(37) Sekundy...

Zaczęłam się szybko rozglądać za miejscem w którym będę mogła się schować. Nigdzie nie ma takiego miejsca ( wiem... masło maślane, dop; autorki ) , a Kot sam tych trzech zbujów nie zaniesie na policje. Nie... tylko dwadzieścia sekund. Kocie szybciej....
Nagle przede mną stanął we własnej osobie Czarny Kot.
- Kocie! Zostało mi piętnaście sekund!

Spojrzał na mnie ze strachem. Zarzucił na plecy Alexa, a tam tych dwóch, których niósł, mocniej ścinął i powiedział:
- Przemień się, a ja pobiegnę na policję. Szybko idź!
- Ale... - mój kostium zaczął powoli znikać na stopach. Zamiast protestować, szybko gdzieś pobiegłam i strój całkiem zniknął. Wychyliłam się za ściany przy, której stałam i zobaczyłam jak Kot bierze kicikij, a następnie skacze (jeśli można to tak nazwać... ) w stronę budynku policji. Odetchnęłam przez co wywołałam ból mojej klatki piersiowej.
- Tikki jedź szybko te ciasta.
- Ale Moniko... przecież ty potrzebujesz pomocy lekarza. Dostałaś poważnych obrażeń! - Wiem Tikki... - przymknęłam powieki. - Zjadłaś już?
- Jeszcze chwilkę.

Oparta o ścianę z zamkniętymi oczami stałam w bezruchu.
- Możemy już iść księżniczko? - Hm? - otworzyłam oczy. Przede mną stał Czarny Kot.
- Czy możemy iść?
- Tak. - powiedziałam szeptem. Najwyraźniej złapałam drzemkę, co mi się naturalnie nie zdarza. - Trochę przysnęłam.
- Zauważyłem kochanie. Chodź. Musimy pędzić do tego lekaża.
- Ale ja chcę iść spać... - odparłam zaspana. Kot wziął mnie na ręce i przytuliłam się do jego klatki piersiowej.
- Nie Moniczko....
Musimy iść. Dobrze o tym wiesz.
- Wiem... - Mruknęłam zamykając oczy.

-----------------------------------------------

Gdy otworzyłam oczy, byłam w jakimś łóżku, przebrania w jakąś dziwną sukienkę czy coś takiego. Chloe pewnie by umarła ze wstydu gdyby ktoś ją w tym zobaczył. Rozejrzałam się i zobaczyłam białe ściany.
- No cóż... przynajmniej jest jasno. - powiedziałam sama do siebie.

- Widzę, że ktoś się obudził - powiedział męski głos. Przestraszyłam się tak, że spadłam z łóżka na którym leżałam.
- Czy ty się dobrze czujesz?! Wystraszyłeś mnie!

- Przepraszam kochanie. Nie chciałem. Jak się czujesz?

- Bywało lepiej. Która godzina?
- Druga w nocy. (02:00)
- Czemu tutaj ze mną siedzisz, zamiast spać?
- Nie mógłbym zasnąć z myślą, że jesteś w niebezpieczeństwie. Moi rodzice tu są. Chcą cię zobaczyć.
- Emilie i Gabriel ?
- Tak. Przy prowadzić ich?
- Nie wiem. Jak chcesz...
- Co się dzieje skarbie?
- Masz wymówkę co do tego wszystkiego? Ja nie.
- Tym się nie martw. Przyprowadzę ich.

Powiedziawszy to wyszedł i zostawił mnie z kluczowym pytaniem: jak on to robi?

- Moniko! Córciu nic ci nie jest?! Coś cię boli?
- Pani Agreste! Dobry wieczór. Czuję się dobrze. - powiedziałam, a pani Agreste.
- Jaka tam pani?! Mów do mnie mamo. Czemu nic nie mówiliście, że się zaręczyliście?

Mowę mi odjęło. ( Wiem pełno tu słów typu mów, mówię, ale cóż mam poradzić: dop. Autorki ) Adrien powiedział, że ich powiadomił. Niech to!
Spojrzałam na mojego ukochanego. Od razu zrozumiał.
- Emmm... Mamo, czy nie za dużo tych pytań?
- Młodzieńcze nie mów mi co mam robić. No mów Moniczko.
- Emmm... Pani Agreste, ja...
- Kochanienka... prosiłam abyś nazywała mnie mamą.
- Mamo. Nie możesz naskakiwać na Monikę z wieloma pytaniami na raz. - powiedział Adrien.
- Ochhh! No dobrze. To ty mi powiedz czemu nie zostaliśmy poinformowani?!
- Mieliśmy wiele spraw na głowie. No wieszzzzz... praca i takie tam.
- Czy mam się szykować na wnuki?!
- Mamo!!!! - krzykęliśmy oboje.
- No co? Mam prawo do takich pytań. Gabriel może byś się choć raz odezwał?
- Ależ oczywiście. Moniko, słyszałem, że lubisz modę.
- Tak, bardzo lubię modę i nawet często coś zaprojektuję i uszyję.
- To wspaniale. Może mógłbym cię zatrudnić u nas w firmie? Będziesz mieć biuro z Adrienem.
- Emmm... To bardzo miłe z pana strony, ale ja mam już pracę iii... - zastanawiałam się co jeszcze powiedzieć.
- Ale Monika na pewno jeszcze skorzysta z twojej propozycji ojcze.

Spojrzałam na Adriena z osłupieniem. Jak to jeszcze skorzysta? Ja mam pracę. A przynajmniej do godziny piętnastej z minutami. Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na pułeczce obok łóżka leżał mój telefon. Sięgnęłam po niego i zaczęłam pisać SMS-a do szefa z prośbą o danie na trzy dni wolnego z powodu trafienia do szpitala. Gdy już miałam nacisnąć przycisk 'wyślij' zauważyłam, że wszyscy się na mnie patrzą.
- No co? Coś się stało?
- Nie, aleee...
- Ale co, mamo?
- Co ty robisz?
- Staram się nie stracić pracy. - nacisnęłam wyślij, zablokowałam ekran i odłożyłam telefon na miejsce. - Czy jest coś w tym złego?
- Nie! No to ty?! Ale nie powinnaś się tym teraz martwić. Przecież i tak wrazie starty poprzedniej pracy możemy my Cię zatrudnić!
- Tyle, że już zaprojektowałam i uszyłam ciuchy na jesień. Gdzie jest lekarz? Chcę z nim porozmawiać.

- Dobry wieczór. O widzę, że pani Agreste już się obudziła. Jestem pani lekarzem.
- Dobry wieczór. Czy coś mi dolega lub... no nie wiem?
- Nie, nic nie dolega, ale jest pani mocno poobijana. Musi pani przyjmować mocne leki przeciw bólowe, więc narazie zostanie w szpitalu, przez kilka dni.
- Rozumiem. A dokładniej to ile... no wiem pan... praca.
- Tak koło czterech, pięciu dni.
- Acha. Dziękuję.

Lekarz spojrzał na panią Agreste i wyszedł w popłochu z pokoju. Spojrzałam się na nią. Ona wpatrywała się w drzwi z nienawiścią przez chwilę i z powrotem na mnie z uprzejmością. Nie rozumiem tej kobiety.

Miał ten rozdział mieć 1000 słów, ale nie pykło i jest tylko 84. No cóż... życie. Jak myślicie, czemu Emilie Agreste "Nie lubi" tego lekarza? Dajcie swoje teorie. Widzimy 👀 się za dwa tygodnie w weekend 😉!

Ruda789

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top