Rozdział 26

Nadszedł półfinał, a Jastrzębie czuły nad sobą czarne chmury. Trener widząc ich zdenerwowanie, graniczące z paniką westchnął tylko i przywołał ich do siebie.
- Wiem, że się martwicie. Francisco zniknął i pewnie ciężko będzie go zastąpić, ale damy radę. Musimy. Przeszliśmy długą drogę i nikt nie zasługuje na ten puchar bardziej od was, dlatego wyjdziecie teraz na murawę i wygracie. Jasne?
- Tak trenerze! - zawołali.
- Dobrze - szepnął gdy już opuścili szatnię po czym podrapał się nerwowo po karku - Panie miej nas w opiece.

***
Chłopak związał prześcieradła i jeden koniec prowizorycznej liny przywiązał do nogi łóżka. Od zawsze nie lubił wysokości dlatego gdy przerzucił drugi koniec przez parapet i wychylił się nad przepaścią jego ręce zaczęły się pocić, a serce znacznie przyspieszyło. Bał się, ale wiedział, że nie ma wyjścia. Nie chciał zawieść dróżyny, a ojciec na pewno nie puściłby go nawet na ten jeden mecz. Opanował więc drżenie rąk wycierając je uprzednio o spodenki, chwycił linę i ostrożnie odchylił się do tyłu.  Zaczął schodzić nogami w dół nie patrząc w duł dopuki nie dotknął trawy na dole. Odszedł od ściany, spojrzał jeszcze raz w górę, westchnął i rzucił się biegiem przed siebie. Do szkoły nie miał daleko, a gdy znalazł się koło murawy nie minęło nawet 10 minut meczu.
- Francisco! - trener zawołał go do siebie, a on szybko pokonał dzielący ich dystans - Co ty tu robisz? Czy twój tata wie?
- Nie chciałem zawieść trenerze - spuścił wzrok.
- Sędzia - zawołał Roberto - robimy zmianę.
Brunet uniósł głowę i przytulił mężczyznę.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - wymamrotał.
- Opanuj się - zaśmiał się Di Marco - Masz grać jak jeszcze nigdy wcześniej. Zrozumiano?
Chłopak pokiwał głową.
- Zrobię wszystko co mogę żebyśmy wygrali. Daję słowo.
- No to idź.
Francisco uśmiechnął się promiennie i wbiegł na murawę.
- Francisco! - Pulpo rzucił mu się na szyję - Przyszedłeś.
- Nie pozwolę, żebyśmy przegrali z taką dróżyną - zaśmiał się brunet uwalniając z objęć przyjaciela - Gotowy?
- Gotowy kapitanie - odparł chudzielec i ruszyli na swoje pozycje z jedną tylko myślą:
Wygramy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top