10. Nieszczęścia chodzą parami
Zanim jeszcze zamknął drzwi, zwrócił aię do mnie z jedną jeszcze informacją :
"Za chwilę przyjdzie jedna ze służących i podaruje ci nowe ubrania. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy - nie wahaj się prosić."
Byłam bardzo zaskoczona. Zawsze chodziłam w prostych, kolorowych bluzkach i spodniach, a sukienki nawet jednej nie miałam.
Oczekując, że to trochę potrwa, zanim przyjdzie, postanowiłam pobawić się wypchanym, czarnym misiem. Był większy ode mnie, a w jego oczach odbijała się moja twarz.
Przeraziło mnie - moja cera była śnieżno biała, tak jak z resztą włosy, a oczy - kompletnie puste.
Obok niego było jeszcze lustro.
Powoli do niego podeszłam... ukazało mi ono białe ubrania z wielkimi, szkarłatnymi plamami krwi. Przeglądałabym się jeszcze dłużej, lecz ktoś zapukał do drzwi - służąca.
Nie była dość wysoka; maska, która przypominała czaszkę, zakrywała całą powierzchnię twarzy, a ciemno fiolotowe włosy częściowo ją zakrywały.
Jej ubiór był dosyć prosty - niezbyt długa, biała sukienka zakrywająca ręce i czarne baleriny. Przynajmniej o wiele lepiej wyglądała niż moja matka...
Powolnym krokiem podchodziła do mnie. Wręczyła mi ubrania wraz z butami.
"Czy będzie potrzebna tobie moja pomoc?" Jej głos był cienki, lecz miał coś w sobie, co odróżniało go od innych - była to prawdopodobnie pustka.
"Nie" i wraz z tymi słowami odeszła.
Położyłam ubrania na łóżku i wpatrywałam się w nie; biała sukienka na ramiączka(pod spodem był jeszcze czarny materiał, gdyż suknia posiadała dość duże wycięcie), białe baleriny i długie, również tego koloru podkolanówki. Nie chciałam dłużej czekać i ubrałam się w to, a moje brudne od krwi ubranie złożyłam i położyłam na podłogę(nawet w tak młodym wieku to ja i Orihime zajmowałyśmy się domem, bo któż inny?).
Podeszłam ponownie do lustra. Z mych pustych oczu leciały przezroczyste łzy; nigdy jeszcze tak pięknie nie wyglądałam.
Do pokoju znowu weszła ta sama służąca, lecz tym razem trzymała szczotkę i dwie gumki do włosów.
"Aizen-sama kazał mi ciebie uczesać." Powiedziała bez większych emocji.
Podeszła do mnie i starannie poczesała mi włosy. Było troszkę bolesne, gdyż były trochę posklejane, ale wytrzymałam.
Zanim się obejrzałam, zawiązała mi włosy w dwa wysokie kucyki.
"Jak brzmi twoje imię?" Zapytała cicho.
"Pan Aizen nadał mi imię "Shiro". Ja nie pamiętam swojego imienia." W moim głosie była radość. " Mam do ciebie pytanie..."
"Słucham uważnie, Shiro-chan"
"Mam właściwie dwa... czy mogłaby pani powiedzieć dla pana Aizena, że bardzo dziękuję? I jeszcze... czy wie, gdzie jest pan Ulquiorra?"
Odskoczyła ze strachu na ostatnie słowo. Bardzo mnie dziwiło, że imię może wywoływać tyle strachu u kogoś z taką przerażającą maską.
Zanim się obejrzałam, byłam w pokoju kompletnie sama.
Bawiłam się misiem tak długo, że straciłam poczucie czasu... jednak uratowało mnie pukanie do drzwi.
"Proszę" i wten do pokoju wszedł Ulquiorra, lecz wyglądał... inaczej. Nie przypominał nietoperza jak wcześniej, lecz człowieka.
"Aizen-sama prosił, bym do ciebie przyszedł"
Podeszłam do niego i przytuliłam go. On tylko ciężko westchnął. Gdy to usłyszałam, natychmiastowo się od niego odsunęłam.
Teraz tylko przyglądałam mu się uważnie.
"Ulqui-chan... a ty wiesz, że wyglądasz inaczej?"
Teraz, gdy sobie o tym przypominam, mam wielką chęć walnąć się w twarz.
"Ale to nic nie szkodzi! Przynajmniej część maski ci została!" Patrząc na jego twarz zrozumiałam, że nie jest tym nawet ani trochę zainteresowany "Dlaczego nie jesteś uśmiechnięty?"
Odwrócił się do mnie tyłem, wychodząc, ale pi chwili dodając tylko:
"Nie mam powodu na bycie radosnym".
I tak ponownie zostałam sama.
Do dzisiejszego dnia, te słowa zostały mi w pamięci.
Historia się urywa...
Pięć lat później...
Aizen-sama przydzielił dla Ulquiorry zadanie - ma mnie pilnować. I od tego czasu widziałam go bardzo często, a do tego prawie nigdy nie traciłam uśmiechu.
Aż do tego tygodnia, pełnego dziwnych zdarzeń...
A główną bohaterką tego spektaklu byłam ja...
Aizen-sama zaproponował, żebym się udała do Świata Ludzi. Choć Ulquiorra próbował przekonać go, żebym posiedziała sobie w pokoju, ja ciągnęłam go za tył jego kurtki i tupiąc nogą, żeby nie marudził. Gdy się uspokoiłam, dodałam tylko:
"Nie można kwestionować rozkazów Aizena-sama, prawda Ulqui-chan?"
Odrazu się zgodził. Bardzo się ucieszyłam.
Będąc już w Karakurze, mogłam wziąść głęboki wdech. Prawie zapomniałam już, jakie to uczucie wdychać powietrze.
Wiosna. Pamiętam to doskonale. Kwiaty już powoli rozkwitały, a świat (w przeciwnieństwie do mnie) był kolorowy...
Akurat pojawiliśmy się niedaleko jezdni.
I akurat przejeżdżał mój straszy brat.
Wtedy go jeszcze nie pamiętałam...
Jeżdżąc samochodem, spojrzał w prawo.
Ujrzał mnie.
Nie wiem, czy był zaskoczony czy też przestraszony, ale chwila nieuwagi i trafił na drugi samochód, nadjeżdżający z naprzeciwka.
Było bardzo głośno.
Ulquiorra próbował mi zakryć oczy, ale nie dałam za wygraną.
Krew...
Rozbite samochody...
"Tak kończą ludzie. Teraz naprawdę się przekonałam, że niektórzy marnują życie innych" wypowiedziałam te słowa, choć to nie byłam ja. Przysięgam.
"Wracajmy" próbował mbie odciągnąć od tego chaosu, lecz ja stałam jak wryta. Jednak po chwili posłusznie z nim wróciłam do Las Noches.
Chyba to trochę pogorszyło moją młodą psychikę...
... ale to tylko prawdziwe wydarzenie.
Parę dni później.
Na moich rękach i nogach miałam bandaże, gdyż przestraszyłam się lustra i je rozbiłam.
Ale uwierzcie mi, tam było coś niepokojącego!
Tam byłam ja...
... lecz byłam brudna we krwi.
Postać oblizywała krew z rąk... i nie wytrzymałam.
Choć każdy ruch ręką sprawiał mi ból, bawiłam się misiem. To co, że miałam tak pokaleczone kończyny, że stałam się czerwona?
Puk-puk!
Szybko odwróciłam wzrok od zabawki. Kto to może być? Ulquiorra? Nie, on puka bardzo cicho...
Aizen? Nie, on wcale nie puka...
"Kto to może być?" Zapytałam samą siebie.
Bez zaproszenia z mojej strony do pokoju wszedł wysoki, muskularny mężczyzna o długich czarnych włosach związanych w kucyk i pomarańczowych oczach.
Jego maska zakrywała usta i przypominała psychopatyczny uśmiech.
Ubranie było złożone z podstawowego ubioru Espady - biała kurtka, białe spodnie i tradycyjne buty.
"Alexandro Silencio" warknęłam. Aizen-sama mi o nim mówił. On nie był skory do żartów. Bardziej do mordowania lub zjadania w całości...
"Aizen kazał mi ciebie przyprowadzić" jego głos był naprawdę niski. Jeśli samą wypowiedzią chciał mnie przestraszyć, to mu się nie udało.
"Nie ufam ci. Gdzie jest Ulquiorra?"
"A co cię to obchodzi, krasnalu?!" I z tymi słowami podszedł do mnie, łapiąc mnie za włosy.
Krzyczałam.
Ale nikt nie przyszedł.
Znów poczułam się porzucona.
Łzy zasłaniały mi widok.
Ale...
Powiedziałam nie.
Nie wiem, jak to się stało.
Ale się stało.
Poczułam się lekka.
Stałam się... dymem?
Wtopiłam się w niego.
Teraz był pod moją kontrolą.
I jednym ruchem.
Pozbawiłam go życia.
On... wybuchł.
A jego wnętrzności i krew rozniosła się po całym pokoju...
Znowu powróciłam do formy małej, niewinnej dziewczynki.
Rozejrzałam się po popieszczeniu...
...istny koszmar.
Nie...
To był koniec.
Koniec jego żywota.
I jednocześnie początek.
Początek nowej mnie.
Gdyż tamta Shiro w lustrze
To moje drugie odbicie...
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top