29. Odkryjmy tajemnice

Promienie słońca oświetliły pokój, zostawiając po sobie przyjemne uczucie ciepła. Szkielet zamrugał parę razy, po czym pomału podparł się na dłoniach. Zaschnięta krew przypomniała mu o ostatnich wydarzeniach, które miały tu miejsce. Dokonało się... dostał swoją zemstę, na którą tak długo czekał. Chwycił się za żebra i usiadł na ziemi, opierając głowę o ścianę, po czym zamknął oczodoły. Zaśmiał się, lecz śmiech ten był niewiarygodnie sztuczny.

- Potworem... - wyjąkał, otwierając oczy.

Wydawało mu się, że od wielu lat nie widział światła dnia, że to jedynie piękny sen, z którego zaraz się obudzi i ponownie znajdzie się w laboratorium ojca jako obiekt doświadczalny. Wstał, a każdy krok jaki wykonał był wyzwaniem. Nadal nie przywykł do nowego ciała. Do niepasujących nóg, zbyt długiego ogona i szponów na stopach. Podpierając się o meble, doszedł do zwłok, które obrzucił spojrzeniem pełnym pogardy. Trącił nogą głowę mężczyzny i uśmiechnął się lekko.

- A więc to nie sen... - szepnął, odwracając się w kierunku drzwi.

Podszedł do nich powoli, po czym wyszedł na korytarz. Skręcił do pokoju, w którym pozostawił przyjaciół, jednak zastał w nim jedynie pootwierane szafki, porozrzucane narzędzia chirurgiczne i wyblakłe ślady krwi.

- Długo cię nie było... martwiliśmy się.

Szkielet odwrócił się na dźwięk znajomego głosu i na widok twarzy lwicy uśmiechnął z ulgą.

- Gdzie reszta? - spytał, podchodząc do kobiety, lecz w połowie drogi stracił równowagę i gdyby nie szybka reakcja Nory, która go złapała, wylądowałby na ziemi. - Dziękuję - odparł, unikając jej spojrzenia. - One nie pasują...

- Używaj ogona do zachowania równowagi - doradziła, chwytając go za ramię. - Po coś go masz. Co z twoim ojcem?

- A jak myślisz?

Kobieta pokiwała głową.

- Rozumiem... a więc chodź, pójdziemy pokazać innym, że żyjesz.

Po tych słowach wzięła chłopaka na ręce. On natomiast nie protestował, pozwolił się nieść.

- Bolą cię? - spytała, po krótkiej chwili.

Szkielet założył kaptur na głowę. Nora myślała, że nie usłyszy odpowiedzi i nie zamierzała na nią nalegać, aż w końcu odezwał się cicho.

- To nic wielkiego. Bywało gorzej... Nic nie będzie tak bolesne, jak moment kiedy mnie wrzucił... - przerwał i wyciągnął przed siebie kościstą dłoń. - Nie, jednak najgorsze było przebudzenie... Co z Gustawem? - zmienił szybko temat.

- Żyje...

- A czy - zająknął się, niepewny czy chce poznać odpowiedź. - Czy...

- Sam go się zapytasz - przerwała, na co szkielet pokiwał głową.

Szli w całkowitej ciszy, jedynie kroki lwicy cicho odbijały się wzdłuż długiego korytarza. Mutant patrzył na mijane laboratoria i oczami wspomnień widział naukowców krzątających się po całym obiekcie, widział dzieci uwiązane lub trzymane w za ciasnych klatkach niczym zwierzęta. Słyszał ich płacz i krzyki, które z każdą chwilą przybierały na sile i stawały się nie do zniesienia. Nagle wszystko pokryło się czerwienią wśród której dostrzegł kobietę w czerni, a za nią uśmiechającego się ojca.

- Daj mi spokój! - krzyknął Fnets, łapiąc się za czaszkę. - Zostawcie mnie!

- Fnets!

Doszedł do niego stłumiony głos Nory, następnie pomiędzy czerwieni dostrzegł jej rozmazaną twarz.

- Fnets! - krzyknęła ponownie. - Uspokój się! Jesteś bezpieczny... jesteś z nami.

Położyła go na sofie. Teraz dopiero dotarło do niego, że znajdują się w jakimś gabinecie, a oczy wszystkich patrzą na jego osobę.

- Przepraszam... - zaczął, lecz w wypowiedź weszła mu Diana.

- Powinniśmy go związać, jest niepoczytalny.

- Kochanie... - westchnął Gustaw, leżący obok niej. - Rozmawialiśmy o tym...

Na widok Gustawa, Fnets zerwał się na nogi, na co Diana również wstała blokując drogę do mężczyzny, a Nora gwałtownie chwyciła dłoń kościotrupa, natomiast Air zasłonił jego oczy.

- Rozumiem... aż tak mi nie ufacie? - spytał, po czym usiadł na ziemi. - W sumie nic dziwnego...

- Puśćcie go - rozkazał Gustaw - Przecież widać, że panuje nad sobą.

Air jako pierwszy delikatnie opuścił dłonie, a Nora po krótkiej chwili puściła trzymaną rękę. Jedynie Diana nie zamierzała się ruszyć.

- Kochanie. - Gustaw dotknął przedramienia kobiety.

- Ale on przecież...

- Odsuń się - poprosił tym razem pewniej, na co kobieta niechętnie siadła na fotelu obok.

Fnets pomału podszedł do przyjaciela.

- I jak? - spytał uważnie go obserwując.

- Dobrze.

- Wiesz o co mi chodzi... Masz czucie?

- Nie boli...

Nim jednak zdążył skończyć oczy Fnetsa przybrały kolor czerwony, po czym światło w nich zgasło całkowicie.

- Zawiodłem...

- Fnets, nie martw się. Jest dobrze...

- Nie pieprz głupot! Zrobiłem z ciebie kalekę!

- Zadowolony jesteś? - spytała Diana z nienawiścią w głosie. - Już nigdy nie będzie chodzić! A to wszystko twoja wina!

-Już nim byłem! - Niespodziewanie Gustaw podniósł głos, przez co wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Po chwili odchrząknął, nerwowo wygładzając koszule. - Już nim byłem - powtórzył ciszej. - Zrozumcie, że jestem szczęśliwy. W końcu nie czuje tego ciągłego bólu... tak jest mi lepiej. Zrozumcie to, proszę...

Spojrzał na wszystkich zebranych, nikt nie odważył się zabrać głos, jedynie spuścili głowy, zdezorientowani faktem, że nie umieli uszanować zdania Gustawa. W końcu głos ponownie zabrał Fnets.

- Wracajcie do miasteczka - rozkazał, siadając pod ścianą. - Nic tu po was.

- A co z tobą? - spytał Air.

- Ja idę po Roksanę...

- Chyba zwariowałeś! - wrzasnęła Nora. - Nie po to cię ratowaliśmy byś teraz z własnej woli i z tym przeklętym uśmiechem na twarzy, szedł w objęcia śmierci.

- To moje życie i nie zamierzam narażać waszego. Wracajcie do miasteczka - ponownie rozkazał. - Gustaw i tak sam tam nie dotrze, zajmijcie się nim. Mnie zostawcie.

Air spojrzał na Norę, której twarz wykrzywiła się w złości.

- Dlaczego chcesz narażać życie dla jakiejś dziewczyny!

- A dlaczego ty narażałaś swoje dla jakiegoś mutanta?

Na te słowa otworzyła delikatnie usta, a uszy położyła wzdłuż ciała. Przez chwilę ruszała lekko wargami jakby chciała coś powiedzieć jednak w końcu tego nie uczyniła.

- Idźcie, póki jest jasno. Po zmroku lasy są niebezpieczne.

Pierwszy wstał kundel, otrzepując się z kurzu, następnie ziewnął szeroko.

- Odprowadzimy ich. - Spojrzał w kierunku Diany i jej męża leżącego na jednej z kanap. - I dopilnujemy by dotarli tam cało i nie wiem jak Nora, Air czy Niemy... jednak ja tu wrócę i ci pomogę.

- Dlaczego niby miałbyś się tak narażać dla Roksany? - Nora nie dawała za wygraną. - Wytłumaczcie mi to, co takiego jest w tej dziewczynie, że jesteście gotowi oddać za nią życie?! Bo chyba coś mi umyka.

Wilk podszedł do lwicy, wstał niechętnie na dwie łapy by móc spojrzeć jej w oczy.

- Nie dla Roksany tam idę, a dla tej kupy kości. Zawdzięczam mu życie... uwolnił mnie, nie zostawił... tak i ja teraz nie zamierzam zostawiać jego.

Po tych słowach podszedł do Diany, wskazując by położyła Gustawa na jego grzbiecie. Kobieta delikatnie zrobiła to o co prosił, a Gustaw sprawnymi rękami objął klatkę piersiową i szyję mutanta. Następnie ruszył w kierunku wyjścia, a kiedy minął Fnetsa, Gustaw uśmiechnął się po raz ostatni do przyjaciela.

- Dasz radę - powiedział. - Ja tam w ciebie wierzę.

Nora i Air chwilę stali niepewni co powinni zrobić, w końcu jednak mężczyzna skierował się w stronę drzwi, a za nią niechętnie ruszyła lwica.

- Air?

Blondyn na dźwięk swojego imienia odwrócił się w stronę Fnetsa.

- Tak?

- Mógłbyś przyprowadzić tutaj Barego?

- Po co? A właściwie to nie mów. Ty w ogóle dobrze się czujesz? Bary miałby tu przyjść...

- Powiedz mu, że jeśli nie przyjdzie z tobą to sam się po niego pofatyguję.

Na twarzy Aira pojawił się cień zaskoczenia, wywołany tym z jaką pewnością Fnets zakładał, że Bary na jego polecenie przyjdzie, jednak nic więcej nie mówił, a jedynie pokiwał twierdząco głową na znak, że zrozumiał i postara się to zrobić. Po tym ruszył za Kundlem i Dianą, którzy zdążyli przejść kawałek długiego korytarza. Nora popatrzyła na Fnetsa, który był w nie najlepszym stanie, wybiegła na korytarz i zatrzymała, idącego na końcu Niemego, chwytając go za ramię.

- Nie wierzę, że to mówię, ale zostań z Fnetsem. On jest jeszcze za słaby by wejść w jakikolwiek konflikt z potencjalnym przeciwnikiem - westchnęła, gdyż słowa z trudem opuszczały jej gardło. Jednak wiedziała, że w ośrodku mogą czaić się inne mutanty pokroju tego, z którym przyszło im walczyć na początku. - Ja jestem na razie za słaba by w razie konfliktu mu pomóc...  ale w grupie jakoś damy radę dotrzeć do miasteczka, natomiast ty z nim zostań... jednak ostrzegam. Jeśli nas zdradzisz to cię zabiję, nie obchodzi mnie fakt jak dobrze umiesz walczyć. Zrobię to choćbym sama miała zginąć.

Mężczyzna pokazał otwarte dłonie, które uniósł na wysokość klatki piersiowej, dając do zrozumienia, iż nie ma żadnych ukrytych intencji, jednocześnie kiwnął głową zgadzając się na jej plan. Kobieta zawarczała wściekle pod nosem, nie chciała go zostawiać z Fnetsem, jednak teraz to wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Szybko odsunęła się od niego i pobiegła lekko kulejąc w kierunku reszty.

Kiedy zniknęli za polem widzenia mężczyzny, ten ruszył ponownie do gabinetu w którym pozostał Fnets. Na dźwięk kroków Niemego, szkielet podniósł wzrok z ziemi i spojrzał na niego ze zdziwieniem, jednak zaraz potem ponownie jego twarz przybrała smutny, jakby zmęczony wyraz. Fnets naciągnął kaptur na czaszkę. Po paru minutach idealnej, wręcz nienaturalnej ciszy, zabrał głos.

- Za szybko go zabiłem... - szepnął. - Nie zapytałem o tyle rzeczy... - Wstał z ziemi, podpierając się o ścianę. - Idziesz się przejść? Chciałbym poszukać odpowiedzi na niektóre pytania. - Kiedy puścił oparcie, zachwiał się lekko. - Pasuje też nauczyć się znów chodzić i używać tego przeklętego ogona - dodał, robiąc kolejne koślawe kroki.

Mijali kolejne, gabinety pracowników niższej klasy. W końcu weszli do jednego i rozejrzeli po jego wnętrzu. Wyglądał tak jak wszystkie, białe ściany, biurko na samym środku, łóżko lekarskie, zepsuty komputer, półki z porozrzucanymi chemikaliami, lekami czy narzędziami chirurgicznymi... i piękne, drewniane szafki. To właśnie do tych ostatnich się skierował.

Otworzył jedną. Panował w niej bałagan... Ktokolwiek odpowiadał za to miejsce, musiał się spieszyć opuszczając je, gdyż nie wszystko zostało dokładnie zniszczone. Pytanie tylko z czego wyniknął ten pośpiech? Fnets wziął do ręki przypadkowy dokument, który okazał się kartą jednego z obiektów. Szkielet zaczął czytać z największą uwagą tekst.

Numer: KR2525
Płeć: Kobieta
Wiek: 15lat
Grupa krwi: ORh-
Wzrost: 165 cm
Status: Wadliwa
Opis: Pomimo osiągniętego wysokiego wieku emocje nie uległy zanikowi, co więcej osobnik wykazuje się zbyt dużą świadomością. Stan zdrowia dobry. Poddano zabiego...

Reszta karty była nieczytelna, jedynie końcówkę na odwrocie dało się odczytać.

Mutacja przebiegła pomyślnie. Dokonano wstępnych testów, lecz obiekt po paru godzinach zaprzestał wykazywać funkcje życiowe. Następnego dnia stwierdzono śmierć mózgu. Sekcja nie ujawniła przyczyn zgonu. Obiekt posiadał informacje dotyczące istnienia Archiwum, które z grupy uczestniczącej w badaniach posiadałem jedynie ja, dlatego przypuszczam, iż umiejętność czytania w myślach rozwinęła się u niego pomyślnie. Przedwczesna śmierć obiektu nie pozwoliła jednak potwierdzić jej istnienia.
Więcej informacji na temat przebiegu eksperymentu znajduje się w bazie danych. Znacznik eksperymentu: B2309-KR2525.

Fnets wyjął następną kartę, jednak była ona w jeszcze gorszym stanie od pierwszej. Jedyne co przykuło uwagę mutanta i dało się odczytać to powtórzenie słów "myśli" i "Archiwum".

- Czytanie w myślach? Archiwa? - zamyślił się odkładając papiery. - Niski kiedyś wspominał mi o tym miejscu. W podziemiach ośrodka jest coś w rodzaju wielkich magazynów. Przechowują tam najtajniejsze informacje, zapis wszystkiego co działo się w tym miejscu, niektóre obiekty i cholera wie co jeszcze. Niemy, wiesz co to oznacza? Mamy niepowtarzalną szansę dowiedzieć się czegoś o tym miejscu. Chodź ze mną.

Pozostawili za sobą pokój z rozsypanymi kartami i ruszyli przez ciemne korytarze w poszukiwaniu przejścia. Ośrodek był ogromny. Budynki zajmowały powierzchnię kilku kilometrów kwadratowych i po godzinie poszukiwania drogi w dół, Fnets zaczął żałować tak szybkiego zabicia swojego ojca. Gdy podzielił się tym z Niemym, ten spojrzał na niego swym szklistym wzrokiem i wzruszył ramionami. Spokój jego towarzysza z jakiegoś powodu dodał szkieletowi otuchy.

- Wiesz co, Niemy? Jesteś doskonałym towarzyszem rozmów. Mówił Ci to już ktoś kiedyś?

Niemy zatrzymał się nagle i wskazał przed siebie. Na końcu rozwidlającego się korytarza, zobaczyli srebrne, rozsuwane drzwi windy. Bardzo niewiele budynków ośrodka było wyższych niż dwa piętra, co znaczyło, że w końcu znaleźli to czego szukali. Czas zdawał dłużyć się w nieskończoność, nim w końcu usłyszeli cichy szum i drzwi rozwarły się, wpuszczając ich do środka. Zignorowali przyciski oznaczone numerycznie i wśród zrabowanych z ciała ojca kart dostępu szukali te, która aktywowałaby niewielki panel obok przycisku oznaczonego literą "A". Już po chwili drzwi zamknęły się i winda ruszyła w dół.

Fnets patrzył jak po kolei migają coraz niższe guziki wskazując, że właśnie mijają oznaczone danym numerem piętra. Wkrótce oznaczenia skończyły się i nabrał wrażenia, że winda zamiast spowalniać, przyśpieszyła.

- Ty też słyszysz te krzyki? - spytał Fnets, na co Niemy pokręcił przecząco głową. - Rozumiem... a więc to tylko moja wyobraźnia - dodał, chowając dłonie do kieszeni.

Uśmiechnął się kiedy metalowe drzwi otworzyły się w końcu, wypuszczając ich na zewnątrz. Natychmiast uderzył ich powiew zatęchłego powietrza, a oczom ukazała wielka hala. Anemiczne światełka wisiały nad ustawionymi na całej powierzchni, wielkimi regałami wypełnione po brzegi skrzyniami, pudłami i segregatorami owiniętymi w folię. W niektórych miejscach, jeden na drugim, stały wielkie, stalowe kontenery. Wszystkie zaryglowane potrójnymi zamkami ze sztab żelaza. Fnets nie był pewny czy chce wiedzieć jakie tajemnice są w nich zamknięte i ruszył pomału przed siebie chwytając jeden z zakurzonych segregatorów i szybko go przekartkowując.

- A więc mamy spisy wszystkich ludzi, którzy tutaj trafili. Ciekawe - powiedział, przekręcając strony. Każda wypełniona była numerami, datą przyjęcia i krótkim opisem kryjącej się za nim osoby. Czytał je, po czym patrząc na daty zrozumiał, że ma przed sobą spis z co najmniej kilku miesięcy. Rozejrzał się dookoła i zamarł. Stos segregatorów sięgał samego sufitu, a rzędy półek, na których je trzymano, ciągnęły w nieskończoność. Odłożył segregator na jego miejsce i podszedł do następnego regału. Rozciął ostrożnie folię swoim kościstym palcem i zaczął czytać. - To niemożliwe - wyszeptał i rzucił go na podłogę, kuśtykając wzdłuż rzędu półek. - Niemożliwe. - Zrzucił przypadkowe pudło rozrywając karton i folię. - Niemy! To niemożliwe.

Mężczyzna wyszedł zza zakrętu, pokazując dłonią by szkielet szedł za nim. Fnets zostawił porozrzucane segregatory i podszedł do niego.

- Niemy... To miejsce... Jak wiele istnień pochłonęło to przeklęte miejsce? - spytał, ale nie spodziewał się odpowiedzi od przyjaciela.

Ruszyli wgłąb hali i stanęli u podstawy olbrzymich pancernych wrót. Fnets patrzył na to zjawisko z największym zachwytem. Nigdy nie widział czegoś podobnego. Niemy ponownie wskazał, aby do niego podejść i pokazał na stojący obok panel.

- Cholera - syknął Fnets. - Wygląda na to, że jedynie naukowcy rangi B mają tam dostęp. Ale ze mnie kretyn. Zabrałem z ciała wszystkie karty, ale umarli nie mają w zwyczaju dzielić się zabójcami kodami dostępu. Dlaczego go zabi... łem? Co ty kombinujesz?

Fnets patrzył z zaciekawieniem na mężczyznę, który delikatnie przejechał palcami po wnęce na karty w panelu, na co ten zaświecił się białym światłem, a zaraz za nim i w hali zaświeciły się wszystkie lampy.

- Jak tyś to zrobił? - spytał Fnets, nie spuszczając oczu z towarzysza.

On natomiast, ignorując mutanta, rozłożył palce najszerzej jak mógł, po czym zaczęły się wydłużać i rozszczepiać, dopasowując się w otwory maszyny. Przez ciało Niemego przeszło niebieskie światło, następnie ciężkie wrota ciężko się otwarły. Niemy spojrzał na kościotrupa, na co ten cofnął się o parę kroków, a jego oczy zmienił kolor na czerwony.

Szkielet uśmiechnął się zdenerwowany i zacisnął pięści.

- Jesteś robotem... - szepnął, przygotowując się do ucieczki.

Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, Niemy skoczył w jego kierunku, by zaraz potem powalić szarpiącego się mutanta na ziemię, unieruchamiając go. Następnie przyłożył końcówki paców do jego czaszki i ponownie przez ciało Niemego przeszedł niebieski impuls. Przez chwilę Fnets próbował się jeszcze uwolnić, lecz w końcu przegrał z wszechogarniającą ciemnością.

.

.

.

I tak oto mamy kolejny rozdział. Co myślicie o Niemym? Kogoś on zaskoczył?

(Praca autorstwa: MakowyBezik)

(Praca autorstwa:  EmDwa1)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top