(44) Sukienka

Do szpitala było niedaleko, ale pewna PANI zastanawiała się czy brać telefon czy nie. No! Spakowałam zeszyt, szkicownik czy co to tam było i byłam gotowa do wyjścia. No właśnie ja byłam gotowa. Co innego Asia...

- Dłużej się nie dało? - spytała, wyraźnie poddenerwowana Monika.
- Jej się pytaj. Jej wina. - pokazałam na Asię.
- To nie jaaa.
- A kto?
- Emmmmm...
- Ty Asiu. - powiedziałam.

Monika wybuchała śmiechem, a my zaraz po niej. Czemu? Nie mam bladego pojęcia. Chwilę się pośmiałyśmy i ze łzami w oczach unormowałyśmy oddech.
- Co dla mnie masz? - spytała Monika.
- Ale w jakim sensie?
- Szkicownik?
- Aaaaa... tak, mam go tu gdzieś... - odparłam zaglądając do torby. - Mam! - prawie krzyknęłam.
- Ciiiiiii! - odezwała się Asia przykładając palec wskazujący do warg.
- Czy ta sala musi być zawsze taka głośna? - stanęła w drzwiach pielęgniarka.
Już zamierzałam pokazać jej środkowego pacla na zasadzie klałna z pudełka, ale Natan szystko zepsół, bo stanął za nią w drzwiach wpatrując się we mnie. Chwila, CO?

- Już będziemy cicho. Przepraszamy. - powiedziała Monia.
- Nie szkodzi. - uśmiechnęła się i wyszła.
- Natan? - zapytałam.
- Twój chłopak? - wtrąciła Asia.
- Nie... jeszcze nie. - szepnął Natan prawie nie słyszalne. Czejj... Jeszcze?!
- Hej Natan - przywitała się Monia.
- Hej. Cześć Melodi. Mieliśmy się spotkać.
- Racja. Asia mnie zagadała i no...
- Już się tak nie tłumacz! To moja wina.
- Nie wierzę! Asia się przyznała do błędu! - prawie krzyknęłam.
- Ciszej! - krzykneli pół głosem.
- Mage cię na chwilę ukraść ?
- Możesz - dziewczyny za mnie zdecydowały. No cóż... mnie i tak to nie przeszkadza. Podeszłam do niego, a on złapał mnie za rękę ciągnąc w stronę windy.
- Nie schody? - zapytałam figlarnie.
- Nie teraz Melodi. Ładnie wyglądasz. - zalałam się rumieńcem na jego słowa.
- Ty też. - Boże co się ze mną dzije?

Uśmiechnął się z zadowolenia i przyśpieszył kroku. Gdy staneliśmy przed drzwiami do windy nacisnął guzik. Poczekaliśmy chwilę. No przynajmniej ja, bo on znalazł sobie zajęcie. Zaczął się bawić moimi palcami. Zalałam się rumieńcem. Znowu. To robi się niebezpieczne. Zakryłam twarz włosami. Wreszcie drzwi się otworzyły. Pociagnął mnie za sobą do pustego, jeżdżącego  " pudła ". - Nie zakrywaj twarzy. Wyglądasz pięknie jak się rumienisz. - powiedział łapiąc moją brodę w dłoń i niebezpiecznie się zbliżając swoją twarz. Czuje, że jestem czerwona.
-  Natan...
- Tak...? - szepnął.

Polsat! Yeah... Przepraszam was za to. Musiałam (chyba)... Wybaczcie, że mnie nie było. Mama zabrała mi telefon na miesiąc! 😕 Postaram się napisać jak najwięcej rozdziałów by wam to wynagrodzić.

Choć nie wiem czy ktoś tu jeszcze został. Jeśli tak powiedzcie jak tam pierwszy miesiąc szkoły? 😏 Cześć i pa! Do napisania!

Ruda789

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top