Koncert André Rieu
Na wstępie zaznaczam, że każdy, kto spróbuję mi tu głosić herezje i stereotypy, mówiąc, że koncerty muzyki klasycznej są nudne, zostanie przeze mnie uduszony. Nawet, jeśli będę musiała zaryzykować połamanie paznokci.
Po drugie w mediach jest piosenka i macie ją włączyć.
Już?
Ja poczekam.
Włączona?
Na pewno?
To lecimy dalej.
Trochę się rozpisałam, ale chyba nic Wam się nie stanie, jak sobie trochę poczytacie.
Kontynuując, teoretycznie to miejsce na nominacje, ale przecież tytuł tego czegoś brzmi ''Co słychać u Adiu?", a dzisiaj było u mnie słychać dużo. Muzyki klasycznej w szczególności. A zresztą, no kurcze, to w końcu moja publikacja, nie?
Kurcze, aż mi dzisiaj wstyd się zrobiło, jak zobaczyłam tych wszystkich Anglików, Rosjan, Koreańczyków i Bóg wie kogo jeszcze, którzy zwiedzali Kraków, a ja tam byłam dopiero pierwszy raz i to tylko na dosłownie godzinkę zwiedzania. Muszę to kiedyś nadrobić. Ale w życiu tam nie pojadę jako kierowca. Tam są tramwaje! TRAMWAJE!!!
Ale nie odbiegając od tematu - rodzice chyba w ramach prezentu urodzinowego zafundowali mi bilet na koncert Andre Rieu i jego orkiestry im. Johanna Straussa. W piątek grali, zdaje się, w Łodzi, w sobotę w Krakowie, a dzisiaj, czyli w niedzielę będą grać w Gdańsku. Ja akurat najbliżej (tia, najbliżej! Cztery godziny drogi!) mam do Krakowa, więc tam pojechaliśmy. Koncert zaczął się o 20 na Arenie Tauron.
I teraz pojawia się jedna kwestia. Cena. Nie ukrywam, bilety są dość drogie. Pewnie teraz część osób z uśmiechem politowania pomyśli coś w stylu "Ale głupie ludzie, nie mają na co kasy wydawać, tylko żeby posłuchać, jak banda innych ludzi macha sobie smyczkami i dmucha w trąbki i inne fujarki."
Otóż nie. Taki koncert to niesamowite przeżycie. Myślę, że nawet taki stereotypowy nastolatek, o ile ma trochę oleju w głowie, nie nudziłby się tam. Opłaca się wydać każde pieniądze, żeby być świadkiem czegoś takiego. I najwyraźniej tak samo jak ja myśleli też ci wszyscy ludzie, którzy wypełnili większą część wielkiego stadionu. Rozglądam się i takie "WTF?! Co tutaj robią ludzie z Sycylii?! A to co to, Finlandia?! Skąd ich tu tyle?" Nazjeżdżało się ludzi z całej Polski i jeszcze ilu obcokrajowców!
Siedzisz sobie na trybunach, muzyka otacza cię jakby ze wszystkich stron, czujesz drżenie podłogi pod Twoimi stopami przy każdej mocniej zagranej nucie, wibracje przechodzą przez Twoje ciało... Takiego efektu nie osiągniecie nawet dzięki najlepszym głośniom. A to, co słyszysz, co czujesz, dochodzi jeszcze to, co widzisz. Cała wielka orkiestra, mężczyźni we frakach, z muszkami, kobiety w przepięknych, balowych, kolorowych sukniach niczym księżniczki z bajek. Oczywiście każda sukienka była inna, bo jaka szanująca się kobieta mogłaby się pokazać w takiej samej kreacji jak druga? Przepiękny, niemal bajkowy wystrój sceny, za którą na wielkim ekranie podczas gry wyświetlały się piękne grafiki lub świetlne obrazy dopasowane do nastroju utworu. Kilka razy pokazali nam w ten sposób śliczne ujęcia Krakowa. Do tego nastrojowe oświetlenie, raz niebieskie, raz żółte, raz biało-różowe... Wszystko dopracowane do perfekcji.
Koncert był bardzo humorystycznie prowadzony. W pewnym momencie zauważało się, że Andre jest nie tylko skrzypkiem, dyrygentem, światowej sławy artystą, ale jest też... człowiekiem. Do tego wyjątkowo zabawnym człowiekiem z niesamowicie komiczną mimiką. Żebyście widzieli, jak sugestywnie porusza brwiami, kiedy pyta jednego z muzyków, gdzie są jego dzwonki? Oczywiście takie, na których miał grać, żeby nie było...
I cóż, słyszałam już wiele utworów w ich wykonaniu, ale jeden z wczoraj spodobał mi się najbardziej. Jak tylko dorwę tytuł, to go tutaj wrzucę, a jeśli nie dorwę, to się załamię.
Śpiewaliśmy "Ostatni walc" wszyscy na stadionie, a Andre na koniec powiedział, że jesteśmy niezwykle muzykalną publicznością i obiecał, że to nagranie pojawi się na jego nowej płycie. Czyli pozostaje nam tylko czekać!
To niesamowite uczucie, kiedy orkiestra zaczyna grać walca.
https://youtu.be/IDaJ7rFg66A
Nagle wszyscy wstają, zaczynają się kołysać w rytm melodii. Nagle na parkiecie pojawia się pierwsza tańcząca para, potem druga, aż w końcu cała płyta jest zapełniona tańczącymi.
Usłyszałam też najpiękniejsze wykonanie "Ave Maria". Naprawdę jest najpiękniejsze. A słyszałam ich już naprawdę dużo. Wczoraj dziewczyna zaśpiewała jeszcze ładniej, niż na tym nagraniu, ale niestety filmów z wczoraj jeszcze nie ma.
https://youtu.be/3d4xXvF2ukY
Było też sporo humorystycznych piosenek. Podczas grania jakiegoś zimowego utworu na widownię siedzącą z przodu płyty spuścili z góry coś białego, co przypominało śnieg. Dużo białego czegoś. Bardzo dużo. Dobrze, że siedziałam na trybunach.
Pod koniec trzech tenorów i trzy soprany zaśpiewali piękną pieśń, coś o kraju, który nie istnieje. Był to kraj, w którym dzieci mogą bawić się w pokoju. Wtedy chyba pierwszy raz wżyciu tak się wzruszyłam podczas słuchania muzyki, że zachciało mi się z tego wzruszenia płakać.
Koncert przedłużał się o kolejne minuty.
Dziesięć nadprogramowych minut.
- FInish?
- NO!!!
- Will you go to bed?
- NO!!!
- Are you tired?
- NO!!!
*bardzo zdziwiona mina Andre*
Zagrali kolejne utwory. Teraz już nikt nawet nie siedział.
Piętnaście dodatkowych minut?
- Are you tired now?
- NOOO!!!
- Okey...
W końcu wyszło na to, że koncert przeciągnął się o pół godziny i skończył krótko przed 23. Jeszcze zaśpiewaliśmy wszyscy Hallelujah. Naprawdę ślicznie wyszło.
https://youtu.be/3n7WmzfYy00
Na koniec uraczyli nas piosenką niczym z karnawału w Rio de Janeiro, oczywiście łącznie z tym charakterystycznym gwizdkiem i uciekli ze sceny.
Kurde. Trochę się rozgadałam. Kto dotrwał do końca, niech zostawi jakiś fajny znaczek w komentarzu (to wersja dla tych leniwszych).
To kto się wybiera ze mną za rok do Krakowa?
Adiu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top