16. Czerwień
Szkielet siedział skulony na łóżku, trzęsąc się. To znowu się dzieje. Dlaczego wszędzie widzi krew? Dlaczego słyszy krzyki? Dlaczego czuje ich ból... ból towarzyszący umieraniu? Dlaczego przeżył ten pieprzony eksperyment? Dlaczego to on dostał tę cholerną umiejętność?! Miał dość wrzasków w swojej głowie. Ile to może trwać? Jeśli tak dalej pójdzie, to oszaleje... Z szkarłatu wyłoniła się kobieta. Śmiała się, a w jej oczach widać było radość. Z satysfakcją obserwowała bezradność i słabość mężczyzny.
"Ty potworze!" - Słowa odbijały się w jego umyśle.
Znowu ma zwidy, znowu traci poczytalność. Musi się uspokoić. Wdech, wydech. Naciągnął kaptur na głowę, był pewny, że jego oczy są czerwone. Osunął się drżąco na materac i zwinął w kulkę. Czerwień... wszędzie widział tę pieprzoną czerwień. Kolejny krzyk, kolejna fala bólu... Dlaczego to go spotkało? Czym sobie na to zasłużył? On nigdy tego nie chciał.
Niespodziewanie drzwi do pokoju uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Chłopak zastygł w bezruchu, próbując doprowadzić się do względnej normalności. Zamknął oczodoły. Wdech, wydech... Może to by mu pomogło, gdyby miał płuca, jednak obecnie niewiele dawało mu powtarzanie tych słów. Nagle poczuł na swoim ramieniu drobną dłoń. Drgnął. Wspomnienia wróciły... ponownie przypomniał sobie tamten dzień. Dzień, w którym został zniszczony po raz pierwszy.
- Fnets? - spytała Roksana, patrząc na zwiniętego przyjaciela. - Śpisz?
Mężczyzna przekręcił się na drugi bok i niechętnie spojrzał w oczy dziewczyny... oczy pełne zaufania. Jak to możliwe, że ona się go nie boi? Dlaczego nie krzyczy? Dlaczego nie próbuje uciekać? Czy ona nie widzi, że ma przed sobą potwora?
Nagle czerwień zaczęła się zmniejszać... pomieszczenie ponownie spowił półmrok nocy, a wrzaski ucichły. Zmieszany i zdezorientowany szkielet usiadł, opierając głowę o ścianę. Myślał, że pozbył się tych napadów, jednak najwyraźniej się mylił. Śmierć Niskiego otworzyła ranę.
Fnets spojrzał na Roksanę i, zmęczony, uśmiechnął się lekko. Ona na serio była naiwna.
- Piekę ciasto, nie widać? - stwierdził zachrypniętym głosem. - Jest środek nocy. Czemu nie śpisz?
Nastolatka spojrzała na swoje bose stopy, którymi zaczęła o siebie pocierać. Następnie, zawstydzona, uchyliła delikatnie usta.
- Nie mogę... nie wiem czemu, ale jeśli ciebie nie ma w pobliżu, to tak jakoś... się dziwnie czuję. Ten twój stary dom jest strasznie duży i tak jakoś...
Chłopak siadł na krawędzi materaca, po czym poprawił swoją bluzę i rękawiczki.
- W takim razie śpij w moim łóżku - odparł, myśląc gdzie on mógłby się ułożyć. - Ja mogę spać na ziemi.
Dziewczyna niepewnie wczołgała się pod kołdrę, a kiedy dwudziestolatek chciał wstać, chwyciła go za rękę.
- Co ty...? - zaczął mówić Fnets, ale nie skończył, gdyż nastolatka pociągnęła go w swoją stronę.
Zawstydzony bliskością drugiej osoby chciał wstać, ale nie dane mu to było. Dziewczyna nie puściła dłoni chłopaka, dopóki ten nie położył się spokojnie obok niej. Nienawidził, gdy ktoś go dotykał. Nienawidził nie mieć przestrzeni osobistej... To tak bardzo przypominało tamte dni... to upokorzenie i ten ból. Z czasem nauczył się tolerować dotyk przyjaciół, jednak jej bliskość była inna... można by rzec, iż całkiem przyjemna... Trochę przypominała obecność Niskiego. Speszony mężczyzna objął jedną ręką talię Roksany i słuchał jak jej oddech z każdą chwilą staje się coraz spokojniejszy. On jednak nie mógł zasnąć... Więc leżał tak, pogrążony w własnych myślach.
~~.~~
- Dzień dobry! Fnets, wstawaj, mamy dziś piękny dzień! Cieszę się, że postanowiłeś ponownie zamieszkać w mieście! - wrzasnął mężczyzna, wchodząc do pokoju, na co dwójka przyjaciół gwałtownie się obudziła. - O mój Boże! W twoim łóżku jest kobieta! Fnets, czy ty z nią, no wiesz... - Poruszył wymownie brwiami, na co szkielet uderzył się otwartą dłonią w twarz.
Zdezorientowana Roksana przyglądała się nieznajomemu. Nie miał koszulki, więc jej uwagę głównie przykuła dobrze zbudowana klatka piersiowa, oprócz tego w oczy rzucały się jego niemal złote włosy i nienaturalnie niebieskie oczy oraz był chudy... Oprócz tego wyglądał w miarę normalnie... Był zwykłym człowiekiem? Tutaj? Niespodziewanie jednak odwrócił się na chwilę, ale na tyle długą, by dało się dostrzec skrzydła na jego plecach. On miał skrzydła!
- Ty lepiej już nic nie mów. - Kościotrup, otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, zwrócił się do znajomego, a zaraz potem do dziewczyny: - Zostań tutaj. Ja muszę z tym ptasim móżdżkiem porozmawiać.
Po tych słowach wstał i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, ciągnąc za sobą przyjaciela. Gdy drzwi do pokoju zostały zamknięte, pierwszy odezwał się blondyn.
- Powiedz, jak ty z nią uprawiałeś seks? Masz tam na dole jakąś specjalną kość? - spytał, obserwując z zaciekawieniem spodnie swego rozmówcy.
Fnets przetarł swoje skronie, a gdyby miał płuca, to zapewne wziąłby głęboki wdech. Czy ten idiota myśli tylko o jednym?
- Ja z nią tylko leżałem! Nic więcej. - Ostatnie słowa podkreślił. - Air, rozumiesz?
- Tak, oczywiście. W końcu ty nawet nie masz jak tego robić... ale wiesz, jakbyś kiedyś chciał poczuć, jak to jest spać z kimś, to wiedz, że mogę ci wypożyczyć me ciało... w końcu ty czujesz wszystko to, co osoba, nad którą przejmujesz kontrolę... prawda?
- Jeszcze jedno słowo, a na śniadanie będą nie kurze a ptasie jajka. Gadaj lepiej, co tu robisz? Znalazłeś kolejne ruiny miasta?
- Przyszedłem zobaczyć się z bratem. Tak, dawno mnie rodzinka nie widziała i w ogóle nie cieszy się na mój widok. Moglibyście chociaż poudawać. - Odwrócił głowę w stronę okna, nie bez powodu ponownie zjawił się w mieście. - Dostałem list od Nory, kazała mi przylecieć jak najszybciej, więc jestem. A teraz rozkazała iść po ciebie... Coś się szykuje. Większość mieszkańców się zebrała...
- Powiedz jej, że nie zamierzam brać udziału w żadnych akcjach - przerwał towarzyszowi, krzyżując ręce na piersi.
- Nie bądź taki! Wiesz jaka ona jest... Boję się wracać bez ciebie...
- To twój problem, ja nigdzie nie idę.
Niespodziewanie drzwi do pokoju się uchyliły, po czym stanęła w nich zaspana Roksana.
- Fnets? Czym jest ten seks? Już któraś osoba go chce...
Gdyby chłopak nie był szkieletem, to na jego twarzy pojawiłby się rumieniec. Jednak teraz jedyne, co mógł zrobić, to otworzyć delikatnie usta, chcąc wymyślić jakąś sensowną odpowiedź.
- Jak chcesz, to możemy jej pokazać. Jestem chętny udzielić lekcji - stwierdził człowiek ze skrzydłami, pocierając ręce.
Oczy Fnetsa zmieniły kolor na czerwony, po czym pół-ptak z całej siły uderzył się w twarz.
- Jeszcze jedno słowo, a kolejny cios wymierzysz sobie poniżej pasa - odrzekł kościotrup i skierował się w stronę wyjścia. Już wolał słuchać Nory, niż odbyć z Roksaną taką rozmowę... Jak miałby jej to wytłumaczyć? Nawet sam nigdy tego nie robił. - Muszę iść. Ale ty zostaniesz tutaj...
Nim skończył mówić, w słowo wszedł mu Air.
- To może ja jej przypilnuję? Oprowadzę po okolicy? W końcu jest nowa, prawda? - spytał z błagalną miną. - Obiecuję, że nic nie zrobię... proszę. Nie chcę iść do Nory... ona jest straszna.
Kościotrup zastygł w progu drzwi. Podrapał się po czaszce. To był dobry pomysł?
- Spoko, ale radzę ci nie robić nic nieprzyzwoitego... - Dwudziestolatek odwrócił się w stronę znajomego i uśmiechnął przerażająco. - Chyba że nie chcesz już dłużej żyć. Swoją drogą... nie wiem, czy wiesz, ale Niski został zabity.
Po tych słowach opuścił dom. Dobrze wiedział, gdzie ma iść, wszystkie zebrania odbywały się u Gustawa. Szedł pomału, nie chciał tam być. Przypuszczał, w jakiej sprawie go wzywają.
Air pokiwał smutno głową. Był na pogrzebie... Natomiast Roksana siedziała na kanapie, a po chwili dosiadł się do niej mutant. Oboje nie bardzo wiedzieli, jak zacząć rozmowę, więc jednie unikali swoich spojrzeń. Nastolatka po chwili wstała, poszła do pokoju zmienić za dużą bluzkę, która robiła za piżamę, na swoją ulubioną sukienkę, po czym stanęła przed chłopakiem.
- Miałeś mnie oprowadzić - powiedziała, uśmiechając się i zaplątując ręce z tyłu.
- Masz rację!
Mężczyzna wstał i, niczym prawdziwy dżentelmen, wziął Roksanę za rękę. Następnie otworzył drzwi, skłonił się lekko, przepuszczając przez nie panienkę. Stojąc na polu, rozejrzał się dookoła. Wszędzie panowała pustka... Nic dziwnego. Pewnie wszyscy siedzieli na naradzie. Jemu jednak to nie przeszkadzało. Ruszył powolnym krokiem przed siebie, trzymając pod ramieniem nastolatkę. Tak dawno tu nie gościł. Kiedy znalazł to miejsce, wszystko wyglądało inaczej. To były zwykłe ruiny... Ruiny, które stały się ich domem, które dawały im bezpieczeństwo, które pomagały przeżyć, gdy tak niewiele wiedzieli o życiu. Lubił ten spokój, lubił ciszę.
Właśnie dlatego zajął się szukaniem zniszczonych miast. W nich dało się poczuć historię, ból, a jednocześnie radość dawnych mieszkańców. Oczami wyobraźni, wśród wiatru zamieszkującego budynki, widział ludzi bawiących się w restauracjach, idących do pracy czy po prostu spędzających czas z rodziną... właśnie rodziną. W świecie jakim żyją, nie było czegoś takiego. Dopiero Niski nauczył ich znaczenia tego słowa. Rodzina to wspaniała rzecz. Szkoda, że nie wszyscy mogą tego doświadczyć.
Niespodziewanie dziewczyna stanęła w miejscu. Obserwowała drzewa. Air zmrużył oczy, szukając źródła zaciekawiania Roksany. Na gałęzi siedział niewielki ptaszek, który delikatnie czyścił swoje żółte piórka. Po chwili z niepokojem spojrzał na ludzi, po czym odleciał w głąb lasu...
- Lubisz ptaki? - spytał Air, bacznie obserwując nastolatkę, która uśmiechnęła się niepewnie, mrużąc oczy.
- Lubię. Może to zabrzmi dziwnie, ale wydają się być szczęśliwe. Czasami mam wrażenie, że swoim śpiewem chcą i nas uszczęśliwić. - Zamilkła, dotykając podbródka. - One coś mają... coś, co sprawia im radość, ale jeszcze nie wiem, co to może być.
Mężczyzna spojrzał w niebo. Wziął głęboki oddech.
- Chyba wiem co to. Pokazać ci?
Roksana odwróciła się w jego stronę, energicznie kiwając głową. Blondyn rozpostarł połyskujące w świetle słońca, ogromne skrzydła. Następnie chwycił nastolatkę w talii. Skoczył, intensywnie machając ptasimi kończynami, tworząc dość duży podmuch wiatru. Przestraszona dziewczyna chwyciła dłonie chłopaka i zamknęła oczy, jednak szybko je otworzyła... Widok był niezwykły... zapierał dech w piersi.
Miasto stawało się coraz mniejsze, a ziemia znajdowała się coraz dalej. Natomiast w oddali widniało wschodzące słońce schowane w połowie za górami. Bezchmurne niebo o pomarańczowej barwie. Nieliczne szybujące ptaki. W dole malusieńkie niczym mrówki drewniane domki, mała rzeka oraz ciągnący się po horyzont gęsty, zielony las. A wokół towarzyszył im wiatr, zagłuszając wszystko inne i rozwiewając włosy, a jednocześnie nie pozwalając na całkowite otwarcie powiek. Tutaj wszytko wydawało się takie odległe, małe, nieważne. Jakby wszystkie problemy nie miały żadnego znaczenia. Rozłożyła ręce, udając, że sama potrafi latać. Już wiedziała co sprawia, że ptaki są szczęśliwe. One są wolne, całkowicie wolne.
Roksana zazdrościła Airowi, że jest mutantem, że może sam wzbijać się w powietrze, kiedy tylko ma ochotę, że codziennie ma takie widoki. A ona? Ona była zwykłym człowiekiem... Nie pasowała do tego miasta, nie pasowała też do ludzi pod kopułą... nie pasowała nigdzie.
~~.~~
Fnets spojrzał na tłum zebrany przy dużym, okrągłym stole. Spuścił wzrok i niechętnie podszedł w tamtą stronę, zastanawiając się, co on tutaj w ogóle robi.
- Patrzcie, patrzcie. Jednak przyszedł - stwierdził człowiek pies, wywalając jęzor z pyska.
Kiedy ludzie spostrzegli kościotrupa, zrobili mu przejście, by mógł zająć zarezerwowane dla niego miejsce. Przy stole siedzieli najważniejsi mieszkańcy: Nora, Gustaw, Kundel, Żmija, Diana, Staruch i Niemy... Szykuje się coś wielkiego. Szczególnie, że ci ostatni prawie nigdy nie pojawiali się publicznie. Woleli mieszkać na obrzeżach miasta i prowadzić swój ogródek... To właśnie ich hobby zaopatrywało większość mieszkańców w owoce i warzywa. Ciekawe, po co w ogóle przyszli? I tak zapewne nic się nie odezwą... no, Niemy to na pewno. Dziwni to ludzie. Bardziej z nich widma niż żywe osoby.
- Ale zamieszanie. Ostatni raz widziałem takie zebranie, gdy Gustaw rozdawał bimber - rzekł szkielet, siadając.
Lwica zacisnęła pięści i zjeżyła sierść na karku.
- Mógłbyś być poważny chociaż przez pięć minut? - warknęła, obdarzając go nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Ja? Ja jestem zawsze poważny. - Odchylił się na krześle. - Mów lepiej o co chodzi, mam plany na dzisiaj.
- Siedzenie na dupie i nic nierobienie?
- Mniej więcej. Sztuką jest nic nie robić. Dobrze by ci zrobiło, gdybyś kiedyś spróbowała.
- Kiedyś to byłeś przydatny. Teraz to jedynie umiesz grać na nerwach.
- Kiedyś to ty byłaś nawet ładna i słodka, ale, jak sama powiedziałaś, to było kiedyś.
Diana otworzyła usta, chcąc przerwać tę wymianę zdań, jednak Gustaw powstrzymał ją, kładąc dłoń na jej ramieniu i podśmiewając się z przyjaciół.
- Ale jesteś dziecinny. - Lwica, nachyliła się w jego stronę, obserwując niczym swą ofiarę. - Próbujesz swoim zachowaniem ukryć strach, ale cię zmartwię... nie wychodzi ci to. Jesteś niczym uwięzione dziecko, przed którym leży naładowana broń. Możesz jej użyć, by się wydostać, ale za bardzo się boisz, że nad nią nie zapanujesz i skrzywdzisz kogoś ze swoich bliskich... więc czekasz, czekasz, aż wystrzeli i cię zabije, uwalniając od odpowiedzialności.
Szkielet słuchał wszystkiego z kamiennym wyrazem twarzy. Odwrócił czaszkę w kierunku okna, udając, że jej słowa w ogóle do niego nie trafiły. Nora westchnęła cicho i oplotła wzrokiem po zebranych. Chyba wszyscy, którzy mieli przyjść, już to zrobili.
- A więc przejdźmy do rzeczy, przez którą was tu zebrałam. Niski zdobył ciekawą informację. - Zamilkła, budując chwilę napięcia. - Zamykają obóz. Chcą się przenieść na inny kontynent, a co za tym idzie - odciąć od nas, poprzez wysadzenie torów.
- No to po co to zebranie? Powinniśmy się cieszyć... - Zaczął mówić szkielet, jednak Nora weszła mu w słowo.
- Zniszczmy kopułę.
W tłumie od razu zaszumiał szept, który z każdą chwilą zmieniał się w coraz głośniejszą wymianę zdań. Ludzie nerwowo wymachiwali rękoma, próbując jak najlepiej przedstawić swoje poglądy. Gustaw dyskutował z Dianą na osobności, Kundel, z zadowoleniem wypisanym na pysku, obserwował to wszystko, a Niemy, Staruch i Żmija nieobecnym wzrokiem, spoglądali przed siebie. Niespodziewanie zamieszanie przerwał śmiech Fnetsa. Chłopak zamknął oczodoły oraz skrzyżował ręce na piersi.
Mieszkańcy zamilkli i nerwowo popatrzyli po sobie. Niektórzy, ze strachem wypisanym na twarzy, cofnęli się do tyłu.
- A więc te plotki były prawdziwe... Ale wy w ogóle wiecie, na co chcecie się pisać? To nie tyle samobójstwo, co ludobójstwo. Ci, co żyją pod kopułą, nie mają odporności - mówił szkielet, który w tej chwili był wyjątkowo poważny. - Pamiętacie, co się działo z osobami trafiającymi do obozu, czy dziewięć lat wystarczyło wam, by zapomnieć? Większość umierała. Oni w ogóle nie mają odporności. Wiecie, jak na początku trudno było mi utrzymać przy życiu Roksanę? Ile jej musiałem prochów dać? Jeśli chcecie być odpowiedzialni za śmierć tysięcy osób, to proszę bardzo, ale beze mnie.
Nora ruchem łapy nakazała mu zamilknąć, a reszta zebranych bacznie obserwowała całą sytuację. Dobrze wiedzieli, że jego udział będzie kluczowy w powodzeniu akcji.
- Pomyśl. Jeśli zepsujemy kopułę, pokażemy ludziom inny świat... pokażemy niebo, kolory, muzykę! To może sami wywołają rebelię... a jeśli obalimy kopułę... wtedy, wtedy możemy próbować stworzyć cywilizację od nowa! Możemy próbować powrócić do świata sprzed wielkiej wojny, takiego, o jakim ty nam opowiadałeś. Pokażemy im wolność! - Wstała, opierając dłonie o blat. - Śmierć Niskiego nie może pójść na marne. Taka okazja może się nigdy nie powtórzyć.
- Nawdychałaś się kocimiętki? Po pierwsze: skąd pewność, że wywołają rebelię? Bardziej prawdopodobne, że strach nimi zawładnie i w panice pozabijają się nawzajem. Po drugie: Niski nie chciałby, byśmy się narażali...
Niespodziewanie rozległ się huk. Mężczyzna porośnięty czarną sierścią uderzył w stół, zostawiając na nim ślady pazurów. Jego wilcze uszy położone były przy ciele, a z otwartego pyska, po ostrych kłach, skapywała ślina.
- Fnets, powiedz... od kiedy ci zależy na czyimś życiu? W końcu to ty jesteś tutaj największym mordercą... Byłem z tobą wtedy w tej sali. Wszystko pamiętam. Białe kafelki zabarwiłeś na czerwono. Widziałem, ja wszystko widziałem. Nie oszukuj się. Jesteś potworem wśród potworów. Czerwień to twój kolor i zawsze będziesz nim spowity... zawsze będzie cię prześladować, a jedna dziewczyna tego nie zmieni. Ty nie masz uczuć.
- Zamknij pysk - rozkazał, obdarzając go nieprzyjemnym spojrzeniem.
- A gdyby tak opowiedzieć jej, co zrobiłeś? Tak ze szczegółami. Albo mam lepszy pomysł! Opowiem jej, jakim cudem umiesz leczyć! Jak eksperymentowałeś z kontrolowaniem. Jak eksperymentowałeś na ludziach. Jaki ojciec, taki syn...
- Zamknij się! - Wstał gwałtownie, wywracając krzesło.
- Bo co? Zabijesz mnie?! - krzyknął wilk i uśmiechnął się wrednie. - Tak jak zabiłeś naszego przyjaciela? Czy może ukręcisz mi kark? Udusisz? Zmusisz do popełnienia samobójstwa? Wymieniać dalej? Ty masz całkiem duże pole do popisu.
- A kazać ci pomerdać ogonkiem i podać łapę? W ogóle to kto pozwolił dać psu głos?
- Ty skur... - Mężczyzna ruszył w stronę szkieletu, którego oczy zaczynały przybierać kolor czerwony.
- Hej! Uspokójcie się obaj! - wrzasnął Gustaw, stając na drodze wilka. - Kundel, odpuść, jeszcze jedno słowo i wywalę cię z baru. Dobrze wiesz, że to był wypadek. A co do ciebie, Fnets, to potrzebujemy twojej pomocy. Nawet Iskra...
- Nie mówcie, że Iskra w tym bierze udział! To jeszcze dziecko.
Nagle nad stołem pojawiła się dziewczynka, która popatrzyła na swego przyjaciela pewnym wzrokiem, a jej ciało spowijał większy ogień niż zazwyczaj.
- Biorę. Ty w moim wieku uratowałeś wszystkich. Chcę być taka jak ty.
Chłopak pokręcił z rezygnacją głową. Miał ich dość.
- Róbcie, co chcecie, ale mnie w to nie mieszajcie.
Szkielet wstał, po czym skierował się w stronę drzwi, gdy nagle ktoś skoczył na niego od tyłu. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a Fnets zniknął wypchnięty przez dziurę w oknie.
~~.~~
- Kundel? Dlaczego my żyjemy? - spytał Fnets, patrząc na swoje ręce skute łańcuchem. - Ja mam już dość... jestem zmęczony...
Mutant podniósł pysk z brudnej ziemi i pokazał zęby. Był rozdrażniony. Fnetsa dziwił i martwił fakt, że siedzieli tu od paru dni, a nikt nie przyniósł człowiekowi-wilkowi jedzenia. Musiał być głodny... Jeśli tak dalej pójdzie, to może zacząć próbować dostać się do kości dziesięciolatka.
- Nie nazywaj mnie Kundel! - wrzasnął nieprzyjemnym głosem. - Ja nie chcę mieć imienia. Z tego, co o tym mówiłeś, mogę powiedzieć, że żadne z nas na nie nie zasługuje... My nie mamy wartości. - Ponownie położył się i w zamyśleniu popatrzył żółtymi ślepiami w migoczącą żarówkę. - Pytasz, po co żyjemy? Otóż po nic. Żyjemy, bo ktoś tego chce, robimy to, co ktoś chce i umieramy, kiedy ktoś chce. To wszystko... więc się zamknij i mnie nie wnerwiaj.
Niespodziewanie drzwi celi otworzyły się, skrzypiąc, a do pomieszczenia weszła kobieta ubrana w czarny kombinezon przylegający do ciała. Dźwięk jej obcasów odbijał się echem. Szła pewnie w stronę wilka, natomiast Fnets, oślepiony przez światło, jakie wdarło się do środka, zmrużył oczodoły.
- Siad! - krzyknęła, a Kundel posłusznie wykonał polecenie. - Dobry pies. Ostrzegam, jeśli zrobisz coś bez mojej zgody, to skończysz jak twoje żarcie - zagroziła, po czym zdjęła kaganiec z pyska psa. Następnie delikatnie, dotknęła długimi paznokciami, wilczych uszu nastolatka, na co ten delikatnie drgnął i cicho zaskomlał.
Po chwili wylała na ziemię zawartość wiaderka, które trzymała w dłoni. Po posadzce popłynęła czerwona ciecz. Fnets przyjrzał się temu uważniej i zakrył usta dłonią... To były części ludzi... ich organy, ręka, palce. Niemożliwe... oni karmią innych ciałami zmarłych? Ale to niemożliwe... jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Szkielet odwrócił wzrok. To było ponad jego siły.
Kundel natomiast, widząc jedzenie, dostał ślinotoku i zaczął się trząść. Tak dawno nie jadł... był głodny. Nie mógł się powstrzymać i rzucił bez pozwolenia na resztki. Zdenerwowana kobieta kopnęła z całej siły w brzuch nastolatka, który piszcząc, zgiął się w pół. Następnie położyła do jego pyska but. Chłopak wiedział, czego chce. Niechętnie polizał obuwie swojej pani. Musiał ją przeprosić... musiał pokazać skruchę, inaczej zamiast jedzenia dostanie lanie. Położył się najniżej jak mógł, odsłaniając część brzucha. Delikatnie machał ogonem, skomląc.
- Ty potworze! - krzyknął Fnets, nie mogąc dłużej patrzeć na tę scenę. Kundel zachowywał się niczym zwierzę, a nie człowiek, co kobiecie sprawiało niebywałą przyjemność.
Pracownica odwróciła się i obdarzyła kościotrupa gniewnym wzrokiem. Wtedy Fnets rozpoznał w niej... To ona! To była ona! Ona!
.
.
.
Witajcie!
Dość długi rozdział, prawda?
Nie przyzwyczajajcie się. Nie wiem jakiej długości będą następne po poprawkach... ten na początku miał 900 słów, a teraz ma 3200... także wszystko możliwe!
Otóż chciałam podziękować za wszystkie komentarze (przepraszam, że nie odpowiedziałam na wszystkie... ale nie wiedziałam jak... jestem z lasu i rzadko piszę z ludźmi, wybaczcie mi) i wsparcie jakie mi daliście, gdy miałam doła. Ale wiecie co? Macie rację. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia i nie uważam, bym coś splagiatowała. Jednak pomimo wszystko robię sobie przerwę... są wakacje i nawet człowiek z lasu, chce trochę świata zobaczyć... także ten... wracam w drugim miesiącu wakacji! Kto się cieszy? (cisza)
W sumie to głupio mi za tamtą sytuację... czytając wasze komentarze, byłam zaskoczona i wzruszona... takiego odzewu się nie spodziewałam. Naprawdę wszystkim dziękuję! Przepraszam też za kłopot... w sumie nadal mi głupio...
A co do rozdziału... Jakie macie odczucia?
Co myślicie o Kundlu i Airze? Nowe postacie, tak od siebie różne.
I kolejna tajemnica Fnetsa wyszła na jaw... Czyżby naprawdę on eksperymentował na ludziach?
A co mu zrobiła kobieta ze wspomnień? Kto go wypchnął?
Tyle pytań... i le czekania na następny rozdział 3:D jestem wredna wiem. Mam nadzieję, że pomimo wszystko zostaniecie ze mną i potworkami do końca... w końcu was nie opuszczam na zawsze... i w sumie nie zamierzam ^^
A na koniec praca wielkiej ReinnFall ^^ Jest śliczna i wspaniała. Bardzo dziękuję :* (tylko Roksana to ciemna blondynka, ale to szczegół :)
MakowyBezik obiecałam ci miejsce w obsadzie (chociaż, jej nigdy nie dodaję, ale dla ciebie zrobię wyjątek), wiec masz ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top