Rozdział 20

Dzień rodziny.
- Nie chcę tu być - wymamrotał Diego.
- Dlaczego? Twój tata jest następny.
- Właśnie dlatego nie chcę tu być. Jego obecność w szkole dostatecznie mnie stresuje.
- Przecież sam go zaprosiłeś - zauważył Pulpo.
- I tu się mylisz. Nie zamierzałem mu nic mówić.
- To jak się dowiedział? - zaciekawił się Francisco.
- Nauczycielka do niego zadzwoniła.
W oczach chłopaka pojawił się cień, ale tylko Francisco zwrócił na to uwagę.
- Dalej nie wiem w czym problem - mruknął Miguel - Mój tata przyszedł, Tata Pulpo, Mama Francisco...żaden z nas nie narzeka.
Diego już więcej się nie odezwał, bo akurat wszedł jego tata.
- Dzień dobry - przywitał się - Jestem Jeremy, tata Diego. Pracuję jako żołnierz i pewnie mógłbym was znudzić na śmierć opowiadając o treningach i misjach, dlatego postanowiłem wymyślić coś innego.
- Zaczyna się - jęknął Gevara.
Tata chłopaka pstryknął palcami i do sali weszli dwaj mężczyźni w mundurach i z różnym rodzajem broni. Cała klasa była zachwycona i każdy chciał ich dotknąć. W końcu prezentacje dobiegły końca i dzieciaki wyszły na przerwę. Na nieszczęście Diego głównym tematem był jego tata.

***
Zbliżał się duży test z historii dlatego Francisco, choć niechętnie, musiał spędzać wieczory robiąc notatki i przeglądając zeszyty.
- Masz na coś ochotę? - spytała mama chłopaka opierając się o framugę.
- Nie dzięki - odparł - Jedyne czego chcę to żebyśmy nie musieli pisać tego głupiego testu.
- Oh Francisco. Taka już jest szkoła.
- Wiem, ale wolałbym tylko chodzić na treningi.
- Kiedyś zmienisz zdanie.
- Wątpię - mruknął  i ponownie zagrzebał się w przeszłości. Minęła godzina, dwie, aż w końcu ze zmęczenia zasnął oparty na ręce. Obudził go telefon.
- Halo? - wymamrotał.
- Nie uwieżysz! Rekiny wygrały mecz! Jesteśmy przedostatni i jeśli przegramy następny mecz to odpadniemy. Musimy, albo zremisować, albo wygrać.
- Co?!
Francisco poderwał się z miejsca rozbudzony.
- To okropne!
- Wiem.
- To co teraz zrobimy?
- Chyba musimy wygrać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top