32. Powiew nadziei

- Fnets?

Szkielet otworzył oczodoły, jednocześnie rozglądając się dookoła, aż dostrzegł zarys niewielkiej postaci.

- Pobawimy się?

- Co? - wyjąkał, podpierając się na ramieniu. Następnie położył dłoń na czaszkę. - Roksana? - Momentalnie wstał, przyciągając dziewczynę do siebie. - Chyba miałem koszmar...

- Nie, on się dopiero zaczyna.

Szkielet odsunął od siebie nastolatkę, po czym zamarł. Dziewczyna uśmiechała się wstrętnie, a z wydłubanego oka sączyła się krew. Szybko jednak jego uwaga padła na kobietę w czerni, stojącą za jej plecami. Ruszała ustami, jakby coś mówiła. Jej głos na początku był niesłyszalny, lecz wkrótce zaczęła brzmieć jak...

- Fnets? Opanuj się, Fnets... 

Mutant zasłonił oczodoły dłonią jednak przez dziurę między kością promieniową, a łokciową, niewiele mu to dało. Gdy przyzwyczaił wzrok do światła, zobaczył siedzącego obok Aira, który wpatrywał się w widok przed sobą.

- Witaj, Fnetsik - powiedział, kiedy szkielet podparł się na łokciach. - Jak się spało? 

Szkielet podniósł się i poczuł pod dłoniami szorstki beton rozgrzany od słońca. Tkwili na dachu ośrodka, dobre dwanaście metrów nad ziemią. Podszedł do krawędzi i spojrzał na rozległe pola uprawne ciągnące się wszędzie wokół. Dawniej zobaczyłby tam setki osób, które produkowały jedzenie dla utrzymania populacji kopuły. Dzisiaj świeciły pustkami. Na ich krańcu dostrzegł zarys lasu. Delikatny wiatr przynosił ze sobą zapach żywicy i śpiew ptaków.

- Ile tak leżałem? - spytał, gładząc pęknięcia przy oczodole. Miną miesiące nim się zagoją. Może nigdy już się nie zrosną.

- Jutro ma przyjechać pociąg - stwierdził sucho, leżący w pobliżu Kundel. 

- Dlaczego wcześniej mnie nie obudziliście?! - krzyknął, po czym zachwiał się i szybko ponownie wylądował na ziemi.

- Nie wrzeszcz, a tym bardziej nie wstawaj jeszcze. - Air wyjął z ust źdźbło trawy i spojrzał na przyjaciela. - Jesteś ledwo żywy...

- Nic mi nie jest.

- Oczywiście, Fnets... oczywiście - westchnął i podał bluzę do rąk mutanta. - Niemy dostarczył nam informacji o nowym ośrodku, z których wynika, że nie jest on taki nowy. Wiemy też dlaczego tak szybko opuścili ten. Całkiem ciekawa historia.

- Nie bardzo mam ochotę na historyjki... 

- Akurat ta powinna cię zainteresować. - Kundel wszedł mu w słowo. - Tłumaczy dlaczego zaczęto mutować ludzi... przynajmniej po części.

- A cóż to za tajemnica? Chore ambicje. Chcieli ulepszać ludzi...

- Nie tylko. Jak myślisz, czy gdyby tylko o to chodziło to zaszło aż tak daleko? - Air zamachnął ręką na kompleks budynków. - Podczas wojny o której tyle mówiłeś, pojawiło się coś... Choroba. Ludzie umierali bez wyjątku, lecz zwierzęta zdawały się być zupełnie odporne. Więc jeżeli ludzkość miała przetrwać...

- To musieli mutować... - dokończył Fnets. - W takim razie to też mógł być jeden z powodów dlaczego ludność sama zgodziła się na zamknięcie pod kopułą... Szkoda, że z tamtego okresu wiele się nie zachowało - westchnął, zakładając bluzę. Przez tę krótką chwilę znów panowała błoga cisza. - Jutro mają przyjechać, a my nie mamy nawet planu.

- Mamy - odparł Air.

Fnets spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, na co ten wzruszył ramionami.

- Nie patrz tak. Powiedzieliśmy, że ci pomożemy i tak zrobimy. Byłeś wykończony po ostatnich wydarzeniach, więc zdecydowaliśmy pozwolić ci odpocząć i nałapać trochę słońca. Sami układaliśmy plan. Opowiem Ci go, gdy zejdziemy do reszty. Jestem pewien, że Ci się spodoba. Musi, bo sam pomagałem go tworzyć.

- Poważnie? - na twarzy Fnetsa pojawił się wyraz zdziwienia. - W takim wypadku to musi być bardzo słaby plan.

- Fnets? - Air zdawał się nie usłyszeć przytyku. Ciągle patrzył w dal w kierunku lasu. W kierunku domu. - Kim ja tak naprawdę jestem?

- Nie rozumiem...

- Kim jestem? Urodziłem się tutaj. Nigdy nie widziałem świata pod kopułą. Mówili, że jestem idealny... a jednak nigdy nie byłem traktowany choćby na równi z innymi. Odebrali mi wszystko... począwszy od brata i wolnej woli skończywszy na emocjach. Uznali, że stworzyli idealnego człowieka... Wciąż mówili, że dali mi idealność... ale czy nie odebrali po drodze człowieczeństwa? Kim ja jestem?

- Jesteś sobą, przyjacielu. - Fnets poruszył się niespokojnie, gdy Air obrócił się w jego stronę i uśmiechnął smutno. Nie podobało mu się, dokąd zmierzały myśli jego przyjaciela. Ten odwrócił wzrok i ponownie wpatrywał się w pola przed sobą.

- Sobą... - powtórzył Kundel i zastanowił się nad tym słowem, jakby ważył je na języku. - A co to oznacza? Czy właśnie nie to, że jesteśmy potworami? Że jesteśmy mniej warci od zwierząt?  - westchnął, wstając na cztery łapy. - Nieidealni. Nic nie warci. Nieprzydatni. A jednak żyjemy, a żyjemy jedynie po to by żyć. Jesteśmy wolni, więc sam musisz zadecydować kim jesteś. Ze mnie jest zwierzę i nie zmieniłbym tego.

Po tych słowach otrzepał się i odszedł, zostawiając dwójkę przyjaciół za sobą. Niedługo po tym, Air ukrył twarz w dłoniach, kręcąc przecząco głową.

- Tak wielu zginęło z mojej ręki i nic przy tym nie czułem. Jestem idealny, bez emocji, tak jak chcieli, a... A nawet nie wiesz jak chciałbym kogoś pokochać... tak naprawdę pokochać. Oddać się całkowicie drugiej osobie i być gotowym zginąć dla tego kogoś, wiedząc, że bez niej życie byłoby gorsze od śmierci, tak jak na tych filmach co mi pokazywałeś. Chciałbym czuć... - Podniósł się z dachu i  wyciągnął dłoń w stronę Fnetsa. - Wybacz, to miejsce sprawia, że gadam od rzeczy. Chodźmy już na dół.

Szkielet chwycił za wyciągniętą rękę i pozwolił się prowadzić przez uśmiechniętego Aira, jego oczy jednak ciągle pozostawały puste.

- Air... - zaczął Fnets i uśmiechnął się wrednie. - Ja nie wiem kim ty jesteś, ale to ja jestem potworem. 

Na te słowa mężczyzna zaśmiał się głośno i chwycił przyjaciela w pasie, unosząc go w powietrze.

- Oj, Fnetsik. Ty to masz dziwne poczucie humoru. Mój mi trochę poprawiłeś, a co do poprawiania to muszę ci powiedzieć, że lekko przyciąłem włosy, ale nikt tego nie zauważył, rozumiesz? A jak na mój gust wyglądam teraz bajecznie... chociaż ja zawsze tak wyglądam. To w takim razie, nic dziwnego, że nikt nic nie zauważył...

~~.~~

- Fnets?  - Niski usiadł na skraju materacu i westchnął  przeciągle. - Możemy w końcu porozmawiać? 

Mutant ani drgnął. Pustymi oczodołami wpatrywał się w równie pustą ścianę naprzeciwko.

- Fnets... co się z tobą dzieje... dziecko drogie. Dlaczego chciałeś się zabić? - Wyciągnął dłoń w kierunku szkieletu, ten jednak ją odtrącił.

- Nie twoja sprawa. Moje życie nie jest waszą sprawą... szczególnie twoją, w końcu to i przez ciebie tak skończyłem. - Wstał, po czym skierował się do wyjścia. - Nigdy ci nie wybaczę. Najlepiej zostawcie mnie wszyscy w spokoju, tak będzie najlepiej. I tak ciągle jestem sam - dodał.

- Nie, Fnets. Nie jesteś, ale musisz to w końcu zrozumieć... Masz problem, pozwól sobie pomóc...

Nastolatek zaśmiał się głośno, następnie otworzył drzwi, za którymi stał Gustaw, Air oraz Nora. Cała trójka na widok Fnets cofnęła się gwałtownie pod ścianę naprzeciwko. Mutant pokręcił gwałtownie głową, mijając znajomych.

- Ja nie mam problemu. Dajcie mi spokój! - krzyknął, wychodząc na zewnątrz.

Przez krótką chwilę echo powtarzało za nim:

- Dajcie mi spokój!

  ~~.~~  

W gabinecie panowała napięta atmosfera. Air, pod ścianą, kończył chować amunicję oraz broń, jednocześnie bardzo dokładnie ją czyszcząc. Nora bawiła się nożem, który jakiś czas temu wyjęła z pochwy przy pasie spodni, natomiast Kundel nerwowo chodził od ściany do ściany. Jedynie Niemy siedział w spokoju na krześle przed białym biurkiem. W końcu jedne z drzwi otworzyły się, a w ich progu stanął mężczyzna w średnim wieku. Przeczesał dłonią siwe włosy, po czym poprawił biały fartuch.

- No, no... - zaczął Air, wstając z ziemi. - Wyglądasz identycznie... aż sam bym się pomylił.

- Można powiedzieć, że jestem zadowolony - powiedział Fnets, idąc na środek pokoju. - Jednak nie mamy już wiele czasu... Pociąg za niedługo wjedzie, chodźmy.

Wszyscy ruszyli za przyjacielem. Idąc korytarzem mijali identyczne pokoje, przepełnione bólem tysięcy nieidealnych, a w ich umysłach ciągle echem odbijały się okrutne wspomnienia, jednocześnie rodząc dwa ważne pytania. Co zastaną w nowym ośrodku? I co ważniejsze... czy z niego wrócą?

W tej kwestii ich plan nie był tak jasny.

Po kilku minutach znaleźli się w wielkiej opustoszałej hali. Jedynie pod ścianą znajdowały się najróżniejsze skrzynie, które wczoraj przynieśli. Światło słoneczne wpadało przez półprzeźroczysty sufit, dokładnie oświetlając pomieszczenie i odbijając się od idealnie czystych szyn kolejowych. Fnets doskonale pamiętał to miejsce. Pamiętał kiedy Bary wypchał go z pociągu, wtedy po raz pierwszy poczuł krew płynącą z otwartej rany i dowiedział się czym był ból. Pamiętał jak zaraz po tym kobieta w czerni wzięła go na wstępne badania, a niedługo potem, już nie czuł bólu po zadrapaniu... Jedynie ten kiedy jego ciało żywcem pożerała żrąca ciecz, wypalając gardło, oczy, skórę... pozostawiając jedynie kości i uszkodzony mózg...

- Fnets? - Nora chwyciła przyjaciela za ramię. -Słuchasz mnie?

Mutant momentalnie ocknął się z letargu, odchrząknął, wkładając dłonie do kieszeni fartucha.

- Jasne. 

- To dobrze... musisz być skupiony. Nie mogą rozpoznać, że nie jesteś swoim ojcem.

- Wiem, wiem. Dam sobie radę. - Machnął ręką i spojrzał na wjazd kolei. - Myślisz, że to się uda? 

Nora wzruszyła ramionami.

- Nie wiem. Chyba musi... Trochę to wszystko szalone, co nie? - spytała, zaciskając dłoń na rękojeści noża. - I pomyśleć, że kiedyś mieszkałam pod kopułą. Wtedy chciałam zostać nauczycielką, wiesz? Takie dziecięce marzenia. A ty? Kim chciałeś być?

Mężczyzna przez chwilę milczał, aż w końcu wziął głęboki wydech. 

- Chciałem być jak tata... Całkiem dobrze mi poszło.

- Och... - Nora westchnęła i ponownie zapanowała się chwilowa cisza. - A... - zaczęła, obserwując bacznie przyjaciela. - Żałujesz, że skończyłeś z nami?

- Nora, jeśli mam być szczery to nie wiem. Nie myślę o tym. - Spojrzał na nią, a jego źrenice stały się chwilowo białe. - Gdyby nie ja, to nigdy byście nie uciekli... a z drugiej strony przyniosłem tyle cierpienia - westchnął przeciągle i przeczesał włosy. - A ty żałujesz, że jesteś tu gdzie jesteś?

- Nie - odparła bez zawahania. - Chciałabym jednak zniszczyć kopułę, to ona powoduje całe to cierpienie...

- Nie. - Fnets od razu przerwał wypowiedź Nory. - To ludzie je powodują. 

Nagle rozległ się dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Nora zaklęła pod nosem, po czym pobiegła w kierunku jednej ze skrzyń, szybko chowając się w jej wnętrzu. Ledwo zatrzasnęła pokrywę, kiedy wielka machina wjechała zza zakrętu, po chwili ciężko zatrzymując się na peronie. Z wagonu wyszedł barczysty mężczyzna ubrany na czarno, od razu kierując się w stronę Fnetsa. 

- To pana mam zabrać? - spytał rozglądając się dookoła. - A gdzie obiekt? 

- Zmarł - odparł Fnets sucho. - Truchło jest w jednej z skrzyń, reszta to wyniki badań jakie zebrałem.

Na te słowa ochroniarz, zdjął czarne okulary i intensywnie wpatrywał się w mutanta. Fnets, pomimo stresu jaki w tej chwili go oblał, nie dał po sobie tego poznać. Tak samo jak Bary, który idealnie odzwierciedlał ciało naukowca. 

- Góra nie będzie zadowolona. Obiecał Pan, że obiekt będzie posłuszny, tylko dlatego pozwolili Panu jedynemu pozostać.

- Wiem, nie musisz mi tłumaczyć. - Fnets minął ochroniarza i poszedł w kierunku trzeciego wagonu. - Martwy też będzie posłuszny, czyż nie? Załadujcie to wszystko do mojego przedziału. Chcę mieć na wszystko oko - dodał, wchodząc do środka.

- Ma pan dla siebie cały wagon.

- Tym lepiej - odparł znikając we wnętrzu.

.

.

.

Ziarnko do ziarnka, aż zbierze się miarka :P Oto kolejny rozdział, a co z tym idzie coraz bliżej końca (JEEEEEST) 

A teraz czas na prace jakie dostałam na grupie: Leśna Ostoja, na którą was zapraszam ;) A za wszystkie prace dziękuję :D 


Autorka: Niemand000



Autorka:  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top