Rozdział 2
- Mój tata też był bramkarzem- pochwalił się Miguel.
- Jakoś o nim nie słyszałem- zaśmiał się Carlos.
- A czy ty słyszałeś o kimkolwiek? - prychnął Fierro.
- Ja słyszałem- wtrącił się Francisco- Nie wiele, ale podobno był bardzo dobry.
Chłopak wysłał mu dziękczynne spojrzenie i weszli do klasy. Usiedli w ławkach i lekcja się zaczęła. Matematyka - znienawidzony przedmiot Francisco. W pewnej chwili do klasy wszedł zdyszany Diego. Miał roszczochrane włosy.
- Przepraszam za spóźnienie- powiedział do nauczycielki ignorując chichot kolegów.
- A powiesz mi dlaczego spóźniasz się już pierwszego dnia panie...- spojrzała do dziennika- Gevara? Czy twój ojciec to...?
- Po prostu zaspałem- przerwał kobiecie.
Kłamał. Francisco nie wiedział skąd, ale czuł, że chłopak kłamie. Nauczycielka westchnęła.
- Siadaj- poleciła.
Diego posłusznie usiadł w ławce i lekcja mogła dalej trwać.
- Czemu naprawdę się spóźniłeś? - spytał go szeptem Velazquéz.
- Zaspałem.
- Kłamiesz.
- Wcale nie.
- Ja wiem swoje.
Gevara wywrócił oczami.
- Jesteś nie do zniesienia- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Chłopcy! - upomniała ich nauczycielka.
- Przepraszamy - powiedzieli w jednej chwili i lekcja trwała dalej.
***
- Czemu miałoby kłamać? - spytał zdezorientowany Carlos.
- Nie mam pojęcia.
- To skąd ci to przyszło do głowy? - wtrącił się Miguel.
- Po prostu poczułem, że skłamał.
- Jesteś wykrywaczem kłamstw czy co?
- Nie no co ty!
- To to zostaw - poradził.
- No dobra - odparł zrezygnowany i skręcili w korytarz prowadzący do szatni.
Po lekcjach miał odbyć pierwszy trening ,,Jastrzębii", jak nazwano szkolną dróżynę piłkarską. Wszyscy chłopcy byli niesamowicie podekscytowani. Diego pojawił się na końcu już przebrany. W końcu pojawił się również Di Marco.
- Nie będę oszukiwał- zaczął- łatwo nie będzie i pewnie wielu z was zrezygnuje...
Zerknęli na Gevarę, który obdarzył ich spojrzeniem pt: A nie mówiłem?
- ...ale mam nadzieję, że będą to tylko pojedyńcze jednostki. Dobra. Zaczynamy.
Weszli na boisko oczarowani jego rozmiarami i rozpoczął się ciężki trening. Po wszystkim byli tak padnięci, że nie mogli podnieść się z murawy.
- Nie czuje nóg - jęknął Carlos.
- Nie marudź! To dopiero rozgrzewka. Jutro będzie gorzej- zaśmiał się Diego.
Chłopcy nie rozumieli co go tak bawi, ale o dziwo również zaczęli się śmiać. Gdy wrócili do szatni nie było tam już nikogo.
- Nie przebierasz się? - spytał zaskoczony Francisco.
- Nie mam siły - odparł tamten - Posiedzę jeszcze trochę i zaraz się tym zajmę, ale wy już idźcie.
Pokiwali głowami i wyszli zostawiając czarnowłosego samego.
- Nie wierzę, że to mówię, ale polubiłem tego zarozumiałego, tajemniczego typa - wyznał chudzielec.
- Ta ja też, ale dalej myślę, że coś ukrywa.
- Każdy ma tajemnice.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top