Rozdział 20

- Jak to nie wrócił?! - Uniosłam się energicznie gestykulując przy tym rękoma. Blaise spojrzał na mnie ze smutkiem, widziałam że sam dobrze tego jeszcze nie przetrawił. 

- Nie widziałem go dobre 4 dni. - Wytłumaczył widząc jak moja wściekłość zamienia się w panikę. Przed oczami malowały mi się najgorsze sceny a po ciele przechodziły nie przyjemne dreszcze. 

- Ktoś musi coś wiedzieć.. Przecież nie zapadł się pod ziemię. - Szepnęłam szybkim mruganiem przeganiając zbierające się łzy. Z jękiem opadłam na drewniane krzesło oparte o ciemną ścianę obok ogromnego okna zamykając twarz w rozdygotanych dłoniach. 

- Może Potter coś wie. - Zasugerował ciemnoskóry siadając na przeciwko mnie. 

- Nie odzywa się do mnie. Pewnie tak jak wszyscy inni myśli że to za moją sprawą zostali zdemaskowani. - Mruknęłam z nutą żalu w głosie. Za każdym razem kiedy przechodziłam korytarzem słyszałam masę plotek na swój temat. Pieprzona zdrajczyni, dziwka arystokraty, tak teraz się na mnie mówiło. Gdzieś w głębi serca miałam nadzieję że chociaż Harry i Lou mi uwierzą ale po czasie zrozumiałam że grubo się przeliczyłam. Z drugiej strony trochę ich rozumiałam, na ich miejscu też bym sobie nie uwierzyła, wiem jak to wyglądało. Skrycie pragnęłam aby okazało się że Malfoy też nie ma z tym nic wspólnego, w co im więcej myślałam tym bardziej wątpiłam. Miałam dziwne przeczucie że ta bransoletka która nadal zdobiła mój nadgarstek była ściśle związana z tą całą sprawą, chodź z pozoru brzmiało to absurdalnie było to jak najbardziej możliwe. Musiałam jedynie to jakoś potwierdzić. 

- Wybacz ale chciałabym się już położyć. - Szepnęłam po chwili ciszy patrząc mu prosto w ciemne oczy. Chłopak posłał mi pocieszający uśmiech i wyszedł rzucając jeszcze na odchodne.

- Jeżeli czegoś się dowiem od razu cię poinformuję. - Pokiwałam głową a kiedy tylko zamknął za sobą drzwi wycieńczona opadłam na ogromne łóżko nadal przesiąknięte zapachem Draco którym zaciągnęłam się z rozkoszą. Odkąd zniknął każdą noc spędzam w jego pokoju prefekta naczelnego na piątym piętrze. Tylko w tym miejscu czułam się bezpieczna, okryta jedwabną pościelą, zatopiona w śliskich poduszkach w odcieniach Slytherinu. 

- Piękna noc prawda? - Gwałtownie podniosłam się z łóżka ze strachem spoglądając na ciemną sylwetkę stojącą tuż przy otwartym na oścież oknie. 

- To ty.. - Stwierdziłam czując ogromną ulgę. Usiadłam po turecku na łóżku przyglądając mu się z zaciekawieniem przez dobre kilka minut. Stał oświetlony blaskiem księżyca którego migoczące światło odbijało się od jego żelaznej maski. 

- Dlaczego tu jesteś? - Spytałam a kiedy ten odwrócił się do mnie przodem serce zabiło mi szybciej. Usiadł obok mnie swoją chłodną dłonią z czułością przejeżdżając po moim policzku. Drgnęłam mimo wszystko na chwilę przymykając powieki. 

- Chcesz mnie o coś zapytać. Prawda? - Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Miał rację, tylko skąd mógł to wiedzieć? Kiwnęłam ledwie zauważalnie głową lekko rozchylając usta.

- Pytaj więc. - Zachęcił wpatrując się wprost w moje oczy. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam wygodnie szybkim ruchem ręki poprawiając swoje potargane włosy.  

- Dlaczego verita serum na mnie nie zadziałało? - Chłopak zaśmiał się cicho ujmując moją dłoń w swoje. Kciukiem przejechał po bransoletce jeszcze przez chwilę obracając ją pomiędzy palcami. 

- A jak myślisz? - Spojrzałam na srebrną ozdobę zapiętą na moim nadgarstku zastanawiając się przez chwilę. 

- Ale jak? - Mruknęłam przenosząc swój pełen niezrozumienia wzrok na chłopaka. 

- Myślę że odpowiedź na to pytanie znajdziesz w szkolnej bibliotece. - Pokiwałam głową ze zrozumieniem na chwilę zawieszając spojrzenie na gwieździstym niebie rozpościerającym się za oknem. 

- Teraz ja spytam o coś ciebie. - Drgnęłam zerkając na niego kątem oka. Tak trudno było mi z nim rozmawiać nie mogąc odczytać emocji z jego twarzy. - Dlaczego nie śpisz u siebie? - Ze świstem wypuściłam powietrze z płuc układając swoją ciężką od natłoczonych myśli głowę na miękkich poduszkach z rozmarzeniem wpatrując się w biały sufit. 

- Ja.. Po prostu bardzo się o niego martwię. Tęsknię za nim a tutaj czuję się bezpieczna. Ten pokój jest jak moja oaza. Czuję jak by był przy mnie. - Jego oczy nagle straciły wszelki blask, stały się lekko zamglone i jak by nieprzyjemne. 

- Nic mu nie jest.. - Zmarszczyłam brwi a kiedy już chciałam spytać skąd niby może to wiedzieć wyprzedził mnie. - Nie musisz się martwić, jutro już tu będzie. - Mruknął stając na równe nogi i ruszając w stronę nadal otwartego okna. 

- Zaczekaj! - Nawet się nie zatrzymał, po prostu zniknął w półmroku który panował na zewnątrz. Westchnęłam i wściekła na samą siebie cisnęłam poduszką w kąt pokoju. Zastanawiałam się co powiedziałam nie tak... 



Szłam samotnie przez zatłoczone korytarze Hogwartu jak co ranek zmierzając w stronę Wielkiej Sali błagając Merlina aby te wygłodniałe lwy zostawiły mi chodź jednego tosta z serem. Nagle stanęłam jak wryta o mal nie zachłystając się powietrzem. Przed wejściem zobaczyłam Malfoy'a w towarzystwie Blaisa oraz paru innych Ślizgonów. Nawet z takiej odległości byłam w stanie dostrzec diametralne zmiany w jego wyglądzie. Jego białe włosy roztrzepane były na wszystkie strony, oczy podkrążone i zaczerwienione a na policzkach dopatrzyłam się śladów zaschniętych łez. Nie wyglądał najlepiej. Mimo to puściłam się biegiem w jego stronę krzycząc na całe gardło ledwie utrzymując się na nogach które teraz miałam jak z waty. 

- Draco! - Szlochając cicho wskoczyłam mu w ramiona wtulając się w niego z całej siły. Po kilku minutach trwania w uścisku Ślizgona odsunęłam się od niego swoimi drobnymi piąstkami uderzając w jego klatkę piersiową. - Czemu nie dawałeś znaku życia? Wiesz jak bardzo się martwiłam?! - Wrzasnęłam patrząc na niego z wyrzutem. - Co się stało? - Spytałam widząc łzy zbierające się w jego szarych oczach wpatrzonych w moją twarz. - Draco? - Blondyn wplótł chłodne ręce w moje włosy stykając nasze czoła razem. Coś musiało być na rzeczy, nie był sobą, martwiło mnie to. - Powiedz coś.. - Załkałam czując jego wzburzony oddech na sobie. 

- Przepraszam... - Szepnął załamanym głosem oddalając się ode mnie o krok aby po chwili pośpiesznym krokiem wtopić się w tłum uczniów. 

- Dra.. 

- Zostaw. - Spanikowana spoglądałam to przed siebie to na Zabiniego czując jak coś rozdziera mnie od środka. Oboje zachowywali się nader dziwnie i ewidentnie wiedzieli o czymś czego nie wiedziałam ja. - Daj mu czas. 

- Czas na co? - Spytałam wyszarpując dłoń z jego uścisku. 


*******************************************************

To już 20 rozdziałów kochani! Ja na prawdę nie wiem kiedy to wszystko minęło. Najwidoczniej tracę rachubę czasu. Co myślicie o dziwnym zniknięciu Draco? Czy Kate ma powód do obaw? 

Do następnego skarby!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top