Rozdział 18

- Szybciej Francisco!- zawołał Roberto - Diego obudź się!
- Jakieś kłopoty? - spytała czarnowłosa.
- Można tak powiedzieć. Po jutrze mecz, a moi najlepsi piłkarze śpią.
- To pewnie stres.
- Nie sądzę Izabel. Myślą o czymś i nie mogą skupić się na ćwiczeniach.
- Dadzą radę - zapewniła.
- Mam tylko nadzieję, że to nie ty jesteś przyczyną ich stanu.
- Ja?
- Ostatnio często się widujecie.
- Przyjaźnimy się.
- Mam nadzieję, że oni też tak to odbierają.
Di Marco zakończył trening i przedstawił chłopcom ostatnie poprawki. Po wykładzie poprosił do siebię Diego i Francisco.
- Co się z wami stało? - spytał - Byliście nie skupieni i co za tym idzie niedokładni. Nie wiem co myśleć.
- Przepraszamy trenerze - wymamrotali.
- Jeśli jutro będziecie tak grać to posadzę was na ławce.
- Ale...
- Żadnych ale! - przerwał im - Idźcie już.
Zdołowani wyszli z pokoju i ruszyli do kawiarenki.
- Musimy pogadać - zaczął Velazquéz.
- O czym?
- Twój tata...
- A mogłem się nie zgadzać, żebyś ze mną szedł- mruknął czarnowłosy.
- To przez niego tak ciągle się spieszysz?
- Jest wymagający. Mam robić co mi karze, a jak mówi, że mam być zaraz po szkole to mówi poważnie.
- To czemu...? - urwał zdawszy sobie sprawę, że się zapędził.  
- Co?
- Nie ważne.
- O co ci chodzi? Wiem, że mi nie ufasz i nie dażysz zbytnią sympatią, ale gdy coś mnie dotyczy, nie uważasz, że powinieneś mi powiedzieć?
- Przepraszam Diego - mruknął brunet - Ja...śledziłem cię i widziałem jak wchodzisz do domu przez okno.
- Co?! - warknął Gevara.
- Przepraszam.
Diego bez słowa wstał zostawiając go.
- Co to było? - spytał Pulpo pojawiając się znikąd.
- Boję się, że zrobiłem coś naprawdę głupiego - odparł.

***
Przez cały następny dzień Diego się nie odzywał, ale przed treningiem brunet nie wytrzymał i podszedł do niego.
- Wiem, że mnie nienawidzisz, ale chociaż daj mi to wytłumaczyć.
- Nie musisz się tłumaczyć - warknął Gevara - Chciałeś dowieść, że coś jest ze mną nie tak.
- Skąd ty...?
- Wiem dużo rzeczy.
- Przepraszam. Naprawdę żałuję.
- Powiedziałeś o tym komuś?
- Nie.
Odetchnął z ulgą.
- Dobra przyjmuję twoje przeprosiny, ale jeśli jeszcze raz będziesz mnie śledził...
- Nie będę. Obiecuję.
- I nie mieszaj się w moje sprawy.
- Zgoda.
Uścisnęli sobie dłonie.
- Ale i tak za tobą nie przepadam - mruknął czarnowłosy.
- I wzajemnie - odparł Francisco- Diego?
- Hmm?
- Dlaczego wchodziłeś..?
- Miałeś się nie mieszać w moje sprawy.
- Wiem, ale to mi nie daje spokoju!
- Taka sztuczka - mruknął - Jak jestem w pokoju tata nie może na mnie nakrzyczeć, że się spóźniłem, bo " byłem w pokoju ".
To było kłamstwo.
- Często się tak drze?
- Nie.
To też było kłamstwo. Francisco już trochę poznał czarnowłosego i teraz był niemal pewien, że kolega go okłamuje. Nic jednak nie powiedział i obaj ruszyli do szatni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top