Erick&Richard part.1

24 grudzień

Tego dnia nic nie mogło pójść źle. Od rana Richard chodził po domu I pilnował aby każdy wykonywał swoje obowiązki.

Erick I Joel mieli za zadanie przystroić choinkę I obwiesić lampkami I ozdobami świątecznymi cały dom.
Chris sprzątał dom I ogarniał sprawy związane z prezentami oraz wysyłał znjomym zespołu kartki z życzeniami, zaś Zabdiel pomagał Richardowi w kuchni.

Gdy Colón powiesił na czubku choinki gwiazdę pobiegł do kuchni pochwalić się, że wszystko jest gotowe.

- Rich!! Skończyliśmy.- wypiął z dumą pierś, jakby to był jakiś wielki wyczyn.

Czerwonowłosy uśmiechnął się I na chwilę odwrócił swoją uwagę od tacy z piernikami.

Podszedł do młodszego I pocałował go czule w czoło, mówiąc przy tym:

- Brawo kochanie, to na pewno będzie najpiękniejsza choinka na świecie.

Czarnowłosy zarumienił się lekko.

- Chcesz pomóc w ozdabianiu pierniczków Zabdielowi?- zaproponował starszy, a Erick przytaknął z chęcią.

W tym czasie Richard poszedł zrealizować swój plan.

Po godzinie Chris wszedł do kuchni I oznajmił:

- Ej, młody. Leć na górę do siebie. I to już.

- A po co?- zdziwił się Erick.

- Po prostu idź. Zaraz się dowiesz.

Tak więc Colón posłuchał przyjaciela I poszedł do swojego pokoju.

W środku czekała go miła niespodzianka.

Na łóżku siedział przebrany za Mikołaja Richard.

Z początku Erick, gdy go zobaczył wybuchł gromkim śmiechem, a chwile później spytał:

- Nie za duży jestem już na Mikołaja?

- Nie na tego. Chodź tutaj na kolanka I mów co chcesz dziś wieczorem dostać, a obiecuję ci, że sprawie, abyś to miał.

Czarnowłosy wdrapał się ,, Mikołajowi" na kolana I oznajmił smutno:

- Chciałbym aby moja rodzina tu ze mną była tego wieczoru.

Kolacja wigilijna

Około dziewiętnastej wszyscy z zespołu zebrali się przy stole.

Wpierw podzielili się opłatkiem, a następnie Zabdi przyniósł gitarę I pośpiewali świąteczne piosenki I kolędy.
W końcu przyszedł czas na jedzenie, czyli na to, co Christopher kocha najbardziej.

- Kurde, Rich, Zabdi, nie jesteście tak chujowymi kucharzami jak myślałem. Kiedyś umieliście zrobić tylko bite ziemniaki.- zaśmiał się Joel.

- NIE PRZEKLINAJ MAŁOLACIE, BO PREZENTÓW NIE DOSTANIESZ.- zwrócił mu uwagę Richard.

- No już dobrze, dobrze, Daddy.- mrugnął do niego Pimentel.

- Tylko Erick może tak do niego mówić.- wtrącił się Chris.

- Czy wy nie możecie rozmawiać na normalne tematy chociaż w święta?- przewrócił oczami Camacho.

- Złość piękności szkodzi.- rzucił rozbawiony Zabdi.

- To ile razy musiałeś już być w życiu zdenerwowany?- odpowiedział mu kąśliwą uwagą Rich.

- Ejj, rozdajemy już prezenty?? Bo ja już bym chciał zobaczyć, który z was się najbardziej dla mnie postarał.- wyszczerzył się Chris.

Był najstarszy, ale czasem najbardziej dziecinny.

Ruszył pod choinkę I zaczął wyczytywać imiona z pięknie zapakowanych pudełek I kształtów.

Po chwili cały salon był wypełniony dźwiękami rozrywanej folii świątecznej.

Wtedy właśnie Richard podszedł do Ericka.

- Dla ciebie mam coś specjalnego.- oznajmił.

Młodszy się bardzo zdziwił:

- Co takiego??

- Niestety nie miałem zbyt dużych szans, aby ściągnąć twoją rodzinę z Kuby, ale to nie oznacza, że nie spełnie twojego świątecznego życzenia.- wyjaśnił mu tajemniczo.

- Chyba nie rozumiem.....- Colón nieśmiało popatrzył na swojego chłopaka.

- Słuchaj, znamy się już tyle lat, jestem pewien naszego uczucia I chciałbym aby to trwało zawsze. Czego nie rozumiesz? Chcę być TWOJĄ RODZINĄ, Erick. Kocham cię jak jeszcze nigdy nikogo. Uwielbiam twoją nieśmiałość, uśmiech, oczy, głos, dobre serce, całokształt. Dlatego.....- przerwał na chwilę Rich, sięgając po coś do kieszeni.

Po chwili wyciągnął przed siebie zielone jak oczy Ericka pudełeczko. Otworzył je, a w środku znajdował się na poduszeczce pierścień z ogromnym szmaragdem, również w kolorze oczu młodszego.

Colón zaniemówił, a z oddali można było usłyszeć wzdychanie I gwizdanie Joela I Chrisa, którzy byli w niemniejszym szoku niż sam Erick.

Zabdiel z kolei obserwował wszystko w ciszy, ale z szerokim I szczerym uśmiechem na twarzy.

Camacho zrobił znaczący krok w stronę Ericka, po czym uklęknął na jedno kolano.

- Ericku Brianie Colónie, czy uczynisz mi ten zaszczyt..... I jeśli za rok wciąż będziemy razem, wyjdziesz za mnie w święta?

Na policzkach młodszego pojawiło się kilka samotnych, pojedynczych łez.

Chwilę nic nie mówił.

Richard się tym zestresował I nerwowo rozejrzał wokół siebie.

Reszta zespołu zamarła. Mocno kibicowali dwójce I mieli nadzieje, że młody się teraz nie wycofa.

W końcu czarnowłosy wziął głęboki oddech I udało mu się w końcu wykrztusić:

- T-TAK, no oczywiście, że za ciebie wyjdę. Kocham cię!!

Richard założył piękny pierścień na palec wskazujący swojego świeżo upieczonego narzeczonego, po czym podniósł się I złapał go w ramiona, namiętnie wpijając się w jego usta.

Z kolei reszta chłopaków zaczęła bić brawo, a Christo darł się na cały dzień:

- Moje dzieci, moje, jestem taki dumny, gratulacje!!

Erick chciał aby w ten dzień była z nim rodzina, nie spodziewał się, że zyska nową, a szczególnie w takim tego słowa znaczeniu.

******************************
Wiem wiem, zbyt romantico i trochę krótki. To dlatego, że dawno nie pisałam I wena mi dopiero wraca, więc w następnym myślę, że będzie się więcej działo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top