Joerick part. 8

Richard pov:

    Jak tylko dowiedziałem się, że Joel I Erick trafili do pobliskiego szpitala, zgarnąłem Chrisa I poprosiłem go, aby po drodze zadzwonił do Zabdiela, który od wczoraj był u rodziny. Wsiedliśmy do samochodu, po czym z piskiem opon ruszyliśmy w stronę najmniej lubianego przez większość ludzi miejsca.

Gdy dojechaliśmy, udaliśmy się do recepcji I zapytaliśmy o młodych.
Powiedziano nam, w których salach leżą. Bliżej okazała się być sala Joela, więc tam poszliśmy wpierw.

Zapukaliśmy, po czym weszliśmy do środka.
Na łóżku leżał Joelo I gapił się smętnie w sufit, nic dziwnego, te miejsce nie ma w sobie nic z radości. Gdy Chris zatrzasnął mocno drzwi, spojrzał na nas I zmusił się do lekkiego uśmiechu.

- Damn, Joel, tak się o was martwiliśmy. Jak się czujesz??- przysiadłem na krześle obok niego.

- Nie jest źle. Ale nie chcą mi powiedzieć, co jest z Erickiem, mówią, że nie mogę się denerwować, a to podobno coś poważnego. Martwię się.- w kącikach oczu chłopaka pojawiły się łzy.

- Joelo, my się zaraz wszystkiego dowiemy I damy ci znać. Powiedz nam lepiej, jak w ogóle doszło do tego wypadku??

- No właśnie.- odezwał się Chris, stając obok mnie.

- Jechaliśmy na domek, który specjalnie dla nas wynająłem. W pewnym momencie na chwilę odwróciłem wzrok od drogi I..... boom, wjechał w nas jakiś ogromny samochód. Podobno przebiła mu się opona. Nie wiem. Ocknąłem się dopiero na noszach. Jestem taki głupi, to wszystko to..... moja wina.- spuścił wzrok.

- Nawet tak nie myśl!! Przecież nie mogłeś nic z tym zrobić.- zaprotestował od razu Chris.

- Chris ma racje. Nie ty spowodowałeś wypadek.- poparłem najstarszego.

Chris pov:

    Pocieszaliśmy jeszcze chwile Joela, ale przyszła pielęgniarka wymienić mu kroplówke, więc wyszliśmy, żeby jej nie przeszkadzać I przeszliśmy do sali Ericka.

Colòn leżał na łóżku I miał przymknięte oczy, ale nie spał,  bo co jakiś czas niespokojnie rozglądał się wokół. Głowę miał owiniętą bandażem.

Wbiegłem do jego sali I wskoczyłem mu na łóżko. Erick odkąd się poznaliśmy był dla mnie jak młodszy brat. Tuż za mną spokojnym krokiem wszedł Richie.

- Siema, młody.- poczochrał go po włosach.

Erick gwałtownie usiadł.
Przyjrzewał się nam dluga minutę w ciszy I to było naprawdę dziwne, a gdy w końcu się odezwał..... zamarliśmy.

- Kim jesteście??- spytał drżącym głosem.

Spojrzeliśmy na siebie z Richim zszokowani.

- To nie jest śmieszne, Erick.- syknął czerwonowłosy.

- Erick..... słyszałem już te imie. To ja, tak??

- Richi, on chyba..... on chyba nie udaje.- wyjąkałem.

- Ale co miałbym udawać??- zdziwił się młody.

- Nie wiesz kim jesteśmy??- chciał się upewnić Richard.

- Nie mam pojęcia. Jesteście z mojej rodziny??- czarnowłosy spojrzał na niego z tępym wyrazem twarzy, nie wyrażającym prawie żadnych emocji ani nic.

- Jest bardzo źle.....- Richi złapał się za głowę, a ja westchnąłem głęboko.

Przed nami będzie chyba długa I ciężka droga, zanim wszystko wróci do normy.....

******************************

No wszystko super, mówiłam, żebyście mnie nie zabijali.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top