Rozdział dwudziesty szósty

Holly dosłownie tańczy w powietrzu, a ja nie jestem w stanie oderwać od niej wzroku. Podobnie jak zapewne cała widownia. Ta dziewczyna ma jakieś nadnaturalne zdolności. Jestem przekonana, że gdyby poszła do „America's got talent", to daliby jej golden bazzer. I choć nadal jej nie cierpię, nie jestem ślepa.

Ona jest znacznie lepsza niż którakolwiek z nas. Bezkonkurencyjna. Dlatego właśnie ułożyłam dla niej tę solową szesnastkę, ale ani taktu więcej.

Holly kończy pokaz na specjalnie zbudowanej dla niej konstrukcji, którą czterech chłopaków ściąga właśnie z boiska, a widownia dostaje szału. Przez cały mecz nie było takiego aplauzu, a jest już po połowie. Nic dziwnego, dziś obie drużyny grają tak, jakby chciały, a nie mogły.

Na lewym policzku czuję dziwne ciepło, zupełnie jakby ktoś wypalał mi w nim dziurę spojrzeniem. Odwracam głowę. To wyraźnie podekscytowana występem swojej nowej przyjaciółki Nelly stojąca kilka metrów ode mnie. Wygląda, jakby chciała mi coś powiedzieć. Moje nogi drgają, ale powstrzymuję je od wykonania kroku.

Jak miałabym pogodzić się z Nelly, nawet jeśli zaczynam to rozważać, skoro nadal nie porozmawiałam z Samem? Wciąż jest chory i zaczyna mnie to niepokoić. Co prawda Lila powiedziała mi dzisiaj, że jest z nim lepiej, ale wolałabym usłyszeć to od niego.

Chyba zapytam dzisiaj przez telefon Roya, co myśli na ten temat. Coraz bardziej chcę po prostu pójść do Sama, ale boję się odrzucenia. Jestem pieprzonym tchórzem!

Rozłoszczona przecieram twarz; sama nie wiem, czy wilgoć w okolicach moich oczu to pot, czy łzy. Kątem oka zerkam na Nelly, ale ona już na mnie nie patrzy, tylko żywiołowo gratuluje Holly wybitnego występu, a następnie mocno ją przytula. Żeby tylko nie przesadziła, bo Kate nie będzie zadowolona, a sama Nelly straci kolejną koleżankę.

Może i przez chwilę chciałam powiedzieć Holly jakąś pochwałę, ale właśnie skutecznie mi przeszło. Kiwam tylko w jej kierunku głową, a ona odpowiada tym samym.

Po meczu, który nasza drużyna przegrała, wyjątkowo nie spieszy mi się do szatni. Jakoś nie mam ochoty na wysłuchiwanie peanów na cześć Holly. W ogóle nie mam ochoty na przebywanie wśród ludzi.

Mimo to, gdy w końcu idę się przebrać, okazuje się, że nie jestem w szatni sama. W najdalszym kącie skrywa się skulona dziewczyna o pięknych blond włosach – jeszcze ładniejszych niż moje – która szlocha bezgłośnie, ale tak mocno, że jej ciało całe drży.

Przełykam nerwowo ślinę. To Natasza, jedyna dziewczyna z drużyny, którą naprawdę lubię, ale nie znam jej na tyle, by wiedzieć, co zrobić. Nie jestem dobra w pocieszaniu, a już na pewno nie, odkąd postanowiłam zamknąć się na emocje i relacje.

Dlatego stoję pośrodku szatni jak jakiś słup soli i tylko się na nią gapię. Nie poruszam się, ledwo oddycham, ale ona i tak chyba wyczuwa moją obecność, ponieważ unosi lekko głowę. Jej twarz jest spuchnięta od płaczu, a w oczach dostrzegam coś, co sprawia, że po moim kręgosłupie przebiega lodowaty dreszcz.

Rozpacz to uczucie, które zawsze potrafię rozpoznać i którego nie chciałabym już nigdy odczuwać.

Niezależnie od woli moje nogi zaczynają poruszać się w kierunku Nataszy. Przecież nie mogę jej zostawić. Klękam obok niej i dotykam delikatnie jej ramion. Czy powinnam coś mówić? Czy może tylko ją przytulić? Nigdy nie widziałam Nataszy w takim stanie. Czuję, że cokolwiek ją spotkało, jest znacznie gorsze niż jakakolwiek szkolna drama.

– On nie żyje – wykrztusza niespodziewanie i wybucha głośnym płaczem. Oplatam ją ramionami, a ona zanosi się tak bardzo, że muszę oprzeć się o ławkę, żeby nie stracić równowagi. – Mój wujek nie żyje! – Tym razem w jej głosie słyszę palącą złość.

To uczucie rozumiem, choć nie lubię go już tak bardzo, jak wcześniej. Chyba zbyt często je odczuwałam. To chyba przez to stałam się aż tak podobna do Florence.

Natasza znów płacze, a ja staram się lekko kołysać jej ciałem, aby ją uspokoić. Nie wiem, co powiedzieć, dlatego milczę. Pamiętam, że przez większość czasu po śmierci taty i próbie samobójczej mamy ostatnim, czego chciałam, była rozmowa, ale jednocześnie bardzo potrzebowałam drugiego człowieka. Ciocia to rozumiała. Być może rozumiał to nawet Vernon, którego wówczas nienawidziłam całym sercem.

Stąd wiem, a raczej mam nadzieję, że moja bliskość w jakiś sposób pomoże Nataszy. Że poczuje, że nie jest sama. I faktycznie, płacz powoli cichnie, a jej ciało już tak bardzo nie drży. Mimo to trzymam ją najmocniej, jak potrafię.

– Pamiętasz, jak pomyliłam się na jednej z choreografii? – Natasza zabiera głos po trudnym do określenia czasie i wyplątuje się z uścisku tak, żeby na mnie spojrzeć. Wygląda jak kupka nieszczęścia, a i tak jest piękna. – Dosłownie godzinę wcześniej dowiedziałam się, że wujek zaginął. Walczył na froncie, ale regularnie odzywał się do cioci, swojej żony, która mieszka we Lwowie. Nagle przestał. Teraz wiemy już na pewno, że zginął. Dzisiaj otrzymaliśmy informację, że znaleźli jego ciało...

Natasza przerywa gwałtownie i ponownie ukrywa głowę między kolanami. Tym razem nie wybucha płaczem. Chyba zabrakło jej łez. Z wahaniem dotykam jej kolana. Wciąż jest ubrana w strój do występu.

– I byłaś w stanie ćwiczyć? – szepczę pierwsze, co przyjdzie mi do głowy. Nie jestem z tego dumna, ale nie cofnę już tych słów.

– Dowiedziałam się po meczu. Gdy zobaczyłam dziesięć nieodebranych połączeń od mamy i trzy wiadomości, to wiedziałam, że musi chodzić o wujka. To brat bliźniak mojej mamy. Był dla mnie jak ojciec, choć mieszkał tak daleko stąd... – Jej głos ponownie się załamuje.

– Natasza, tak bardzo mi przykro – mówię, starając się nie myśleć, jak bezuczuciowo to brzmi. Ta dziewczyna przeżywa tragedię, a ja mogę powiedzieć tylko coś takiego. Choćbym chciała, nie przywrócę jej wujka do życia. – Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – dodaję niepewnie.

– Nie... nie wiem. Nie wiem. – Przez jej ciało ponownie przechodzi gwałtowny dreszcz. – Nie mam pojęcia. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat on. Dlaczego można stracić kogoś tak nagle? To jest... był... taki wspaniały człowiek. Dobry i szczery. Już nigdy z nim nie porozmawiam. Nigdy go nie zobaczę...

– On zawsze przy tobie będzie – szepczę. – Zawsze będziesz go pamiętać. I na pewno będzie z ciebie dumny, bo jesteś wspaniałą, silną dziewczyną.

Natasza spogląda na mnie z niedowierzaniem, ale na jej ustach pojawia się w końcu coś na kształt lekkiego uśmiechu.

– Dzięki, Megan, że mnie wysłuchałaś. Jesteś dobrą koleżanką.

Mam ochotę zanegować jej słowa, ale w ostatniej chwili gryzę się w język. To nie jest moja chwila, tylko jej. Łapię ją za rękę, a ona mocno ściska moją dłoń.

– Muszę już iść – mówi i powoli wstaje z podłogi. – Tata zaraz po mnie będzie. Sama rozumiesz...

– Oczywiście – odpowiadam i również się podnoszę. – Jeśli będziesz chciała porozmawiać, to zadzwoń albo napisz, dobrze?

– Dobrze. – Natasza kiwa głową, ale mam wrażenie, że wcale tego nie zrobi. – Możesz mi coś obiecać? – pyta niespodziewanie.

Chcąc nie chcąc, potakuję skinięciem głowy.

– Jeśli masz z kimś dla siebie ważnym jakieś niewyjaśnione sprawy, rozwiąż je. Nie ma co tracić czasu na głupoty. Nigdy nie wiesz, co może się stać.

Wpatruję się w nią, jakbym widziała ją po raz pierwszy w życiu. Nie jestem w stanie nawet się poruszyć. Czy to możliwe, że chodzi jej o Sama? Przecież nie jest głupia ani ślepa, a ponadto cała szkoła plotkuje na ten temat od dwóch dni, czego można się było spodziewać po moim wybuchu.

I choć część mnie nadal boi się konfrontacji, po raz pierwszy od wielu dni jestem spokojna, ponieważ podjęłam właśnie decyzję. Po powrocie do domu gotuję rosół i idę do Sama. Nic mi nie przeszkodzi.

– To ja ci dziękuję, Natasza – mówię zdławionym tonem. – Tak jak już mówiłam, jesteś wspaniałą osobą.

– Przestań. Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego. – Macha ręką, a jej dolna warga ponownie drży.

– Jest. Chociażby twoje rozciągnięcie – mówię pierwsze, co przychodzi mi do głowy, a co jest szczerą prawdą. – Nawet Holly nie jest tak dobrze rozciągnięta jak ty.

– To akurat prawda. Dzięki, Megan. – Tym razem to ona mnie przytula. Przepraszam, ale naprawdę muszę iść się przebrać.

– Jasne. Ja też powinnam się zbierać. – Rosół robi się wyjątkowo długo, a nie zamierzam iść do polskiego sklepu po kostkę rosołową, nie będę oszukiwać. – Jeśli wieczorem się nie odezwiesz, to sama do ciebie napiszę – dodaję, zanim Natasza zniknie w łazience.

– Okej. Do usłyszenia!

***

„Jeśli masz z kimś dla siebie ważnym jakieś niewyjaśnione sprawy, rozwiąż je", powtarzam sobie w myślach raz po raz, kiedy z szybko bijącym sercem stoję przed drzwiami prowadzącymi do domu Sama i z jakiegoś powodu nadal nie jestem w stanie przycisnąć dzwonka do drzwi.

Minęło już tyle czasu. On pewnie i tak nie chce mnie znać. Na pewno dowiedział się, że przyznałam się przed całą szkołą, że to ja jestem powodem naszej kłótni, ale jednocześnie może być na mnie jeszcze bardziej zły, bo przy okazji znów mówiłam o naszych prywatnych sprawach na forach. A fakt, że akurat była to prawda, niewiele pomaga.

Może koledzy się z niego śmieją, że jeszcze mnie nie zaliczył? Z drugiej strony w obecnych czasach to nie jest aż tak istotne. Tylko Ashley i Ivy mają na tym punkcie jakiegoś kręćka. Sporo ludzi w moim wieku spotyka się z kimś i te pary wcale nie uprawiają seksu, a już na pewno nie gadają o tym na prawo i lewo.

Czemu właściwie ja aż tak się tym przejmowałam?

Garnek z zupą coraz bardziej mi ciąży. Nie odstawiłam go na ganek, choć chyba muszę, żeby przycisnąć dzwonek. Ale tak bardzo nie chce mi się schylać, a potem znów go podnosić. Tak bardzo chciałabym, żeby Sam mi wybaczył. Tak bardzo boję się, że tego nie zrobi...

I mam tego dosyć. Mam dosyć samej siebie, tego tchórzostwa i niezdecydowania. Nie mogę marnować czasu, Natasza miała rację.

Jakimś cudem udaje mi się wcisnąć dzwonek łokciem.

– Megan, ale super, że przyszłaś! – woła na mój widok uradowana Vicky, która dosłownie w sekundę otwiera drzwi. Na jej rękach siedzi wyraźnie niezadowolony Garfield. – No dobra, ty chudzielcu, idź sobie, skoro nie chcesz mojej miłości. – Wypuszcza kota z objęć, a ten, prychając, szybko znika w głębi domu.

Supeł w moim żołądku nieco się rozwija. Może nie będzie tak źle? Przynajmniej jego młodsza siostrzyczka nadal mnie lubi.

– Przyszłam do Sama. Czy jest w... – urywam i żałuję, że nie mogę podrapać się w głowę. Jeśli faktycznie jest chory, to raczej nie włóczy się poza domem, a wątpię, żeby Lila mnie okłamała. – Przyniosłam rosół. To taka...

– Europejska wersja ramenu, wiem! Super, mogę też trochę zjeść?

– Zrobiłam tego cały gar, więc pewnie tak. – Unoszę nieco garnek, żeby podkreślić swoje słowa, choć ramiona coraz mocniej mi cierpną. Trzymam go już ponad dziesięć minut. Całe szczęście Vernon mnie podwiózł. – Mogę wejść?

– Jasne. Już nie jesteś obca, więc mamusia nie mogłaby być zła, że cię wpuszczam. Rodziców nie ma, poszli na zakupy. Ja bawiłam się właśnie w salonie, bo Sam spał po obiedzie. Już nie ma gorączki, ale jest osłabiony. Nawet nie ma siły się ze mną bawić w wyrzucanie.

Spoglądam na nią na wpół przerażona, wpół zaciekawiona. Ostatecznie decyduję się nie dopytywać. Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć.

– A w co bawiłaś się w salonie? – pytam zamiast tego.

– W szkołę. Bobby pokłócił się z Margaret, bo Margaret powiedziała mu, że jest głupi.

– No to na poważnie – mówię grobowym tonem, starając się z całych sił, żeby nie drgnął mi kącik ust. – A czemu Margaret tak mu powiedziała?

– Bo Bobby śmiał się, że jej włosy mają kolor marchewki.

– A mają?

– Może i tak, ale Bobby nie powinien się z tego śmiać. Mamusia mówi, że nie można śmiać się z czyjegoś wyglądu.

– Twoja mamusia ma rację – podkreślam. – Ale chłopcy często tak mówią nie dlatego, że tak myślą, tylko dlatego, że jakaś dziewczyna im się podoba i chcą ją zaczepić.

– I dlatego ją obrażają? To głupie.

– Masz rację, to głupie. Ludzie robią różne głupie rzeczy.

– Ty też? – Vicky robi ogromne oczy.

– Ja też. – A najgłupsze, co ostatnio zrobiłam, to pokłócenie się z twoim bratem, choć przecież ci tego nie powiem.

– Mogę ci pokazać moją szkołę, jeśli chcesz. Sam pewnie jeszcze śpi. Gdy się obudzi, to pewnie mnie zawoła. Mamusia kazała mu mnie pilnować. A mnie kazała go nie budzić. To ma sens?

– Powiedzmy. – Parskam śmiechem. – Twoja mamusia bardzo was kocha. Pokaż mi tę swoją szkołę.

Po odstawieniu garnka z rosołem na płytę indukcyjną, żeby się podgrzał, przechodzimy do salonu, gdzie odkrywam, że Vicky przemieniła w szkołę większą część salonu, a to z pewnością nie jest małe pomieszczeni. Nigdy nie widziałam tak dużo klocków lego scala poza sklepem.

– Wow. Jestem pod wrażeniem – wyrywa mi się bezwiednie. – Ile masz tych lalek?

– Sam je niedawno liczył i było ponad czterdzieści.

– Wow – powtarzam po raz kolejny. – To które to Margaret i Bobby?

– Margarett to jedyna ruda. A Bobby to ten. – Vicky pochyla się i bierze do ręki figurkę przedstawiającą pofarbowanego na ciemny blond Azjatę. – To chłopak, który ubiera się najlepiej w szkole i jeździ porsche. Tata mówi, że porsche jest super. A Bobby pochodzi z bogatej rodziny i jest pozerem.

– Skąd ty znasz takie słowa? – pytam zaskoczona.

– Z Internetu. – Vicky wzrusza ramionami.

– Masz już swój telefon?

– Pewnie, przecież mam już osiem lat! – woła oburzona. – Tyle że mama nie pozwala mi założyć kont na SM. Ale czasem zabieram Samowi komórkę i wchodzę na TikToka – odpowiada szczerze, a gdy uświadamia sobie, co powiedziała, dodaje: – Tylko mu nie mów!

– Może i nie powiem, ale – zawieszam głos – musisz mi dać tę waszą przepyszną lemoniadę!

– No dobra, dobra. Lemoniada za rosół, może być.

– Ale ty jesteś mała negocjatorka. – Próbuję potargać ją po włosach, ale jest na tyle zwinna, że się uchyla, po czym umyka do części kuchennej aneksu.

– Wiem, tata mówi, że zostanę kiedyś polityczką! – woła do mnie z dumą i wyciąga dwie szklanki oraz dzbanek z lemoniadą.

– Vicky, co tak krzyczysz? Gadasz sama ze sobą? To już przesada! – Słyszę z góry nieco stłumiony okrzyk Sama.

Przez moje wnętrze przelewa się fala ulgi połączonej ze strachem. Stęskniłam się za jego głosem, ale jednocześnie znów się boję. Tyle że teraz nie zamierzam się już wycofać, i to w jakiś paradoksalny sposób mi pomaga.

– Nie krzyczę do samej siebie, mamy gościa! – woła Vicky, a ja szybko nalewam sobie porcję lemoniady, żeby choć trochę zmniejszyć suchość w ustach, zanim zobaczę Sama.

– Gościa? Dzisiaj nikt nie miał nas odwiedzić... Coś ty znowu wykombinowała? – Głos Sama staje się coraz wyraźniejszy, a po chwili słychać skrzypienie schodów. Lada chwila i... – Megan? Co ty tu robisz?

Nienaturalnie blady – a przecież jest Mulatem! – Sam wpatruje się we mnie, jakby zobaczył ducha, a ja ponownie nie jestem w stanie się ruszyć. Jedynie to otwieram, to zamykam usta, zupełnie jak ryba, która pragnie złapać powietrze.

– Megan przyniosła ci rosół! – świergocze Vicky, wskazując na garnek, a ja mam ochotę uścisnąć. – To taki europejski ramen.

– Wiem, Vicky – mówi Sam. Wciąż nie spuszcza ze mnie wzroku. Mam wrażenie, jakby próbował odczytać wszystkie moje myśli, a ja sama nie wiem, co w tej chwili mam myśleć. Wiem tylko, że cieszę się, że go widzę. Że, choć trochę zmizerniały, wygląda w miarę dobrze. Że chciałabym się do niego przytulić. Że za nim tęskniłam. – Przyszłaś do mnie?

Kiwam zamaszyście głową.

– Chcecie zabrać ten rosół na górę? Ja muszę wracać do kłótni Margaret i Bobby'ego. Nie mogę dopuścić do tego, żeby wrócili do domów pokłóceni – stwierdza Vicky stuprocentowo poważnym tonem i chyba dzięki temu odzyskuję zdolność mówienia.

Czy ona naprawdę ma tylko osiem lat?

– Tak, to dobry pomysł. Mam nadzieję, że masz ochotę? – zwracam się do Sama. Mam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.

– Tak, mam – odpowiada po chwili. Ta odpowiedź ma chyba szersze znaczenie, ale nie chcę pozwolić sobie nad przedwczesną radość. – Skorzystajmy z tego, że nie ma mamy i weźmy zupę do siebie. Tylko, Vicky, masz jej nie mówić.

– Nie powiem, nie jestem paplą. No chyba że mnie wkurzysz.

– Pobawię się z tobą potem w wyrzucanie – zapewnia ją Sam.

– No dobra, nie powiem mamie, nawet jak mnie wkurzysz. – Oczy dziewczynki rozświetlają się z radości.

– Co to jest to wyrzucanie? – Tym razem nie mogę powstrzymać ciekawości.

– Podrzucam ją do góry i łapię – tłumaczy Sam. – Jak chodziła do przedszkola, to było łatwiej. Rośnie jak na drożdżach.

– Albo to ty wcale nie jesteś tak silny, jakbyś chciał – dogryza mu Vicky, a ja nalewam w tym czasie podgrzany rosół do trzech misek.

– To co, idziemy na górę? – Zerkam na Sama, który tylko kiwa głową. Nie uśmiecha się, ale też nie jest zły. Właściwie to niespecjalnie pokazuje jakiekolwiek emocje. Nie wiem, czego się spodziewać, ale wiem, co powiedzieć.

Bierzemy dwie miski i zostawiamy Vicky, która ledwo zwraca na to uwagę, już pochłonięta perypetiami swoich lalek.

– Wiem, że prosiłeś mnie o czas, ale ja już... ja nie mogłam dłużej czekać – informuję, gdy tylko zamykamy za sobą drzwi do pokoju i odstawimy na biurko miski z zupą. Nie jestem w stanie milczeć ani sekundy więcej. – Martwiłam się o ciebie. Lila powiedziała, że bierzesz antybiotyk. Ja... nie mogłam po prostu tylko siedzieć i czekać... Czy jesteś na mnie zły?

– Za to, że przyszłaś? – pyta zaskoczony Sam. – Możemy usiąść?

Kiwam głową, bo widzę, że jest osłabiony, ale wiem, że trudno będzie mi usiedzieć spokojnie w miejscu. Niemniej zajmuję krzesło stojące przy biurku, uważając, by nie dotknąć ogona śpiącego na blacie Garfielda, który najwyraźniej uciekł przed Vicky właśnie tutaj. Sam za to siada na łóżku. Nie odrywa ode mnie wzroku.

– Tak. Prosiłeś mnie o czas, więc możesz być zły. Przyszłam tu bez zapowiedzi... Z drugiej strony możesz być też rozżalony, że nie zapytałam cię o zdrowie. Że nie pogratulowałam po tym świetnym występie na meczu. Sama nie wiem. Powinnam była? – urywam przerażona, a mój oddech staje się nierówny. Czy naprawdę powiedziałam to wszystko na głos?

– Megan, nie jestem na ciebie zły. Już od dawna nie jestem. No, może było mi faktycznie trochę przykro, gdy nie podeszłaś do mnie po meczu. Gdyby nie twoje wsparcie, to chyba nie poszłoby mi tak dobrze. Kibicowałaś mi tak mocno, że myślałem, że zaraz tam padniesz. – Mruga do mnie okiem.

Mruga do mnie okiem. Czy to możliwe, że...

– Żałowałem, że nie poszłaś z nami na tę pizzę, a później na imprezę – kontynuuje Sam, nie spuszczając ze mnie spojrzenia. – Nie bawiłem się na niej bez ciebie zbyt dobrze, no i chyba to tam złapałem to cholerne choróbsko, bo nie tylko ja skończyłem na antybiotyku. Przez kilka dni miałem gorączkę i ledwo mówiłem, ale teraz jest znacznie lepiej. Dawno się tak mocno nie pochorowałem. – Jakby na potwierdzenie tych słów, łapie go atak suchego kaszlu. Podnoszę się, żeby poklepać go po plecach, ale macha ręką, żebym została w miejscu.

– Powinnam była się do ciebie szybciej odezwać – szepczę ze łzami w oczach. – Teraz ten rosół już nie jest ci tak potrzebny.

– Jest mi potrzebny, bo jest od ciebie.

O ile to możliwe, moje serce bije jeszcze szybciej.

– Czy to znaczy, że – urywam, ale Sam nic nie mówi – w ogóle nie jesteś już na mnie zły?

– Nie, nie jestem. Megan, ja wiem, co zrobiłaś – dodaje poważniejszym tonem – i dziękuję ci za to. To wymagało dużej odwagi.

– O czym mówisz? – pytam, czując, jak moje ciało ponownie się napina. Jestem prawie pewna, że wiem, o co chodzi.

– Wiem, co powiedziałaś ludziom w poniedziałek na korytarzu. – Sam odchrząkuje. – Mark mi to streścił.

– Och, sądziłam, że to Lila ci powie – wyrywa mi się. – Twój przyjaciel za mną nie przepada.

– To prawda, ale chyba już cię nie nienawidzi – informuje Sam, jakby miało mnie to pocieszyć. Z jednej strony zdanie jakiegoś randomowego Marka nie powinno mnie obchodzić, ale z drugiej jednak trochę obchodzi, ponieważ ten chłopak, niestety, miał co do mnie dużo racji. – Nie musiałaś tego robić, a jednak zrobiłaś.

– Tak, tylko że przy okazji, ratując twoje dobre imię, wszyscy dowiedzieli się, że jeszcze ze sobą nie spaliśmy. A to, czy to robimy, czy nie, powinno być tylko i wyłącznie naszą sprawą. Więc generalnie spieprzyłam sprawę po całości – mruczę. – I za to też chcę cię przeprosić, po raz kolejny.

– Faktycznie, wolałbym, żeby cała szkoła o tym nie wiedziała – przyznaje łagodnie Sam – ale to już się stało i nic z tym nie zrobimy. Za kilka dni wszyscy o tym zapomną. – Ponownie kaszle. – Wiem za to, że wyznając swoim koleżankom prawdę, udowodniłaś mi, że ci zależy.

Milczę, wpatrując się w niego. W jego oczach nie widzę żalu ani złości. Nie dostrzegam jednak tej samej radości, co kiedyś. To jeszcze nie jest mój Sam. Chcę zacząć wyginać palce, ale wtedy uświadamiam sobie, że od jakiegoś czasu głaszczę lewą ręką wciąż śpiącego Garfielda. Może dlatego moje serce bije w miarę powoli.

– Tak, to prawda. Zależy mi na tobie. Na nas. I to bardzo – wyznaję drżącym głosem. – Dlatego tak bardzo bałam się tej rozmowy. Że nie chcesz mnie znać. Że przemyślałeś wszystko i uznałeś, że nie chcesz być z taką krętaczką. Że Billy mógł cię dodatkowo przekonać, że nie jestem warta zaufania...

– Megan, popełniłaś kilka błędów, ale każdy z nas je popełnia. Nie skreślam ludzi za coś takiego. Trzeba mieć odwagę, żeby wziąć na siebie winę i przeprosić – stwierdza Sam pewnym siebie tonem. – Gdybym bym w szkole, dawno bym do ciebie podszedł, żeby się pogodzić. Ale dopiero od wczoraj nie mam gorączki, a od przedwczoraj jakkolwiek jestem w stanie mówić.

– Chciałeś się ze mną pogodzić, zanim powiedziałam Ashley i Ivy prawdę? – pytam zaskoczona.

– Chciałem pogodzić się już po meczu – stwierdza. – Nie lubię się z tobą kłócić. Nie chcę się z tobą kłócić. To takie... nienaturalne. Jakby wbrew naturze.

Och, czyli Vernon miał rację. Czuję, jak na moich policzkach pojawia się rumieniec. A przecież ja prawie nigdy się rumienię. Ostatnio zdarzyło się to przy Robercie, o którym nie powinnam teraz myśleć i o którym właściwie w ogóle nie myślę, bo i po co.

– Zgadzam się. Ja też nie chcę się z tobą kłócić. Chcę za to, żeby... żeby było jak wcześniej. – „Żebyśmy byli razem", myślę, ale nie jestem w stanie powiedzieć tych słów na głos. – Chcę znowu z tobą być.

– Znowu? To według ciebie my się rozstaliśmy? – pyta Sam z dziwnym błyskiem w oczach.

– Ja... no wiesz... myślałam, że nie chcesz mnie znać. Przez to wszystko, co nabroiłam. Przez moją reputację. No wiesz, ja wcześniej nie chciałam wchodzić w stałe związki. Dopiero przy tobie się to zmieniło.

– No i dobrze, cieszy mnie to. – Sam uśmiecha się tak, że w końcu widać ten jego cudowny dołeczek, a ja czuję, że się rozpływam. Tak bardzo na to czekałam. – My się pokłóciliśmy, ale nie zerwaliśmy ze sobą. I ja też chcę, żeby było między nami dobrze. Tylko mam jedną prośbę.

– Jaką? – pytam napięta. Czy oczekuje, bym rozszerzyła wątek mojego wcześniejszego podejścia do facetów? Sama myśl mnie paraliżuje. I tak wie o mnie tyle złego, a skoro zmieniłam nastawienie, to po co właściwie mam o tym teraz mówić? To już przeszłość. Nie zamierzam już nigdy odgrywać się na nikim, podrywając jakiegoś faceta.

– Będziemy ze sobą szczerzy. I ty, i ja. Jeśli któreś będzie miało jakieś wątpliwości albo coś narobi, to powie tej drugiej osobie o tym. Komunikacja to podstawa.

Kurwa. Czy to oznaczy, że powinnam mu wyznać, że na początku zainteresowałam się nim tylko dlatego, że chciałam zrobić na złość Sophie? Niby jak? To brzmi tak źle... I od dawna nie ma znaczenia.

– Dlatego to ja pierwszy powiem ci coś, co powinienem był zrobić już dawno temu – stwierdza Sam, wstając z łóżka. Chyba nie widzi moich rozterek. Podchodzi powoli i klęka pochyla się nade mną tak, że jego oczy znajdują się na poziomie moich.

– Jesteś dla mnie bardzo ważna. I początkowo zupełnie tego nie planowałem, ale to po prostu... się stało, a ta przerwa tylko mi to uświadomiła. Zakochałem się w tobie, Megan. – Mówiąc to, patrzy mi prosto w oczy, jakby szukał w nich jakichś odpowiedzi.

I najwyraźniej znajduje je szybciej niż ja, ponieważ nachyla się jeszcze bardziej i składa na moich ustach delikatny pocałunek, a fala motyli, która zalewa ciało, przegania nawet moje rozterki.

Powiem mu prawdę. W końcu nawet jeśli weszłam w tę relację z nieprawidłowych pobudek, teraz moje uczucia wobec niego są jak najbardziej szczere. Dlatego właśnie bez wahania przyciągam go jeszcze bliżej i pogłębiam początkowo niewinną pieszczotę.

Chcę przekazać mu to samo, co on mnie, tylko że bez słów. Nie jestem bowiem pewna, czy byłabym w stanie wyznać mu dokładnie to samo, a od tej pory nie zamierzam go już nigdy okłamywać.

Nigdy.

***

W końcu nadeszła ta chwila, Megan i Sam się pogodzili, cieszycie się? Ponadto Megan być może zyskała nową koleżankę. Chyba jest tutaj za dobrze i czas to zmienić, jak uważacie?😈😈
Do zobaczenia pod komentarzami, jak zwykle będę wdzięczna za wszystkie uwagi i sugestie. Kolejny rozdział za ok. tydzień. Pozdrawiam z majówkowej podróży! Odpoczywajcie 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top