kopnął go pod stołem.
Blondyn nie spodziewał się, że podczas tych wakacji zatęskni nawet za drażnieniem kruchego ego Williama. Być może dlatego, że były one nudne - po raz pierwszy od lat spędził je z rodziną, gdyż jego matka postanowiła, że wszyscy razem pojadą nad jezioro. Nie było tak źle, całkiem lubił Marka, chłopaka swojej najstarszej siostry. Był też Danny, chłopak Elizabeth, który zawsze kupował mu alkohol. W każdym razie, wszystko było w porządku, dopóki Marie i Adelle nie postanowiły zepchnąć go do wody przy pomoście. Było trudno wytłumaczyć się rodzicom, dlaczego po tylu latach nauki pływania jako dziecko, nagle dostawał ataku paniki na głębokości trzech metrów.
- Wszystko fajnie, ale co z Xaną? - mruknął William, biorąc na siebie odpowiedzialność poruszenia niewygodnego tematu, który ciążył nad głowami ich wszystkich. W odpowiedzi Jeremy wzruszył tylko ramionami.
- Nie wiem. Ani on, ani Tyron nadal nie dali znaku życia.
- To skąd ta mina? Wyglądasz gorzej niż William - zauważył Odd, celowo nie patrząc w stronę Dunbara, który prawdopodobnie gdyby tylko mógł to skręciłby mu wtedy kark. - Może faktycznie nam się udało i tyle?
- A co, jeśli się mylimy? To nasz ostatni rok tutaj. - wymamrotał Einstein, ukradkiem spoglądając na ekran swojego telefonu, jakby spodziewał się zobaczyć znajome logo na ekranie. - Dlatego pomyślałem, że może warto odpalić nasz komp i przeszukać cyfrowe morze? Tak na wszelki wypadek?
- Kiedy? - ożywiła się Aelita, jak zawsze, gdy w grę wchodził temat lyoko.
Niestety, od czasu ich pamiętnej akcji w Korze, matka dziewczyny nie dawała znaku życia, poza sporadycznymi mailami. Choć rozumiała, że Anthea miała nowe życie, to nigdy nie uwierzyła, że mogła tak po prostu odciąć się od własnej córki. Nie po tym, jak zareagowała, kiedy po raz pierwszy zobaczyła ją w Korze. Właśnie dlatego różowowłosa od dłuższego czasu chciała tam wrócić i, być może, znów spotkać się z matką.
- Cóż, myślę, że możemy pogadać o tym z Yumi po południu. Co wy na to? - westchnął Einstein, próbując uniknąć spojrzenia dziewczyny, które zawsze przygniatało go, gdy odmawiał lub unikał odpowiedzi. Zerknął ukradkiem na Odda z taką paniką w oczach, że ten nie mógł powstrzymać rozbawionego prychnięcia.
- No pewnie. Nie chciałbym tkwić tu z powodu Xany do końca życia. - odparł w imieniu reszty wojowników, po czym wreszcie zmienił temat na coś ciekawszego, co nie wiązało się z ochroną świata przed morderczym wirusem.
Czymś, za czym Odd zdecydowanie nie tęsknił, były zajęcia szkolne. Wyjątkowo męczące zajęcia szkolne, podczas których albo walczył, by zachować świadomość, albo pakował się w kłopoty. Na przykład na biologii, kiedy przypadkowo rozbił fiolki i został wyrzucony z klasy lub na zajęciach z Jimem, gdy niechcący uderzył piłką jakąś dziewczynę w głowę. Po tym niespecjalnie miłym poranku uznał, że z pewnością zasłużył na odpoczynek, więc w przerwie pomiędzy zajęciami udał się do swojego pokoju.
- Tylko nie zapomnij, że o piętnastej widzimy się z Yumi. - przypomniał mu Ulrich, z którym żegnał się pod klasą. Jasnowłosy machnął na niego ręką, dając do zrozumienia, że będzie o tym pamiętać. Nie martwił się jednak nastawieniem budzika, a spotkanie było ostatnim, o czym myślał, gdy wreszcie położył się w łóżku.
***
W środku spokojnej drzemki obudził go telefon. Przeklął pod nosem, odbierając go po omacku, mając nadzieję na szybki powrót do snu.
- Hę? - otworzył szeroko oczy, gdy wreszcie dotarł do niego sens mamrotania po drugiej stronie słuchawki. - Jaka fabryka? Jeremy?! - pytał, ale okularnik zdołał się już rozłączyć. Zamrugał oczyma, na ekranie widząc godzinę piętnastą piętnaście. Cholera, jak mogli tak szybko podjąć decyzję bez niego?!
W drodze do fabryki próbował jeszcze skontaktować się z Ulrichem, ale nie odbierał telefonu ani nie odczytał wiadomości. Gdy dotarł na miejsce, nie mógł nie zauważyć, że superkomputer był włączony, a na holomapie wyświetlała się pełna wersja Lyoko, włącznie z sektorami, które jeszcze dwa lata temu nie istniały. Zmarszczył brwi, spoglądając na Einsteina, intensywnie klikającego coś na klawiaturze. Już miał go skrytykować za wysłanie wszystkich w morze bez jego wiedzy, ale wtedy zauważył migającą ikonę aktywowanej wieży.
- Mamy problem. - poinformował Jeremy, jak gdyby chłopak sam nie mógł tego wywnioskować.
- Widzę. I wszyscy są w Lyoko? - mruknął z przekąsem, zdając sobie sprawę z tego, co to oznacza. Jeśli superkomputer działał, a Xana był aktywny, to Tyron musiał znaleźć sposób na ochronę swojego systemu przed wirusem. Della Robbia musiał przyznać, że było to naprawdę demotywujące.
- Tak i potrzebują twojej pomocy. Jest dużo potworów. - oznajmił Jeremy. I gdyby tylko Odd poświęcił chwilę na spojrzenie swojemu przyjacielowi w twarz, zauważyłby, że w jego oczach było coś więcej niż tylko zwykłe zaniepokojenie.
Zwirtualizował się w sektorze polarnym i musiał przyznać, że ten obszar był równie złowrogi, jak go zapamiętał. Jednak to nie otoczenie wywoływało u niego ten przytłaczający niepokój, a raczej trzeszczący śmiech polimorficznego klona, gdy grupa potworów otaczała go w ciasnym kręgu.
Przynajmniej w tej kwestii nie kłamał, pomyślał.
Nigdy wcześniej brak umiejętności w Lyoko nie przeszkadzał mu tak bardzo jak wtedy.
Zły Jeremy zdążył zniknąć, zabierając ze sobą jego działka, bez których nie mógł zrobić absolutnie n i c. Za każdym razem gdy próbował uciec, któryś z potworów blokował mu drogę, ale nawet gdyby mógł, tnie miał dokąd biec. Znajdowali się na kompletnym pustkowiu, co czyniło go łatwym celem dla dwóch krabów z prawej i trzech bloków z jego lewej. A potem było już tylko gorzej.
- No, może jednak popodziwiam widoki trochę dłużej. - skrzywił się, gdy jeden z bloków stworzył lodowe więzienie wokół jego nogi. A kiedy usłyszał znajomy dźwięk za plecami, nie mógł powstrzymać się od zirytowanego prychnięcia. - To są kurwa jakieś żarty... - Zacisnął szczękę, patrząc przez ramię, jak Scyfoza wychyla się zza jednego z potworów. Niestety, ognista wściekłość i frustracja nie wystarczyły, by usunąć lód z jego kończyny. Nie mógł się ruszyć, nie miał też broni.
Nie miał nic.
- Chłopaki, dajcie spokój! Możemy to załatwić w... - urwał, gdy poczuł cztery ukłucia w plecach, które odebrały mu zdolność mowy, a następnie kontrolę nad kończynami. Atak potwora usunął zamrażający promień, który otaczał jego łydkę, co Odd mógłby zauważyć, gdyby tylko był w stanie skupić się na czymś innym niż przytłaczające uczucie rozprzestrzeniające się w jego ciele.
Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego. Nigdy nie został złapany przez Scyfozę, aż do tamtego momentu. Kiedyś Aelita powiedziała mu, że gdy potwór zaczynał kraść jej pamięć, nie było to dla niej odczuwalne, a William i Yumi to potwierdzili. Dlatego zaskoczyło go, że jego sytuacja była całkowicie odwrotna. Na początku było to tylko delikatne mrowienie, jednak z każdą sekundą to wewnętrzne swędzenie narastało, drażniąc jego zmysły. Cały ten czas był również boleśnie świadomy tego, co się działo, ale nie mógł nic zrobić, by to przerwać. Nawet nie zauważył, kiedy potwór go puścił, zbyt oszołomiony, by zebrać myśli, a co dopiero się ruszyć.
A potem, tak nagle jak został złapany, stracił przytomność.
Tymczasem reszta wojowników lyoko spotkała się przy jednym ze stolików w pobliskiej kawiarni, tak jak ustalili, o godzinie piętnastej. Czekali na moment, gdy Yumi skończy obsługiwać ostatniego klienta i będzie mogła do nich dołączyć.
- Przepraszam, że tak długo. - czarnowłosa uśmiechnęła się zza lady, przykuwając ich uwagę. Dziewczyna przesunęła wzrokiem po znajomych twarzach, marszcząc brwi, gdy zorientowała się, że kogoś brakuje. - A gdzie Odd i Jeremy?
- Odd nie odbiera telefonu, więc pewnie śpi. - westchnął Ulrich, podejrzewając, że tak to się skończy. Nawet nie wiedział, jak bardzo był blisko prawdy.
- A Jeremy miał zaraz przyjść... - dodała Aelita i jak na zawołanie pojawił się okularnik. Kilku klientów spojrzało w jego kierunku, gdy niechcący trzasnął drzwiami, ale w tym momencie nie mógł się tym przejmować. Przez chwilę rozglądał się gorączkowo po pomieszczeniu, aż wreszcie jego wzrok napotkał przyjaciół.
Wyraz jego twarzy mówił im wszystko, co potrzebowali wiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top