Rozdział 6

~~Sen~~

- Harry! - Zielony błysk odrzucił mnie kilka metrów dalej przez co uderzyłam głową w ścianę. Oszołomiona uchyliłam powieki i skrzywiłam się z bólu który rozszedł się po całym moim ciele, rozejrzałam się spanikowana szukając wzrokiem swojego przyjaciela.

- Nie... - Zakryłam usta ręką, leżał niedaleko mnie, zaledwie pare metrów dalej, jego cera stała się nieskazitelnie czysta i jasna a oczy nie obecne. Zaszlochałam głośno dławiąc się własnymi łzami i jeszcze bardziej wcisnęłam się w ścianę. Pozwoliłam mu umrzeć? Złapałam się za włosy i zawyłam głośno niemalże słysząc jak łzy spadają na zimną i wilgotną posadzkę. Nie usłyszałam nawet kiedy do pomieszczenia ktoś wszedł a gdy złapał mnie za ramię i szarpną do góry pisnęłam przerażona. Byłam przygotowana na wszystko, właściwie miałam to w dupie czy zabije mnie w męczarniach czy raczej tu i teraz, zacisnęłam po prostu powieki czekając na swój wyrok. Jego uścisk na moim ramieniu rozluźnił się a ja zmarszczyłam brwi i zrezygnowana oraz wyczerpana wrzasnęłam:

- No na co czekasz?! - Zaśmiał się, ale nie tak jak ten poprzedni, ten śmiech był.. Taki przyjemny i.. Zarażał, tak może to głupie ale sama mimowolnie zachichotałam. Nie otworzyłam jednak oczu, bo gdzieś w głębi duszy czułam że nie mogę tego zrobić. Jego zimne dłonie ułożyły się na mojej talii a jego spokojny oddech spoczął na moim policzku, drgnęłam i spięłam się kiedy poczułam ten piękny zapach alkoholu i wody kolońskiej, znowu? 

- To ty? - Spytałam czując jak delikatnie się uśmiecham.

- Tak. - Uniosłam dłoń chcąc dosięgnąć jego twarzy, ale zamiast miękkiego i chłodnego policzka pod palcami wyczułam metal. Po co nosił tę maskę? 

- Boję się. - Przyznałam lekko przyciszonym głosem czując jak ciepłe łzy ściekają mi po twarzy. Chłopak przygarnął mnie do siebie pozwalając mi wtulić się w swoją klatkę piersiową.

- Ufasz mi? - Spytał po chwili odsuwając się ode mnie, zawahałam się. W końcu nie znałam go ale... Stop. Ja nie znałam go w ogóle, z jednej strony był dla mnie jak przypadkowy człowiek który znalazł się gdzieś przypadkiem w moim życiu a z drugiej, kimś kogo znałam od lat, no przynajmniej takie miałam wrażenie. I tak, zdaję sobie sprawę jak absurdalnie to brzmi. Chłopak chwycił moją dłoń i wcisnął do niej coś małego, zaskoczona nie pewnie i powoli otworzyłam oczy. Wyszedł? Ale kiedy? A może wcale go tu nie było? W każdym bądź razie nie stał przede mną a ja ponownie poczułam strach który z minuty na minutę przeradzał się w coś głębszego aż w końcu osiągnął stadium przerażenia i obłędu. Mimo to nie byłam w stanie chodź by drgnąć koniuszkiem palca. Po chwili stania w bez ruchu i wpatrywania się w pustą przestrzeń spojrzałam na przedmiot który nadal trzymałam w dłoni. Była to złota bransoletka o bardzo cieniutkim i delikatnym łańcuszku i przykuwającej wzrok zawieszce w kształcie smoka który za miast oczu miał dwa ślicznie mieniące się w słońcu które padało do tego ciemnego i ponurego miejsca przez lekko uchylone okno, szare diamenciki. Były one tak małe że osobiście bałabym się że mogłyby wypaść, na tyle przyciągające że miałam wrażenie lekko otępiałej kiedy tak się w nie wpatrywałam...

~~~

- Ja pierdole. - Warknęłam pocierając obolały łokieć i z jękiem podnosząc się do pozycji siedzącej. Przetarłam dłonią zaspaną twarzy i zerknęłam kątem oka na zegarek wiszący na ścianie tuż nad łóżkiem Hermiony której tak de fakto już nie było. Rozejrzałam się dookoła, no tak.. Musiałam spaść z łóżka. Brawo Kate! Rozleniwiona wyszamotałam się z kołdry w którą nie źle się zaplątałam i zmęczona dniem który dopiero się zaczynał poczłapałam do łazienki aby chodź trochę doprowadzić się do ładu. Na ślepo wymacałam gałkę od kranu i kilkukrotnie ochlapałam sobie twarz zimną wodą mając nadzieję że w mniejszym lub większym stopniu mnie to rozbudzi. Westchnęłam ciężko i chwyciłam za pomarańczowy ręcznik wiszący na wieszaczku obok szafki na kosmetyki od niechcenia przykładając go sobie do twarzy. I wtedy poczułam coś dziwnego, w spowolnionym tempie przeniosłam swój zdziwiony wzrok na swoje odbicie w lustrze o mały włos nie krztusząc się powietrzem. Jak to na świętej pamięci Godryka jest możliwe że ta pieprzona bransoletka, dokładnie ta sama, znajdowała się teraz na moim nadgarstku?! Powolnym ruchem ręki złapałam się za nadgarstek aby na pewno upewnić się czy nie upadłam na głowę a kiedy moje obawy się potwierdziły spanikowana krzyknęłam, i to tak głośno że miałam wrażenie że zdarłam sobie gardło. Zaczęłam się cofać, błąd. Wpadłam wtedy na nie wielką szafeczkę na której porozstawiane były różne mazidełka co wywołało przeogromny hałas. 

- Kate? - Zaniepokojony głos Tary sprowadził mnie za ziemię, szybko zaczęłam układać wszystkie kosmetyki w ich pierwotne miejsca starając się opanować drżenie rąk. 

- Tak, jest ok. - Odparłam kiedy najwyraźniej przestraszona dziewczyna zaczęła szarpać za klamkę. 

- Skoro tak mówisz, będę czekać na ciebie w pokoju wspólnym. - Odburknęłam jeszcze coś w stylu " Jak chcesz " i wróciłam do ogarniania swojego tragicznego wyglądu. Tarę poznałam kiedy po raz pierwszy przekroczyłam próg tego pokoju, dziewczyna od razu zaczęła ze mną rozmowę, chociaż nie wiem czy można to było nazwać rozmową bo tylko ona coś wtedy mówiła. Pomimo swojej nadpobudliwości jest naprawdę kochaną i wspaniałą i przyjaciółką i właściwie taką lepszą wersją mnie. Zawsze zazdrościłam jej tej nieskazitelnej i lekko opalonej cery oraz ślicznie zielonych oczu i czarnych jak smoła delikatnie kręconych włosów. Jej uśmiech porażał nawet mnie a wyobraźcie sobie jak musiał on działać na płeć przeciwną. Jednym słowem była śliczna, chociaż i to było za mało powiedziane. Chcąc nie chcąc pokochałam ją jak siostrę i już od pierwszego dnia stałyśmy się nie mal nie rozłączne, przez co skumplowała się również z sławnym Golden Trio z którym to ja spędzałam większość mojego czasu. Kiedy doprowadziłam się do ładu i ubrałam na siebie dość luźne i sportowe ubranie wyszłam z dormitorium dziewczyn przechodząc do pokoju wspólnego gdzie na kanapie czekała na mnie roztrajkotana jak zawsze Tara oraz oszołomiony jej natrętnością Ron. 

- Cześć wam. - Na dźwięk mojego głosu rudy odetchną z ulgą i pośpiesznie wstał z kanapy stając obok mnie ze zmieszaną miną. 

- Dokończymy tę rozmowę potem. - Rzucił na odchodne i jak strzała wyszedł przez obraz zostawiając zdezorientowaną Tarę oraz rozbawioną mnie. 

- Powiedziałam coś nie tak? - Zachichotałam cicho i poklepałam ją po plecach w geście pocieszenia. 

- Nie, po prostu następnym razem postaraj się chodź raz dojść mu do słowa. - Rozbawione wyszłyśmy na śniadanie po drodze rozmawiając o  babskich głupotach, jednak momentami myślami odpływałam do tego jak że realistycznego snu oraz bransoletki która dziwnym trafem znalazła się na moim nadgarstku. Jak na razie nie umiałam tego wyjaśnić i szczerze mówiąc nie mam pojęcia czy kiedykolwiek mi się to uda, lub czy po prostu tego dożyję bo już za zaledwie godzinę ma się odbyć mój pierwszy szlaban w tym semestrze, i to nie byle z kim. Na samą myśl poczułam dziwny uścisk w żołądku i skrzywiłam się lekko. 

- Skąd to masz? - Spytała Tara spoglądając na mój lewy nadgarstek. Odruchowo obciągnęłam rękaw od bluzki nerwowo splatając swoje palce.

- To prezent od mamy. - Wypaliłam mając nadzieję że łyknie haczyk.

- Śliczna. - Tylko tyle zdążyła jeszcze powiedzieć gdyż w tym momencie wkroczyliśmy w gwar Wielkiej Sali gdzie niekiedy trzeba było się nie źle wysilić aby osoba siedząca obok usłyszała to co chcesz jej przekazać. Więc na szczęście temat tajemniczej bransoletki jak na obecną chwilę był zamknięty, przynajmniej miałam taką nadzieję. Kiedy dosiadłyśmy się do Harrego, przerażonego opcją siedzenia obok Tary Rona i zaczytaną w proroku codziennym Hermiony obróciłam wzrok w stronę stołu gdzie siedzieli nauczyciele napotykając wzrok tej różowej do przesady ropuchy. Wzdrygnęłam się kiedy posłała mi jeden z tych swoich podstępnych uśmieszków i natychmiast wróciłam do wiercenia widelcem w pustym talerzu. No to teraz na pewno nic nie przełknę, dzięki ci przeklęta landryno. 

*******************************************************

Hej kochani! Nawet nie wiecie pod jaką presją ostatnio siedzę, jednym słowem zataczam wokół siebie błędne koło. Stresuje się kiedy nie dodam czegoś przez kilka dni co skutkuje brakiem dalszej weny na cokolwiek. Matko mam wtedy takie straszne wyrzuty sumienia że po nocach nie śpię. Mam po prostu takie wrażenie że pomyślicie sobie że zawieszam opowieść czego nie chcę. Wiem jak irytujące jest takie zachowanie więc osobiście mogę was zapewnić że co by się nie działo nigdy nie zawieszę żadnej książki. I wiem że to trochę paranoja bo niektórzy potrafią dodawać rozdział raz na dwa tygodnie. No ale w każdym bądź razie udało mi się coś wycisnąć :) Teraz jadę na ferie do rodzinnego miasta więc nie wiem czy będę miała czas na pisanie, wiecie jak to jest, starzy znajomi i miejsca których tak dawno nie widziałam. Trzeba to jednym słowem nadrobić. Ale postaram się jak mogę :D Do następnego rozdziału :* ♥ Miło spędzonych ferii :D 

PS: Oglądałam ostatnio przepiękny i wzruszający film " Zanim się pojawiłeś " dlatego do tego rozdziału dodaję piosenkę w której od razu się zakochałam ♥ Polecam gorąco obejrzeć jeżeli ktoś kocha wyciskacze łez ♥ UWAGA! PRZED WŁĄCZENIEM NALEŻY UPEWNIĆ SIĘ CZY W SWOIM DOMU POSIADACIE WYSTARCZAJĄCĄ ILOŚĆ CHUSTECZEK! :D 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top