Rozdział osiemnasty

– Możesz być ciszej? Próbuję słuchać nauczyciela. – Słyszę obok siebie poddenerwowany głos Jacka Fortmana. Kto by pomyślał, że na lekcjach algebry może istnieć większy zabójca nastroju niż matematyka sama w sobie? A jednak, proszę państwa, oto Jack.

Chichot w moich ustach zamiera, a ja obdarzam chłopaka mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, z którego ten nic sobie nie robi. Wzdycham ciężko. Muszę spróbować przekonać nauczyciela, żeby nas rozsadził. Mimo że Fortman jest najlepszy z algebry w klasie, nie mam z niego żadnego pożytku. Podczas sprawdzianów zakrywa kartki tak dokładnie, jakby od tego zależało życie jego rodziny. Ewidentnie mnie nie lubi, a ja nie zrobiłam mu nic złego. Zazwyczaj traktuję go jak powietrze, czyli jak większość uczniów, i gdyby nie algebra, nawet nie wiedziałabym, jak się nazywa. Ale może powinnam się nim zająć, skoro tak mnie traktuje?

– Proszę bardzo, słuchaj tego nudziarza – mówię chłodno. – W końcu to was łączy.

Jack spogląda na mnie spode łba i mruczy coś niezrozumiałego pod nosem, po czym skupia uwagę na zeszycie. Wzruszam tylko ramionami i powracam do mojego absorbującego zajęcia, a mianowicie przeglądania zdjęć, które zrobiłam w weekend. Ostatnio uczyłam się algebry tak często, że coś mi się od życia należy, szczególnie że nie mogę skupić się na tych nikomu niepotrzebnych zadaniach. Trzeba skorzystać z faktu, że siedzę za najwyższym chłopakiem w klasie i nauczyciel nie jest w stanie dostrzec tego, co robię.

Chwilę później ponownie uśmiecham się do siebie, choć staram się już nie chichotać. Nie jest to łatwe, gdyż na ekranie mojego iPhone'a pojawiają się coraz to zabawniejsze fotki przedstawiające moje wygłupy z Sharon podczas sobotniego wieczoru. Po maratonie „Emily w Paryżu" uznałyśmy, że same zabawimy się w modowe eksperymenty i przebierałyśmy się w moje stare ubrania, które przytaszczyłam z garażu, a następnie robiłyśmy sobie nawzajem równie alternatywne make-upy. Moją zdecydowaną faworytką jest Sharon wyglądająca jak Joker, choć ona uważa, że to ja jako kot z „Toma i Jerry'ego" prezentowałam się zabawniej.

Po przejrzeniu jakiegoś tysiąca zwariowanych selfie moim oczom ukazują się zdjęcia z niedzielnej kolacji z Samem. Ponownie się uśmiecham, ale tym razem nie z rozbawienia, ale autentycznej radości. Dawno nie widziałam mojej mamy tak rozbawionej, niż gdy mój chłopak opowiadał historyjki z nim, jego siostrą i Garfieldem w rolach głównych. Ponadto Sam i mój ojczym zachowywali się tak, jakby byli najlepszymi buddies, i to od lat. Nie sądzę, by mój tata byłby w stanie tak szybko zaakceptować jakiegokolwiek chłopaka u mojego boku.

Potrząsam głową dokładnie w tym samym momencie, w którym rozbrzmiewa dzwonek. Wreszcie koniec tej mordęgi! Muszę tylko pamiętać, żeby dowiedzieć się później, jaką pracę domową zadał nauczyciel, żebym nie narobiła sobie zaległości.

– Hej, idziesz na przerwę na dwór? – pyta podchodząca do mnie Ashley, z którą jako jedyną z ekipy mam algebrę.

Obrzucam ją uważnym spojrzeniem. Ashley już zaczęła żuć gumę, a palce jej prawej dłoni nerwowo stukają o udo. Widać, że chce zapalić.

– Nie, dzięki. – Krzywię się nieznacznie. – Idę do biblioteki.

To właściwie nie jest kłamstwo, bo chcę wypożyczyć jakąś książkę o historii osiemnastowiecznej Europy, ale nie muszę robić tego akurat teraz.

– Jak chcesz. – Ashley wzrusza ramionami. – Do zobaczenia na lunchu.

– OK – mruczę. Przynajmniej nie zaczęła mnie męczyć, jaki Sam jest w łóżku. Czasem jej uzależnienie jest przydatne.

Wychodzę na korytarz i z braku lepszego pomysłu kieruję się w stronę biblioteki. Sam powtarza teraz materiał z geografii na sprawdzian, który ma na następnej lekcji, więc nie zamierzam mu przeszkadzać, a nie mam jakoś ochoty na pogaduszki z którąkolwiek z moich koleżanek. Nie, odkąd poznałam Sharon i...

Wszystkie moje przemyślenia wyparowują w sekundę, gdy po skręceniu w kolejny korytarz widzę Holly i Kate. Stoją stanowczo za blisko siebie. Rudowłosa mówi coś do mojej kumpeli, a ta się rumieni i unika wzroku swojej rozmówczyni. Nagle Holly wyciąga rękę i dotyka jej dłoni, na co Kate drga, ale się nie odsuwa, tylko podnosi głowę.

Jej wzrok pada prosto na mnie.

O ile to możliwe, policzki Kate pokrywają się jeszcze większą purpurą. Ja tymczasem, podobnie jak Holly, nie jestem w stanie się poruszyć. Mam wrażenie, jakby film zwany inaczej moim popieprzonym życiem zaczął być odtwarzany w znacznym spowolnieniu. Ktoś trąca mnie łokciem, a ja nawet nie reaguję.

Nie potrafię uwierzyć w to, co widzę, choć przecież Sophie wyraźnie dała mi to do zrozumienia, a ja sama doszłam do wniosku, że to niestety ma sens. Ale co innego teoria, a co innego praktyka. Ponadto, jeśli Kate faktycznie się we mnie... jest mną zauroczona, to nie powinna tak reagować na Holly!

Niespodziewanie Kate przerywa ten dziwny letarg i odskakuje od rudowłosej tak gwałtownie, że uderza plecami o szafki poustawiane po bokach korytarza, po czym znika w głębi korytarza tak szybko, że nie zdążam nawet mrugnąć. Ale przynajmniej mogę się już poruszać. Rozprostowuję delikatnie zesztywniałe palce i mierzę się z Holly lodowatymi spojrzeniami, po czym, jak na zawołanie, każda z nas odwraca się w swoją stronę.

Całą sobą zmuszam się do tego, żeby moje nogi nie drżały, gdy pogrążona w myślach zmierzam w kierunku sali od literatury. Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo rusza mnie ta sytuacja, rodem z jakiegoś popieprzonego netflixowego reality show. Przecież mam Sama, nie jestem lesbijką, a Holly to głupia pizda, którą w ogóle nie powinnam się przejmować. A jednak jest inaczej i to powoduje, że mój żołądek mocno się ściska.

Dlaczego coraz gorzej panuję nad własnymi emocjami i skąd one w ogóle się pojawiają?

Po wejściu na pierwsze piętro podchodzę do najbliższego parapetu i wyciągam telefon, żeby napisać wiadomość do Sharon, ale zanim zdążę to zrobić, zza rogu wychodzi Nelly. Mam ochotę wyć. Czy wszechświat naprawdę tak mnie nienawidzi?! Zbieram się jednak w sobie, zanim zrobię coś, czego będę żałować, i decyduję się na konfrontację. Może i ostatnio reaguję bardziej emocjonalnie, ale nadal jestem Megan Clark. A Megan Clark potrafi kontrolować swoje życie i radzić sobie z ludźmi.

– Cześć, super, że cię widzę! – zaczyna szczebiotać Nelly, zanim otworzę usta. – Wpadłam wczoraj na genialny pomysł. Chodzi o przedostatnie przejście w choreografii dla koszykarzy. Może zamiast przodem powinnyśmy...

– Jesteśmy koleżankami? – przerywam jej tak stanowczo, że od razu milknie. Może powinnam użyć podobnego tonu w kierunku Eve, kiedy znów będzie mnie wkurzać swoim gadaniem? Tak, to na pewno zadziała, nawet jeśli wczoraj na zajęciach małolata była całkiem znośna. – Zapytałam o coś! – warczę, kiedy Nelly nadal milczy, wpatrując się we mnie z przerażeniem. Z jakiegoś powodu poprawia mi to nastrój, choć ciężar w brzuchu pozostaje.

– Tak, oczywiście. Dlaczego pytasz?

– Dlatego, że mnie, kurwa, okłamujesz! I to od dawna. – Przybliżam się do niej, żeby mogła mnie wyraźnie usłyszeć, pomimo że ściszyłam głos. Nie chcę, żeby kręcący się po korytarzu uczniowie podejrzewali, że się kłócimy. Nie zamierzam dostarczać im taniej rozrywki i powodów do plotek. – I najwyraźniej sądzisz, że możesz to robić bezkarnie.

– Ja cię nie okłamuję, Meg! – piszczy. – Po prostu nie mówiłam ci całej prawdy, ale to dlatego, że to sekret kogoś innego. Gdyby to był mój sekret, to...

– Tyle że ten sekret dotyczy mnie bezpośrednio, do cholery! – Mimowolnie podnoszę głos, a przechodzące obok dziewczyny, których nie kojarzę, patrzą na nas z zaciekawieniem. Uśmiecham się do nich słodko i czekam, aż znikną za rogiem, po czym ciszej kontynuuję: – Koniec tego udawania. Doskonale wiem, co się tu dzieje. Wiem, że to ja podobam się Kate – te irracjonalnie brzmiące słowa ledwo przechodzą mi przez gardło – i wiem, że Kate podoba się Holly. Ty wiesz o tym jeszcze lepiej niż ja. I masz świadomość, że Holly zrobi wszystko, żeby mi zaszkodzić. Jest przebiegła jak żmija. Nie zdziwiłabym się, że to dlatego zaczęła przyjaźnić się z Sophią i Pryszczycą. Chce odebrać mi nie tylko stanowisko kapitana drużyny, ale również koleżanki. A ty, mimo że niby za nią nie przepadasz, po prostu się temu przyglądasz i NIC mi nie mówisz!

– To nie tak, Megan... Ja... nie mogłam...

– Ile ją znasz, co? Niecały miesiąc. A mnie ponad rok! – syczę. – Dlaczego się tak zachowujesz?

– Kate błagała mnie, żebym nic ci nie mówiła! – Oczy Nelly błyszczą od łez, ale w ogóle mnie to nie rusza. – Wiedziała, że jesteś hetero, chciała się odkochać, ale nie potrafiła. A Holly nie jest wcale taka zła, ona jest całkiem zabawna, jak się ją lepiej pozna...

– Że co, kurwa? – Chyba muszę wyczyścić uszy, bo Nelly nie mogła tego powiedzieć. – Stoisz po jej stronie?

– Ja nie chcę stać po żadnej stronie, Meg! – Dziewczyna wyrzuca ręce na boki, a w jej spojrzeniu nie widzę już przerażenia, tylko coś na kształt determinacji. – Nie rozumiesz? Mam dosyć stawania po jakichkolwiek stronach. Dosyć udawania. Dosyć milczenia. Dosyć kręcenia. I dla twojej wiadomości nie jestem zakochana w Holly. Nie jestem zakochana w nikim i bardzo się z tego cieszę!

Ledwo słyszę końcówkę wypowiedzi. W uszach wibrują mi jej wcześniejsze słowa. „Dosyć udawania", „dosyć kręcenia". Serio sądzi, że w to uwierzę? Przecież ta laska uwielbia plotki. Nigdy nie musiałam specjalnie jej namawiać, żeby je dla mnie zdobywała. Ba, przecież nie tak dawno sama mi wyznała, że Sophie podkochuje się w Samie, dzięki czemu postanowiłam go poderwać i ku własnemu zdziwieniu odkryłam, że chcę się z nim związać nie tylko po to, żeby zrobić na złość byłej przyjaciółce. A teraz Nelly ma czelność mówić, że to ona ma dosyć?

– Świetnie, Nelly. To skoro masz dosyć milczenia, to mogłaś mi dawno powiedzieć, że Kate podkochuje się we mnie. Nie dostrzegasz tu pewnych luk w myśleniu? – pytam najbardziej fałszywie słodkim tonem, jakim jestem w stanie.

– Ale jej obiecałam! To moja przyjaciółka, nie mogłam złamać danej jej obietnicy.

– Twoja przyjaciółka? A co z...

Urywam gwałtownie, wpatrując się w nią tak, jakbym zobaczyła ją po raz pierwszy. Nie ma sensu o to pytać. Przecież wiadomo, że ja i ona się nie przyjaźnimy. Nie przyjaźnię się z żadną laską w szkole, bo z pełną świadomością tak zdecydowałam.

Ale to, kurwa, nie oznacza, że one nie przyjaźnią się między sobą.

Jak mogłam tego nie widzieć?! Kate i Nelly od początku miały silną więź, podobnie jak Ashley i Ivy, które znają się od lat. One wierzą w przyjaźń. I chyba wierzą też w miłość, niezależnie od tego, w co wierzę ja, i jak bardzo chamskie wobec innych potrafią być. Szczególnie Ivy i Ashley.

Drżę. Mam wrażenie, jakby wokół mnie zapanował mróz podobny do tego panującego na Syberii. Nigdy wcześniej nie czułam się w tej szkole tak bardzo nie na miejscu. Tak bardzo... samotna.

Naprawdę potrzebuję napisać do Sharon.

– Dobra, Nelly, sama wybrałaś, z kim chcesz się zadawać. – Mówiąc to, unikam jej wzroku. Nie ufam samej sobie, a nie mogę dopuścić do tego, żeby zobaczyła moje łzy. – Sama się przekonasz, czy to był dobry wybór.

– Ale... Meg... nie odchodź, ja...

Odwracam się na pięcie i zaczynam nucić pod nosem randomową melodię, aby jej słowa do mnie nie docierały. Nie zamierzam dać się komukolwiek oszukiwać, a już na pewno nie komuś takiemu jak Nelly. Choć, jak by na to nie patrzeć, ona chyba nie jest tak głupiutka, za jaką ją miałam. Jest jednak naiwna, a ja gardzę naiwnością. Jakim cudem mogła myśleć, że może kolegować się z nami wszystkimi bez żadnych konsekwencji?!

Cóż, właściwie nie ma to znaczenia, ponieważ zarówno Nelly, jak i Kate oraz ich wybory nic mnie już nie obchodzą.

***

– Cześć, sorry, że dopiero teraz się widzimy, nie spodziewałem się, że dyrka mnie wezwie – wita mnie wychodzący ze szkoły Sam i podchodzi do murku, na którym siedzę. Pochyla się, by pocałować mnie w policzek, ale odwracam głowę, więc jego usta trafiają w powietrze.

– Co się stało?

Mimo że na niego nie patrzę, słyszę zdziwienie w jego głosie. Zdziwienie podszyte troską. Za dobrze go znam, a on za dobrze zna mnie. Nie spytał, czy coś się stało, tylko co. A ja nie chcę mu mówić. Nie jest dziewczyną, nie zrozumie tego.

– Dlaczego zakładasz, że coś się stało? – pytam ostrzej, niż zamierzałam. – Po prostu nie mam dziś najlepszego nastroju.

Straciłam wątpliwej jakości koleżanki, a Sharon mi nie odpowiada. Niby nic takiego, a czuję się źle. Choć pewnie przede wszystkim chodzi o zbliżający się okres? Tak, to musi mieć znaczenie!

Tego Sam też nie zrozumie.

Zeskakuję na ziemię i rzucam:

– Idziesz?

Nie oglądając się na niego, zaczynam iść w kierunku parkingu na rowery, gdzie oboje zostawiliśmy swoje pojazdy.

– Megan, o co chodzi? – Sam podbiega do mnie, nie pozwalając mi odetchnąć. – Zrobiłem coś nie tak?

– Nie, nie wszystko kręci się wokół ciebie! – warczę i spoglądam na niego spode łba.

Po jego twarzy przebiega grymas bólu, a ja aż się cofam, jakbym dostała rykoszetem od własnego pocisku. On nie zrobił nic, żebym tak go traktowała.

Otwieram usta, ale nie jestem w stanie wydobyć z nich ani słowa. Złość i frustracja wciąż płyną przez moje żyły. Nie potrafię go przeprosić, choć wiem, że powinnam. Za bardzo kojarzy mi się z tą pieprzoną szkołą, której w tej chwili nienawidzę całym sercem.

Wpatrujemy się w siebie w milczeniu przez chwilę, która równie dobrze może trwać sekundy, co całą wieczność. Mam wrażenie, jakby ktoś ponownie przejął kontrolę nad moim ciałem. Nie potrafię ani nic powiedzieć, ani odejść.

W końcu to Sam decyduje za nas oboje.

– Nie spodziewałem się tego po tobie – stwierdza szeptem, a w jego zranionym spojrzeniu dostrzegam iskierki złości. – Może Billy miał rację.

Zanim zdążę jakkolwiek zareagować, Ratkovsky odwraca się na pięcie i kieruje się na parking. Z każdym kolejnym krokiem, który mnie od niego oddala, czuję coraz większą pustkę, a nie spodziewałam się, że to w ogóle możliwe.

Cholera jasna, co ja najlepszego zrobiłam?!

Przez moje plecy przebiega nieprzyjemny dreszcz, a na policzkach pojawia się coś mokrego. Ze złością ścieram łzy i rozglądam się dokoła. Sam dawno zniknął z zasięgu mojego wzroku, a zamiast niego dostrzegam w oddali dala osoby, których zdecydowanie nie chciałabym widzieć.

Sophie i Pryszczycę siedzące na ławce i śmiejące się z czegoś do rozpuku.

Zaciskam ręce w pięści i tak szybko, jakby gonił mnie diabeł, biegnę do swojego roweru. Nie wytrzymam tutaj ani sekundy dłużej.

***

Gdy wpadam jak burza do domu, cieszę się, że jest pusty, więc nikt nie będzie mi przeszkadzał w planie, który wymyśliłam podczas jazdy. Być może mam w sobie coś z masochistki, ale, kurwa, muszę przypomnieć sobie natychmiast, dlaczego tak bardzo nie cierpię Sophie.

Zamierzam przeczytać swój pamiętnik, którego od dłuższego czasu już nie piszę. Robiłam to jako naiwna, ufna i podatna na zranienia małolata, którą od dawna nie jestem i której wydawało się, że „starodawna metoda zapisywania przeżyć" ma w sobie coś magicznego. Po akcji z moją kuzynką i tamtym chłopakiem nawet zamierzałam go wyrzucić, ale jakoś nie byłam w stanie.

I, jak się okazuje, to dobrze, bo teraz będę mogła sobie dokładnie przypomnieć, dlaczego przyjaźń to chore mrzonki, w które nie powinnam wierzyć. Nawet jeśli poznałam kogoś takiego jak Sharon, zdawałoby się, ucieleśnienie dobra. Nadal mi nie odpisała, mimo że wysłałam do niej dwie wiadomości z prośbą o kontakt, bo mam bardzo zły dzień i potrzebuję się wygadać.

Zrzucam buty, odwieszam niedbale dżinsową kamizelkę i biegnę do swojego pokoju. Na miejscu zrzucam plecak i kładę się na podłodze, żeby wyciągnąć spod łóżka pudełko, do którego nie zaglądałam od ponad dwóch lat i gdyby nie okoliczności, z pewnością nadal bym tego nie zrobiła.

Lokalizuję pamiętnik i wyciągam go na zewnątrz, po czym zamykam pudełko, jakby mnie poparzyło. Lepiej, żebym nie patrzyła na resztę skrywanych przeze mnie przedmiotów. Lektura pamiętnika jest wystarczająco ryzykowna. Jestem świadoma, że może mnie coś podkusić i zacznę czytać więcej, niż powinnam, nie tylko o Sophie.

Sophie. To na niej powinnam się skupić.

Drżącymi rękami otwieram różowo-fioletowy notes z miękką okładką. Szybko odnajduję pierwszy z interesujących mnie wpisów. Pismo jest zdecydowanie mniej wyraźne niż zazwyczaj, a kartka sztywniejsza. Dobrze pamiętam, jak bardzo płakałam tamtego dnia, ponad cztery lata temu. Jak się okazuje, nie było po co.

Drogi pamiętniczku,

Stało się. Wczoraj Sophie wyjechała do Austrii. Będziemy rozmawiać przez SM, ale to nie to samo. Szczególnie że jest ta głupia zmiana czasu. Nie wiem, po co to komu. Tata mi niby tłumaczył, ale niewiele z tego zrozumiałam. Wiem za to, że nie będziemy mogły chodzić razem na lody ani oglądać Comedy Central. Nie będę mogła przekonywać jej do koni, a ona mnie do pływania. Nie rozumiem, dlaczego mnie to spotyka. Czemu jej tata musi być jakimś tam konsulem i czemu kazali mu jechać tak daleko?

Jedyny plus jest taki, że Sophie mieszka w Wiedniu i być może uda nam się odwiedzić Sophie i jej rodzinę. A Wiedeń jest bardzo ładny, oglądałam w Internecie zdjęcia. Mają tam drugi najstarszy tor wyścigów konnych w Europie, z 1878 roku! Nazywa się bardzo trudno, bo Trabrennbahn Krieau. Nie wiem, jak ktokolwiek jest w stanie wypowiedzieć takie słowa. Może Sophie się uda, jest taka mądra. Dlaczego ona musiała wyjechać?! Inne koleżanki w klasie nie są tak fajne, nawet jeśli Olivia i Clara są całkiem spoko, a Clara nawet oddała mi dzisiaj swoje Prince Polo, żeby mnie pocieszyć (...)

Przerzucam kolejne kartki, aż znajduję wpis napisany kilka tygodni później:

Drogi pamiętniczku,

Sophie chyba mnie już nie lubi. Nie wiem dlaczego. Ledwo mi odpisuje, nie mówiąc o dzwonieniu. Widzę, że jest dostępna na Messengerze, a w ogóle mi nie odpowiada. Nie pamiętała o naszej tradycji na pierwszą sobotę miesiąca, czyli o wypadzie do kina. Teraz to nie byłoby możliwe, ale umawiałyśmy się, że zamiast tego będziemy razem oglądać jakiś film online i na bieżąco go komentować. A ona poszła na Prater, i to z nowymi znajomymi, a nie rodzicami. Jest mi smutno. Clara i Olivia nie rozumieją mojej miłości do Hannah Montany. Mówią, że to staroć. A Sophie lubiła Hannah jeszcze bardziej niż ja. Mam nadzieję, że jak wróci, to i nasza przyjaźń będzie taka jak kiedyś. Na pewno tak będzie!

Dobrze pamiętam, że podobnych wpisów było wiele, ale nie jestem w stanie ich dalej szukać. To zbyt boli. Nie mogę czytać fragmentów, w których wierzyłam, że można nagiąć rzeczywistość. Cierpiałam z powodu własnej naiwności i najwyraźniej wciąż mi się zdarza. Czas ostatecznie z tym skończyć.

Dlatego muszę wyciągnąć największe działo.

Przerzucam znacznie więcej kartek niż dotychczas i znajduję wpisy sprzed ponad dwóch lat, kiedy dowiedziałam się, że tata ma raka. Staram się nie patrzeć na treść, tylko daty. Pamiętam, że to było jakoś w lipcu, dwa miesiące przed jego śmiercią... A Sophie, mimo że wtedy prawie w ogóle już ze sobą nie rozmawiałyśmy, doskonale wiedziała, że tata jest chory. W końcu jej rodzice byli dobrymi znajomymi moich.

Drogi Pamiętniczku,

Nie wierzę w to, co się stało. Sophie wróciła! I to kilka dni temu, rozumiesz? Ale ja dowiedziałam się dopiero dzisiaj. I to nie dlatego, że się do mnie odezwała, tylko dlatego, że wpadłam na nią w sklepie! A najgorsze jest to, że moi Rodzice doskonale wiedzieli, że Sophie wróciła, i nic mi nie powiedzieli! Twierdzą, że byli przekonani, że Sophie sama mi powiedziała...

I, kurczę, właściwie mają rację! Ona powinna była mi powiedzieć. Nie zrobiłam nic, żeby tak mnie olewać! Odkąd wyjechała, w ogóle nie zależało jej na kontakcie ze mną, a teraz to tylko potwierdziła. Może i Olivia i Clara nie są mi tak bliskie jak ona, ale przynajmniej mnie nie oszukują.

Na mój widok Sophie najpierw zbladła, potem się zarumieniła, a później zszarzała. I zaczęła się tłumaczyć. Stwierdziła, że początkowo się nie odzywała, bo bardzo stresowała się nową szkołą i tym, że nie zna niemieckiego tak dobrze, jak sądziła. Że inni uczniowie się z niej naśmiewali i przez to wszystko nie miała głowy do SM. I że tęskniła za Florydą tak bardzo, że aż bolało.

Myślę, że kłamie! A nawet jeśli nie, to nie tłumaczy tego, że się do mnie nie odezwała po powrocie na Florydę. Ani że nie zapytała, jak czuje się Tata. Gdy zapytałam ją, dlaczego nie powiedziała, że wróciła, nie była w stanie odpowiedzieć. W końcu wykrztusiła, że było jej głupio i nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. Mówiła coś jeszcze, ale nie słuchałam. Mam teraz większe problemy na głowie niż byłe fałszywe przyjaciółki.

Jestem prawie pewna, że wyniki Taty się pogorszyły. Co prawda Rodzice nic mi nie powiedzieli, ale po wczorajszej wizycie u lekarza oboje są jacyś tacy przygaszeni...

Przerywam czytanie. Na policzkach czuję łzy, ale nawet ich nie ścieram. Nie mam na to siły. Drżę od emocji – zarówno tych sprzed lat, jak i tych, które odczuwam teraz. Są niespodziewanie zbliżone. Uważam, że Sophie potraktowała mnie jak gówno, choć nie zasłużyłam. I mimo że jakaś część nadal woła rozpaczliwe „Dlaczego?!", wiem, że nie uzyskam odpowiedzi. Ba, nawet nie chcę. Nie chcę rozmawiać z Sophie, nie chcę rozmawiać z nikim. Mogę polegać tylko na sobie...

Moje rozmyślania przerywa mi dźwięk SMS-a. Mimo że mam dosyć ludzi, sięgam po telefon. A nuż to mama albo ojczym.

Okazuje się jednak, że to wiadomość od Sharon zaczynająca się od słowa „Przepraszam". Zawieszam palec w powietrzu. Przeczytać czy nie? Czy chcę być karmiona kolejnymi kłamstwami? Ale Sharon to nie Sophie. Nie zrobiła mi nic złego. Nie powinnam jej oceniać miarą tamtej zdrajczyni. Wystarczy, że Sam dostał rykoszetem...

Dlatego odblokowuję telefon i z szybko bijącym sercem otwieram wiadomość.

Przepraszam, miałam wyciszony telefon i dopiero teraz odczytałam wiadomość. Jest mi przykro, że miałaś słaby dzień. Jeśli wciąż chcesz pogadać, to dzwoń, jestem dostępna cały wieczór. Albo możemy się spotkać, jeśli chcesz 😊.

Wpatruję się w te słowa tak intensywnie, jakby były zapisane w obcym języku. A potem upuszczam telefon na podłogę i wybucham rzewnym płaczem.

***

Dałam się złamać i wrzucam rozdział już teraz, a to dlatego, że dopiero co skończyłam pisać rozdział dwudziesty pierwszy i już bym chciała, żebyście go przeczytali xD. Mam nadzieję, że nie chcecie mnie zabić za fragment z Samem. Można było spodziewać się jakiejś dramy. A to dopiero początek prawdziwych emocji. Niedługo jedziemy do cioci na urodziny i to tam dopiero będzie się działo.

Jak myślicie, jak dalej potoczy się relacja Megan z Samem i Sharon oraz jak skończy się drama miłosna dziewczynami? Będę wdzięczna za wszystkie Wasze teorie, jak również sugestie, uwagi, wytykanie nieścisłości itd. Cieszę się, że Megan zdobywa coraz większą liczbę czytelników :). Muszę przyznać, że uwielbiam pisać tę książkę. Kolejny rozdział pojawi się w drugiej połowie lutego. Ściskam Was gorąco i do zobaczenia :).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top