3
-C-co?- wydukałem, podnosząc się z łóżka. Patrzyłem na niego z przerażeniem. W pewnym momencie poczułem, jak kładzie rękę na moim policzku, delikatnie gładząc go kciukiem. Po chwili zrozumiałem, w jakiej sytuacji się znalazłem, więc od razu zrobiłem krok w tył. Chłopak posłał mi głupawy uśmiech, udając się w stronę łóżka, na którym później usiadł. Brunet poklepał miejsce obok siebie, dając mi do zrozumienia, bym również tam usiadł.
-Śniłem Ci się już wiele razy, ale Ty widziałeś mnie pod innymi postaciami.- próbował wytłumaczyć.
-Dlaczego tak?- zapytałem, prawie w ogóle nie rozumiejąc jego słów.
- Nie byłeś świadomy tego, co Cię czeka.- ciągnął dalej.
-Co mnie czeka? O czym Ty do cholery jasnej mówisz?- zniecierpliwiony, żądałem więcej informacji.
-Spokojnie, nie denerwuj się, Akira. Nie mogę Ci na razie nic zdradzić, bo prędzej, czy później i tak wszystko sam zrozumiesz i odkryjesz. Nie mogę poprzedzać zdarzeń.- kontynuował, co spowodowało, że byłem w jeszcze większym szoku, niż wcześniej.
-Dlaczego?- zapytałem.
-Oh, ponieważ taka jest zasada.- odparł, trochę zirytowany ciągłymi pytaniami z mojej strony.
-Zasady są po to, by je łamać- mruknąłem.
-Nie jesteś może głodny, Akira?- zmienił temat- chodź na dół.- zaproponował, choć i tak wiedziałem, że jakbym się postawił, to nic dobrego by z tego nie wyszło. Posłusznie udałem się za nim, nadal nie mogąc przestać myśleć, o tym, co powiedział mi przed chwilą chłopak.
-Na co masz ochotę?-przerwał znaczącą ciszę między nami, podchodząc do lodówki- serce, wątroba, a może oczy?-wymieniał, przeglądając jedzenie w lodówce. Akire na samą myśl, o tym, co ten psychopata trzyma w lodówce, robiło mu się słabo. Patrzył na niego, z każdą chwilą coraz bardziej się denerwując. Uspokoił się troszkę, słysząc jego głośny i donośny śmiech.
-No przecież żartuję.- odparł krótko, widząc moje zaniepokojenie. Nie mam pojęcia, dlaczego prawie wszystko go śmieszyło. Czy on w ogóle czasem jest poważny?
-Płatki z mlekiem.- odparł pi długim namyśle.
-Odchudzasz się?- zapytał, lekko niedowierzając moim słowom- przecież żartuję, chodź tu maluchu.- powiedział z uśmiechem. On żartuje, on znowu żartuje. Skąd mam wiedzieć, kiedy brać jego słowa na poważnie, a kiedy nie? Jak mam go zrozumieć? Czy istnieje może do niego instrukcja?
-Nie nazywaj mnie tak.- powiedziałem ledwo słyszalnie, zdając sobie sprawę, że chłopak pewnie w ogóle tego nie słyszał. Postanowiłem usiąść przy niewielkim, okrągłym stole. Ostatnimi czasy, będąc sam, moje myśli nie dawały mi spokoju. Nienawidziłem tego uczucia bezradności. Nienawidziłem tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Nienawidziłem jego i nienawidziłem siebie. Po chwili usłyszałem z kuchni głośne wołanie mojego „potwora spod łóżka". Niechętnie poszedłem do danego pomieszczenia.
-Weź swoje śniadanie, zaraz do Ciebie dołączę.- powiedział, uśmiechając się do mnie promiennie. W tym samym czasie przygotowywał prawdopodobnie jajecznice. Wolałem się nie upewniać, bo jeszcze za bardzo zaskoczyłby mnie swoją odpowiedzią. Z posiłkiem udałem się na moje poprzednie miejsce przy stole. Postawiłem tam miskę i usiadłem na drewnianym krześle. Zatopiłem łyżkę w mleku i kolorowych płatkach. Jedząc tak, nagle przypomniał mi się mój dom. Czy moja rodzicielska zauważy mój brak w domu? Czy różnica czasu pomiędzy światem rzeczywistym, a „tym" jest duża? Zabawne. Miał tak dużo pytań, a prawie żadnej odpowiedzi. Nie lubiłem takich sytuacji. Nie lubiłem żyć w niewiedzy. Gdzieś w środku mnie to niszczyło. Moje przemyślenia przerwał chłopak, trzymający w rękach dość znacznych rozmiarów, talerz z jedzeniem. Usiadł obok mnie, zaczynając posiłek i w ogóle nie odrywając ode mnie wzroku. Chłopak przeżywał mnie wzrokiem, co chwilę łapczywie oblizując wargi.
-No co?- wyrwałem nagle.
-Nic.- odparł wesoło. Czy on czasem bywa smutny? Chciałbym, chociaż raz zobaczyć go w złym nastroju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top