Rozdział dwudziesty pierwszy
Na urodzinowym obiedzie cioci udaje mi się wylądować pomiędzy wyjątkowo głośnym pięcioletnim dzieckiem przyjaciółki Nathalie a skrajnie otyłym bratem jej zmarłego męża, którego prawy pośladek zajmuje część mojego krzesła. Normalnie bym za coś takiego zabiła, ale nie dzisiaj. Dzięki takiemu usadzeniu nie muszę skupiać się na ignorowaniu Florence i Roya ani pilnowaniu mamy – tym ostatnim zajmuje się Vernon po drugiej stronie stołu. Nie obawiam się również, że ktokolwiek będzie brał mnie na spytki. Pięciolatek i jego rodzice są zbyt zajęci sobą nawzajem, a grubas pochłanianiem kolejnych porcji przepysznej kaczki upieczonej przez ciocię.
Problemy zaczynają się, gdy kończymy drugie danie, śpiewamy „Happy birthday" i część gości postanawia przesiąść się na kanapę, w której pobliżu, na stoliku kawowym, znajdują się słodycze. To wtedy tarcza ochronna w postaci wujka znika, aby upolować zapewne największy kawałek czekoladowego tortu, a ja staję się celem uporczywego spojrzenia Roya siedzącego dobre kilka miejsc ode mnie. Czemu on tak się na mnie gapi? Rano też to robił, ale przynajmniej nic nie powiedział. Coś w jego spojrzeniu mówi mi, że teraz będzie inaczej.
Że nie odpuści.
Nie jestem gotowa. Nasłuchałam się w życiu wystarczająco wielu kłamstw, a jeszcze więcej sprzedałam. I chyba przestaję być z tego taka dumna, jak jeszcze miesiąc temu. Kulę się w sobie i skupiam uwagę na szklance wypełnionej mrożoną herbatą malinową. Mieszkając na Florydzie, prawie nigdy nie piję ciepłej herbaty.
– Porozmawiajmy, Meg. – Słyszę głos Roya znacznie bliżej, niżbym chciała.
Podnoszę powoli głowę, a mój wzrok pada na kuzyna stojącego obok mojego krzesła. Od jego wyprostowanej sylwetki wręcz bije pewność siebie.
– Nie mamy o czym – odpowiadam, wpatrując się w serwetkę leżącą na stole.
– Dobrze wiesz, że to nieprawda. Nie mam pojęcia, dlaczego postanowiłaś przestać ze mną rozmawiać. Chciałbym to zmienić. Ale nawet moja cierpliwość ma granice.
Jego głos nieco drży i chyba dlatego postanawiam na niego spojrzeć. Przez jego twarz przebiega jakiś cień, jakby niepewności.
– Nie wiesz? Naprawdę? – W moim pytaniu jest więcej nadziei niż pogardy. Nienawidzę siebie za to. Nie mogę dać mu się ponownie zmanipulować.
– Co ona zrobiła, Megan? Co ci o mnie nagadała? Innej przyczyny twojego zachowania niż zagrywki Flo nie potrafię dostrzec.
Zaciskam pięści na samą myśl o Florence, której na szczęście nie widzę w zasięgu wzroku. Pewnie uciekła na dwór, żeby zapalić. Już wczoraj odkryłam, że popapla w ukryciu, i nawet zastanawiałam się, czy jej nie podkablować cioci.
– Łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie, czego Florence nie nagadała. Mnie albo innym – odpowiadam gorzko, zanim zdążę to przemyśleć. W tych słowach jest tyle bólu i żalu, że sama się o siebie boję. Czy to możliwe, że tamte wydarzenia nadal mają na mnie wpływ? Nie jestem głupia; wiem, że śmierć taty i depresja mamy odcisnęły ogromne piętno, ale sądziłam, że od wydarzeń z Lakeland dałam radę całkowicie się odciąć.
– Chodźmy na spacer i porozmawiajmy – ponownie namawia Roy. – Ja naprawdę nie mam pojęcia, o co chodzi. Wiem tylko, że podkochiwałyście się w tym samym kolesiu.
Rzucam mu pełne niedowierzania spojrzenie, bo przecież on musi kłamać, ale z jakiegoś powodu wstaję i kiwam głową. Chyba jestem po prostu zmęczona.
Roy informuje po drodze swoją mamę, że wychodzimy, i chwilę później znajdujemy się na dworze. To tam w pełni dochodzi do mnie, na co się zgodziłam. Z własnej woli postanowiłam nie tylko narazić się na kolejne manipulacje, ale również na wspominanie wszystkiego, od czego z takim trudem się odcięłam.
Czy ja jestem normalna?
Ręce wbijam w kieszenie dżinsów, a wzrok w chodnik. Nie odezwę się do Roya pierwsza, choćby mnie przypalali na stosie. Najchętniej uciekłabym, gdzie pieprz rośnie, ale nie chcę wyjść przed nim na dziecinną.
Z każdym kolejnym krokiem, z którym on milczy, we mnie narasta złość.
– Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? – pyta Roy po jakichś pięciu minutach. – Dlaczego nawet na mnie nie spojrzysz?
– Bo mnie zdradziłeś! – wołam, wypuszczając w świat negatywne emocje. Przystaję gwałtownie i wbijam w niego wściekłe spojrzenie. Policzki aż mnie palą ze złości. – Jasne, Florence, Marco, Sam, Albert i moja wychowawczyni z Lakeland też mnie zdradzili, ale to wszystko mogłabym przeżyć. Oni nie byli dla mnie nigdy tak bliscy jak ty.
Po raz pierwszy w życiu widzę jestem świadkiem, jak Roy nie wie, co powiedzieć. Raz po raz otwiera i zamyka usta, jakby próbował złapać powietrze. Wygląda to komicznie, ale mi wyjątkowo nie jest do śmiechu.
– Jak niby cię zdradziłem? – szepcze w końcu, a w jego oczach widzę wyłącznie ból. Żadnego fałszu. Czy mógłby być tak dobrym kłamcą?
Dotychczas sądziłam, że tak, ale może... może to Florence była jeszcze bardziej okrutną i wyrafinowaną oszustką, niż myślałam? Może okłamała mnie również w tym, że Roy miał swój udział w moim upadku? Ale przecież pokazała dowód. Jak mogłaby go sfabrykować?
– Pomogłeś Florence w ośmieszeniu mnie przed Marco i, przy okazji, jakąś połową szkoły – odpowiadam ciszej i znacznie mniej pewnie, niżbym chciała.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Megan. – Głos Roya brzmi tak poważnie, że aż nienaturalnie. A przy okazji cholernie szczerze.
W moich oczach pojawiają się łzy i muszę zacisnąć pięści naprawdę mocno, by powstrzymać się od płaczu.
– Chodźmy do parku – mruczę pod nosem. – To jakieś pięć minut drogi.
Roy kiwa głową.
Następne minuty, które spędzamy w ciszy, są równie ciężkie jak poprzednie, ale tym razem nie czuję narastającej złości, ale wręcz bolesny niepokój. Dlaczego złamałam własne obietnice i pozwoliłam sobie czuć? Dlaczego jestem masochistką?
Gdy wchodzimy do parku, tego samego, który odwiedzałam z Sam i Albertem, siadamy na pierwszej wolnej ławce, którą napotkamy. Pomiędzy nami mogłyby usiąść dwie szczupłe osoby, ale ja i tak mam wrażenie, że jesteśmy zbyt blisko siebie.
Jakie to szczęście, że nie rozmawiamy w domu cioci.
– Co zrobiła Florence? – pyta Roy, wbijając we mnie oczekujące spojrzenie.
– Jakim cudem możesz nie wiedzieć? Całe Lakeland tym żyło – burczę.
– Wiem tylko tyle, co mama. Że pokłóciłyście się w szkole tak bardzo, że doszło do rękoczynów, więc wezwano mamę. I że to było przez tego Marco. Ale nie znam szczegółów.
– A więc twierdzisz, że dzień przed tym wydarzeniem nie napisałeś do Florence SMS-a „Wszystko gotowe, możesz działać" opatrzonej sugestywnymi emotikonkami? – pytam ze ściśniętym gardłem.
Dokładnie pamiętam treść tej wiadomości. Dokładnie pamiętam okrutne słowa mojej kuzynki. Dokładnie pamiętam, w jaki sposób Marco Belloni zdeptał moje serce. Potrafię to wszystko odtworzyć jak sceny w filmie, a może i lepoj, ponieważ pamiętam smród tamtej cholernej czerwonej farby oraz własnego strachu, gdy zamknęli mnie w...
Drżę.
– Nie mam pojęcia, Megan. Nie pamiętam, co napisałem do kumpla dziś rano, więc jak mam pamiętać, co napisałem dwa lata temu? – Roy drapie się po głowie. Wygląda, jakby znów miał dwanaście lat i próbował wytłumaczyć swojej mamie, że nie ma pojęcia, jakim cudem mógł wywalić suszarkę z praniem stojącą na tarasie. W tym wydaniu przypomina mi najlepsze chwile dzieciństwa. To boli bardziej, niż powinno.
– Ale mogę to sprawdzić – stwierdza ożywionym tonem, nim zdążę się odezwać. – Nie zmieniałem telefonu od czterech lat i nie kasowałem żadnych SMS-ów.
Roy wyciąga telefon z kieszeni, a ja z bijącym coraz szybciej sercem obserwuję jak zaczarowana ruchy jego palców. Gdzieś głęboko w moim wnętrzu budzi się nadzieja. I nic nie mogę na to poradzić.
– Kiedy to było? – dopytuje.
– Szóstego maja dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku – wykrztuszam zdławionym tonem. Mimo że Florence pokazała mi to kilka dni później, dokładnie pamiętam tę datę.
Roy rzuca mi zaskoczone spojrzenie, po czym powraca do scrollowania telefonu.
– Jest! Faktycznie napisałem coś takiego do Florence tego dnia – mówi zaskoczony – ale nie chodziło o ciebie, tylko o niespodziankę dla mamy na Dzień Matki2. Spójrz.
Roy przysuwa się w moim kierunku na ławce i podtyka mi ekran pod nos. Szybko przerzucam wzrokiem po SMS-ach. Nie kłamie.
To Florence oszukała mnie po raz kolejny.
W moich oczach ponownie pojawiają się łzy. Tym razem nie staram się ich powstrzymać.
– Czyli... czyli ty nie wiedziałeś? Jezu! – jęczę. – Co za pizda!
Głos mi się łamie, a ja chowam głowę w ramionach. Moim ciałem wstrząsa gwałtowny płacz. Szloch zawierający wszystkie możliwe uczucia, od żalu po złość, od cierpienia po... ulgę.
Roy mnie nie zdradził.
Ba, tak na dobrą sprawę to ja zdradziłam jego.
Wybucham jeszcze mocniejszym płaczem. Moje ciało trzęsie się jak w jakiejś febrze. Nie potrafię się uspokoić. To ja go zdradziłam. To ja nie dałam mu się wytłumaczyć. To ja go ignorowałam przez ponad dwa lata. To ja okazałam się szują, a wobec niego nigdy nie chciałam nią być.
To znaczy, dopóki nie sądziłam, że współdziałał z Florence.
– Kurwa... – mruczę pomiędzy kolejnymi spazmami szlochu. – Ja... Ja... Jezu...
– Spokojnie, Meg. Jestem przy tobie. – Słyszę gdzieś nad głową spokojny szept Roya, co sprawia, że mój płacz tylko narasta na sile. Nie sądziłam, że to możliwe. – Mogę cię przytulić?
Kiwam twierdząco głową, a Roy otacza mnie szerokimi, ciepłymi ramionami. Przykłada moją twarz do swojego torsu, nie przejmując się tym, że moczę mu cały T-shirt. Więc i ja się tym nie przejmuję, tylko nadal płaczę tak rozpaczliwie, jakby wyrywano mi wnętrzności.
W pewnym momencie uświadamiam sobie, że Roy kołysze lekko moim ciałem, a ja powoli się uspokajam. Mój płacz nie jest już tak gwałtowny, a pomiędzy przerażenie i żal nieśmiało wciska się ulga. On nie tylko mnie nie zdradził, ale chyba nie zamierza odpłacić mi się pięknym za nadobne za to, że to ja bezpodstawnie go zostawiłam. Jak mogłam zapomnieć, że Roy jest dobrym człowiekiem?
– Przepraszam – wyduszam w jego tors. – Tak bardzo cię przepraszam. Byłam wtedy totalnie załamana tymi wszystkimi wydarzeniami, więc kiedy Florence pokazała mi tego SMS-a, celowo zakrywając pozostałe, uwierzyłam jej bez słowa. Szczególnie że wtedy ciebie nie było, bo musiałeś załatwiać jakieś sprawy przed wyjazdem do Paryża. Byłam taka głupia. – Ponownie pociągam nosem.
– Meg, spójrz na mnie, proszę – mówi Roy łagodnie i nieco się ode mnie odsuwa, ale wciąż mnie przytula.
Nie chcę, żeby mnie puszczał. W jego ramionach czuję się bezpiecznie, ale wiem, że jestem mu winna znacznie więcej niż popatrzenie w oczy. Dlatego odginam szyję i spoglądam w jego wypełnione ciepłem miodowe tęczówki.
– Czy możesz powiedzieć mi, co się wtedy stało? – pyta, a w jego głosie wyczuwam niepokój.
Nie dziwię się, pewnie obawia się, że znów wpadnę w histerię. Ale ja chyba wypłakałam się właśnie na całą następną dekadę.
– Dobrze, opowiem – odpowiadam z ciężkim sercem. Nie chcę do tego wracać, ale jestem winna Royowi prawdę. Zresztą skoro przed chwilą płakałam, a raczej urządziłam histerię w miejscu publicznym, to mogę złamać kolejne swoje postanowienia. – Tyle że ja nawet nie wiem, od czego zacząć.
– Zaczęło się od tego Marco, prawda? Pamiętam, że cały czas gadałaś z Sam o jakimś przystojnym Włochu i za nic nie chciałaś mi powiedzieć, o kogo chodzi.
– Tak, zaczęło się od niego – przyznaję. – Poznałam go na sylwestrze u Alberta. Od razu wpadł mi w oko, ale nie miałam pojęcia, jak miałabym do niego zagadać. Wtedy wciąż nie byłam za bardzo towarzyska. Pamiętam, że nie bardzo chciałam iść na tę imprezę, ale ty i ciocia mnie namówiliście. Byłam wam wtedy taka wdzięczna... Wtedy nie porozmawiałam z Marco, tylko wzdychałam za nim w ciszy. A potem, w styczniu, wpadłam na niego w szkolnej bibliotece. Kiedy spytałam Alberta, kto to jest, popatrzył na mnie, jakbym urwała się z choinki. Okazało się, że Marco to najlepszy zawodnik szkolnej drużyny futbolowej. Nie interesowałam się wtedy żadnymi meczami ani w ogóle aktywnościami pozalekcyjnymi. Właściwie cud, że zakumplowałam się z Sam i Albertem. Ale cóż, koniec końców oni też mnie zostawili. – Milknę i spoglądam w dal, na czubki drzew, a Roy cierpliwie czeka, aż podejmę wątek. – Dzięki fascynacji Marco zaczęłam bardziej uczestniczyć w szkolnym życiu. Odzywałam się sama z siebie na historii, zapisałam się do kółka recytatorskiego, a przede wszystkim zaczęłam chodzić na mecze. Na których, jak wiesz, Florence tańczyła w drużynie cheerleaderek. I wyglądała zabójczo.
– Flo była z nim na roku?
– Tak, ale nie mieli za dużo zajęć razem. Znali się raczej pobieżnie. Jestem niemal pewna, że gdyby Florence nie dowiedziała się, że za nim wzdycham, to nie spojrzałaby na niego w ten sposób. Sądzę, że podkochiwała się w młodym wuefiście, do którego wzdychała połowa dziewczyn w szkole.
– Jak się dowiedziała? – pyta Roy.
– Podsłuchała moją rozmowę z Sam, ale to było później, w kwietniu. Muszę opowiedzieć to po kolei – mówię, a kuzyn kiwa głową. – W lutym byłam już tak zauroczona Marco, że wiedziałam praktycznie wszystko o jego szkolnych zwyczajach. Specjalnie zostawałam w bibliotece w środy i piątki, bo on wtedy się tam uczył. Chodziłam na treningi jego drużyny, zawsze z obstawą. Ale on mnie nie dostrzegał. Wiedziałam, jaką ma reputację. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. A ja byłam na tyle zdesperowana, że... – Głos ponownie mi się łamie. Nie jest łatwo o tym mówić, a już na pewno nie starszemu o kilka lat chłopakowi, który wygląda jak młody mężczyzna. Nawet jeśli to Roy.
– I co było dalej? – Pytanie kuzyna ratuje mnie przed totalną kompromitacją.
Uśmiecham się do niego lekko i kontynuuję:
– Dalej... dalej stało się coś, co początkowo uważałam za cud, a tak naprawdę stało się początkiem końca. Widzisz, ja naprawdę się w nim zakochałam, a przecież w ogóle go nie znałam, nawet jeśli wydawało mi się inaczej, ponieważ doskonale wiedziałam, że woli herbatę od kawy, a na deser zawsze bierze tiramisu. Że jest dobry z matmy i nienawidzi pisać wypracowań. Wiedziałam o nim naprawdę wiele jak na to, że w ogóle z nim nie rozmawiałam. Albert miał już dość moich cichych wzdychań, więc rozmawiałam o nim tylko z Sam, ale nawet ona traciła cierpliwość. A potem stał się cud, jak mi się wówczas wydawało.
Milknę, gdyż zasycha mi w gardle. Nie mam już więcej łez. Nie mam też wody. Ale nie mogę przestać mówić. Muszę mu to wszystko powiedzieć. A nawet chcę. Paradoksalnie jest mi lżej z każdym słowem i choć zupełnie tego nie rozumiem, nie zamierzam się zatrzymywać.
– Pod koniec marca Marco do mnie podszedł – wyznaję. Znam dokładną datę i godzinę tamtego podniosłego wydarzenia, ale nie chcę wyjść w oczach Roya na jeszcze większą wariatkę – To było w bibliotece. Wypisał mu się długopis i chciał pożyczyć ode mnie. Los chciał, że czytałam wtedy lekturę, którą akurat przerabiał na angielskim. Zdziwił się, że czytam to dwa lata przed tym, gdy, jak to ujął, „będę do tego zmuszona". A później stwierdził, że muszę kochać futbol, bo przychodzę na każdy trening. Byłam tak wniebowzięta, że początkowo nie mogłam się odezwać. Zauważył moją obecność! W końcu udało mi się coś z siebie wykrztusić, wymieniliśmy kilka zdań, po czym wrócił na swoje miejsce, by dalej się uczyć.
Odchrząkuję i pocieram zmęczoną twarz. Roy nawet się nie porusza, cierpliwie czekając na ciąg dalszy tej historii, która tak naprawdę jeszcze się nie zaczęła.
– Siedział tam prawie godzinę, a ja myślałam, że zwariuję. Próbowałam uczyć się algebry, ale nie rozumiałam treści zadań. Analizowałam każde słowo, które wypowiedziałam albo którego nie wypowiedziałam, bo byłam zbyt zszokowana, że Marco Belloni się do mnie odezwał. Wyrzucałam sobie od idiotek i nie tylko. Byłam pewna, że straciłam jakąkolwiek szansę. Ale kilka dni później Marco usiadł obok mnie w bibliotece. Chciał dowiedzieć się, jak interpretuję tamtą lekturę. Pomogłam napisać mu rozprawkę. Byłam wniebowzięta, choć teraz sądzę, że jemu chodziło głównie o to, żebym zrobiła to za niego. Kolejnego dnia po treningu podszedł do mnie, Sam i Alberta i zaprosił nas na pizzę, wraz z całą drużynę. Sama nie wiem kiedy, ale stałam się jego kumpelą. Czułam się, jakbym wygrała milion w loterii. I nawet fakt, że zarywałam noce, żeby pisać i swoje, i jego wypracowania, tego nie zmieniał. Po raz pierwszy od próby samobójczej mamy – o dziwo wypowiadam te słowa bez zająknięcia – nie miałam koszmarów.
Roy kładzie rękę na mojej, a ja czuję, jak zalewa mnie ciepło i zrozumienie. Dzięki temu jestem w stanie mówić dalej.
– Początkowo bolało mnie, że jestem dla niego tylko kumpelą, ale potem zaczęłam się z tego cieszyć. To ja byłam stałą w jego życiu, a nie laski na jedną noc. Byłam ważniejsze niż one i liczyłam, że może kiedyś on spojrzy na mnie inaczej. Ponadto nagle stałam się popularna i zaczęło mi się to podobać. Starsze dziewczyny zaczęły mnie zapraszać na lunchu do swoich stolików, a chłopcy podrywać. Już nie byłam tylko ubierającą się na czarno dziewczyną z wielkimi słuchawkami na uszach, która brylowała na historii i była nogą z matmy. Już nie byłam tylko znajomą Alberta i Sam. No więc Florence musiała się tym zainteresować.
Ręka Roya zaciska się na mojej dłoni.
– W drugiej połowie kwietnia przyszła do mojego pokoju i... poprosiła mnie o radę – kontynuuję coraz bardziej bezbarwnym tonem. Próbuję odciąć się od tej historii, jakby nie należała do mnie. – Powiedziała, że jest zakochana w Marcu i że skoro się z nim koleguję, to mogę jej pomóc go poderwać. Zatkało mnie. Dotychczas nie dostrzegałam żadnych sygnałów świadczących o tym, że Florence może się w nim podkochiwać, a wierz mi, dokładnie obserwowałam poczynania mojego wielkiego crusha. – Czuję, jak moje policzki płoną, a przecież ja się nie czerwienię. – Ale nie miałam podstaw, żeby jej nie uwierzyć. Spanikowałam. Wiedziałam, że Florence jest bezwzględna i jeśli będzie chciała mieć Marco, to go zdobędzie. Wolałam mieć nad tym jakąkolwiek kontrolę. Byłam na tyle głupia, że wierzyłam, że to możliwe. – Śmieję się gorzko z własnej naiwności. – A ona rozegrała to idealnie.
– Co zrobiła? – W głosie Roya słyszę wyraźne napięcie.
– Nie wiem, co nią kierowało. Sądzę, że chciała pokazać, gdzie jest moje miejsce. Nie podobało jej się, że staję się bardziej popularna niż ona. Że trzymam się z najbardziej popularnymi dzieciakami w szkole. Że ciocia poświęca mi więcej uwagi niż jej. Teraz wątpię, że naprawdę podkochiwała się Marco, choć wtedy w to wierzyłam. Pytasz, co zrobiła. – Biorę głęboki wdech i patrząc kuzynowi prosto w oczy, wyrzucam: – Sprawiła, że Marco mnie znienawidził. Dowiedział się od niej, że wzdycham do niego od kilku dobrych miesięcy, przez co zaczął się ode mnie odsuwać. Twierdził, że ja miałam być tylko koleżanką. A przy okazji kimś, kto bez słowa odbębnia za niego połowę szkolnych obowiązków, o czym zapomniał wspomnieć. Kilka dni później Flo pocałowała się z nim na moich oczach. Jestem praktycznie pewna, że się razem przespali. A szóstego maja, zapewne po tym, gdy wymieniła się z tobą tymi wiadomościami, zrobiła coś jeszcze gorszego...
Milknę. Nie wiem, jak mam to powiedzieć. To, co stało się siódmego maja dwa lata temu, śniło mi się przez kilka miesięcy. Sprawiło, że przestałam wierzyć w przyjaźń i dobrą wolę innych i zrozumiałam, że aby nigdy więcej nie być ofiarą, muszę zostać drapieżnikiem.
– Megan, jeśli nie chcesz, to nie musisz mi teraz mówić – szepcze Roy, wybudzając mnie z letargu.
– Nie, chcę to powiedzieć. Muszę. Jeśli tego nie powiem, to chyba nigdy tego nie powiem, a chyba powinnam wreszcie to zrobić. – Wycieram dłonią ponownie zbierające się łzy. – Musiała włamać się do szafki Marco. Albo komuś to zleciła. Myślałam, że ty brałeś w tym udział, przez tego SMS-a. W każdym razie, gdy następnego dnia rano Marco otworzył swoją szafkę, wyleciała na niego farba z przyczepionej na sznurku puszki. W środku Florence zostawiła dowód, który ewidentnie mnie obciążał. Na kartce papieru wyrwanej z mojego pamiętnika, a Marco dobrze kojarzył ten rodzaj papieru, napisała drukowanymi literami wiadomość, że to zemsta za to, jak potraktował mnie, swoją rzekomo najlepszą kumpelę. Na domiar złego zabrała mu sportowe buty, a więc wyszło na to, że jestem jeszcze złodziejką.
– O cholera! Ale chwila, coś mi tu nie pasuje – Roy marszczy nos – przecież nikt w szkole nie mówił nic o tym, że włamałaś mu się do szafki albo ukradłaś te buty. Ciocia została wezwana dlatego, że pobiłyście się z Florence pośrodku korytarza.
– Nie wiem dlaczego, ale Marco nie powiedział nauczycielom, że to ja włamałam się do jego szafki. Oni wiedzieli, że nie zdołają dowiedzieć się, kto wywinął numer z farbą, więc skupili się na tym, co było ewidentne, czyli na tym, że zaczęłam przeklinać na Florence, a następnie rzuciłam się na nią z pazurami. Za to mam żal do mojej wychowawczyni. Nawet nie próbowała dowiedzieć się, o co chodziło. W każdym razie – odchrząkuję – plotka o tym, co rzekomo zrobiłam w ramach zemsty, błyskawicznie obiegła całą szkołę. Ludzie zaczęli rozpowiadać o mnie niestworzone historie, a Florence i jej znajomi tylko je podsycali. W weekend Flo pokazała mi tę nieszczęsną wiadomość od ciebie, więc przestałam się do ciebie odzywać. Potem wróciłeś do Paryża, a moje życie stało się piekłem. Po kilku dniach nie miałam już żadnych znajomych, nawet Sam i Albert odwrócili się ode mnie. Ludzie już nie tylko obgadywali mnie za plecami, ale wprost mi dokuczali. Popychali na korytarzu, zabierali lunch, a raz ukradli notatki. Wyzywali od pełnych obłudy kujonek. Zamknęli mnie też na jakieś piętnaście minut w szafce w szatni, skoro, cytuję, „tak je lubię". Z farbą. – Mój ton brzmi mechanicznie. Tylko w ten sposób jestem w stanie o tym mówić i się nie załamać.
– Co? Zamknęli cię w szafce? Bezkarnie? Zabiję Florence...
– Jej tam nie było. Ale pewnie miała w tym jakiś udział. To już nie ma znaczenia. – Wzruszam ramionami. – Nie zgłosiłam żadnych z tych akcji. Nie chciałam więcej problemów. Chciałam jedynie jak dokończyć ten cholerny rok szkolny i wrócić do Tampy, nawet jeśli bałam się, jak to będzie z mamą. Potrzebowałam pewności, którą dawała mi ciocia, a z mamą nie byłam... nie byłam pewna. Ale i tak odetchnęłam z ulgą, kiedy opuściłam Lakeland. To dlatego nie chciałam tutaj wracać.
– Rozumiem, Megan. Cholera, nie miałem pojęcia... wydawało mi się, że to były tylko niewinne przekomarzania. Nie miałem pojęcia, że moja siostra może być tak bezwzględna. Jest mi tak przykro...
– To nie twoja wina, Roy – wcinam się. – Być może moja, nie wiem. Wiem za to, że byłam idiotką, bo uwierzyłam jej, gdy powiedziała, że brałeś w tym udział... Nie myślałam o naszej więzi. To ja cię zdradziłam i zrozumiem, jeśli nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. – Mówiąc to, wpatruję się w swoje kolana. Jeśli on mnie zostawi, chyba się rozpadnę.
– Megan, spójrz na mnie. – Dziwna mieszanka stanowczości i łagodności w jego głosie sprawia, że spełniam tę prośbę. – To nie jest twoja wina. Miałaś wtedy czternaście lat. Ja miałem dwadzieścia. Powinienem był dostrzec, że coś jest mocno nie tak.
– Nieprawda. Nie było cię tutaj na stałe. Mieszkałeś w Paryżu, a tutaj bywałeś tylko od czasu do czasu. – Nie dodaję, że nic się nie zmieniło, bo to nie ma znaczenia. – Zresztą to nie twoja odpowiedzialność...
– Nie obwiniaj się za to. – Tym razem to Roy mi przerywa. – Naprawdę. Nie mam do ciebie żalu, jeśli w ogóle, to do siebie. I oczywiście do Florence. Ty byłaś tylko dzieckiem, dzieckiem, które przeżyło zdecydowanie za dużo złego jak na tak młody wiek.
Wzdrygam się. Chcę oponować, ale nie jestem w stanie. On chyba ma rację.
– Naprawdę nie jesteś na mnie zły? – pytam cicho. Nie chcę teraz myśleć o innych tragediach, które przeżyłam.
– Nie, naprawdę. Choć będę, jeśli po raz kolejny przestaniesz się do mnie odzywać, zamiast porozmawiać.
– To się już nigdy nie wydarzy – zapewniam i uśmiecham się do niego. – Nie zamierzam zmarnować ani sekundy dłużej, szczególnie że dziś wieczorem wracam do Tampy, a mamy sobie nawzajem do opowiedzenia dwa i pół roku życia. Ja już się nagadałam. Opowiadaj mi o Paryżu, chcę wiedzieć wszystko!
– Jesteś pewna? – Roy patrzy na mnie niepewnie. – Nie zmęczyłaś się?
– Nie. Chcę zająć myśli czymś przyjemnym, więc proszę tylko, żebyś nie opowiadał mi żadnych dram – zastrzegam. – No, zamieniam się w słuch.
Kuzyn obdarza mnie znajomym, szelmowskim uśmiechem i zaczyna szaloną opowieść o paryskim życiu, a ja, zasłuchana w jego głos, z każdą kolejną minutą czuję, jak skrywane w moim ciele napięcie odpuszcza. Być może zaufanie ludziom, którzy na to zasługują, nie jest błędem?
Być może było nim to, że postanowiłam stać się młodszą wersją Florence?
***
Niniejszym poznaliście kolejny sekret Megan. Jesteście zaskoczeni? :) wiem, że część z Was podejrzewała Roya o najgorsze, więc mam nadzieję, że odetchnęliście z ulgą :) co sądzicie o tych wydarzeniach? Jak zwykle będę wdzięczna za wszelkie sugestie, teorie, uwagi i wskazówki. Jesteście jednym z moich głównych motorów do pisania. Do zobaczenia pod koniec marca!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top