13. Fnets, jeszcze będziesz idealny

Fnets pomagał w sprzątaniu lokalu po niedawno zakończonej imprezie. Był zmęczony, ale i szczęśliwy. Spojrzał na Roksanę, która zasnęła jakiś czas temu. Ale co się dziwić? Tańczyła nieprzerwanie parę godzin i poznała wiele nowych osób. To każdego mogłoby wykończyć. Chłopak podszedł do niej i przykrył ją kocem, który podkradł z pokoju na górnym piętrze, a sam usiadł obok. Mężczyzna uwielbiał patrzeć jak spała. Wyglądała wtedy tak niewinnie i spokojnie.

- Kochasz ją - stwierdził Gustaw, siadając na krześle przy jednym z stolików.

Dwudziestolatek zaśmiał się cynicznie. Chyba pajęczak zapomniał z kim rozmawia.

- Próbowali zrobić z ciebie pająka, ale zawiedli - zamilkł, obserwując złośliwie, jak mina jego towarzysza staje się coraz poważniejsza. - Zamiast pajęczyn, pleciesz jedynie głupoty.

- Ej! Nie pozwalaj sobie gówniarzu, bo jeszcze porachuję ci kości - dodał żartobliwie, po czym oboje zaśmiali się cicho. - Lepiej powiedz, co zrobisz z swoim zauroczeniem.

Młodzieniec potrząsnął głową. Gdy ona była blisko, on czuł się jakoś dziwnie. Nie bardzo wiedział, jak ma się przy niej zachowywać... ale jednego, był pewien: On jej nie kochał... on nie potrafił kochać. W takim razie co go tak bardzo do niej przyciągało? Przeszłość? Stara przyjaźń? A może zwykłe przyzwyczajenie z dawnych lat?

- Nie wiem.

Barman odetchnął głęboko i przetarł swoje okulary. Czasami jego przyjaciel naprawdę lubił sobie komplikować życie.

- Ona ciebie lubi... i to bardzo. Widać to w jej spojrzeniu, zachowaniu, w sposobie, w jakim o tobie mówi i jak się o ciebie martwi...

- Gustaw, przestań. Ja z nią nie będę... ona zasługuje na kogoś lepszego. - Chłopak podciągnął kawałek bluzy do góry, prezentując dolne kręgi kręgosłupa. - Jestem szkieletem. Tak naprawdę, to jedyne, po czym można stwierdzić, jakiej jestem płci, to miednica... Powiedz, czy to nie jest żenujące?

- Uwierz, wiem aż za dobrze, co kryje się pod tymi ubraniami. Ale zobacz, ja jestem pająkiem, moja żona modliszką. - Właściciel lokalu nachylił się i położył doń na ramieniu przyjaciela, ściszając głos. - Jeśli się kogoś kocha, wygląd nie gra roli.

Kościotrup westchnął i założył kaptur na głowę.

- Tu nie tylko o wygląd chodzi... Ja nigdy nie będę normalny. Jestem niebezpieczny, moja psychika już dawno została pochowana żywcem i jakoś nie umiałem jej odkopać. Tak naprawdę jestem słaby... a to wszystko nadal boli, nie dając o sobie zapomnieć. - Zamilkł, chowając dłonie do kieszeni. - Czasami myślę, że dzień mojej śmierci byłby najszczęśliwszym dniem w moim życiu...

Gustaw odchylił się na krześle i skrzyżował wszystkie trzy pary rąk na piersi. Dobrze wiedział, o czym mówił Fnets. Wszyscy posiadali wspomnienia z obozu, które były niczym rana nie chcąca się zagoić... A z czasem do takiej otwartej rany może dostać się zakażenie i wykończyć człowieka, zmuszając go do zawiśnięcia na drzewie, by w końcu mógł odpocząć od bólu. Ilu ich przyjaciół skończyło właśnie w ten sposób? Niby odzyskali wolność, ale cały czas pozostali więźniami swoich zepsutych umysłów. Dlatego poruszanie tematu przeszłości było tabu, to tak, jakby ktoś grzebał we wciąż krwawiącym zranieniu.

- Uważam, iż większość z nas tak myśli. Ale nie zapominaj, że masz nas... masz Roksanę, nie możesz myśleć w ten sposób... A będziesz znowu sobie robił sztuczne ciało? - Barman postanowił jak najszybciej zmienić temat, co ucieszyło Fnetsa, który się trochę rozluźnił.

- Nie. Już go nie potrzebuje. Z resztą za dużo z tym roboty. Nie chce mi się.

- To dobrze. A może znowu wprowadzisz się do miasta? Twój dom stoi w nienaruszonym stanie. I masz w nim swoje laboratorium. Mógłbyś nadal próbować pomóc niektórym... potrzebujemy lekarza, a nikt inny nie umie operować.

- Nie wiem, czy jestem gotowy. A co, jeśli znowu stracę panowanie?

- Myślę, że to mało prawdopodobne. - Gustaw nagle zamilkł, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Przypomniał sobie pewną informację, która od wczoraj krążyła między klientami lokalu. - A słyszałeś, iż ponoć wybudowano nowy obóz? Na innym kontynencie. Ten pierwszy zamykają.

- Co ty mówisz!

- Jeśli to prawda, to możliwe, że dadzą nam spokój. To w sumie tłumaczy, czemu ostatnio szukają nas o wiele intensywniej niż zwykle. Fnets, ty to rozumiesz? W końcu będziemy naprawdę wolni!

Pierwszy szok zdążył opuścić młodzieńca, który w zamyśleniu dotknął podbródka.

- Nie ekscytuj się tak. To zwykłe plotki. Ale nawet jeśli opuszczą to miejsce, to i tak nie będziemy wolni. Nigdy nie byliśmy i nie będziemy.

- Ech...Czy z ciebie zawsze musi być taki smutas? Weź przykład z Roksany i myśl pozytywnie.

- Jestem realistą...

- Raczej pesymistą. - Po tych słowach wstał i skierował się w stronę schodów. - Jak chcesz, to zostań na noc. Na górze mamy wolne pokoje - dodał, znikając w przejściu.

Fnets oparł się o siedzenie. Czy był pesymistą? Możliwe, ale on nie umiał inaczej. Bał się rozczarowania. Został więźniem własnych lęków... Strach zacisnął szpony na jego gardle i nie chciał puścić, a chłopak nie umiał sam z nim wygrać. Jednak gdy przy nim była Roksana, jego świat jakby stawał się jaśniejszy. Może rzeczywiście ją kochał?

Zmęczony zamknął oczodoły, jednak nie było dane mu odpocząć, gdyż do baru wbiegła kobieta-kot, cała poplamiona krwią. Gdy spostrzegła szkieleta, skierowała się do niego, przewracając po drodze krzesła, o dziwo nie budząc przy tym nastolatki.

- Fnets! - wydyszała lwica, chwytając ramiona znajomego. - Niski został postrzelony! Krwawi, i to mocno! Pomóż.

Chłopak od razu się rozbudził, wstał i wybiegł z lokalu, ciągnąc za sobą Norę.

- Gdzie jest? - spytał, patrząc na zmartwioną przyjaciółkę.

- Leży w twoim starym domu.

Młodzieniec kiwnął głową, po czym skierował się w stronę swego dawnego mieszkania. Od dawna nikt nie został postrzelony. Chcą nas pozabijać? To musiało oznaczać, iż w obozie rzeczywiście się na coś przygotowują.

~~.~~

- Zdumiewające! Niezwykłe! Cudowne! Nieprawdopodobne! - wykrzykiwał naukowiec, chodząc wokół szkieletu, położonego na stole operacyjnym. - Widzisz, synu. Jednak się na coś przydałeś. To po prostu niebywałe! Twoje mięśnie złączyły się z kośćmi, tworząc nowy rodzaj tkanki! Twój szkielet został przez nią złączony, przez co istnieje możliwość, iż będziesz mógł funkcjonować normalnie. Do tego zachowałeś mózg i układ nerwowy! - zachwycał się, patrząc na odczyty aparatury. Jego dziecko żyło, słyszało i analizowało to, co do niego mówił. - To wielki krok do nieśmiertelności! Nie ma organów, nie ma chorób i starości. A przez zmodyfikowanie twoich komórek powinieneś pozyskiwać energię w procesie fotosyntezy! Ale u ciebie to jest ulepszone. Nie jesteś zielony i nie masz liści jak typowa roślina, twoje całe ciało może pełnić ich funkcję. A do tego wszystkiego twoja czaszka zmutowała, zachowałeś mimikę i mniej więcej jej ludzki wygląd. Czy to nie wspaniałe! Jesteś prawdziwym cudem nauki!

Fnets nie chciał dłużej słuchać swego ojca. To on mu to zrobił. To przez niego został potworem. Chłopiec, mimo iż nic nie widział i nie mógł mówić, odzyskał czucie i częściową zdolność do ruchu. Wiedział, co się z nim stało. Oczami wyobraźni widział swój wygląd. Czuł złość na cały świat, to było niesprawiedliwe. A do tego tak bardzo bolało... Niespodziewanie jego przemyślenia przerwał naukowiec, wkładając do oczodołów dziecka, palce. To było naprawdę okropne uczucie.

-Teraz czas na kolejny etap eksperymentu. Sprawię, że odzyskasz wzrok.

Po tych słowach wlał do środka czaszki galaretowatą ciecz, która zaczęła spływać do ust chłopca. Mężczyzna natomiast zatkał wszystkie otwory w twarzy syna i obwiązał jego "oczy" bandażami. Po chwili obserwowania z zachwytem swego dzieła, wyjął z kieszeni metalową plakietkę z napisem "FS5225" i przywiercił ją do kości lewej dłoni szkieleta.

- Jeszcze będziesz idealny - stwierdził z zadowoleniem, po czym zaniósł syna do klatki.

~~.~~

Wchodząc do opuszczonego domu, wspomnienia Fnetsa odżyły. Tak dawno tutaj nie zaglądał, a jednak wszystko było zadbane i posprzątane. Mieszkańcy chyba naprawdę myśleli, że wróci. Jednak dwudziestolatek nie miał teraz czasu na rozmyślenia. Czym prędzej pobiegł do piwnicy, w której już świeciło się światło. Tam w kałuży krwi, trzymając się za brzuch, pod ścianą siedział niewielki, starszy człowiek o szczurzych rysach twarzy i ogonie. Gdy spostrzegł znajomego, uśmiechnął się słabo, odsłaniając gryzonie zęby.

- Elo... nie myślałem, że przyjdziesz. Czy to oznacza, że wracasz na stare śmieci? - spytał beztrosko, jakby poszedł na kawę, a nie walczył o życie. - Plotki mówią, żeś sobie znalazł dziewczynę... Ładna jest?

- Chodź na stół - Fnets podszedł do przyjaciela z zamiarem pomocy, jednak Niski pokręcił przecząco głową i uniósł zakrwawioną łapkę, w geście protestu.

- Nie przyszedłem tutaj, byś mnie zoperował. To i tak nie ma sensu... ale jak chcesz, to sprawdź.

Po tych słowach zamilkł i popatrzył w oczy szkieleta, które zmieniły kolor na czerwony. Kościotrup czuł, skąd wypływa krew, gdzie trafiły pociski i co uszkodziły. Szczur mówił prawdę... miał małe szanse na przeżycie.

- Widzisz? Ja tu przyszedłem jedynie z tobą pogadać. Nie chcę ci sumienia obciążać swoją śmiercią, jeśli szanse na powodzenie operacji i tak są znikome. Nie chcę, by inni patrzyli jak umieram, ale jednocześnie nie chcę odchodzić w samotności. Dlatego poprosiłem Norę, by mnie tu przyniosła. To dobra dziewczynka... Pamiętam, jak ciebie przynieśli do naszej klatki.

Młodzieniec nie mógł dłużej słuchać, jak mutant nieudolnie próbował się pożegnać. Zacisnął pięści. On nie może zginąć. Nie może!

- Przestań gadać i daj sobie pomóc! To, że masz zjebany układ nerwowy, wcale nie oznacza, że pozwolę ci tak sobie tu siedzieć i wspominać tamte czasy! - stwierdził zdenerwowany, ale i zrozpaczony Fnets. - To ty mnie uczyłeś, by się nie poddawać!

- A ty sobie dajesz pomóc? - spytał, opierając głowę o ścianę. Czekał na odpowiedź, której jednak nie dostał. Szkielet jedynie zamilkł, a światło w jego oczodołach zniknęło. - Widzisz, ty masz tendencję do uciekania od problemów. A to niedobrze... Byłeś taki mały, gdy cię poznałem. Pamiętam jak się bałeś. Kocham cię jak syna. Tak samo jest z Gustawem, Airem i Norą... Wiem, to musi brzmieć dziwnie z ust kogoś, kto ma czterdzieści pięć lat... zboczeniec, co nie? Ale dzielenie z wami jednej klatki sprawiło, że staliście się dla mnie dziećmi. Byliście wszyscy tacy mali... bezbronni, ale i dzielni. Pomyśleć, że to już dziesięć lat minęło odkąd cię do nas dali. Byłeś istną atrakcją dla wszystkich w naszym bloku... ciągle nas zaskakiwałeś. - Ponownie umilkł. Rozmowa stawała się dla niego coraz trudniejsza. - Wiesz? Pomimo wszystko cieszę się, że trafiłem do obozu... poznałem w nim wiele wspaniałych osób... i moje przybrane dzieci. Ale odpowiedz mi na jedno pytanie. - Nabrał gwałtownie powietrza, budując chwilę napięcia. - Ładna ta twoja dziewczyna?

Szkielet zaśmiał się smutno. Nawet w takiej chwili ten gryzoń myśli o bzdurach.

- Tak i jest też bardzo dobrą osobą - odparł, ku uciesze szczura.

- To dobrze... zasługujesz na kogoś takiego. Szkoda, że jej nie poznam. Ale wiesz co? Cieszę się, w końcu i ty zaznasz trochę szczęścia... Mam do ciebie ostatnią prośbę. Czy mógłbyś... obiecać mi, że nie będziesz po mnie rozpaczać i chociaż postarasz się myśleć pozytywnie? Jeśli tak, to powiedz "Obiecuję, tato". Wiem, że nie jestem twoim ojcem, ale...

- Obiecuję... - powiedział, zdejmując kaptur z głowy. Następnie kucnął koło mężczyzny i z wielkim bólem, przytulił się do niego. On nie chciał się żegnać... jeszcze nie był na to gotowy. - Tato...

.

.

.

Witajcie!
No to mamy kolejny rozdział. Był tak straszny jak przypuszczaliście?
Byliście ciekawi, kto pomógł Fnetsowi. A więc go poznaliście... o nim jeszcze będzie mowa. Wiecie przeszłość Fnetsa nadal nie została całkowicie wyjaśniona.

A co myślicie o tacie Fnetsa - Niskim? (tak, to jego tata... nie mylcie go z ojcem)
Wiecie już, że był razem w klatce z Fnetsem, Gustawem, Norą i... no właśnie. Kim jest Air?
Coś dzieje się w obozie... za niedługo wkroczy do akcji, by utrudnić życie bohaterom 3:)

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze :D jest mi niezmiernie miło, kiedy je czytam :3 szczególnie uwielbiam wasze teorie ^^
To tyle. Do zobaczenia ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top