#1 (Floyd Leech x Riddle Rosehearts)

Witajcie kochani w pierwszym rozdziale!

Macie ode mnie mini prezent na Mikołajki, w postaci tego shota! Myślałam że wyrobię się z tym szybciej, ale rzeczywistość miała inne plany.

Jak widzicie w pierwszej kolejności trafiła się najbardziej rozchwytywana para tej gierki, która wprost uwielbiam! A KimiRimimi może to potwierdzić, bo obie ją uwielbiamy!

A zatem:

Shot z shipem Floyd x Riddle. Zapraszam ciepło do czytania!

🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸

- Floydzie Leech, jeśli w tej chwili mi tej książki nie oddasz, osobiście skrócę cię o głowę!

Niskiemu nastolatkowi o czerwonych włosach odpowiedział tylko głośny, radosny śmiech, który spowodował przyspieszenie biegu chłopaka. Zgrzytnął zębami, czując większą irytację i ból głowy, gdy słyszał że jego głośne groźby nie przynoszą pożądanego skutku. Co więcej, tylko nakręcają złodzieja, który wykorzystywał to że jest wyższy, szybszy, i zwinniejszy. On natomiast, musiał uważać, by nie wpaść w któregoś z nauczycieli czy uczniów, a jego niski wzrost nie pomagał w niczym.

Dziecinada. Oto co teraz robię, a to za sprawą tego wyrośniętego dzieciaka w ciele siedemnastolatka!

- Kingyo-chan, nadal mnie nie złapałeś! Może powinienem zwolnić, żebyś mnie dogonił? Wiesz, tak dla wyrównania szans?

Zaczął cicho warczeć na jego słowa. Nie dość że wypomniał mu to, że jest niski, to jeszcze chciała go upokorzyć, i to przy innych uczniach, podkopując mu autorytet! On tego tak nie zostawi, nie ma mowy.

Najpierw rzucę w niego swoim Unikalnym Zaklęciem. I zostawię go tak na tydzień. A potem... potem wymyślę.

Rozumiał gdyby osoba która tak kpiła z niego była uczniem pierwszego roku, która go nie zna. Gdyby dołączył dopiero do szkoły i nie wiedziała jak sam zarządza w swoim dormitorium jako Prefekt Heartslabyul, jeszcze by to przyjął. Ace i Deuce byli tego idealnym przykładem, zwłaszcza ten pierwszy. Różnica między nim a Floydem Leechem była jednak taka, że złodziej o turkusowych włosach z czarnym pasemkiem był uczniem drugiego roku, jak on.  Nie rozumiał więc, skąd ten brak ogłady oraz zerowe poszanowanie do zasad, jakie obowiązywały każdego!

Jak chociażby bieganie po bibliotece, tupiąc przy tym donośnie jak stado koni!

- Floyd, proszę po raz ostatni, oddaj mi tą książkę! Potrzebuję jej do wypracowania z eliksirów!

- Chodź, to ci ją dam! 

- Floyd, ja nie mam siły biegać za tobą cały dzień. Oddaj! - wyższy chłopak stanął przy jednym z wielu regałów, unosząc książkę ponad głowę - Proszę cię, to już nie jest zabawne!

Miał dość. Był zmęczony, bo nie przespał porządnie ostatniej nocy z nerwów poprzedniego dnia. Nie zdążył zjeść obiadu przez obowiązki i kilku niesfornych uczniów, w którego skład wchodziła dwójka jego pierwszorocznych, a irytacja spowodowana aktualną sytuacją powodowała u niego potężny ból głowy.

Nie zamierzał jednak zachowywać się jak dziecko i skakać po tę książkę, co to to nie!

- Musisz ją sobie wziąć! 

- Floyd, nie mam zamiaru się w to bawić. Oddaj to, nie bawi mnie ta zabawa. 

- Dobra, oddam ci - Riddle uniósł dłoń, ale ponownie skórzana księga została zabrana dalej poza jego zasięg - Ne ne ne, nie ma nic za darmo.

- Na Wielką Siódemkę, czego ty chcesz? Zakłócasz mi nie dość że spokój, to jeszcze czegoś chcesz. Jesteś strasznie chciwy - zniecierpliwienie malowało się coraz bardziej na jego twarzy, jak czerwień na różach w ogrodzie jego dormitorium. Powoli miał ochotę iść po bibliotekarkę, ale na razie jeszcze się wstrzymywał. Miał nadzieję że Leech choć w minimalnym stopniu nie wymyśli niczego głupiego.

- Chcę buziaka. Małego, ale niech będzie chociaż buziakiem - mając już protestować, Leech pomachał - Mogłem zawsze poprosić żebyś się ze mną przespał...

- I twoim zdaniem jest to lepsza opcja? - czerwień jego włosów, zlała się z tą która pokrywała jego twarz. Jego złość rosła, z każdą sekundą coraz bardziej, pokrywając jego marsowe oblicze czerwienią. Zlewało się ono już z jego włosami, gdy wypowiedział te słowa - Nie ma mowy.

Wyższy wzruszył ramionami, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. W dwukolorowych oczach czaiło się rozbawienie, i ta dzikość którą nie dało się okiełznać. Przez chwilę Riddle zatopił swoje spojrzenie w prawy, złotym oku. Kojarzyło mu się ono z płynnym złotem, albo z koroną którą nosił na głowie w swoim stroju na Nieurodzinowych Przyjęciach. Miały bardzo podobny odcień. W lewym, brudnożółtym oku to samo, ale kojarzyło mu się z kluczami do starych mebli, gdzie czas odcisnął swoje piętno, zacierając swoją pierwotną barwę. 

- Nie masz w takim razie książki Kingyo-chan! Albo buziak, albo mówisz książce pa pa!

- Co to za forma szantażu?

- Zaraz szantażu, uczciwa wymiana! Ja ci oddam książkę, a ty dasz mi buziaka!

- Poprzedzana kradzieżą - odparł z przekąsem. Wziął głęboki wdech, pocierając skronie chudymi palcami, co w ogóle nie pomogło złagodzić pulsowania w głowie - Floyd, nie mam na prawdę czasu na to.

Odszedł, zostawiając nastolatka samemu sobie. Wrócił do półki z której brał skórzany twór, po czym uśmiechnął się. Na drewnianej, lakierowanej półce znajdowały się jeszcze dwa egzemplarze, które świeciły teraz w jego stronę niczym ukryte skarby. Musiał zdobyć jeden z nich. 

Już miał ruszyć, gdy jedna z ksiąg zniknęła za jednym mrugnięciem oka, zamieniając się z inną. Rozejrzał się, widząc czyja to sprawka. Wielkie uszy i charakterystyczny śmiech należał tylko do jednej osoby, tak samo jak ogon który wystawał zza za dużej marynarki. Ruggie Bucci już zapolował na jedną.

Druga też zniknęła. Razem z Kalimem i Jamilem, gdzie ten drugi niósł wieżę z książek przed sobą. Sam Al Asim nieporuszony tym, jak jego przyjaciel stęka od ciężaru niesionych tomów, bez przerwy coś opowiadał, zakładając luzacko dłonie na kark. 

Riddle czuł, że ktoś miał wyjątkowo paskudne poczucie humoru, żartując sobie tak z niego. Spojrzał w bok, widząc jego problem, który nadal trzymał w swoich dłoniach książkę. Jego książkę, o eliksirach miłosnych i innych specyfikach wywołujących określone, wysokie emocje. Doprawdy, wyjątkowo nieśmieszny żart. 

Wyższy uczeń podszedł do niego powoli, niczym wąż czający się na swoją ofiarę. Mimowolnie przełknął ślinę, czując zbliżające się kłopoty. Obrócił się, tak że oboje z Floydem stali pośrodku dwóch regałów. Oboje za plecami mieli półki z książkami, przez co Riddle poczuł dreszcz. Gdyby Floyd zrobił krok w jego stronę, mógłby śmiało to wykorzystać i odciąć mu drogę z obu stron. 

- Chyba nie masz już wyboru Kingyo-chan - uśmiech nie schodził z jego twarzy, ukazując ostre, trójkątne zęby, które śmiało mogłyby rozszarpać mu gardło. I tak jak myślał, przysunął się jeszcze o krok, nie dość że opierając jedną dłoń obok jego głowy, tak nogę wsunął między jego nogi. Nie miał jak uciec - Jeden buziak jeszcze nikogo nie zabił, a wręcz powiedziałbym że uratował. To jak?

Riddle poddał się. Rozejrzał się czy nikt znajomy nie ma zamiaru się tutaj zjawić, po czym przyciągnął Floyda za pasiasty krawat od mundurka, po czym pocałował go.

Wiedział że nie zrobił tego dobrze. Nie całował się tak z nikim, nie miał nigdy doświadczenia w miłości, a co dopiero mówić o całowaniu. Jednak nieoczekiwanie Floyd przejął pałeczkę, i to już było... wow.

Nie umiał opisać tego słowami. Poruszał on swoimi ustami niczym palce garncarza na tworzonej przez siebie wazie z gliny. Lepił go, formował, robił z nim co chciał, tworząc z niego własne dzieło, które upięknia z każdym ruchem. W pewnym momencie zostawił na nim ugryzienie, rysę, jakby chciał innym dać do zrozumienia, że to on jest jego twórcą. Że to on go całował, a inni nie mają praw robić tego samego. Riddle'owi serce przyspieszyło, a on sam poczuł dreszcze których pojawienia się nie rozumiał.

Ręka Floyda objęła go w pasie, jakby był drobną panienką, i przyciągnął go bliżej. Musiał go objąć za szyję, inaczej by upadł, co wyższy przyjął z uśmiechem. Drugą dłonią uniósł jego podbródek, bardziej napierając ustami na jego. Stanie na palcach wydało mu się bardziej komfortowe niż całkowicie wygięcie szyi, która już go bolała. Powoli zaczynało być mu duszno i gorąco, i nie wiedząc z jakiego powodu nie miał dość.

Jednak musiał w końcu nastąpić koniec, a nie przerwał go on sam, tylko Leech. Jego usta lśniły, jakby nawilżone wysokiej jakości balsamem. Dwukolorowe oczy świeciły, niczym woda w letni słoneczny dzień nad morzem,. Czerwień na policzkach była delikatna, prawie różowa, jak krem truskawkowy. Uśmiech był delikatny, co było odświeżające od ciągłego dużego wyszczerzu którym go witał na codzień.

- Myślałem że dostanę buziaka w policzek, gdy mówiłem o buziaku, a tu taka niespodzianka. To miłe Kingyo-chan, że pomyślałeś o ustach.

W policzek.

Policzek.

A nie w usta?! Nie chodziło o usta?!

Marsowe oblicze ponownie zawitało, a Floyd Leech nie miał już jak się ochronić. Gniew Riddle'a Roseheartsa jest i zawsze będzie straszny dla tych którzy sobie z niego żartują. Magiczny długopis poszedł w ruch, zanim drugi zdążył zareagować.

 - Off with your Head!

🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸🌹🪸

Ja ten shot miałam do napisania już w zeszłym roku, ale chyba gra jeszcze nie była tak znana u nas w Polsce, albo fani jeszcze nie wyszli mi z szafy, więc odszedł ten shot w zapomnienie.

Także tego no.

Btw, przyznajcie się kochani, kto kocha tę dwójkę miłością ogromną jak Riddle tarty, a Floyd swoją Kingyo-chan? Jak widzę każdą ich interakcję to z miejsca mi się morda cieszy jak dziecku na prezenty gwiazdkowe. A jak się Riddle wściekał bo Floyd udawał że z swojej wysokości nie widzi Riddle'a w evencie Ghost Marriage? Bezcenne!

Są idealną parą w której jeden wkurza drugiego i mówi że słodko wygląda, na drugie się denerwuje i najchętniej by go zamordował. Mam za dużą słabość do tsunderków w relacji.

Chociaż sama chłopa tsunedere bym nie chciała, bo byśmy zwariowali oboje ze sobą. Dajcie mi fajnego typa z którym się będę przekomarzać i da dobre jedzonko na pocieszenie.

Shotcik dla KimiRimimi, mam nadzieję że się podobało i że spełniłam twoje oczekiwania.

Do zobaczenia w następnym rozdziale, spodziewajcie się go nie wiem kiedy, i zapraszam do zamawiania rozdziałów, bo jest jeszcze sporo miejsca, chyba jeszcze z piec miejsc wolnych jest, tak się wylaliscie jak grzybki po deszczu kochani!

Ahoj kamraci!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top