15. Czym jest śmierć?

Dziesięciolatek obudził się na zimnej ziemi. Rozejrzał się dookoła, ale nikogo nie dostrzegł. Nie mógł wstać. Do jego kości promieniowej został przypięty łańcuch. To było coś nowego. Dotychczas mógł swobodnie poruszać się po klatce.

- Niski? Jesteś tu? - spytało wystraszone dziecko.

- Nie wiem o kim mówisz, ale jesteśmy tu tylko my.

Głos dobiegał z cienia. Był nieprzyjemny, przerwany przez dyszenie. Ktokolwiek to był, mowa musiała sprawiać mu ból.

- Kto mówi? Pokaż się! - rozkazał niepewnie Fnets, wytężając wzrok.

W celi rozległ się dźwięk przesuwanego łańcucha i pazurów odbijanych od kafelek. Po chwili, w świetle rzucanym przez migoczącą żarówkę, ukazał się nastolatek porośnięty czarnym futrem. Poruszał się na czterech łapach, ciągnąc za sobą swój ogon, a na jego wydłużony pysk został nałożony kaganiec. Patrząc na jego skołtunioną i wybrudzoną od kału sierść, Fnets dziękował, że nie posiada powonienia.

- O proszę! Przeszli na nowy poziom braku człowieczeństwa - stwierdził nieznajomy, obserwując kościotrupa. - Coś zrobił, że cię dali do wyrzutków?

Szkielet odwrócił głowę. Ten mutant, był wyjątkowo obrzydliwy...

- Nie wiem.

- Zabiłeś kogoś? Oszpeciłeś? Okaleczyłeś? Oblałeś własnym moczem? - zamyślił się, analizując własne słowa. - Nie, w twoim wypadku to na pewno nie to...To może oblałeś kogoś moczem swoich znajomych? Ochroniarze tego nienawidzą.

- Nie.

- W takim razie to może oznaczać tylko jedno. - Zamilknął budując chwilę napięcia, a na jego pysku zagościł wredny uśmieszek. - Oficjalnie stałeś się potworem, w którym jego stwórcy przestali widzieć cokolwiek z człowieka.

Celę wypełnił szaleńczy śmiech wilka, a przerażony Fnets przyległ do ściany. Chciał do Niskiego.

~~.~~

Iskra radośnie sunęła nad ziemią, nucąc jakąś melodię. Po sytuacji w jaskini w małej zaszła zmiana. Cieszyła się z uścisku, a do tego miała pewność, że jej siostra jednak żyje. Natomiast pogrążona w myślach Roksana zastanawiała się nad historią tego miasta i jego mieszkańców. Im dłużej tutaj przebywała, tym bardziej coś nie dawało jej spokoju. Niby wszyscy byli mili i pomocni, ale jednocześnie każdy z nich był nieufny i podejrzliwy... posiadali dwa oblicza?

- Powiedz, czemu tutaj wszyscy znają Fnetsa? - spytała, kopiąc kamień.

- To ty nie wiesz!? Jak można nie znać tej historii!? Fnets jest naszym bohaterem! - wykrzyczało dziecko, wymachując rączkami.

- Opowiedz co zrobił.

Dziewczynka przyłożyła palec do policzka. Nie była pewna czy powinna jej mówić.

- Nie - odparła po chwili. - Jeśli Fnets zechce, to sam ci powie.

- Oj, no proszę. Jestem ciekawa - nalegała, nie zważając na to, iż Iskra przestała jej słuchać.

Niespodziewanie jednak zamilkła i skierowała wzrok w stronę ludzi stojących przed drewnianymi drzwiami jednego z domów. Mimo że nie było ich wielu, wszyscy wyglądali na zaniepokojonych. Roksana czym prędzej pobiegła w ich kierunku. Kiedy rozglądała się dookoła, spostrzegła siedzącego na pniu drzewa Gustawa, przytulającego do siebie zdenerwowaną Norę.

- Co tu się dzieje? - spytała, kucając przed mężczyzną.

Barman spojrzał na nią swoimi oczami, westchnął ciężko i spogjądając w stronę chatki.

- Fnets nie chce nikogo wpuścić... Myślimy, że nie udało mu się przeprowadzić operacji - powiedział zmęczonym głosem.

- Może mnie wpuści? Porozmawiam z nim - stwierdziła, bez zastanowienia nastolatka.

Nagle kobieta-kot poderwała się i popchnęła Roksanę, która upadła na ziemię.

- Jak zwykle uważasz się za lepszą! - wrzasnęła krzyżując łapy na piersi. Dopiero teraz dało się dostrzec jej mokre od łez policzki. - Myślisz, że jesteś wyjątkowa? Mylisz się! Jesteś gorsza od nas! Całe dzieciństwo spędziłaś w spokoju i bezpieczeństwie, a my musieliśmy każdego dnia walczyć o życie! I przeżyliśmy, a ty byś zdechła gdyby nie Fnets... jesteś człowiekiem, a ludzie to nic niewarte śmiecie!

Wszyscy zebrani ucichli i odwrócili się w stronę kobiet, czekając w napięciu na rozwój akcji. Lwica energicznie machała ogonem, a Roksana, po pierwszym szoku, wstała pomału z ziemi i, ignorując mutantkę, podeszła do najbliższego krzaka, po czym wzięła dużych rozmiarów kamień. Nora gotowa na walkę napięła wszystkie mięśnie i wyszczerzyła kły. Gustaw chwycił ją za rękę, próbując odciągnąć jak najdalej. Natomiast część mieszkańców stanęła na drodze Roksanie, nie pozwalając na trafienie kocicy.

"Ona ma rację" - pomyślała, przewracając pocisk w dłoni. - "Ale ja się nie poddam. Jak nie drzwiami to oknem... już raz to przecież zadziałało"

Po tej myśli rzuciła z całej siły w szybę, która roztrzaskała się na drobne kawałki. Zdezorientowany tłum obserwował poczynania dziewczyny, która obojętnie ich mijając, przystąpiła do zdejmowania większych kawałków szkła i wchodzenia do środka. W ich społeczności nie do pomyślenia było włamywać się komuś do domu, a sam widok tego wprawił ich w niemały szok. Roksana postawiła delikatnie stopę na drewnianej podłodze, uważnie omijając ostre odłamki. Rozejrzała się dookoła... stolik, kanapa, jakieś książki... ten dom na pierwszy rzut oka wyglądał niemal identycznie jak poprzedni. Jedyne, co go wyróżniało, to więcej drzwi oraz schody prowadzące na dolne piętro.

- Fnets! - zawołała, ale nie doczekała się odpowiedzi.

W piwnicy świeciło się światło, więc niewiele myśląc kierowała się w tamtą stronę. Kiedy stanęła w niewielkim pomieszczeniu, spostrzegła Fnetsa siedzącego ze spuszczoną głową przy jednej ze ścian.

- Fnets? - Podeszła do chłopaka i położyła dłoń na jego ramieniu. - Co się stało?

Kościotrup jakby odzyskał świadomość i obłąkanym wzrokiem spojrzał na swą przyjaciółkę, po czym naciągnął kaptur na czaszkę. Zacisnął szczęki. Chciało mu się płakać, ale on już tego nie potrafił. To było okropne... nie móc dać uwolnić się emocjom... nienawidził tego... Nienawidził siebie.

- Słyszysz krzyki? - spytał szeptem.

Dziewczyna pokręciła przecząco głową... Panowała tu nieprzenikniona cisza.

- Ja słyszę... słyszę, chociaż nie chcę - Westchnął, zamykając oczodoły. - Wariat ze mnie, co nie?

Roksana usiadła obok i przytuliła do siebie chłopaka. Nie wiedziała, co może mu powiedzieć, więc postanowiła poczekać.

- Jak ja im to powiem? - zapytał, po parunastu minutach, a zaraz potem dodał. - Nie patrz. Nie chcesz.

Jednak dziewczyna nie posłuchała rady znajomego. Spojrzała w kąt pokoju. Na ziemi w kałuży szkarłatnej cieczy siedział niewielki mężczyzna. Swoimi pół otwartymi oczami obserwował pustkę, a z uniesionych kącików ust widniała zaschnięta krew.

- Co mu jest?! - krzyknęła przerażona i wtuliła się w klatkę chłopaka.

- Nie... żyje - odparł szeptem. Czemu teraz tak ciężko mu mówić o śmierci? W końcu już tyle razy ją widział... Jednak tym razem... Tym razem to bolało, bardziej niż zazwyczaj.

- Co to znaczy?

- To znaczy, że zasnął snem, z którego już się nie obudzi... przyszła po niego śmierć... - Gdy mówił głos mu się łamał.

- A gdzie go wzięła?

- Nigdzie. On zniknął i nigdy nie wróci... - Zamilkł, przypomniał sobie pewną rzecz. - Chociaż kiedyś ludzie wierzyli w życie po śmierci. Wierzyli w istnienie dobrego, wszechmogącego Boga, który kocha wszystkich ludzi... wierzyli, że ich ciało umiera, ale nieśmiertelna dusza szła do raju.

- A ty w to wierzysz? - spytała, patrząc w jego oczy. Chciała mu jakoś pomóc.

Chłopak spojrzał w sufit. Kiedy on w ogóle dowiedział się o tym wszystkim? Z jakiejś książki... Jak się nazywała? Blibmia? Bibnia? Biblia? Dużo z niej nie zrozumiał... Pamiętał, że odnalazł w niej nagranie przedstawiające modlących się ludzi... Oni serio dali sobie wmówić takie brednie? A może to był jedynie jakiś film i to nie było prawdziwe? Sam już do końca nie był pewny, które z informacji, jakie posiadał, były autentyczne, a które to wymysły pisarzy, artystów czy reżyserów.

Bóg, niebo, piekło, anioły, demony... to miało jakąś nazwę. Ale jaką? Religia? Tak, religia. Kiedyś ludzie mieli religię. Umieranie w wierze w życie po śmierci musiało być łatwiejsze.

"Powiedz rodzeństwu, że będę czekać na was w lepszym miejscu... ale nie śpieszcie się za bardzo." - Szkielet powtórzył w myślach ostatnie słowa Niskiego. Szczur naczytał się tej księgi... w sumie, to chyba on ją pokazał Fnetsowi...

- Nie wierzę. Gdyby Bóg istniał i był dobry, to czemu... czemu pozwolił, by świat, który stworzył, stał się miejscem cierpienia jego dzieci? Czemu pozwolił na to wszystko?

- A w duszę wierzysz?

Fnets odsunął od siebie dziewczynę, po czym podniósł swoją bluzę, pokazując dolne żebra i kręgi kręgosłupa.

- A widzisz, żebym jakąś posiadał?

Roksana zamyśliła się. Analizowała wszystko o czym teraz usłyszała. Po chwili dotknęła otwartą dłonią mostka chłopaka.

- Myślę, że jesteś najlepszym dowodem na istnienie duszy - stwierdziła i uśmiechnęła się szczerze. - Chodź. Musisz powiedzieć innym... Oni się martwią.

Fnets pokiwał głową. Wstał z ziemi, wziął ze stołu stary koc i podszedł do mężczyzny.

- Żegnaj, Niski... dzięki za wszystko. Byłeś najlepszym tatą. Ty umiałeś mi pomóc... ale ja nie dałem rady pomóc tobie... przepraszam... tak bardzo przepraszam.

Następnie zakrył zwłoki i skierował się w stronę wyjścia, niosąc mutanta. Stając przed drzwiami wyjściowymi założył kaptur na głowę. Nie mógł spojrzeć mieszkańcom w oczy... to on zawiódł. Nie dał rady uratować Niskiego. Kiedy wyszedł na zewnątrz, ludzie wstrzymali oddech. Zapadła całkowita cisza. Najgorsze obawy się potwierdziły. Ich przyjaciel odszedł. Zrobili miejsce dla Fnetsa, by ten mógł spokojnie przejść. Chłopak wszystkich prowadził. Mijał domy, a coraz więcej osób dołączało się do żałobnego orszaku. Nikt nie potrzebował wyjaśnień. Jedno spojrzenie wystarczało, by dowiedzieć się, iż to pożegnanie.

Roksana trzymała się blisko Gustawa, który starał się z całej siły nie okazywać uczuć. Dziewczyna pierwszy raz widziała tyle mieszkańców w jednym miejscu. Chyba całe miasto przyszło opłakiwać jednego ze swoich.

W samym środku mieściny stał drewniany stos. Od dawna go nie używali, lecz teraz Fnets położył swego przyjaciela na środku budowli. Ostatni raz dotknął jego zimnej dłoni, która wystawała zza materiału i odszedł w tył. Wtedy przed chłopakiem, pojawiła się Iskra. Popatrzyła po zebranych oczekując pozwolenia. Dobrze wiedziała, co ma robić. Zawsze w tym miejscu żegnali swoich i zawsze w ten sam sposób. Dziesięciolatka wyciągnęła przed siebie dłoń, po czym podpaliła drewno.

Jedni patrzyli, jak płomienie pożerają Niskiego, a inni, płacząc, odwracali wzrok. Po kilkudziesięciu minutach pierwsze osoby zaczęły wracać do domów... aż na placu pozostał jedynie Gustaw z żoną, mężczyzna ze złotymi skrzydłami, Iskra, człowiek-pies, Roksana i Fnets. Ten ostatni nieprzerwanie obserwował jak znika osoba, która była dla niego jedyną rodziną.

- Idźcie - rozkazała ognista dziewczynka. - Ja przypilnuję ognia. Nie ma sensu, byście na to musieli patrzeć.

Fnets kiwnął głową i powłócząc nogami skierował się w stronę domu Gustawa, a inni poszli w jego ślady. Jedynie Nora gdzieś zniknęła.

~~.~~

Kościotrup siedział przy barze z kubkiem gorącego barszczu w dłoni. Przez chwilę obserwował czerwoną ciecz, po czym szybkim ruchem wlał całą zawartość do ust. Zupa jednak szybko polała się po kościach chłopaka, wsiąkając w jego ubrania i robiąc kałużę pod krzesłem, na którym siedział.

- Powiedz ty mi, czemu pijesz? W... twoim przypadku to sensu nie ma. - stwierdził Gustaw, biorąc kolejny łyk bimbru. - Przypominam ci, iż jesteś szkieletem.

- Jak tyś to odkrył geniuszu? Gdybyś mi nie powiedział, to zapewne bym się zorientował - odparł szorstko, ale zaraz potem dodał: - Nie zaszkodzi spróbować. Może jakimś cudem się upiję... chociaż raz - stwierdził z nadzieją i oparł czaszkę na blacie.

- Barszczem?

Mężczyzna nie odpowiedział. Zamknął oczodoły. Był zmęczony. Zazdrościł Roksanie, która teraz chodziła gdzieś beztrosko po polu. Ona jeszcze nie rozumiała, czym jest śmierć.

- Mam ochotę rozpieprzyć cały ten pierdolnięty obóz i kopułę... Ale to i tak niemożliwe.

- Każdy ma... Miejmy nadzieję, że się przeniosą... Wtedy będziemy mieć spokój.

Po tych słowach zwymiotował na podłogę. Tak, on już za dużo wypił.

.

.

.

Witam, witam. Wybieram się na barszcz... idzie ktoś z człowiekiem z lasu? Samemu pić to smutno :(
Dzisiaj sprawa z Niskim się rozwiązała... ale spokojnie. Będzie opublikowany rozdział, który mi się kiedyś usunął, a ja jako leń... to znaczy, ciężko pracujący człowiek z lasu, nie napisałam go od nowa i właśnie zamierzam naprawić ten błąd (będzie to rozdział wstawiony pomiędzy 5 a 6 rozdziałem... będzie trochę o leczeniu Roksany i pojawi się tam Niski).

Dzisiaj ponownie mamy komiks! Niestety ten jest ostatni... ale pomimo wszystko cieszmy się z dwóch zajebistych scenek, co są lepsze od oryginałów :'3 Dziękuję @MakowyBezik!

(Od następnego rozdziału, dodawać będę rysunki, które podostawałam od was ^^)

A co myślicie o tym rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top