Rozdział 10

Francisco szedł właśnie zrobić zakupy dla mamy, gdy zobaczył znajomego chłopaka spacerującego ze zwieszoną głową po parku. Natychmiast ruszył w jego stronę.
- Diego- zawołał, a czarnowłosy uniósł głowę zaskoczony hałasem.
Velazquéz wstrzymał oddech widząc siniaka pod okiem kolegi.
- Kto ci to zrobił?
- Ale co? -  spytał nieco zdezorientowany chłopak.
Brunet wskazał siniaka, a Gevara machnął ręką z lekceważeniem.
- Jeden chłopak z okolicy się mnie czepiał i trochę się posprzeczaliśmy.
- Czemu nie było cię w szkole? - Francisco postanowił zmienić temat.
- Długa historia- mruknął Diego dając mu do zrozumienia, że nie zamierza mu jej opowiadać - A w ogóle co ty tu robisz? Z tego co kojarzę to mieszkasz po drugiej stronie miasta.
- Sklep nam zamknęli - mruknął- A sklepy w sąsiedztwie podniosły ceny.
- Nie stać was? - spytał Gevara, ale zaraz się zreflektował- Przepraszam. To nie miało tak zabrzmieć.
- Nic się nie stało - zapewnił brunet- Stać nas, ale...- urwał.
To całe oszczędzanie było wynikiem tego, że mama chłopaka płaciła mu za szkołę z własnych zarobków. Kobieta była krawcową i jej zyski całkowicie zależały od tego, czy w danym czasie miała jakiś klientów czy nie. Gdyby Francisco poszedł do szkoły handlowej jak chciał jego ojciec nie byłoby problemu, bo Enrico Velazquéz był głównym sponsorem, dlatego szkoła oferowała jego dzieciom stypendium. Fakt, że ojciec chłopaka nie wiedział o tym, że syn do niej nie uczęszcza miał więc plusy i minusy.
- No? - ponaglił go Gevara.
- A mniejsza. To nic ważnego.
- Skoro tak mówisz- Diego wzruszył ramionami- Sory, ale muszę już iść. Tata zaraz wraca.
Brunet dostrzegł w oczach kolegi jakiś smutek ale powiedział tylko:
- To narazie - i każdy poszedł w swoją stronę.

***
- Podaj do Diego! - zawołał Di Marco, a Francisco natychmiast wykonał polecenie.
Treningi ruszyły pełną parą, ponieważ wielkimi krokami zbliżał się 1 mecz w turnieju międzyszkolnym. Chłopcy starali się jak mogli, bo wiedzieli, że niektórzy będą musieli usiąść na ławce.
Brunet wyminął kolegów w obronie i pobiegł do przodu. Gevara oddał mu piłkę i ustawił się pod bramką, a Velazquéz podał mu na główkę. Goal!
- Bardzo dobrze! Koniec na dziś!
Dróżyna natychmiast ruszyła do szatni.
-Są już wyniki losowania? - spytał Santiago.
- Owszem -odparł trener- Pierwszy macz zagramy z dróżyną Rekinów.
Piłkarze jęknęli.
- A potem? - spytał Chawier.
- Skupmy się na pierwszym meczu - uciął temat Roberto - Jutro wybiorę pierwszy skład i powiem wam jaką będziemy stosować taktykę.
Wyszedł. Zawodnicy zaczęli rozmawiać między sobą. Tylko Diego ruszył od razu do wyjścia.
- Ej Diego! - zawołał Carlos- Już idziesz?
- Muszę - jęknął czarnowłosy i wyszedł.
Francisco zobaczył, że chłopak zostawił zegarek i czym prędzej ruszył mu go oddać, ale Gevary już nie było w budynku. Brunet zobaczył przez okno jak Diego biegnie na złamanie karku.
- Co on się tak śpieszy? - spytał samego siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top