Rozdział 6
Bliźniaki wygrały i cała dróżyna zaniosła ich na rękach do szatni wiwatując.
- O co chodzi? - spytał zdezorientowany Diego.
- Po raz pierwszy nie jesteś w temacie - zaśmiał się Carlos - bliźniaki wygrały turniej na triki z 2 chłopakami z innej szkoły sportowej.
Chłopak machnął ręką z lekceważeniem i zajął się wiązaniem butów. Przyjaciele wymienili zaskoczone spojrzenia. Wtedy właśnie do szatni wszedł trener.
- Słyszałem co się stało? - powiedział krzyżując ręce, a wszyscy natychmiast zamilkli czekając w napięciu co się wydarzy.
Roberto jednak tylko się zaśmiał i poklepał obu chłopców po plecach.
- Gratulacje- powiedział, a dróżyna odetchnęła z ulgą - Słuchajcie - spoważniał- Wypadałoby niedługo wybrać kapitana dróżyny- wśród piłkarzy przeszedł szmer - Przyjżyjcie się więc w ostatnich dniach swoim kolegą i zastanówcie który z nich nadawałby się na to stanowisko.
Już miał wyjść, ale w ostatniej chwili coś sobie przypomniał.
- Jeszcze coś. Jak pewnie zauważyliście od dłuższego czasu nikt nie odchodzi z naszego Instytutu, co bardzo mnie cieszy. Zostało was 14-tu i moim zdaniem to wyłącznie osoby, którym najbardziej zależy. Moje ciężkie treningi były właśnie po to by sprawdzić ilu z was naprawdę chce zostać w przyszłości gwiazdami piłki...
Chłopaki spojrzeli na Diego, który również tym razem nie krył satysfakcji.
Miał rację. Znowu.
-...dobra koniec. Na boisko!
***
Di Marco przyglądał się młodemu Francisco, który bezbłędnie podawał piłki do wysuniętego z przodu Diego. Tydzień temu dobrał chłopców na pozycje na których najlepiej się sprawdzali i był zadowolony z efektu. W ostatnich dniach brunet szczególnie przykół jego uwagę. Z wszystkimi starał się dogadywać, a jego zapał i determinacja by być coraz lepszym, bardzo mu zaimponowały. Gdy któryś z kolegów nie mógł się odnaleźć, albo miał z czymś kłopot, Francisco jako pierwszy był chętny do pomocy i widać było, że bardzo zależy mu na dróżynie.
Wszyscy robili postępy, ale najbardziej były one widocznie właśnie u Francisco i młodego Gevary. Czarnowłosy był niemal doskonałym zawodnikiem i zawsze trafiał, mimo że zarówno Miguel jak i Pulpo byli zdolnymi bramkarzami. Diego jednak o wiele za bardzo skupiał się na sobie. Nie było to złe. Chłopak pragnął być najlepszy, by w ten sposób przysłużyć się dróżynie, ale przez to nie zauważał kolegów, którzy mogliby się od niego wiele nauczyć. Trener był już pewien, który z nich bardziej nadawałby się na kapitana, ale wiele też zależało od decyzji dróżyny. Westchnął i zarządził krutką przerwę, a chłopcy natychmiast opadli zmęczeni na boisko. Ćwiczenia nie były już aż tak wyczerpujące, ale zawodnicy dalej mieli trudności z przyzwyczajeniem się i dlatego wykorzystywali każdą wolną chwilę na odzyskanie sił.
- Kogo byś wybrał na kapitana? - spytał Miguela Carlos.
- Jeszcze nie wiem, a ty?
- Chyba Francisco.
- Mnie? - zdziwił się brunet.
- Tak - zaśmiał się chudzielec - Myślę, że byłbyś świetnym kapitanem.
- Czy ja wiem.
- Carlos ma trochę racji - wtrącił się Miguel - chyba tobie najbardziej zależy na dróżynie.
- Diego też by się nadał - wtrącił się Chawier.
- No, to świetny zawodnik - poparł go Malaspina.
- Ale bardziej zależy mu na własnych wynikach, niż na dróżynie- zauwarzył Miguel.
- Koniec przerwy! - zawołał Roberto.
- Dobra chłopaki - powiedział Francisco podnosząc się z ziemi - mamy jeszcze czas na decyzję. Teraz musimy wracać do pracy.
Chłopaki jęknęli.
- Ty to wiesz, jak wszystko zepsuć - mruknął Carlos.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top