12. Zatańczysz?

Wchodząc do baru, Fnets był spięty bardziej niż zwykle. Jakim cudem dał się namówić? Znowu będą pytać, a on naprawdę tego nienawidził. Czemu nie umiał powiedzieć Roksanie "nie" i postawić na swoim? Przy nikim innym nie czuł się tak, jak w jej towarzystwie. Ona miała w sobie coś pocieszającego, podnoszącego na duchu i dającego nadzieję dla ludzkiego rodzaju. Gdy przechodzili między stolikami, wzrok wszystkich w lokalu, kierował się w stronę dwudziestolatka, ciągniętego przez dziewczynę. Kiedy oboje usiedli przed barem, Gustaw z uśmiechem podszedł w ich stronę.

- No, no. Naprawdę się nie spodziewałem, że tak szybko się tu zjawisz. Ta twoja przyjaciółka ma na ciebie dobry wpływ - stwierdził, opierając się o blat. - Lubię ją.

Fnets jednak nie odpowiedział od razu. Zawsze gdy miał mówić o sobie, nie umiał poskładać słów w logiczną całość.

- Nom... - Spuścił głowę i splótł palce rąk. - Przepraszam... Tyle kłopotów z mojej winy...

Jednak nie dane mu było dokończyć swą wypowiedź, gdyż z kuchni wyszła zdenerwowana żona właściciela.

- Fnets! Przestań! - krzyknęła, podchodząc do lady. - Nic się nie stało. Ale nie rozumiem, dlaczego cały ukrywasz się pod ubraniami, każdy wie, jak wyglądasz, więc zdejmij ten kaptur, wyjmij ręce z kieszeni i rozluźnij się trochę. Jesteś w gronie przyjaciół - powiedziała, opierając się o plecy męża. Spoglądając na niego, wpadła na wspaniały pomysł. - Kochanie, a może dzisiaj zrobimy małą imprezę i puścimy muzykę? Po wczorajszej ulewie rzeka nabrała tempa i naładowała wszystkie akumulatory... Chyba możemy sobie pozwolić na chwilę szaleństwa? - stwierdziła z figlarnym uśmiechem.

- Chwila rozpusty, powiadasz? - Mutant zamyślił się, po czym spojrzał w stronę znajomego. - Pod jednym warunkiem - jeśli Fnets zgodzi się zatańczyć. W końcu nikt nie robi tego jak on - rzekł Gustaw, przybliżając się w stronę chłopaka z pewnością wypisaną na twarzy. - Masz wyjść z depresji i zacząć żyć, a ja dopilnuję, by tak się stało. Nie chcę więcej patrzeć, jak się wykańczasz... Nie chcę stracić przyjaciela.

- Przesadzasz, staruchu. - Młodzieniec odchylił się w tył i poprawił opadający kaptur. - A tańczyć nie będę. Skończyłem z tym.

Barman położył na stole cztery ręce, a pozostałymi zdjął swoje okulary.

- Ja ci dam staruchu! Jestem od ciebie jedynie o dziewięć lat starszy!

- Chyba miałeś na myśli aż dziewięć.

Szkielet nie miał ochoty kontynuować tej rozmowy. Nie zamierzał się wydurniać. Co mu da, że poskacze sobie w miejscu, ku uciesze innym? Jeszcze zrobi z siebie błazna przed przyjaciółką z dzieciństwa, więc wstał od stołu, ale gdy miał skierować się do wyjścia, Roksana chwyciła jego dłoń.

- Co to taniec? - spytała, wpatrując się swoimi wielkimi, niebieskimi oczami w mutanta. - I co to muzyka? Fnets, pokaż, o czym mówicie - dodała przechylając głowę na bok.

- Ludzie! Jeśli chcecie imprezę, to brać się za przygotowanie parkietu! - krzyczała Diana, poganiając klientów ruchem dłoni. Ale nie trzeba było im się powtarzać, od razu wszyscy, radośnie poderwali się do góry i z zapałem wzięli się do roboty. Takie przyjęcia należały do rzadkości.

- Nie, nie i jeszcze raz nie. - Protestował Fnets, krzyżując ręce na piersi. - Nie zmusicie mnie do tego. Tym razem nie ulegnę.

Jego słowa jednak niewiele dały i już po parunastu minutach stał na środku sali. Ludzie, ustawili się, by pooglądać występ, co tylko wzbudziło jeszcze większą ciekawość u Roksany. Diana włączyła kolorowe światła, natomiast Gustaw miał za zadanie zająć się dźwiękiem. Po chwili z głośników zaczęła wydobywać się muzyka, najpierw spokojna, na co zawstydzony Fnets dla rozluźnienia zrobił parę kroków po drewnianej podłodze. Od bardzo dawna nie tańczył. Zamknął na parę sekund oczodoły i uśmiechnął się szczerze. Znał tę piosenkę, ale i tak potrzebował trochę czasu, by się w nią wczuć.

Chłopak niepewnie ruszył rękami, następnie nogami, aż w końcu całym ciałem. Wyglądało to trochę komicznie, jednak po chwili jego ruchy stały się płynne... Idealnie wpasowały się w rytm. Piętnastolatka stwierdziła, że nie widziała śladu po jego wcześniejszej niepewności. Nie zwracał uwagi na gapiów, zachowywał się, jakby świat przestał istnieć, a na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Tak, on musiał to kochać albo przynajmniej sprawiało mu to przyjemność. Dziewczyna nie wiedziała, co w tym jest takiego niezwykłego, ale nie mogła odwrócić wzroku, była zauroczona... Ruszał się niczym sterowany przez niewidzialne nici. Nagle młodzieniec wziął rozbieg, po czym wykonał obrót w tył. Przy lądowaniu lekko się zachwiał, jednak szybko odzyskał równowagę i stanął na ręce, a następnie wznowił taniec. Wyglądał, tak jak gdyby nie miał kości... co w sumie było dość zabawne. Niespodziewanie przerwał swój występ i, ignorując tłum, podszedł do Roksany.

- Zatańczysz? - spytał, wyciągając kościstą dłoń.

- Ale ja nie umiem...

- A ufasz mi? - zadał kolejne pytanie z figlarnym uśmiechem.

- Ufam - odparła bez zastanowienia.

- No to już umiesz - stwierdził, chwytając jej rękę i wyciągając na parkiet. - Spójrz mi w oczy.

Nastolatka wykonała polecenie. Białe światło w "oczach" mężczyzny zmieniło kolor na czerwony i w tej same chwili dwudziestolatek uśmiechnął się tajemniczo. Czuł ją, czuł jej ciało, jej każdy mięsień i oddech. Wyciągnął w bok lewą dłoń... Dziewczyna zrobiła to samo. Postawił krok w przód, dziewczyna również. Oboje zaczęli krążyć w kółku. Młodzieniec musiał sprawdzić jej stan fizyczny, by nie zrobić jej krzywdy, natomiast Roksana po pierwszym szoku, że rusza się bez jej woli, postanowiła zaufać Fnetsowi. Rozbawiona wystawiła język w stronę chłopaka, na co ten zaśmiał się, mrużąc oczodoły. Dawno nie czuł się tak, jak dzisiaj. Jakby nadal był człowiekiem... jakby był normalny... jakby odzyskał chęć do życia. Po prostu dobrze się bawił. Nagle chłopak podszedł do dziewczyny, która odzyskała panowanie nad swymi ruchami i dotknął jej policzka, następnie chwycił jej dłoń i obrócił ją wokół własnej osi. Niespodziewanie Roksana postanowiła przejąć inicjatywę i zaczęła naśladować wcześniejsze ruchy przyjaciela. Młodzieniec szybko podchwycił pomysł i oboje zaczęli pokazywać nowe układy, robiąc z tańca małą bitwę. Piętnastolatce nie szło najlepiej, ale nie przeszkadzało jej to, bawiła się z swoim towarzyszem, który wyglądał na szczęśliwego, przez co i ona była szczęśliwa. Jednak kiedy chciała wykonać, obrót potknęła się o własne nogi i w chwili, gdy piosenka przestała grać, wpadła na Fnetsa, przewracając go na ziemię, a sama wylądowała na jego klatce piersiowej.

W pomieszczeniu zapanowała cisza, którą po chwili przerwał śmiech przyjaciół. Oboje byli tak bardzo naładowani endorfinami, że zapomnieli o tym, iż wszystkie oczy skierowały się w ich stronę. Teraz się śmiali, ciesząc się wspaniałą chwilą, i nic nie mogło tego zmienić. Liczyło się tylko tyle, że są razem. Roksana przyłożyła dłonie do twarzy znajomego, a on objął ją w pasie. Wtedy tłum zajął się gromkimi brawami. Dawno nie widzieli takiego występu.

- Całuj! Całuj! Całuj! - skandowali ludzie.

Na te słowa Fnets zdjął ręce z dziewczyny i zdenerwowany spojrzał na mieszkańców. Chyba oszaleli, jeśli myśleli, że to zrobi. Nie miał prawa... Natomiast Roksana nie bardzo wiedziała, o czym mówili nieznajomi, jednak postanowiła posłuchać serca i przyłożyła usta do policzka chłopaka. Trwało to może sekundę, ale wystarczyło, by tłum zaszedł entuzjastycznym hukiem i gwizdami. Zawstydzony Fnets spojrzał na dziecinną, uśmiechniętą od ucha do ucha twarz przyjaciółki. Gdyby nie był szkieletem, to zapewne byłby czerwony niczym pomidor. Dotknął swej czaszki. Nie mógł uwierzyć, że to stało się naprawdę.

Po chwili z głośników ponownie wydobyła się muzyka, na co Roksana wstała i, ciągnąc za sobą oszołomionego kościotrupa, ponownie pogrążyła się w swoim tańcu połamańcu. Tym razem wszyscy, bez wyjątku, ruszali się w rytm piosenki, a do baru schodziły się nowe osoby. Takie imprezy należały do rzadkości, gdyż marnowały dużo cennej energii, jednak dzisiaj nikt na to nie patrzył. Ważne było, że dobrze się bawili w swoim towarzystwie, ciesząc się życiem. A co będzie jutro? Tym pomartwią się następnego dnia.

.

.

.

Witojcie :D
Tu ja! Człowiek z lasu... kto się cieszy?
Dzisiaj taki przyjemniejszy rozdział ^^ taki pozytywny... (hy hy hy ale wiecie co to oznacza? 3:) Prawda?) Dziękuję wszystkim za komentarze :D One naprawdę motywują do pracy (przy okazji przepraszam, jeśli komuś nie odpisałam... zawsze staram się to robić, ale ostatnio wtt opóźnia mi powiadomienia, albo w ogóle ich nie przysyła :/ więc dlatego tak odpisuję z długim odstępem czasu). Bardzo też dziękuję za aktywność pod moją "spowiedzią" nie spodziewałam się tak miłego odzewu ^^ jesteście wspaniali!
Ale wracajmy do rozdziału. Jak widać Roksana ma na Fnetsa dobry wpływ :D
Ale pytań przybywa, a odpowiedzi jak na razie nie widać, ale spokojnie, wyjaśnią się... kiedyś :P ale co to, by była przyjemność i ten smaczek tajemnicy, gdybym wszystko wyjaśniła od razu ;-) niektóre rzeczy nie są też powiedziane w prost... dobra, kończę zanudzać.

Dostałam też od pusheenlol przepiękny rysunek Fnetsa :3 jest zajebisty! Inaczej nie mogę go określić ^^ nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć... zatkało mnie... serio, więc jedyne co mi przychodzi do głowy to: DZIĘKUJĘ :D

Widzę, że jego postać jest bardzo lubiana :P nie przypuszczałam, że odniesie taki sukces...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top