Rozdział 13

I pomyśleć że ta banda podejrzliwych i zawistnych idiotów nie zasługujących na miano uczniów Gryffindoru wywołała we mnie tyle emocji na raz. Jednak w tej całej mieszance wybuchowej dominowała złość oraz niezrozumienie. Byłabym w stanie puścić płazem kąśliwe uwagi Angeliny czy innych ale Harry? Ten co znał mnie dosłownie na wylot? Powiem szczerze że na nikim jeszcze się tak nie zawiodłam. 

- Lou... - Mruknęłam zatrzymując go nagle rękawem swetra ocierając wilgotne policzki. Spojrzałam w jego pełne troski i miłości oczy wwiercające się we mnie. Znów poczułam to uczucie odlatujących motyli w podbrzuszu a na mojej twarzy zagościł soczysty rumieniec przypominający za pewne dojrzałą truskawkę. 

- Nie jestem zmęczona. Chcę odetchnąć świeżym powietrzem. - Chłopak kiwnął głową po czym ujął moją drobną i chłodną dłoń prowadząc w stronę błoni. Nie bał się zaryzykować szlabanem, po prostu bez żadnego słowa wykonał moją kapryśną zachciankę. Ponownie tego wieczora poczułam ten przyjemny chłodny wiaterek na swoich nagich ramionach. Z uśmiechem na twarzy przycupnęłam na jednym z murków zadzierając swój zaciekawiony wzrok ku niebu. Poczułam się teraz jak to przeklęte uczucie wyrzutka z przed kilku lat ponownie do mnie powraca, a najgorsze że bezpodstawnie. Bo tak na prawdę nie zrobiłam nic złego, no bo czym różnią się Gryfoni od Ślizgonów? Jestem pewna że gdyby poznali się lepiej zrozumieliby jak dziecinne są ich zachowania. Właściwie to gdzieś w głębi serca poczułam narastającą dumę że jako jedyna potrafiłam dokonać niedokonalnego. Dygnęłam kiedy poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoim policzku. Spojrzałam na rozświetloną blaskiem księżyca twarz Louisa, był taki skupiony, analizował każdą część mojego ciała ostatecznie zatrzymując się na ustach. Serce niebezpiecznie mi przyśpieszyło kiedy jego twarz powoli zaczęła przybliżać się do mojej. Zesztywniałam poddając się własnym uczuciom, przymknęłam  powieki a kiedy jego usta delikatnie i subtelnie musnęły moje wargi uśmiechając się i o wiele pewniej oddałam pieszczotę. W tamtym momencie poczułam się taka szczęśliwa, Krukon szybkim ruchem posadził mnie sobie na kolanach jeżdżąc swoimi rozgrzanymi dłońmi po moich plecach. Bez wahania zatopiłam dłoń w jego burzliwych włosach drugą zaś zarzucając mu na szyję. Czemu w takiej chwili w mojej głowie pojawił się Malfoy? 

- No proszę, proszę. - Jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie ciężko dysząc ze strachem wpatrując się w Profesora Snapa we własnej osobie. Jego ciemne i przenikliwe oczy mierzyły nas z ogromną pogardą i wyższością a jego cienkie usta wygięły się w podstępnym uśmieszku. 

- Kogo my tu mamy... Zapraszam za mną. - Mruknął tym swoim charakterystycznym zimnym tonem jak strzała obracając się o 180 stopni. Wymieniłam zmieszane spojrzenie z chłopakiem, mieliśmy na prawdę ogromnego pecha że trafiliśmy akurat na Snapa. Krukon posłał mi szczery uśmiech a ja już bardziej rozluźniona ruszyłam przodem delikatnie trącając go ramieniem. 


Szliśmy dość długo pogrążeni w kompletnej ciszy, nawet nie wiecie jak bardzo przeraziłam się kiedy Snape przystanął na wprost gabinetu Umbridge. Ogromna gula stanęła mi w gardle, dlaczego wszystkie drogi prowadzą mnie do tej wiedźmy? Louise widząc moje przerażenie malujące się na twarzy chwycił moją dłoń przyciągając mnie tak że teraz stykaliśmy się ramionami. 

- Zachciało mi się spacerków. - Warknęłam kierując wyrzuty na samą siebie. Chłopak uśmiechnął się delikatnie przenosząc swój wzrok na wyłaniającą się ze swojej groty Dolores w różowym szlafroku. Szatyn parsknął cicho szybko przykładając sobie dłoń do ust aby nie wybuchnąć jeszcze głośniej. Wściekła Umbridge spiorunowała go jadowitym wzrokiem posyłając mu zgorzkniały uśmiech. Jeszcze mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni czując jak moje serce diametralnie przyśpiesza.

- Zapraszam do środka. - Mruknęła przepuszczając nas w drzwiach. Modliłam się w duchu aby przez własną głupotę się nie zdradzić bo Merlin wie co zrobiłaby wtedy ze mną i Draco. Oboje przystanęliśmy przed jej biurkiem nadal kurczowo trzymając się za ręce czując narastający strach. 

- Widzę że stęskniłaś się za moim gabinetem. - Syknęła wpatrując się w moją osobę. Pokręciłam przecząco głową nakładając na twarz maskę obojętności.

- Nie wydaje mi się. - Kobieta zaśmiała się cicho i podeszła do mnie z całej siły łapiąc za moje ramię. 

- Ah ta Gryfońska duma. - Jęknęłam lekko kiedy jej długie paznokcie niemalże przebijały moją delikatną skórę. Louise wyszarpnął mnie z jej uścisku zasłaniając mnie własnym ciałem. Spojrzałam na niego z przerażeniem kiedy sięgnął do kieszeni od swojej bluzy. 

- Odważny czyn jak na Krukona. - Zaśmiała się szyderczo zasiadając na swoim fotelu za biurkiem. - Widzę was u siebie, jutro po śniadaniu. - Syknęła gestem wypraszając nas z gabinetu. Kiedy tylko wyszliśmy dogoniłam Louisa który nagle przyśpieszył kroku naskakując na niego. 

- Czyś ty zwariował?! Przecież wiesz że ona jest zdolna dosłownie do wszystkiego! A ty tak po prostu sięgasz sobie przy niej po różdżkę?! - Niebieskooki gwałtownie przyparł mnie do ściany opuszkami palców delikatnie gładząc moje zaczerwienione ramię. Uśmiechnęłam się widząc jak na jego policzkach pojawiają się dwa urocze czerwone kółeczka. Ułożyłam dłoń w zagłębieniu jego szyi kciukiem jeżdżąc po jego szczęce wpatrując się z zafascynowaniem na jego podkreślone rysy twarzy. Nie potrafiłam się teraz na niego gniewać nawet jeżeli zrobił głupotę.

- Chodźmy już. - Szepnęłam kiedy przez następne kilka minut nadal staliśmy wpatrzeni głęboko w swoje oczy. Chłopak jak wyrwany z transu zrobił krok w tył przenosząc swój spłoszony wzrok na swoje buty. Szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie widziałam go tak mało pewnego siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem na to spostrzeżenie i stanęłam na palcach składając pocałunek na jego rozgrzanym policzku. 

- Odprowadzę cię. - Zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź ujął moją dłoń dosłownie ciągnąc mnie w stronę portretu Grubej Damy. Zaskoczona tym gestem po chwili dorównałam mu kroku o mało nie potykając się o własne nogi. Dopiero kiedy dotarliśmy na miejsce poczułam jak bardzo jestem zmęczona i senna. Szybko pożegnałam się z Lou życząc mu dobrej nocy i najciszej jak potrafiłam wślizgnęłam się przez portret przedtem podając odpowiednie hasło. Poczułam jak ciarki przechodzą mi po plecach kiedy siedzący na kanapie Potter na mój widok jak oparzony zerwał się na równe nogi pośpiesznie do mnie podchodząc. No świetnie, jeszcze jego mi tu do szczęścia brakowało. 

- Kate ja, tak bardzo cię przepraszam. Po prostu myślałem... 

- Daruj sobie już. - Warknęłam zwinnie go przy tym wymijając. 

- Możesz wrócić jeśli chcesz, Louise też. 

- Nie chcemy sprawiać wam kłopotów. - Odparłam ironicznie zakładając ręce na piersi. - Wiesz co Potter? Po wszystkich bym się tego spodziewała, nawet po Draco.. - Na imię blondyna czarnowłosy wykręcił oczami wprawiając mnie tym w jeszcze większą furię. - Ale nie po osobach dla których tak wiele poświęciłam, tak wiele zrobiłam. Nie chcecie nie musicie w cale mnie rozumieć, możecie nawet rzucać we mnie zaklęciami ja i tak nie zrezygnuje z prawdziwych przyjaciół. - Wrzasnęłam z nienawiścią wpatrując się w zdziwioną twarz Pottera. Obróciłam się na pięcie i szybko dodałam. - Dobrze że był tam chociaż Louise. - Szepnęłam z nutką żalu w głosie znikając okularnikowi z pola widzenia z impetem zatrzaskując za sobą drzwi od dormitorium dziewcząt. Z rozbiegu rzuciłam się na jedyne wolne łóżko pogrążając się w rozpaczy. Ukryłam zalaną od łez twarz w dłoniach całą sobą starając się uspokoić. Na prawdę nie miałam pojęcia co zrobiłabym wtedy gdyby nie Lou, no i jeszcze ten pocałunek na błoniach, na samą myśl po moim karku przeszły przyjemne dreszcze. Nie wiedziałam że ten Krukon żywi do mnie tak głębokie uczucia... No ale w końcu skąd mogłam wiedzieć, ostatnio skupiałam się tylko i wyłącznie na treningach i meczach. 

- Płaczesz. - Zesztywniałam na kilka sekund wstrzymując oddech. Ten męski zmodyfikowany głos, zapach alkoholu, papierosów i wody kolońskiej. Jak oparzona podniosłam się do pozycji siedzącej z całej siły wciskając się w ramę od łóżka. Siedział na brzegu mojego łóżka wpatrzony prosto we mnie, czarny kaptur tym razem zakrywał większą połowę jego żelaznej twarzy. Sama nie wiem dlaczego nagle znów poczułam że jestem bezpieczna. Automatycznie spojrzałam na swój lewy nadgarstek na którym ciągle zapięta była srebrna bransoletka o której istnieniu szczerze mówiąc ostatnio zapomniałam. 

- Jak to możliwe? - Spytałam wpatrując się w jego lśniące oczy z których dało czytać się jak z otwartej księgi. Chłopak przysunął się do mnie bliżej swoimi chłodnymi dłońmi ujmując mnie za rękę. Wzdrygnęłam się delikatnie czując jego palący dotyk na mojej skórze. 

- Jesteś moim promykiem w ciemności. 


****************************************************

Hej, cześć i czołem wattpadowicze! Z początku pragnę przeprosić za dość długą jak na mnie nieobecność! Ale teraz mam nadzieje że powrócę do tej rutyny i chodź w drobnym stopniu moja wena znów zawita :D Bo ostatnio to z nią krucho jak widać po tym rozdziale. 

Jak zareaguje Draco na widok nowej pary? Co zamierza Umbridge? Czy Kate wybaczy Harremu i znów stanie u jego boku czy raczej twardo pozostanie przy swoim? No i co z tajemniczym wyznaniem równie tajemniczego właściciela? 

Do następnego kochani! :* Reakcje mile widziane. 

Rozdział sprawdzany na szybko więc jeżeli dostrzeżesz błędy to najmocniej przepraszam :) ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top