Bezdomny Mycroft ²

   Boomer musiał przyznać, że bycie bezdomnym nie jest takie złe. A przynajmniej wtedy kiedy jest się członkiem czegoś takiego jak siatka jego brata. Nadal brzmiało dla niego komicznie imię Shezza, więc postanowił go używać jedynie w rozmowach z bezdomnymi.

   Zanim zacznie przeprowadzać wywiady, postanowił, że zdobędzie trochę zaufania. Zaczął przynosić innym jedzenie, sprzątać za nich i oferować wykonywanie misji. Nazywano go przez to simpem, cokolwiek to było.

   Pewnego dnia, po przebudzeniu się, spostrzegł nad sobą twarz 5 Minute Crafts. Lekko się wystraszył i aż dostał jakichś tików nerwowych, ale 5MC szybko go uspokoiła:

   — Nie bać się musisz. Z Shezzą rozmawiałam. Zgodził się do siatki cię przyjąć.

   Mycroft westchnął z wyraźną ulgą. Już się bał, że jego brat zacznie coś podejrzewać, a tu proszę. No chyba że myśl o nim, jako o bezdomnym, wprowadzała Sherlocka w chory stan radości z życia.

   — Sprawa jeszcze jedna jest — kontynuowała kobieta. — Dzisiaj ceremonia odbędzie się. Przygotować odpowiednio musisz się. Tylko wystarczy, że potrzebne rzeczy zbierzesz i przyniesiesz.

   — Jakie rzeczy? — Boomer nie spodziewał się, że będzie musiał przejść przez jakąś ceremonię. — Jak będzie wyglądała ta cała ceremonia?

   — W swoim czasie dowiesz się — zapewniła 5MC. — Shezza na niej będzie, tylko tyle zdradzę ci.

   Odeszła, a Mycroft znowu zaczynał się bać. Brat na pewno go rozpozna! Nie mógł dopuścić, żeby dowiedział się o jego bezdomności. Musiał jakoś ominąć ceremonię. Tylko jak?

   Pierwszym pomysłem było nie zbieranie potrzebnych rzeczy, czymkolwiek one były, i stwierdzenie, że nie mógł ich znaleźć. Pomyślał, że na pewno tego spróbuje. Cieszył się więc dniem i nie myślał o ceremonii.

   Do czasu. Gdzieś koło południa znowu podeszła do niego 5MC. Tym razem przyprowadziła ze sobą dziewczynę, na oko dwadzieścia lat. Była blondynką o niebieskich oczach.

   — Kim ona jest? — Zapytał Boomer. Spodziewał się, że pewnie blondynka udzieli mu jakichś informacji na temat tajemniczej ceremonii.

   — Jestem Żywiec Zdrój i też mam dzisiaj swoją ceremonię — pochwaliła się blondynka. Wyglądała na pewną siebie osobę.

   — To Boomer jest — 5 Minute Crafts przedstawiła Mycrofta. Ten zauważył cień uśmiechu na twarzy Żywiec Zdrój. — A Żywiec w skrócie Żywcem właśnie nazywać możesz. Związane z ceremonią rzeczy teraz wytłumaczę wam. Razem przygotowaniami zajmiecie się.

   Żywiec usiadła obok Boomera. On sam miał dziwne wrażenie, że już ją gdzieś kiedyś widział.

   5MC zaczęła im wszystko tłumaczyć. Rzeczami potrzebnymi do ceremonii okazały się garść kądzieli, kocioł wódki oraz wianek. Mycroft nie miał pojęcia, skąd jego brat wziął pomysł na takie rzeczy. Pewnie wymyślił to wszystko kiedy był naćpany. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie.

   — Teraz zaczynać już musicie — oznajmiła 5 Minute Crafts na zakończenie. — To wszystko na środek placu przynieście. Do wieczora pilnujcie.

   Odeszła, a Boomer i Żywiec Zdrój zostali pozostawieni sami sobie. Mycroft nie czuł wewnętrznej potrzeby rozmowy z dziewczyną, ale wiedział, że to z nią pierwszą mógłby przeprowadzić wywiad. Musiał tylko obmyślić strategię zadawania pytań.

   — Co to w ogóle ta kądziel? — zapytał o pierwszą rzecz jaka przyszła mu do głowy.

   — W przemyśle włókienniczym pęk włókien do przędzenia, umocowany na krążku przęślicy lub kołowrotka — wyrecytowała Żywiec. — Możemy go zdobyć...

   — Teoretycznie mogłyby za to coś odpowiadać twoje włosy. — Boomer wlepił wzrok w jej głowę. — I tak odrosną.

   — Jesteś przezabawny! — Roześmiała się szczerym śmiechem. Po chwili jednak zauważyła, że Mycroft nie żartuje. — Czy ty siebie słyszysz? Chcesz ściąć moje włosy?

   — No tak. Dokładnie to miałem na myśli.

   — To może zamiast wódki upuścimy ci trochę krwi?

   Od tej pory zaczął się jej bać. Ale wywiad i tak chciał zrobić. Dobry dziennikarz nigdy się nie poddaje.

   — Pójdźmy na kompromis i zacznijmy od wianka — zaproponował.

   — Co za szczęście, że umiem go zrobić! — Ucieszyła się Żywiec. — Pójdę znaleźć kwiaty, a ty ogarnij wódkę!

   Ulotniła się bardzo szybko. Mycroft nie miał czasu nawet na zadanie jej jakiegokolwiek innego pytania. Zaczął więc zastanawiać się nad miejscem, gdzie mógłby znaleźć darmową wódkę. Wtedy wpadł mu do głowy pomysł. Mógł po prostu usiąść na ulicy i prosić o pieniądze. Musiał tylko trochę zmienić swój wygląd, bo ktoś mógłby go rozpoznać.

   Znalazł gdzieś w śmieciach brudną czapkę świętego Mikołaja oraz sztuczne wąsy. To powinno wystarczyć. Gdy zobaczył swoje odbicie w witrynie pobliskiego sklepu stwierdził, że wygląda jak świąteczny Hitler. Usiadł pod tym samym sklepem i do każdego przechodnia mówił "Pan da".

   Kilku ludzi dało butelki z wodą, inni oddali jakieś kanapki. Nie tego Mycroft się spodziewał. Postanowił zmienić swoją formułkę na "Pan da pieniędzy". Poskutkowało. Już wkrótce miał (chyba) potrzebną sumę na zakup alkoholu.

   W każdym sklepie, do którego wszedł, ceny były zbyt wysokie. Została mu tylko Biedronka. Nie wiedział wcześniej o istnieniu takiego sklepu, no ale trudno. Mieli tam wódkę za jedyne [wstaw względnie niską cenę].

   Gdy wrócił do siedziby bezdomnych, czekała już tam na niego Żywiec Zdrój.

   — Mam wianek! — Uniosła splecione ze sobą kwiatki. Wyglądały bardzo ładnie. — Widzę, że ty też wypełniłeś swoje zadanie.

   — No tak, ale nadal nie mamy kądzieli. — Mycroft ucieszył się w duchu, bo pomyślał, że może bez tego nie będą musieli przystępować do ceremonii.

   — A co to ci wystaje z kieszeni? — Żywiec wyciągnęła z jego płaszcza kilka nitek czy tam coś. — Kądziel!

   — Serio? — przyjrzał się kądzieli. — Myślałem, że będzie wyglądała bardziej dziwnie. Dostałem to od jakiegoś przechodnia.

   — Nieważne, skąd to masz. Teraz będziemy mogli przejść ceremonię!

   — Ale chyba musimy poczekać do wieczora?

   — Tak.

   Siedzieli sobie na środku placu i gapili się w zebrane przedmioty. W ogóle się nie odzywali. Dopiero po dłuższej chwili Boomer uświadomił sobie, że to jego szansa na rozpoczęcie wywiadu.

   — Jak stałaś się bezdomną? — zagaił.

   — Uciekłam z domu — odparła Żywiec Zdrój. — Zanim zapytasz, moi rodzice się nade mną nie znęcali; w domu miałam dobrze. Po prostu mi się nudziło.

   Mycroft starał się to wszystko zapamiętać. Dopiero później będzie miał szansę na spisanie całej rozmowy.

   — Masz jakieś plany na przyszłość? — zadał kolejne pytanie.

   — Będę wierna Shezzie — powiedziała zdecydowanym głosem. — Ave Shezza!

   Mycroft postanowił dalej nie wypytywać. Dostrzegł błysk w oku dziewczyny, który był dla niego przejawem czystego fanatyzmu. Zaczął sobie uświadamiać, że może nawet większość bezdomnych z siatki traktuje jego brata jako jakiegoś wodza, przewodnika lub samego boga. Straszne.

   W końcu nastał wieczór. Do Boomera i Żywiec podeszły dwie zakapturzone postacie.

   — Chodźcie — powiedziała jedna z nich. — Ale zostawcie wszystko, co zebraliście.

   Zaczęli się oddalać w jakiś ciemny zaułek.

   — To po co my to wszystko zbieraliśmy? — Mycroft był zdezorientowany. — To była jakaś próba?

   — Shezza chciał sprawdzić czy jesteście gotowi ślepo wykonywać jego rozkazy — wyjaśniła jedna z postaci.

   Sherlock i te jego chore pomysły! Boomer miał już tego wszystkiego dość. Sherlocka, siatki, życia. Nie wiedział, czego najbardziej.

   W końcu we czwórkę dotarli do jakiejś... jaskinii? Co w środku miasta robiła jaskinia?! Mycroft coraz mniej z tego rozumiał. Za to Żywiec obserwowała wszystko zaciekawionym wzrokiem. Zaczynał jej nienawidzić.

   Wtedy dostrzegł go — swojego brata. To z pewnością był on. Nikt inny nie roztaczał wokół siebie tak potężnej aury, która mówiła "wiem wszystko i nie waż się ze mną dyskutować". Boomer miał nadzieję, że jego przebranie wystarczy, aby Sherlock go nie rozpoznał.

   Zakapturzone postacie stanęły po dwóch stronach młodszego Holmesa. Ten spojrzał na Mycrofta i Żywiec Zdrój z góry.

   — Podejdźcie — powiedział Sherlock. Mówił bardzo spokojnym głosem.

   Oboje posłusznie do niego podeszli. Mycroft nienawidził siebie za to.

   — Podajcie swoje pseudonimy — kontynuował Shezza.

   — Żywiec Zdrój — szybko odpowiedziała blondynka.

   — ...Boomer — Mycroft niechętnie zrobił to samo.

   Sherlock lekko się uśmiechnął. Potem zaczął głośno się śmiać.

   — O co chodzi? — zapytał zmieszany Boomer. Śmiali się już wszyscy. Zakapturzone postacie, Żywiec no i jego brat.

   — IT'S A PRANK BRO — krzyknął Sherlock. — Ja to wszystko zaplanowałem!

   — Że... że co? — Mycroft już powoli domyślał się, o co chodzi.

   — Wszystkie osoby z tej mojej "siatki" są tak naprawdę podstawionymi przeze mnie ludźmi! — zaczął swoje tłumaczenia Shezza. — Nic z tego, co tu przeżyłeś, nie jest prawdziwe! "Żywiec Zdrój" to tylko kolejna dziewczyna Johna. 5 Minute Crafts to jego była dziewczyna. Nikt z nich naprawdę nie jest bezdomny.

   — Ale jak się dowiedziałeś, że ja jestem bezdomny? — zapytał Boomer. Chociaż chyba już nie mógł tak siebie określać.

   — Cały czas mówią o tym w wiadomościach. — Sherlock wzruszył ramionami. — Kiedy się o tym dowiedziałem, po prostu wiedziałem, że muszę cię sprankować.

   — Co teraz ze mną będzie? Zostawisz mnie bez domu?

   — Niestety John pozwolił mi na to wszystko tylko jeśli zgodzę się, żebyś z nami tymczasowo zamieszkał...

   I tak Mycroft wprowadził się na 221B Baker Street. Na początku bał się małej Rosie, ale potem przywykł, że zaczyna ona płakać o losowych porach. Oczywiście nie miał swojej sypialni, więc musiał spać na kanapie. Czasami słyszał też dziwne dźwięki z sypialni jego brata...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top