14. Siostry
- Dobrze, czas sprawdzić jak tam twoje oczy - stwierdził mężczyzna podchodząc do szkieletu, po czym zdjął z jego twarzy opatrunek.
Z wnętrza czaszki na podłogę wylała się galaretowata ciecz, na co naukowiec od razu przystąpił do oglądania wyniku eksperymentu. Jednak po kilkunastu minutach obserwacji z zrezygnowaniem stwierdził, że mutacja się nie powiodła. Obiekt badany nie odzyskał wzroku. Naukowiec, zniechęcony niepowodzeniem, zaprowadził syna do celi.
Kościotrup z wielkim trudem podniósł się z zimnej ziemi. Nie przywykły do swojego nowego ciała, a raczej jego braku, na oślep, doszedł do rogu ściany, pod którą usiadł. Opierał o nią głowę. Bał się. Chciał, by ktoś go przytulił... chciał zobaczyć czyjś uśmiech, by upewnić się, że on istnieje, że na świecie nie pozostały jedynie smutek i obojętność.
- Hej - powiedział jedenastolatek, zajmując miejsce obok. Jego skrzydła niechcący otarły się o kości szkieleta, który automatycznie się spiął. Naprawdę nie lubił, gdy ktoś go dotykał. - FS5225? Tak się zwiesz? - spytał, spostrzegłszy plakietkę.
Dziecko, zakryło dłoń i potrząsnęło przecząco czaszką. Nie chciało, by tak się do niego zwracano. On już nie był numerem. Otworzył niepewnie usta, nie wiedząc co właściwie chce tym osiągnąć.
- Fnets... - powiedział cichym i zdartym głosem, na co zakrył usta dłonią. Przestraszył się słysząc swoją mowę.
- Ty gadasz! - wrzasnął złotowłosy.
Jego krzyk zaintrygował mutanty, które poderwały się z siedzeń w swoich klatkach i z zaciekawianiem obserwowały rozwój sytuacji. To dziecko nie przestawało ich zadziwiać. Stało się jednym z niewielu rodzajów atrakcji, jakie mieli, nawet powstało pełno zakładów dotyczących jego osoby.
Niespodziewanie do kościotrupa podbiegł mężczyzna. Dźwięk jego kroków i przyśpieszonego oddechu odbijał się echem po sali. Klęknął przy dziecku, dotykając dłonią jego kolan. Był bardzo podekscytowany. Zawsze w niego wierzył. Nagle z oczodołów FS zaświeciło się białe światło. Wystraszony dziesięciolatek ukrył twarz w dłoniach. Kręciło mu się w głowie. Bał się... Coś dziwnego się z nim działo.
- Spokojnie - mówił szczur, chwytając wiercącego się malca. - Uspokój się i spójrz na mnie.
Fnets rozpoznał ten głos, przez co trochę się opanował i posłusznie otworzył oczodoły. Na początku nic nie widział, jednak po chwili zaczął dostrzegać zarys świata. Był w ciemnym pomieszczeniu, jakiejś klatce. W jego osobę ze zdziwienie wpatrywały się mutanty, które przywarły do krat swego więzienia. Natomiast obok niego stał chłopiec ze skrzydłami, dziewczynka przypominająca kota, nastolatek o sześciu rękach... i mężczyzna o szczurzym ogonie. Miał małe łapki zakończone pazurami, a na policzkach po trzy wibrysy. Widząc wyraz twarzy dziecka, uśmiechnął się, odsłaniając gryzonie zęby. Na ten widok i Fnets uśmiechnął się niepewnie. A więc nawet w takim miejscu ludzie są zdolni do radości?
- Jesteś Niski - powiedział malec, spoglądając na dorosłego.
- Tak, wiem. - odparł zdziwiony. Co jak co, ale nie to spodziewał się usłyszeć jako pierwsze.
Natomiast dziecko pokręciło przecząco czaszką.
- Nie, nie, ja ci dałem imię.
- W takim razie wytłumacz mi czym jest to imię.
Chłopczyk pokiwał głową. Będzie musiał ich wielu rzeczy nauczyć...
~~.~~
- Gdzie Fnets? - spytała Roksana, podchodząc do lady.
Barman spojrzał na dziewczynę smutnym wzrokiem. Miał za sobą nieprzespaną noc, którą spędził, podnosząc na duchu Norę. O ile dla lwicy śmierć nie była obca, o tyle nie chciała stracić swego jedynego "rodzica".
- Niski został postrzelony. Fnets prawdopodobnie przeprowadza w tej chwili operację - odparł zmartwiony Gustaw, kładąc przed nastolatką talerz z jajecznicą. - Coś długo go nie ma. Możliwe, że pojawiły się komplikacje.
- Kto to Niski? - Mówiąc, wzięła pierwszy kawałek dania, które od razu rozpłynęło się w jej ustach. Nie mogła przestać zachwycać się faktem, iż jedzenie tu jest takie dobre.
- To przyjaciel... dla mnie i paru innych osób... w szczególności dla Fnetsa, prawie jak tata. Boje się, że stało się coś złego.
- W takim razie pójdę do nich! - krzyknęła i skierowała się w stronę drzwi, jednak szybko zastygła w bezruchu. - A tak w ogóle, to gdzie oni są?
- W domu Fnetsa. To ten na samym południu miasta. Powinnaś łatwo go znaleźć.
Dziewczyna skłoniła się, po czym wyszła na pole. Na zewnątrz zaczynał świtać pięknie zapowiadający się dzień. W powietrzu unosił się zapach kwitnących kwiatów, a ptaki rozpoczynały pokazy śpiewu. W mieście panowała nieprzenikniona cisza i spokój... Wszyscy mieszkańcy, albo przynajmniej większość, smacznie spali. Tutaj życie toczyło się powoli, nie to, co pod kopułą. Mijała drewniane domki o dachach ze słomy, przydomowe ogródki i małe dziecko chowające się za drzewem...
Na ten widok zdezorientowana Roksana stanęła w miejscu. Rozejrzała się dookoła, ale nigdzie nie zobaczyła opiekunów nieletniej.
- Jesteś człowiekiem? - spytała dziewczynka, pojawiając się przed Roksaną. Zrobiła to tak niespodziewanie, iż nastolatka krzyknęła wystraszona, upadając na pośladki. - Jesteś człowiekiem? - powtórzyła, niczym nie wzruszona panienka.
Piętnastolatka, po pierwszym zaskoczeniu, przyjrzała się dokładnie nieznajomej. Na pierwszy rzut oka wyglądała normalnie... jednak coś w niej nie pasowało. Dopiero po chwili dało się dostrzec prawie niewidoczne języki ognia, z których składało się ciało dziecka. Oczy małej istoty z zaciekawieniem i uwagą obserwowały nową, a rude włosy otaczały malutkie płomienie. Roksana, przyjrzawszy się dokładnie, zamrugała kilka razy, nie mogąc w to uwierzyć.
- Tak - odparła niepewnie. - A ty co tutaj robisz tak wcześnie?
- Nie jesteś straszna. Ponoć wszyscy ludzie są straszni - mówiła mała, ignorując pytanie. - Pobawisz się ze mną?
- Nie wiem, czy mogę. Spieszę się... szukam Fnetsa - stwierdziła, wstając z ziemi i otrzepując w pośpiechu sukienkę.
- Fnets operuje. Pobaw się ze mną - nie odpuszczała, a Roksana nie umiała odmawiać. To było coś, co wyniosła spod kopuły.
Nastolatka niechętnie ruszyła za dzieckiem. Ze zdziwieniem stwierdziła, iż dziewczynka nie chodzi, a unosi się leciutko nad ziemią. Zeszły ze ścieżki, zostawiając miasto za sobą. Szły pomału, w całkowitej ciszy. Po paru minutach marszu spomiędzy drzew dało się dostrzec pierwsze zarysy gór. Podchodząc pod skalistą ścianę, Roksana nie mogła nadziwić się pięknem przyrody. Przy szczytach, które sięgają nieba, człowiek wydaje się być strasznie malutki i bezsilny. One uczą pokory.
- Wiesz. Jesteś pierwszą, niedorosłą osobą, która zgodziła się ze mną pobawić - powiedziała mała, stając po parunastu minutowym marszu. - Nie bardzo wiem, co możemy robić. Masz jakiś pomysł?
- Jedyne, czym się bawiłam w dzieciństwie, to były figury geometryczne. Nie znam innych zabaw - odrzekła Roksana, spuszczając głowę.
- Ze mną nikt nie chce się bawić. Wszystko przez to, że jestem z ognia. Dzieci boją się, że spalę im zabawki albo zrobię krzywdę. Najgorsze jest to, że ja naprawdę jestem niebezpieczna i to nie z własnej winy. Powiedz, boisz się mnie?
- Nie
- Możesz się oparzyć.
- To nie znaczy, że muszę. Mogę uważać.
Dziecko przechyliło główkę, analizując jej słowa. Nie rozumiała jej zachowania... Intrygowała ją.
- Jesteś dziwna... Fnets też jest dziwny, ale lubię go. Większość czasu spędzałam u niego w domu. Tam czułam się bezpiecznie. - Zamilkła i uśmiechnęła się leciutko. - Uczył mnie tańczyć... pokazywał nowe kroki, opowiadał o tobie i o tym, jak wyglądał świat. On się mnie nie boi. On mnie rozumie, bo sam jest niebezpieczny...
- Jak to jest niebezpieczny?
- Moja siostra zabroniła mi się z nim spotykać.
- Siostra? Starsza?
Dziewczynka pokręciło przecząco główką, a jej włosy zajęły się większym ogniem.
- Nie, bliźniaczka.
- Bliźniaczka? Co to bliźniaczka? - Roksana nie rozumiała o czym mówiła nieznajoma.
- W sumie to mogę ci ją przedstawić. Chodź!
Po tych słowach weszła do wnętrza jaskini. W środku było ciemno. Gdyby nie światło rzucane przez ognistą, Roksana nie mogłaby dostrzec własnej dłoni. Dookoła panowała grobowa cisza, przerwana jedynie przez spadające ze sklepienia krople wody. Piętnastolatka stawiała ostrożnie bose stopy na śliskiej powierzchni. A kiedy mutantka zatrzymała się i usiadła przed linią wody, jej towarzyszka uczyniła to samo. Chwilę siedziały w milczeniu, wpatrując się w jezioro.
- Moja siostra jest tam - powiedziała, wskazując na taflę wody, w której odbijała się postać ognistej. - Obie mamy dziesięć lat - zaczęła opowiadać, a jej głos odbijał się od ścian groty. - Wszystkie bliźniaki trafiają do obozu zaraz po narodzeniu, ale nie wszystkim dane jest przeżyć. Odkąd pamiętam, moje ciało składało się z płomieni. Przyzwyczaiłam się do tego. Jednak zawsze chciałam dowiedzieć się, jak to jest, gdy ktoś cię przytula. Niby to taki mały gest, ale jak patrzę na innych, to oni wtedy zdają się być szczęśliwsi. Chciałabym, by ktoś złapał mnie za rękę. To musi być fajne. Moja siostra miała szczęście. Ona była z wody. Zazdrościłam jej tego. Ona nie sprawiała innym bólu... to było niesprawiedliwe! Ale nie chciałam, by to tak się skończyło...
~~.~~
- Zostaw mnie! Nienawidzę cię! - krzyczała roztrzęsiona dziewięciolatka. - Czemu chcesz mi odebrać jedynego przyjaciela! Fnets nie jest zły!
- Ale jest niebezpieczny! Widziałaś, co zrobił... Zabił jednego z nas. Nie mówię, że tego chciał, ale to zrobił. Masz się z nim nie zadawać, rozumiesz? Nie chcę stracić siostry!
- Dlaczego nie chcesz, bym miała przyjaciół? - Dziewczynka zacisnęła pięści, a jej ciało zajęło się większym ogniem. Była zła. - Nienawidzę cię... Nie nazywaj mnie swoją siostrą... Od dziś nią nie jesteś.
Dziecko wyciągnęło wodną rączkę w stronę swojej bliźniaczki. Zabolały ją te słowa. Gdyby tylko mogła to zamieniłaby się... Zrobiłaby wszystko, by uszczęśliwić rodzeństwo. Nie chciała patrzeć, jak męczy się całe życie w samotności.
- Nie mów tak. Ja cię kocham... to nie moja wina, że tak wyglądamy.
- Ale twoja, że nie mam przyjaciół! Wszyscy wolą ciebie, a teraz chcesz mnie od Fnetsa oddzielić! Jesteś zazdrosna, że w końcu ktoś się mnie nie boi!
Po tych słowach podeszła w stronę wody. Przez chwilę wpatrywała się w ciemną głębię i swoje odbicie. Jej ciało... ciało z ognia. Była okropna, niebezpieczna. Nie dziwiła się, że ludzie się jej boją.
- Iskra? Co ty chcesz zrobić? Odejdź stamtąd. - mówiła wodnista, jednak jej siostra już nie słuchała.
~~.~~
- Ja naprawdę nie chciałam. To nie ona miała tam wpaść! - Pokazała palcem w jezioro i schowała twarz w dłoni. - To ja chciałam zniknąć! Miałam dość mego ciała, tego ognia, z którego jestem! Ogień sprawia ból, ognia się boją! A woda jest życiem! Więc dlaczego ona mnie powstrzymała, dlaczego to ona tam wpadła!? Straciłam najbliższą osobę... Chcę ją przytulić... zobaczyć... Kocham ją. - Zamilkła, pogrążając się w myślach i uspakajając emocje. - Wiem, że żyje. Za każdym razem, kiedy podchodzę do wody, ona się cofa. Su nie chciała, bym zniknęła, poświęciła się, powstrzymując mnie. Ona tam jest, ale jest za słaba, by wyjść... Ja to wiem.
Roksanę wzruszyła opowieść dziesięciolatki. Chyba nikt z nią nie chciał rozmawiać, skoro mówi to wszystko obcej osobie. A może jest jak Fnets i sama boi się wyjść do innych? Czasami łatwiej otworzyć się przed nieznajomymi. Piętnastolatka podeszła do tafli wody. Widziała swoje odbicie, ale nic innego nie dostrzegła. Żadnej oznaki życia. Włożyła dłoń do zimnego jeziora. Niespodziewanie ktoś pociągnął jej rękę. Przerażona dziewczyna zaczęła się wiercić. Pierwszy raz znalazła się pod wodą. Gdy miała zamiar krzyknąć, poczuła na ustach dłoń. Otworzyła niepewnie oczy i zobaczyła uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynkę... a raczej jej zarys. Składała się z wody i przyjaźnie obserwowała Roksanę, po czym mocno ją przytuliła. Następnie pokazała palcem na powierzchnie, w kierunku swojej siostry i ponownie przytuliła nieznajomą. Piętnastolatka wiedziała, czego chce. Kiwnęła głową, a wtedy Su pomogła jej wypłynąć.
Wychodząc na kamienisty brzeg, Roksana łapczywie nabrała powietrza. Jej ciało ogarnął chłód.
- Nic ci nie jest? - krzyknęła przestraszona Iskra.
Nastolatka ociekając lodowatą wodą, niepewnie wstała i przytuliła do siebie zdezorientowaną ognistą. Pomieszczenie wypełniła para wodna i charakterystyczne syczenie. Po paru sekundach Roksana odsunęła się od zszokowanej dziewczynki.
- Twoja siostra kazała ci to przekazać - powiedziała radośnie.
.
.
.
Witojcie!
Postanowiłam wam jeszcze nie mówić co z Niskim 3:) wredna ja.
W tym rozdziale przewija się cały czas jakiś motyw... widzicie go i morał jaki chcę wam przekazać?
Pojawiły się nowe postacie. Co myślicie o bliźniaczkach?
Dostałam też dużo prac przedstawiających Fnetsa (za wszystkie bardzo dziękuję ^^). Chcecie bym wstawiała je jako dodatek do rozdziału czy może lepiej utworzyć osobny rozdział na waszą twórczość?
Na razie wstawiam w kolejności w jakiej podostawałam pracę. A więc dzisiaj mamy komiks wielkiej MakowyBezik. Muszę przyznać, że jest świetny, padłam jak go zobaczyłam i się zakochałam xD Dziękuję! (Nawet Fnets tam robi dziubek :3 To jest lepsze od oryginału!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top