Gdyby Halciu przyłączył się do Morgaratha - 18
- Norgate? A czego oni znowu chcą? - Duncan fuknął zirytowany.
- Mają problem ze Scottami. Potrzebują żołnierzy.
- Za samą obietnicę neutralności ich nie dam. Niech idą do diabła!
- Panie, jeśli Scottowie zajmą Norgate będziemy w kleszczach! Nie damy rady walczyć na dwa fronty!
- Prawdziwe zagrożenie mamy tam. - królewicz wskazał na wschód. - Żołnierze są głodni, a zapasy się kończą. Spichlerzem Araluenu był Gorlan, gdzie teraz siedzi ten pies, parszywy szczur, jaśnie pan Morda Wołowa! Dadzą coś w zamian to ich wesprę, ale muszą się opowiedzieć po jednej ze stron.
- Coś tam przebąkiwali o 100 buhajach opasowych z wyżyn i 30 jałówkach...
- To co żeś nic nie mówił! 4 i 5 rok Caraway oraz 3 Redmont się nada, poradzą sobie z rozbójnikami, a młodzież się nudzi. Jakieś wieści o Halcie, masz? No i kiedy będzie gotowy Gilan?
***
Miesiąc późnej dwie potęgi stanęły na przeciw siebie.
Konie parskały, gryzły niecierpliwie wędzidła. Jeźdźcy sprawdzali czy broń dobrze leży. Piechota oglądała się co chwilę na chorągwie.
Wojsko pod sztandarem czerwonego jastrzębia spoglądało na południowy wschód, gdzie, na przeciwległym krańcu pola, stała armia w czerni i złocie.
Duncan siedział na rosłym karusie. Wierzchowiec stał z pozoru spokojnie i żuł wędzidło leniwie, jednak nozdrza miał rozwarte, wzrok czujny, a wszystkiemu nogami stał mocno na ziemi.
Za królem stały dwadzieścia cztery kucyki, a na nich dwudziestu czterech zakapturzonych jeźdźców. Byli to oczywiście zwiadowcy, po za niebezpiecznymi bezgłowymi kurczakami, było też kilku wygnańców, którzy powrócili na wieść o rosnącej rebelii i powstającym korpusie.
Przed monarchą stali zaś baronowie lenn zachodu i północy, którzy przyłączyli się do dziedzica Oswalda, a przy nich, ich adiutanci. Czekali oni na rozkazy. Na równi z nimi stał także pewien młody rycerz, za młody wręcz na śluby, tym bardziej na dowodzenie, a jednak czekał na rozkazy dotyczące jego ludzi.
***
- Jesteś pewien że to się uda? - rzekł Duncan do Crowley'a.
- Przypomnę, że to był twój pomysł. - mruknął Wrona.
- Nie wysyłanie tam młodego i jego drużyny.
- Nie ufam temu Hibernijczykowi na tyle, żeby powierzyć mu los królestwa.
- Ale co jeśli go zauważą, wszystko pójdzie w cholerę.
- Nie zauważą go, nie spodziewają się tego, a chłopak umie się poruszać niezauważony tak dobrze jak choćby Farrel. - Crowley nieco ubarwił ubarwił umiejętności chłopca, lecz nie zmieniało to faktu, że przeciętny człowiek nie dostrzegłby Gilana, jeśli ten nie chciał być dostrzeżony. - A nawet jeśli to mamy spore szanse wygrać w otwartym starciu.
Król westchnął i spojrzał na błonia, gdzie rozpoczynała się bitwa.
***
Halt czuł się obserwowany. A nie było to komfortowe biorąc pod uwagę to co miał zrobić. Kochał Pauline choć spotkał ją tylko parę razy. Z drugiej zaś strony była kawa... Dość! Zdecydowałeś już. Teraz bardziej się przejmuj tym ktosiem, który ci się w myśli wwierca. Halt z największym spokojem obrócił głowę i spojrzał za siebie po czym wzruszył ramionami i powrócił do pierwotnej pozycji. Zachowanie takie wbrew pozorom nie wygląda podejrzanie, a wręcz przeciwnie, zdaje się czymś naturalnym dla postronnego widza.
Bitwa na polach rozgorzała już na dobre. Konie i piechurzy tratowali zasiewy i młode zboże. Krzyk i rozkazy niosły się między sztabami. Uzurpator wrzeszczał na podwładnych i co chwila rzucał niespokojne spojrzeniana pola znajdujące się na lewo i prawo od ścierających się wojsk. Wojenna rozgrywka toczyła się między dwoma rzekami, Łososiową, a Slipsunder. Te same rzeki dzieliły lenna Araluenu na jego królestwo i domenę Duncana. Lecz pole bitwy nie miało więcej jak pięć kilometrów szerokości z czego większość walk toczyła się na przestrzeni dwóch kilometrów, a na boki uciekały rozgromione formacje by przegrupować się i znowu stanąć do walki. Dość jednak, że między mokradłami, z których wypływały rzeki, było dość miejsca by przeszło niepostrzeżenie wojsko.
Oczywiście Morgarath przewidywał takie posunięcie i z wież Gorlanu spoglądał czujnie strażnik, a pogranicze było obstawione obserwatorami, ale straż mogła się pospać, a koń gońca okuleć...
Mordzio zwalił się z wierzchowca na błoto. Spłoszony rumak odskoczył wierzgając. Baronowie i straż Czarnego Lorda spojrzeli się na niego zaskoczeni, po chwili wszyscy przenieśli wzrok na Halta. Tyle tylko, że Halta nie było. Halt bowiem uciekał ile sił w nogach przez opustoszały obóz.
Niedoszły zwiadowca skręcił gwałtownie w boczną alejkę między namiotami Seacliff. Tam zostawił Deklana, teraz jednak na miejscu wiernego wierzchowca stał Gilbert, jeden z powierników Morgaratha, mierząc do niego z łuku. Za sobą słyszał tętent kopyt, pościg nadciągał.
Halt zrzucił łuk z ramienia i sięgnął do kołczanu. Lecz zanim złożył strzałę na cięciwę zafurgotały jastrzębie lotki i w pierś Gilberta wbiła się strzała do połowy promienia.
Uczeń Pritcharda odwrócił się na pięcie by w razie potrzeby zestrzelić potencjalnego przeciwnika, zobaczył jednak tylko końskie chrapy chrapiące mu prosto w twarz.
- Wskakuj, chyba, że chcesz zostać jeżem. - Gilan wycofał nieco Abelarda.
Dwóch? Poważnie? Przecież ja nie przejadę tak i pół mili. Abelard potrząsnął grzywą i spróbował ściągnąć Halta za nogawkę.
- Permettez-moi décider ce que nous faisons. Avec le reste, tu n'auras pas à courir plus d'un demi-mile.*- nastolatek zwrócił konia na wschód i wypuścił do galopu.
- Gadasz do konia po galijsku?
- Po ludzku nie rozumie. Dasz radę zmniejszyć nam ogon?
Ale ja rozumiem po ludzku!
- Nie gadaj tylko przebieraj żwawiej tymi nóżkami.
Halt spojrzał się dziwnie na Gilana i siwka, nic jednak nie rzekł. Zajął się uszuplaniem liczby goniących za nimi popleczników Morgaratha za pomocą łuku. Gonili za nimi "zwiadowcy" korpusu Mordzia i mimo faktu, że łuki mieli tylko żeby zachować pozory próbowali z nich strzelać. Strzały nie wydawały się groźne, bo nie dolatywały w większości do uciekinierów jednak rumaki czystej krwi biegły szybko, szybciej niż dodatkowo obciążony zwiadowczy kuc.
Wypadli spomiędzy namiotów. Gilan zawrócił Abelarda przodem do pola bitwy. Zwiadowcy zawrócili i poczęli uciekać z powrotem w stronę sztabu wrzeszcząc przeraźliwie. Z zagajnika za plecami Gilana wysunął się równy szereg niepełnoletnich jeźdźców. Żaden wierzchowiec nie zostawał w tyle, żaden nie wysunął się nawet na długość chrapy przed inne. Do Gilana podskoczył galopem dziesięcioletni chłopiec w za dużym hełmie ciągnąc za sobą kasztanowatego luzaka.
***
Derec spojrzał nad szeregami wroga na swoich towarzyszy równą ławą wbijających się w nieprzyjaciół. Za chwile i jego oddział do nich dołączy.
I faktycznie tak się stało. Rozdzielona drużyna znowu się połączyła, a Derec zajął miejsce po prawicy swego najlepszego przyjaciela i dowódcy. Razem, ramie w ramię torowali sobie drogę, mieczem i toporem, pomiędzy Sonderlandzkimi najemnikami. Ci tylko stanowili realne zagrożenie, bowiem Aralueńczycy dezerterowali tłumnie pod chorągiew czerwonego jastrzębia.
Nagle Gilan z jękiem osunął się z siodła, w sumie bardziej został z niego wyrwany za pomocą bełtu z sonderlandzkiej kuszy. Abelard stanął nad swoim panem chroniąc go przed stratowaniem, ale nie mógł mu bardziej pomóc. Chłopiec miał przebite ramię i rozbitą, o hełm jakiegoś trupa, głowę. Derec nie za bardzo miał jak mu pomóc. Na szczęście był Halt. Halt zdesperowany, żeby nie wyjść w oczach lady Pauline na tchórza i sprzedawczyka. Stanęli więc razem do walki o życie Gilana.
Bitwa trwała jeszcze godzinę. Godzinę, podczas której przelano wiele krwi i popełniono wiele zła. Lecz bitwa ta zakończyła wojnę domową w Araluenie, wojnę po której przyszły czasy lepsze, choć i do nich była jeszcze daleka droga. Prawowity władca zasiadł na tronie. Jednak klęska ta odcisnęła swoje piętno na życiu codziennym i gospodarce państwa na długie lata, a historia nigdy o niej nie zapomniała.
*Pozwól mi że to ja zdecyduje co robimy. Z resztą nie będziesz musiał biec więcej niż pół mili
________________
Dobrnęliśmy więc do końca tej historii, jeszcze tylko epilog... Ale no. Wojna skończona, Duncan na tronie, Gilan umiera sobie pod Abelardem, Crow i Derec wyrzucają sobie, że mu pozwolili się bić, a Halt kieruje maślane spojrzenie na Pauline i kawę. Czego chcieć więcej od życia? No może więcej kawy i mniejszych niedoborów weny...
Tak więc bywajcie zdrów Halty Siwobrode
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top