Robby x OC cz.II

Druga część shota, już dawno obiecanego dla Hypnosis-sweetie
Wciąż możecie składać zamówienia
___________________

W sobotni poranek obudziłam się w miarę wcześnie; z zamiarem, a jakże, pojechania do dojo.
Pierwszy raz od kilku tygodni nie jadę z Danielem, co dobitnie zakomunikowałam mu wczoraj.
Nie będę narażać swojego, póki co, dobrego humoru i wystawiać na próbę cierpliwości, poprzez ewentualne spotkanie się z Samanthą.

Zeszłam z łóżka, zostawiając je rozkopane w cztery strony świata, ale jakoś nigdy nie mogłam wprowadzić u siebie nawyku porannego ścielenia łóżka.
Za to, trochę się porozciągałam i zrobiłam poranną rozgrzewkę, a później poszłam pod prysznic.
Dziesięć minut później zeszłam do kuchni, wycierając ręcznikiem umyte włosy, by zalać muesli jogurtem brzoskwiniowym i wkroić tam jabłko, a potem zjeść tak o to przyrządzone śniadanie.

Cieszyłam się niezmiernie, że w domu nie było nikogo.
Ta spokój i cisza były dla mnie istnym zbawieniem.

Po śniadaniu wróciłam do łazienki by umyć zęby.
Teraz zostało mi już ubranie się i zrobienie czegoś z włosami.

Założyłam czerwono- niebieski sportowy stanik i czarne stringi, które są najwygodniejszymi majtkami jakie mogły istnieć.
Patrząc w lustro na moje plączące się jasno brązowe włosy, postanowiłam je związać w koka.
Były lekko wilgotne, ale nie obchodziło mnie to.
Po umyciu twarzy, nałożyłam na nią krem nawilżający i opuściłam łazienkę.

Z szafki na ubrania i sprzęt sportowy, wyciągnęłam czarne krótkie spodenki kompresyjne i damski czarno-czerwony rashguard z krótkim rękawem.
Choć na co dzień nie daję tego po sobie poznać to moją jedną z większych pasji był sport; już od dziecka za sprawą ojca byłam związana ze sztukami walki. Lata mijały, a ja próbowałam nowych rzeczy, od crossfitu, kalisteniki, przez maratony, podnoszenie ciężarów, aż po gry zespołowe.
Często też jeździłam na desce, ale codziennie można było mnie zobaczyć na rolkach w starym skate parku.

Wraz z moim przyjacielem z dzieciństwa spędzaliśmy tam czas. Niestety moja przeprowadzka sprawiła, że zerwaliśmy ze sobą kontakt.
No i może też fakt, że mój przyjaciel zaczął spędzać czasu z dwoma starszymi kretynami od rabunków ulicznych i napadów na osiedlowe stoiska.

Wyrzucając z głowy niepotrzebne myśli, spakowałam sportowe ciuchy do torby, wraz z owijkami na dłonie i butelką niegazowanej wody.

— No dobra, ale co mam ubrać teraz?
Spytałam samą siebie, stojąc przed szafą, na środku pokoju.

W międzyczasie spojrzałam na zegarek i postanowiłam dalej nie przeginać wiedząc, że już i tak Daniel na mnie czeka.

Wybrałam białe dresowe spodnie, tego samego koloru bluzę z logiem szkolnej drużyny futbolowej i czarno- złote nike.

Włosy zostawiłam w tym, jeszcze trzymającym się, luźnym koku i dalej nie przedłużając wyszłam z domu.
°°°

Postawiłam krok na już znajomej ścieżce, trudno żeby była nieznajoma skoro ja ją robiłam, wchodząc głębiej na teren dojo.
Rozglądając się mimowolnie zobaczyłam, dla odmiany, wyczyszczone i wypolerowane na błysk samochody.
Robiły bardzo porządny efekt kul dyskotekowych, odbijając promienie słońca, które na nie padały idealnie pod kątem prostym.

— Gdy już skończysz kontemplować te stare auta to pozwalam ci do nas dołączyć.— usłyszałam w pewnej chwili.

No tak, odpalił się pan tychże włości.

— Najwyraźniej rdzewiejący kołpak jest ciekawszy od ciebie.— odparłam zaczepnym tonem, starając się ukryć ruch kącików ust.

— Jak zwykle przyjemna.— skwitował i obrócił się na pięcie pokazując dłonią bym poszła za nim.

Wywróciłam oczami, czego nie mógł już zobaczyć; ale mam pewność, że wiedział co zrobiłam i ruszyłam powolnym krokiem.

Zmierzaliśmy w kierunku wejścia do domu, przy którym na drewnianym podeście siedział chłopak, popijając wodę z plastikowej butelki.
Chwilę skanowałam go wzrokiem, podchodząc bliżej wraz z Danielem i czując jakby jedno z moich wspomnień chciało się wyrwać nad inne myśli obecne w mojej głowie.

RETROSPEKCJA

> Dwójka dzieci, prawdopodobnie w wieku ośmiu lat,  wspólnie biegnie przez plac, wymijając dorosłych i spiesząc się do domu, jakim były dla nich stare betonowe bloki.

> Ta sama dwójka wygłupia się przy starej fontannie, a chłopak ratuje małą dziewczynkę przed wpadnięciem do brudnej wody.

> Trochę starszy blond włosy chłopak przewraca się z deskorolki, próbując podjechać i wyskoczyć ze ściany. W następnej chwili podbiega do niego brunetka.

> Dużo starsze dzieciaki, na oko trzynastoletnie jedzą lody w parku.

> Czternastoletnia dziewczyna patrzy z niedowierzaniem na swojego przyjaciela, prawie brata, który stoi wraz z nowymi, starszymi kumplami. Nie mogła uwierzyć, że jej Robby byłby zdolny do czegoś takiego.

> Dziewczyna dzień przed swoją wyprowadzką chciała pożegnać się z przyjacielem, a w tym celu udała się do jego mieszkania, ale nie spodziewała się tego co tam zastanie.
Szybko wyszła z pomieszczenia, które było siwe od dymu, a na stole leżało mnóstwo skrętów, tabletek, proszku i papierosów.
Wiedziała, że nie może porozmawiać z przyjacielem, który już nie kontaktuje i choć to bolało, wyszła przez drzwi; zostawiając przeszłość za sobą.

KONIEC RETROSPEKCJI.

— Robby...— nie wiedziałam właściwie czego oczekiwałam, bo nie tego, że mnie pozna.

— Lydia?— Keene wstał, jakby to miało mu pomóc przypomnieć sobie mnie.

W tej chwili stał przede mną, górując mimo wszystko wzrostem, chwilę się przyglądał zanim zrobił krok, zamykając mnie w swoich silnych ramionach.

A ja stojąc tam, naprawdę próbowałam powstrzymać jakiekolwiek emocje, by zwyczajnie się nie rozpłakać. Nigdy nawet nie marzyłam by spotkać swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.

°°°

I tak jak tego chciał Daniel, trochę ćwiczyliśmy, wydurniając się w chwilach gdy nie patrzył.
W oczach Keene'a nie widziałam już tylko znudzenia, a jakiś stopień szczęścia, które sama podzielałam, ale wiedziałam, że przyjdzie też czas na trudniejszą rozmowę.
Na tę jednak chwilę postanowiłam nie myśleć o tym.
Czułam się znów jakbym miała 8 lat, a mój przyjaciel wyciągał mnie późną porą do skate parku by pojeździć na desce, a później uciekać przed policjantami. I nie było innych chwil, w których czułabym się bardziej bezpiecznie, niż mając obok tego cholerycznego kretyna.

°°°
— W ogóle się nie zmieniłaś.— stwierdził, patrząc przez chwilę na moje kosmyki, które co rusz opadały mi na czoło.

Siedzieliśmy właśnie na trawie, w cieniu, by rozciągnąć mięśnie po treningu.

— Pff, urosłam.

— Taa, niby gdzie? — zaśmiał się lekko, stojąc na lewej nodze, a prawą; zgiętą w kolanie, przyciągając do klatki piersiowej.

— A ty? Ciągle całymi dniami wywalasz się na ryj z kolejnych ramp?

— Pewnie, to moje ulubione zajęcie... Znalazłem pracę.

— Ty? Chyba nie chce...

— Jest legalna, opowiem ci co tylko chcesz, jeśli się zgodzisz na spotkanie.— mówiąc to wyszczerzył się jak to miał w zwyczaju.

— Zastanowię się.— rzuciłam, drocząc się.

— Taak? Może ci w tym pomóc.— mówiąc to wziął mnie na ręce, przerzucając przez ramię i truchtając przed siebie, aż stanął nad oczkiem wodnym.

— Niee, Robby nie waż się. Żartowałam, okej? Dobra? Zgadzam się, przestań...— już miałam zacząć pisk kiedy tamten idiota mnie podrzucił, ale znów wylądowałam w jego ramionach.

— Możesz powtórzyć?

— Idiota...

Niestety znów zrobił zamach.

— Czekaj! Okej! Tak, spotkam się z tobą.

— Noo i tego się trzymajmy.— rzucił z uśmiechem, stawiając mnie na nogi, a potem poczochrał mi włosy jak za dzieciaka.

— Zginiesz marnie...— powiedziałam, starając się być zła i wyglądać poważnie.
°°°

I tak jak mu obiecałam, zaoferowalam mu spotkanie w jednej z wielu kawiarni w okolicy.
Spędziliśmy miło czas, tak jak zwykle zresztą, a co najważniejsze dowiedziałam się, co działo się z nim po mojej wyprowadzce.

— A ty? Co się stało, że tak nagle wyjechałaś?— spytał, biorąc łyka swojej kawy.

— Nie żeby to był mój wybór. Starzy nie mogli się zdecydować czyją marionetką mam być. Choć muszę przyznać, że u ojca było mi super, więc logiczne, że matka musiała mi odebrać te drobne pokłady szczęścia.— mówiłam niby żartem, ale właśnie tak wyglądała ponura rzeczywistość.

— Słabo.

— Taa. Szczerze mówiąc, Daniel mi pomógł choć przez chwilę odciąć się od tego całego bałaganu, który mam w życiu.

— Tak, wiem coś o tym.

°°°
I skłamię jeśli powiem, że skończyło się na jednym wypadzie. Później były kino, spacery w parku, drobne imprezy uliczne, nawet to stare Golf'n'Staff, łyżwy i skate park.
Robby przyjął sobie za punkt honoru nauczenie mnie jeździć na desce.
Oczywiście między tym wszystkim znalazł się czas na treningi w dojo, moją szkołę i jego pracę.

Pracę, za którą go opierdoliłam, bo wiedziałam, że to w końcu przyniesie konsekwencje. A Daniel był jedynym dorosłym, który starał się nas zrozumieć, który dał nam szansę.

°°°
Mijały kolejne dni w dojo. Naprawdę się tutaj zadomowiłam, o ile mogę tak powiedzieć. Było mi trochę źle z tym, że siedziałam LaRusso na głowie i spędzałam tutaj więcej czasu niż w moim domu. Ale mężczyzna szybko rozwiał moje obawy.
Tak więc gdy tylko coś mnie podminowało, wyrzucałam swoje emocje na worku bokserskim w otoczeniu zieleni z rajskiego ogrodu.

Wyprowadzanie miarowych uderzeń i kontrola oddechu naprawdę działają cuda. Nie jakaś pieprzona joga.

A czemu byłam znów wkurwiona?
Oczywiście przez matkę i rozmowę jaką podsłuchałam.

W skrócie: matka mówiła do kogoś przez telefon, że będę czekała w umówionym miejscu, o takim i srakim czasie, a jeśli on mnie tam nie zastanie, to jednoznaczna odpowiedź, że nie chcę już utrzymywać kontaktu.

Dodajcie dwa do dwóch.
Tak, matka rozmawiała z moim ojcem.
I byłoby bardzo miło, gdybym się normalnie dowiedziała o spotkaniu, a nie z sabotaży matki, która wciąż bawi się w utrudnianie mojego kontaktu z ojcem.

Wystarczające argumenty, które przemawiają za tym, że ta wariatka powinna się leczyć?

Dziś rozwalę Danielowi worek, a jutro mam spotkanie z ojcem. Czy życie nie może być lepsze?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top