Taka prawda.

Tony
Rozmawiałem tak z Shan'em przez dłuższy czas, że aż straciłem poczucie czasu. Patrząc na telefon zauważyłem kilka wiadomości i nieodebranych połączeń od rodzeństwa. Wybrałem numer do Dylana i oddzwoniłem.

-Halo?
-Kiedy wracasz do domu?
-Nie wiem aktualnie jestem z Shan'em, więc nie wiem kiedy wrócę.
-Tony nie zadręczaj się i wracaj za niedługo.
-Czym mam się nie zadręczać?
-Shan'em.
-Kurwa co?!
-Nic takiego, wróć do domu i tyle.
-Czy ty się Dylan naćpałeś?
-Ja? Nie.
-To co ci odpierdala?!
-Mi nic.
-Mhm... Dobra nara.

Rozłączyłem się i odłożyłem telefon, zakryłem twarz rękami i westchnąłem. Poleciały mi pojedyńcze krople łez, które od razu starłem by Shane nie zauważył ale było już za późno.

-Ej co jest?
-Nie nic sorki wpadło mi tylko coś do oka.
-Nie kłam.
-Nie kłamie ok?
-Nie Tony wiem, że kłamiesz więc powiedz co się kurwa dzieję, że znowu płaczesz?
-Nic się nie dzieje naprawdę.
-Jezus Tony czy coś się stanie jak mi powiesz?
-Nic się nie stanie bo nic się nie stało Shane.
-Bla Bla Bla a ja jestem król Lew, mów już.
-Nie powiem bo się kurwa nic nie stało taka prawda!

Wykrzyczałem i wyszedłem z sali. Skierowałem się w stronę toalety i wszedłem do pierwszej otwartej kabiny zamknąłem ją, zasłoniłem rękami moje usta i zacząłem płakać. Dostałem dwie wiadomości po czym zadzwonił do mnie tym razem Will odrzuciłem połączenie i zastanawiałem się czemu aż tak Dylan nie lubi Shane'a? Co on zrobił, że Dylan go tak nie nawidzi... Nie znałem odpowiedzi na moje pytanie, płakałem cały czas gdy ktoś wszedł do toalety nie odzywałem się i powstrzymywałem swoje łzy. Osoba zapukała akurat do mojej kabiny odpowiedziałem, że zajęte i usłyszałem głos.

------------------------------------------------------------------

Słowa: 276

Wracammm i przepraszam was za taką krótka część ale nie mam za bardzo pomysłu

Miłego dnia czy wieczorku misie kolorowe ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top