27. Ciągle wierzę
Powiedz ma miła
O rzeczach i chwilach
Które wyśniłaś
W tą noc
Wyjaśnij dlaczego
Nie widzę niczego
Chodź patrzeć umiem
Na wskroś
Powiedz dlaczego
Gorąca łza słońca
Zimna się zdaje
Jak lód
Usiądź tu ze mną
Obejmij mnie czule
I bądźmy razem
W tę noc
~~.~~
- Co ty tu robisz? - Diana wstała, trzymając dłonie na krwawiącym lekko boku. - Miałeś za nami nie iść! Obieca...
Nie zdążyła dokończyć, gdyż Gustaw chwycił ją w ramiona.
- Jesteś ranna... - wyszeptał. - Połóż się.
- Nic mi nie jest. Lepiej powiedz co ty tu robisz? - Nie dawała za wygraną. - A gdybyś zginął? Pomyślałeś o tym? Pomyślałeś o mnie? Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Kochanie... ja żyję i mi nic nie jest, za to ty krwawisz. Więc teraz ty pomyśl o mnie i się połóż, bo tak jak ty nie chcesz stracić mnie, tak ja nie chcę stracić ciebie. Dobrze?
Kobieta pokiwała lekko głową, którą oparła o klatkę piersiową męża. Ten natomiast przytulił ją delikatnie, nie chcąc sprawiać jej dodatkowego bólu.
- Jak myślicie, przypomniał sobie coś? Może ktoś inny z nim porozmawia? - zwrócił się tym razem do wszystkich.
- Skoro moja wspaniałość nie przypomniała Fnetsowi o tym kim jesteśmy... To chyba nikt nie może sprawić by się opamiętał.
- A więc proponuję zostawić go samego - wtrącił Gustaw. - Dużo przeszedł... niech ma chwilę by się uspokoić. A my tym czasem spróbujemy was opatrzyć... wyglądacie okropnie.
Nora spojrzała na najbardziej poszkodowaną dwójkę. Kundel wyglądał najgorzej, ale Diana miała dwie rany postrzałowe i wciąż krwawiła. Lwica westchnęła ciężko.
- Dobrze więc. Ruszajmy.
Skierowali się w kierunku szklanych drzwi, przez które jakiś czas temu zniknął Niemy. Air pierwszy opuścił pokój, a za nim niechętnie ruszył Kundel i Nora. Gustaw natomiast czekał cierpliwie, aż Diana w końcu wstanie z ziemi , następnie wziął kobietę pod ramię i oboje wyszli na korytarz.
- Kochanie? Przepraszam cię... - szepnął w progu.
- Za co?
- Nora? - Gustaw pchnął lekko Dianę w kierunku lwicy.
Zaskoczona Nora chwyciła upadającą kobietę i patrzyła, jak szklane drzwi zamykają się, blokowane przez karczmarza.
- Gustaw! Gustaw, otwórz! - Diana uderzała pięściami w szkło. - Otwórz... proszę.
- Nie mogę. - Na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. - Nawet gdybym chciał.
- On cię zabije.
- Nie zrobi tego. - Położył dłoń na szkle, które oddzielało go od żony. - To wciąż jest Fnets. Mój przyjaciel. Patrzycie teraz na niego i widzicie jedynie szalonego mordercę. Ale ja... ja widzę jaki jest naprawdę. Nawet, jeżeli wy nie możecie.
- Proszę. Poczekaj na Niemego i tego naukowca. Oni coś wymyślą. Pomogą...
- Naprawdę myślisz, że Fnets obchodzi coś swojego ojca? Spójrz na naszego przyjaciela i zadaj sobie to pytanie jeszcze raz. - Mężczyzna odszedł od drzwi i ruszył w stronę skrępowanego mutanta. - Diana? - Spojrzał na płaczącą za barierą kobietę. - Kocham cię.
Kobieta ostatni raz skupiła się na szkielecie, po czym jej wzrok powędrował na mężczyznę, który uśmiechnął się miło, a następnie odwrócił w stronę przyjaciela. Fnets przez cały czas bacznie obserwował Gustawa, który przysunął sobie krzesło i pomału na nim usiadł.
- Jak dobrze... Takie wyprawy to jednak nie dla mnie - westchnął, rozmasowując plecy, jednocześnie ignorując krzyki towarzyszy pomieszane z odgłosami uderzeń w szkło. - Mój kręgosłup. Jak tylko Diana się dowie, że mnie boli, to chyba mi głowę urwie - zaśmiał się cicho i spojrzał na kościotrupa, który cały czas uśmiechał się szaleńczo. - Ale już teraz chyba zasłużyłem na małą dekapitację... Co o tym sądzisz, przyjacielu?
- Zabiję cię - powiedział, patrząc spod łba. - Wszystkich zabiję.
Barman uśmiechnął się smutno. Następnie podwinął rękaw jednej z dłoni, tak by wytatuowane cyfry były widoczne.
- 8749... - powiedział niechętnie, wręcz z odrazą. - To mój numer, numer mojego eksperymentu, numer, który mówi jedynie o tym, że jestem obiektem, że jestem nic nie wartą rzeczą. Kiedyś do tego numeru posiadałem dwie litery"G" i "W", które mówiły o tym, że jestem obywatelem kopuły, kimś kto uznawany jest za siłę roboczą potrzebną do rozwoju ludzkości i jej przetrwania. Natomiast teraz... teraz nazywam się Gustaw. Posiadam imię i teraz wiem, że jestem człowiekiem. - Zsunął rękaw i popatrzył przyjaźnie na obezwładnionego mutanta. - Ty mi to kiedyś powiedziałeś, pamiętasz? To ty mi nadałeś imię, jak i większości... dałeś je nawet tym co go nie chcieli. To ty nam pokazałeś, że jesteśmy ludźmi. Ty nam pokazałeś co to znaczy być człowiekiem i chociaż wiem, że z naszego miasteczka jesteś największym potworem, to wiem również, że jesteś najlepszym człowiekiem. Codziennie walczysz o siebie, widzę to, czuję to w rozmowach z tobą i czuję bezradność, bo nie umiem ci pomóc, chociaż ty umiałeś mi. Sam nie wiesz kim jesteś, ale ja wiem. Jesteś Fnets. I jesteś człowiekiem. Wiem, że walka o siebie nie jest łatwa, wiem, że to wszystko boli, wydaje się bez sensu... - Jego warga zaczęła delikatnie drżeć, a głos łamać. - Ale jeśli nie chcesz już walczyć dla siebie, to walcz dla innych. Pomyśl o Airze, o Norze, o Kundlu... o mnie i o Roksanie. My ciebie nie opuścimy, ale i ty nie opuszczaj nas. Proszę.
Mężczyzna nie zauważył żadnej reakcji ze strony Fnetsa, lecz pomimo to wstał i zbliżył się do pasów przytrzymujących mutanta.
- Nie wiem co dokładnie ci zrobił. Wiedzę jedynie to co widoczne jest na pierwszy rzut oka, ale... w środku wierzę, że nadal jesteś sobą, tylko musisz siebie znaleźć. - Odpiął pas przytrzymujący jego lewą nogę. - A ja ci w tym pomogę. - Druga kończyna została uwolniona. - To ty nazwałeś mnie bratem, a ja... ja brata nie opuszczę. Wierzę w ciebie Fnets, tak jak i ty uwierzyłeś w nas... uwierzyłeś w takiego kalekę jak ja, dałeś mi nadzieję, dlatego ja zamierzam dawać ją innym, bo to wszystko co mam - zaśmiał się pod nosem. - To też twoje słowa, Fnets.
Kiedy pas trzymający lewą dłoń opadł na podłogę. Gustaw poczuł jak świat nagle zawirował i jego twarz styka się z zimną podłogą. Podniósł głowę i zobaczył jak Fnets zdziera ostatni skórzany sznur i niepewnie wstał, po czym zachwiał się i upadł na ziemię. Mutant ponownie próbował wstać na dwie nogi, jednak nie szło mu to najlepiej. W końcu Gustaw postanowił pomóc przyjacielowi. Z wysiłkiem podniósł się i wyciągnął w jego stronę jedną z dłoni. Fnets popatrzył na nią nieufanie, następnie chwycił ją delikatnie, po czym uśmiechnął się obrzydliwie, a światło w jego oczodole całkowicie zniknęło.
- Fnets? - zdążył zapytać Gustaw. Usłyszał dźwięk własnego krzyku i zatonął w czerwieni.
~~.~~
- Nie wiem jakim cudem tutaj dotarłeś - skomentował Fnets, odkładając igłę na stół.
- Łatwo nie było. - Gustaw westchnął na nieprzyjemne wspomnienia. - Ale ważne, że się udało.
- I to jest dobre podejście! - krzyknął Niski, siadając na krześle. - Fnets, czy mógłbyś? - spytał, wykonując zachęcający ruch dłonią, na co szkielet kiwnął głową i zamknął oczy.
Na jego twarzy malowało się olbrzymie skupienie, a kiedy otworzył oczodoły w środku tliło się małe czerwone światełko.
- Bardzo dobrze - skomentował Niski, poprawiając postawę. - Czujesz?
Szkielet przytaknął ruchem głowy, przy czym identyczny gest wykonał leżący Gustaw.
- Tylko ostrożnie. Tobie nic się nie stanie, lecz możesz coś zrobić Gustawowi. Musisz mieć całkowitą kontrolę nad sobą i nad tym co robisz, rozumiesz? Jeśli czujesz, że coś jest nie tak, to przerywasz połączenie... Słuchasz mnie?
Na twarzy mutanta pojawił się lekki uśmieszek.
- Nie ruszaj się - powiedział do Gustawa, następnie podszedł radośnie w stronę szczura. - Ja czuję! Ja czuję! Czuję każdy jego oddech. Czuję jak płuca napełniają się powietrzem, a potem jak zostaje ono usunięte. Czuję mięśnie, Niski, ja czuję chłód! Tak intensywnie go czuję! Ja wszystko czuję... Ja mam nad nim całkowitą kontrolę - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem. - Zrobi wszystko co mu rozkażę...
- Przestań! - krzyknął Niski, na co Fnets odsunął się wystraszony, przerywając jednocześnie połączenie. - Mówiłem ci, że nie możesz tak wykorzystywać tej umiejętności. Ona może przynieść tyle samo dobrego co i złego, a od ciebie i twoich poczynań zależy jak zostanie wykorzystana, ale zapamiętaj jedno... Nikt nie ma prawa zmuszać drugiej osoby do robienia czegoś wbrew jej woli. Bo to nie tylko sprawi cierpienie innym, ale również i tobie... to cię zniszczy, Fnets.
- A co ty możesz o tym wiedzieć! - Kościotrup stanął pewniej przed dorosłym. - Ciągle tylko mnie pouczasz, ale co ty w ogóle o tym wiesz! Jesteś jedynie obiektem, tak jak my wszyscy, a to że znasz trochę medycyny nie robi z ciebie nikogo wielkiego, więc nie mówi mi co mogę, a co nie bo to ja jestem z was wszystkich najsilniejszy! To ja was uwolniłem, to ja zabiłem tych strażników i zrobiłem coś czego nikt inny nie zrobił!
Niespodziewanie jedenastolatek poczuł dziwny uścisk w klatce piersiowej, więc zgiął się nie wiedząc co ma zrobić by to uczucie minęło.
- Fnets! - Gustaw zwrócił na siebie uwagę przyjaciela. - Wypuść Niskiego! Udusisz go!
Nie rozumiejąc o co mu chodzi, szkielet spojrzał w stronę szczura, który trzymał się za szyję. Dopiero wtedy Fnets zrozumiał co się dzieje i szybko przerwał nawiązane niechcący połączenie, a w chwili kiedy to zrobił Niski nabrał łapczywie powietrza.
- Przepraszam - wyjąkał Fnets. - Ja... ja nie chciałem. Ja nie wiedziałem... Naprawdę. Przepraszam... Dlaczego ja żyję? Wszystkim sprawiam jedynie kłopoty... Dlaczego... Dlaczego wszystko tak boli?
Niski, ciągle głęboko oddychając, pokazał wskazującego palca, na znak by dał mu chwilę na dojście do siebie.
- Nic się nie stało - odparł po kilku sekundach. - Musisz bardziej uważać... masz potężną moc, nad którą musisz zapanować jeśli nie chcesz by twoi przyjaciele cierpieli. Możesz nią uczynić wiele dobrego. Pamiętaj. A teraz jeżeli jesteś na siłach to dokończmy badanie Gustawa.
Malec pomału wstał z kolan, następnie podszedł ze skruchą do ciągle leżącego Gustawa. Nim jednak przystąpił do przejęcia kontroli przypatrzył się dokładnie ciału przyjaciela, które całe pokrywały głębokie szramy, oddzielające od siebie różnokolorowe płaty skóry.
- Co oni ci właściwie robili? - spytał, chociaż wiedział, iż to temat tabu.
Gustaw jednak nie poczuł się urażony intymnym pytaniem, a nawet jeśli to nie dał po sobie tego poznać. Jedynie uśmiechnął się lekko.
- Kiedyś ci powiem.
- A dlaczego nie dzisiaj? - Szkielet nie odpuszczał.
- Fnets... - Niski stanął przy dziecku. - Ile razy mówiłem, że o takie rzeczy się nie pyta?
- Przepraszam - odparł, po czym jego oczy ponownie przybrały kolor czerwony. - Czuję duży nacisk na kręgosłup... szczególnie dolne kręgi są strasznie obciążone. Dodatkowe ręce niezbyt dobrze trzymają się ciała... Kręgosłup w miejscach przyczepu jest bardzo słaby i może nie wytrzymać kolejnej operacji. sądzę, że po niej straciłby czucie w nogach. Do tego te wszystkie naczynia krwionośne... Straszna plątanina, a organizm nie daje sobie rady z produkcją krwi. Martwi mnie serce. Czuję jak strasznie mocno i nieregularnie bije. Z jakim trudem pompuje krew...
- Rozumiem - skomentował Niski, uważnie przyglądając się nastolatkowi. - Bez dobrego krążenia grozi mu martwica, ale jeżeli serce dalej będzie tak obciążone, może dojść do jego przerośnięcia. A uwierz mi Fnets... To nic dobrego. Obawiam się, że masz rację. Usuwanie dodatkowych kończyn jest zbyt niebezpieczne i skomplikowane... W dodatku nie mamy sprzętu ani krwi. Mógłby się wykrwawić. - Szczur zdjął okulary i potarł podstawę swojego nosa. - Czujesz coś jeszcze?
- Tak, płuca też ciężej pracują... Nawet teraz z trudem pobierają powietrze. Punkty przyczepu kończyn bolą. W wielu miejscach wyczuwam stany zapalne. Mięśnie nie mają miejsca zaczepienia... Niski? - Fnets brzmiał na zaniepokojonego. - Mam wrażenie, jakby w każdej chwili mogły odczepić się od kości i... - Niespodziewanie malec przerwał połączenie, po czym podparł się o stół. - Nic mi nie jest. - odparł szybko nim reszta zdążyła zareagować. - Po prostu dziwnie się poczułem... zaczęło boleć.
- Już dobrze. - Niski położył łapę na ramieniu dziecka. - Spisałeś się. Wiesz Gustaw... - Tym razem zwrócił się do nastolatka. - Nie wiem co z tobą zrobić... Jednak na razie chyba najlepiej będzie jeśli będziesz się oszczędzał. Przy większym wysiłku możesz zemdleć, ale odrobina ruchu, odpowiedniego jedzenia i świeżego powietrza powinna pozwolić Ci się przyzwyczaić.
- Więc nic nie zrobicie? - zapytał z zawodem w głosie.
- Gustaw... wiem, że Twój obecny stan sprawia Ci mnóstwo bólu, ale boję się, że kolejnej ingerencji, jaką by była amputacja kończyn byś nie przeżył. Twój organizm za wiele przeszedł. Mała szansa, że wytrzyma tak poważny zabieg. Na pewno nie w najbliższym czasie. Być może nigdy...
Niski wyszedł i dwaj nastolatkowie zostali sami w pokoju. Gustaw podniósł się z trudem i sięgnął po swoją koszulę. Bardzo ostrożnie wkładał dłonie w rękawy, lecz przy jednym z nich zasyczał z bólu, co nie umknęło uwadze Fnetsa.
- Musisz uważać - wtrącił nad wyraz poważnie. - Rozpadasz się... wszystko może sprawić, że się rozerwiesz. Tak jak inni żyjąc umierają... tak ty umierasz żyjąc.
~~.~~
Światło w oku Fnetsa przybrało kolor biały, a on sam spojrzał z przerażeniem na to co trzymał w swojej dłoni.
- Gustaw! - krzyknął, odrzucając oderwaną kończynę i doczołgał się do przyjaciela. - Gustaw, ja przepraszam, Gustaw...
- Wróciłeś - wyjąkał, po czym ponownie krzyknął. - Wiedziałem, że ci się uda - dodał.
- Gustaw! Nie pieprz głupot! Co ja zrobiłem... Co ja zrobiłem...
- Nie jęcz, a zamiast tego zrób coś co już dawno powinieneś zrobić.
- O czym ty mówisz?
- Jak to o czym? Usuń mi te cholerne ręce.
- Nie... to zbyt niebezpieczne. Zostaniesz kaleką.
- Już nim jestem! - krzyknął, lecz szybko tego pożałował, gdyż wywołało to kolejną falę bólu. - Fnets - zaczął cicho jednak głos jego był wyjątkowo poważny. - Posłuchaj, jestem świadomy ryzyka. Jednocześnie wierzę w ciebie, spróbuj... proszę. Nie będę cię winił, jeżeli się nie uda.
Szkielet spojrzał na barmana leżącego w coraz większej kałuży krwi. Następnie na widok lekkiego uśmiechu przyjaciela sam również delikatnie się uśmiechnął.
- Jak chcesz, ale Diana i tak mnie zabije.
- Nie przejmuj się... mnie też.
Po tych słowach Fnets przysunął do siebie krzesło, na którym usiadł, po czym z wielkim trudem ułożył Gustawa na stole operacyjnym.
- Wiesz, że to nie będzie łatwy zabieg? - spytał szkielet, rozglądając się za odpowiednimi narzędziami, wśród znajdujących się w pokoju. Następnie wyjął miskę nerkową, do której wlał leżący na półce obok środek bakteriobójczy by następnie przemyć w nim ręce.
- Wiem. - odparł Gustaw po chwili.
- Będzie boleć.
- Wytrzymam.
Szkielet zagryzł zęby i popatrzył nerwowo na sufit. W końcu jednak ponownie skupił się na Gustawie.
- A więc spójrz mi w oczy - rozkazał.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Masz zaśrubowane lewe oko...
Fnets dotknął metalowej blaszki, po czym ze strachem spojrzał na coraz bledszego Gustawa.
- Cholera - syknął.
Wiedział, że nie zostało mu wiele czasu, musiał działać. Przysunął do siebie metalowy stolik, którego kółka zaskrzypiały pod wpływem ruchu. Następnie wziął do ręki jedne z kleszczy. Były twarde, a tego na razie najbardziej potrzebował. Wymierzył dokładnie, następnie zamknął jedno z oczodołów i z całej siły wbił ostrze w metal. Westchnął zadowolony, kiedy wyjmując narzędzie poczuł, iż udało mu się zrobić niewielki otwór.
- Fnets? - odezwał się z trudem Gustaw. - Co ty chcesz zrobić?
- Wyrwę to cholerstwo.
- Nie możesz... już masz pękniętą czaszkę. Przecież jeśli uszkodzisz ją jeszcze bardziej to możliwe, że...
- Jeśli czegoś nie zrobię to ty umrzesz! - krzyknął szkielet, wkładając palec do wytworzonej dziury. - Jeśli stracisz przytomność to nie będę w stanie Ci pomóc. To i tak cud, że ciągle to się nie stało. Zaryzykowałeś wszystko dla mnie... więc pozwól, że i ja zaryzykuję dla ciebie...
Po tych słowach z całej siły pociągnął za metal. Przez chwilę szarpał się bez większego skutku, aż nagle rozległ się dźwięk pękającej kości. Szkielet wrzasnął i zakrył twarz dłońmi. Następnie zapadła całkowita cisza, przerywana przez stłumione wołania przyjaciół.
- Fnets? - spytał Gustaw, kiedy ten przez dłuższy czas się nie odzywał. - Żyjesz?
Szkielet kiwnął delikatni głową i opuścił ręce. Metalowy przedmiot upadł na ziemię z brzdęknięciem. Następnie podniósł głowę, ukazując brakujące fragmenty kości i pęknięcia pod jak i nad oczodołem.
- Fnets... - zaczął Gustaw, lecz mutant przerwał mu gestem dłoni.
- Spójrz mi w oczy.
.
.
.
Witojcie! Jako, że jestem w podróży, fanarty pojawią się pos wieczór. W międzyczasie możecie napisać co sądzicie o rozdziale ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top