Joerick part. 10

Joel pov:

Przychodziłem do Ericka codziennie, nawet, gdy już mnie wypisali ze szpitala.
Wpajałem mu podstawowe informacje o nim I na temat tego, kin jest.
Niestety nie przełamałem się I nie wyjawiłem mu, że przed wypadkiem byliśmy parą.

W dniu wypisu przyjechałem po niego. Pomogłem mu zanieść jego rzeczy do mojego samochodu.
Gdy wsiedliśmy do środka, zagadał:

- Ostatnio mówiłeś mi, że miałeś chłopaka, ale o tobie zapomniał. Opowiesz mi o nim? Jak to się w ogóle stało, że zostaliście parą??

- Emm wiesz co..... nie za bardzo chcę rozmawiać na ten temat. Skupmy się na razie na ważniejszych rzeczach.

Erick pov:

Joel wyraźnie coś ukrywał. Tylko co to mogło być?

Niestety nie miałem czasu na dalsze przemyślenia, bo dojechaliśmy pod dość spory dom.

- Mieszkamy tu?- spytałem.

- Chwilowo. To dom Richarda, ale stąd mamy najbliżej do studia, więc na razie śpimy u niego.- wzruszył ramionami w odpowiedzi.

Przed drzwiami od domu czekała na nas reszta chłopaków, łącznie z Zabdielem, którego poznałem na nowo przedwczoraj. Spoko koleś. Nieco nieśmiały I dziwny, ale ma coś w sobie I jest zabawny.

Przywitałem się z nimi. Później Richard zaprowadził mnie do sypialni, w której miałem spać.

- Ej, Rich?? Usiądziesz na chwile? Chcę cię o coś zapytać.- zaczepiłem go.

- No jasne. Dawaj, młody.- usiadł na krześle przy małym biurku I obkręcił się w moją stronę.- Tak więc słucham.

- Z kim przed wypadkiem spędzałem najwięcej czasu?

- No..... to chyba oczywiste, że z Jo.- odpowiedział niepewnie.

- Ukrywał coś przede mną?

- Nie wiem. Czemu pytasz?

- Bo zachowywał się dziś bardzo dziwnie, a jak spytałem go o tego jego chłopaka, to olał temat.

- Umm..... no wiesz..... jemu też jest ciężko..... w pewnym sensie stracił kogoś bardzo ważnego, no bo przecież zawsze byliście blisko, a teraz nawet go nie pamiętasz.....- ściszył głos czerwonowłosy.

- Przecież dla was wszystkich jestem tak samo ważny. Jesteśmy przyjaciółmi, rodziną.- stwierdziłem.

- Umm..... dla mnie, Chrisa I Zaba może I tak, ale nie dla Joela.....

- Niby dlaczego? Nie rozumiem.

- Ehh..... nawet z pamięcią byłeś zawsze mało kumaty. Byliście z Joelem o wiele bliżej niż ci się wydaje.

Otworzyłem szeroko usta:

- Chcesz mi powiedzieć, że.....

- Tak.

- Jesteśmy rodzonymi braćmi?

- Cooo?! Nie, nie, skądże znowu.- zaprzeczył szybko Camacho.

- To o co ci chodzi?

- Nie wiem, Erick. Wysil się. Skoro nie byliście rodziną ani przyjaciółmi to.....

Nagle zrozumiałem, co miał na myśli.

- Chyba sobie żartujesz. Nie jestem gejem.- popukałem się w czoło.

Richard nagle wlepił wzrok w drzwi I zamilkł. Spojrzałem w tamtą stronę.
W drzwiach stał Joel, a po jego policzkach płynęły strumienie łez.
Co mogę na to poradzić? Na pewno nie jestem gejem I nic do niego czuje..... to co mówił Rich musi być kłamstwem, albo żartem, tylko dlaczego w takim razie Joelo płacze.....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top