Rozdział 1
Stanął przed instytutem przepełniony mieszaniną sprzecznych emocji. Był szczęśliwy, przerażony, zachwycony i pełen niedowierzania.
- Nie stój jak słup, tylko wchodź! - usłyszał za sobą wesoły głos.
- Przepraszam, nie mogę uwierzyć, że tu jestem.
- To zrozumiałe. Jestem Carlos, a ty? - wyciągnął dłoń w stronę bruneta.
- Francisco- odparł i uścisnął dłoń chłopaka.
- Gotowy?
- Bardziej nie będę.
Weszli do środka i z zachwytem przyglądali się przestronnemu pomieszczeniu.
- Hol jest większy niż cały mój dom! - wykrzyknął chudzielec - Rodzice nie dadzą mi wiary.
- Ta... - wymamrotał Velazquéz.
Nowy kolega przypomniał mu o tym jak bardzo ryzykuje ucząc się tutaj
-Twoi rodzice chyba bardzo cię wspierają co? - spytał chłopaka.
- Skądże! - zaśmiał się Carlos- Po prostu stwierdzili, że jak już tak bardzo chcę sobie zawalić życie to oni nie będą mi w tym przeszkadzać.
Zaśmiali się i zadzwonił dzwonek.
- Wiesz gdzie...?
- Idziemy za tłumem?
- Dobry pomysł- odparł brunet i poszli za gromadą dzieciaków w ich wieku.
***
Na głównej hali było chłodno i głośno. Chłopcy znaleźli sobie miejsca po prawej stronie trybun i czekali. W końcu na środku sali stanął niewysoki mężczyzna z czarnymi włosami lekko przypruszonymi siwizną i natychmiast wszelkie rozmowy ucichły.
- Witam! - odezwał się- Jestem Roberto Di Marco, dyrektor tego instytutu i miło mi, że wybraliście moją szkołę. Nie ma was wielu, ale na początek wystarczy. Pani Mori - wskazał szczupłą brunetkę o jasnych oczach - Przedstawi wam plan zajęć i odpowie na wszelkie pytania. Jeszcze raz witam was w IRS-ie i mam nadzieję, że czegoś się tutaj nauczycie.
Uczniowie nagrodzili go oklaskami.
- Nie wierzę, że to nasz trener - wyznał Francisco.
- Słyszałeś o nim?
- Jasnę! To mistrz.
- Mistrz, który ryzykuje wszystko, karierę, pieniądze, by stworzyć szkołę dla dzieciaków. To trochę nierozważne.
- Robi to dla córki- odezwał się chłopak z przodu.
Miał ciemne włosy i bladą skurę, a spojrzenie jego oczu przewiercało na wskroś.
- Co? - spytał Carlos nieco zdezorientowany.
- Ryzykuje tak dla córki- odparł tamten- Jest mniej więcej w naszym wieku. Chce coś jej zostawić.
- Skąd wiesz? - spytał Velazquéz.
- Długa historia. Jestem Diego, a wy to...?
- Ja jestem Carlos, a to Francisco- odpowiedział chudzielec.
- Umiecie grać?
- Chyba inaczej by nas tu nie było - zauwarzył Francisco.
- Połowa osób wyleci w przeciągu 2 miesięcy.
- Jak to?
- Są tu tylko dlatego, że ich rodzice są bogaci i nie wiedzą co z nimi zrobić. Gonią za marzeniem z dzieciństwa, ale szybko się zniechęcą - wyjaśnił.
- Skąd tyle wiesz? - spytał Carlos.
- Nie ważne.
- A ty umiesz grać? - spytał brunet.
- Tak i zamierzam być najlepszy- zapowiedział.
Wstał z krzesła, a chwilę później wstali również inni uczniowie. Spotkanie dobiegło końca i jutro zaczynała się szkoła.
Kom?
Gwiazdka?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top