Rozdział 11

~~ Wspomnienie ~~

- Ty nędzna głupia nic nie warta szlamo! - W oczach skulonej i przestraszonej brunetki pojawiły się słone łzy, trzęsąc się złapała się ramienia blondyna delikatnie się za nim chowając, to on zawsze był jej bohaterem, za każdym razem rozpaczliwie i nie poradnie z całych swoich sił próbował ją ratować ale teraz ogromna gula stanęła mu w gardle, przecież to ojca zawsze bał się najbardziej. - Draco idziemy. - Sykną mężczyzna dumnym i arystokratycznym krokiem podchodząc do drzwi. Blondyn spojrzał w załzawione oczy swojej przyjaciółki, przecież nie chciała zniszczyć tej laski. W jednej chwili adrenalina rozeszła się po jego ciele, wolną ręką ujął dłoń małej Kate ściskając ją mocno. Lucjusz zmierzył syna z wyższością uśmiechając się perfidnie, ciarki przeszły po plecach pięciolatków. 

- Ostatni raz powtarzam..

- Nie. - Mężczyzna skrzywił się lekko. 

- Co powiedziałeś? - Warkną szarpiąc Dracona za ramię a kiedy ten stawiał opór wściekły ojciec wymierzył mu cios w policzek. Czas dla Kate tak jak by na chwilę się zatrzymał, dziewczynka załkała cicho splatając swoje drobne rączki i przykładając je sobie do klatki piersiowej. Wstrzymała oddech pociągając przyjaciela do siebie. Oczywiście że było go jej żal, odetchnęła z ulgą kiedy do domu przez drzwi wejściowe weszła zmarznięta ciocia Cyzia a odkładając płaszcz spojrzała na nich wszystkich podejrzliwym spojrzeniem.

- Co tu się dzieje Lucjuszu? 

~~~

- Halo! Słuchasz mnie jeszcze?! - Drgnęłam kiedy Hermiona pomachała mi energicznie ręką przed twarzą, chyba na prawdę odpłynęłam. Automatycznie i mimowolnie przeniosłam swój zmęczony wzrok na stół Slytherinu, nie było go tam, zresztą już dobre kilka dni. A ja ani razu nie miałam możliwości go odwiedzić, ta głupia Parkinson i Greengrass siedziały u niego 24h na dobę ćwierkając i szczebiocząc nad nim na on stop, kiedy tylko widziałam te zakłamane i plastikowe mordy tych pustych lasek coś mi się robiło. Jedyną odskocznią od tego wszystkiego była biblioteka i nauka w którą teraz bardziej się zaangażowałam, chociaż i to czasem nie pomagało, nadal gryzły mnie wyrzuty sumienia, niby Blaise i Nott uspokajali mnie i zapewniali że nic mu nie jest i że spokojnie się wyliże ale to w końcu nie przez nich leżał z pogruchotaną ręką w skrzydle szpitalnym więc mogli sobie gadać. Merlinie ile ja bym dała żeby cofnąć czas... Ledwie zdążyłam mu podziękować za jedno i znów po raz kolejny musi ratować mi tyłek... A właściwie to nie musiał. Wszyscy na około powtarzają mi że jestem przewrażliwiona i że powinnam całą sobą skupić się na nadchodzącym meczu z Ravenclawem ale cholera nie potrafię. Jedyna osoba która mnie tu teraz rozumie po mimo że nie lubi Malfoya to Louise, wspiera mnie na każdym kroku co najwyraźniej nie zbyt podoba się Weasley'owi. Nosz kurde czemu kiedy naprawiam relacje ze starymi przyjaciółmi co raz bardziej oddalam się od nowych? 

- Jak już się ogarniesz to przyjdź na błonia tam gdzie zawsze. - Fuknęła zdenerwowana Miona gwałtownie wstając od stołu, spojrzałam na nią błagalnie próbując złapać ją za rękę.

- Hermiona, zaczekaj.. - Wyrwała się szybkim krokiem wychodząc z sali. Westchnęłam opierając łokcie o stół, znów zepsułam, ale co ja poradzę na to że wszystkim tak bardzo się zadręczam? No i jeszcze ta sprawa z Umbridge, staram zachowywać się jak bym niczego nie pamiętała szczególnie że teraz na okrągło ma mnie na oku. Miejmy nadzieję że dziś w nocy uda nam się wyminąć jej " straże " i wymknąć się do pokoju życzeń. 

- Emm.. Masz czas może? - Uśmiechnęłam się na widok zmieszanego Louisa siadającego obok mnie, wyglądał na spiętego, dziwne nigdy taki nie był. 

- Hmm, myślę że mam chwilę. 

- Świetnie, musimy pogadać. - Zdziwiłam się kiedy chłopak złapał mnie za nadgarstek i szarpną w stronę wyjścia. Kurczę całkowicie wypadło mi z głowy spotkanie z Blaisem... Boże co ja robię ze swoim życiem, a raczej co oni z nim robią. 

- Wiesz.. no bo tak sobie pomyślałem... No bo siedzisz w kółko ostatnio taka zamyślona nad tymi książkami no i.. 

- Hej spokojnie, na zawał zaraz zejdziesz. - Zaśmiałam się cicho czule mierzwiąc mu przy tym włosy, uśmiechnęłam się kiedy na jego policzkach pojawiły się dwa czerwone kółka. 

- BosięzastanawiałemczybyśzemnąmożedoHogsemadnieposzłamoże? - Zachichotałam, to słodkie kiedy facetom plącze się język. 

- Nic z tego nie zrozumiałam. - Przyznałam na co westchną ciężko i spojrzał mi w oczy.

- Pójdziesz ze mną do Hogsmead? - Uniosłam jedną brew do góry. - Jako przyjaciele oczywiście.

 - Jasne Lou, to w sobotę może być? - Spytałam na co energicznie potrząsną głową, mówiłam już jak bardzo lubię kiedy się uśmiecha? Można by powiedzieć że znów zaczarował mnie tymi swoimi urokliwymi dołeczkami na policzkach. A jego spojrzenie, patrzył mi w oczy z taką czułością że po moim karku przechodził przyjemny dreszcz. Co jest ze mną nie tak? 

- Showell! Katie! - Wyrwana z transu obejrzałam się za siebie natrafiając na ciemne tęczówki Blaisa, wyglądał na dość przejętego, poczułam nie pokój.

- Coś się stało? Coś z Draco? - Spytałam spanikowana nerwowo poprawiając włosy rozdygotaną ręką, brunet zaśmiał się perliście machając mi prorokiem codziennym przed twarzą. 

- Powiedzmy. - Miałam wrażenie że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej, chłopak ponownie zaśmiał się z mojej reakcji i podał mi gazetę którą jeszcze przed chwilą machał mi przed twarzą wskazując na jej pierwszą stronę. Zamarłam.


" Sensacja! Jedyny syn Lucjusza Malfoya ratujący  córkę sławnego Aurora Evana Showell przed rozwścieczoną bestią! Co łączy tę dwójkę? I co na to ich skłóceni rodzice?  "


Zacisnęłam palce na artykule czując narastającą złość, przecież teraz Hagrid będzie miał problemy, i za pewne nie obejdzie się bez rozmowy z ojcem. Nigdy nie podobała mu się moja głęboka relacja z Draco, może dlatego też nie był zachwycony kiedy zostaliśmy zmuszeni ponownie przenieść się od Londynu. 

- No rzeczywiście, sensacja roku! - Warknęłam ciskając prorokiem o ścianę, czy oni nie mieli własnego życia? Muszą interesować się czyimś robiąc przy tym zamieszanie? Dlatego nie trawię dziennikarzy... 

- A to jeszcze nie wszystko. - Spojrzałam błagalnie na Zabiniego który mierzył mnie niespokojnym wzrokiem, teraz to już mnie nic nie zaskoczy. 

- Lucjusz jest wściekły i zamierza zniszczyć Hagrida i Dumbledora, ma ku temu powody i myślę że już przekupił sobie połowę Ministerstwa. - Zachwiałam się niebezpiecznie czując jak cały świat zaczyna wirować. - Jedyną równie ważną osobą która mogłaby go powstrzymać jest twój ojciec. - Spojrzałam na niego przez łzy napływające mi do oczu i kiwnęłam głową biorąc kilka głębokich wdechów. 

- Kiedy ta tleniona fretka wychodzi ze skrzydła szpitalnego? 

- Dzisiaj po południu. - Uradowana klasnęłam w dłonie podskakując przy tym zabawnie, w przypływie chwili wymyśliłam coś co musiało wypalić, ale bez tych idiotów nie dam sobie rady.

- Super, przyjdźcie na wieżę astronomiczną po ciszy nocnej. - Nim zdążył chociażby otworzyć usta aby coś powiedzieć wybiegłam z zamku pędząc ile sił w nogach w stronę sowiarni co chwilę na kogoś wpadając. Musiałam jak najszybciej spotkać się z ojcem, wiem że nienawidzi Malfoyów i najchętniej umyłby ręce ale tylko on może go powstrzymać przed zdegradowaniem naszego dyrektora oraz nauczyciela przed OnMS. Chwyciłam ca kartkę pergaminu i szybkimi ruchami nadgarstka zaczęłam pisać. 


Drogi ojcze!

Musimy się spotkać, niezwłocznie! To bardzo ważna sprawa i musisz mi pomóc. Liczę na ciebie.

Twoja Kathleen


Zagięłam kartkę w pół i przywiązałam ją do nóżki jednej ze szkolnych sów czując napływ emocji, miałam ogromną nadzieję że ten list nie trafi w łapska Umbridge która osobiście pilnuje sowiej poczty. 

- Muszę odwiedzić Hagrida. - Mruknęłam sama do siebie zgarniając swoje rzeczy do torby i jak strzała wybiegając z sowiarni kierując się do nie wielkiej chatki na skraju zakazanego lasu. Czułam straszne wyrzuty sumienia, gdybym była bardziej ostrożna może to wszystko by się nie wydarzyło? Może wtedy Draco by nie ucierpiał? A Dumbledor i Hagrid nie mieliby takich problemów? Zapukałam nie pewnie kilka razy w potężne drzwi w których po chwili staną zapłakany Hagrid najwyraźniej zdziwiony moją wizytą. Odkąd byłam mała myślałam że olbrzymy nie mają uczuć, że nie czują nic, teraz widzę jak moje myślenie było błędne, co prawda Hagrid jest pół olbrzymem ale co to zmienia? Miał na prawdę dobre serce i wspaniałą rękę do zwierząt które kochał, to właśnie te przeróżne stwory zapewniały mu towarzystwo a cały Hogwart był dla niego jak rodzina. Nie mogąc znieść widoku jego łez wtuliłam się w niego z całej siły chcąc dodać mu chodź trochę otuchy i pokazać mu że ma we mnie wsparcie. Mężczyzna objął mnie mocno swoimi ogromnymi ramionami unosząc mnie kilka stóp nad ziemię szlochając przy tym cicho. 


**************************************************

POLSAT! Co dzieje się pomiędzy przystojnym Krukonem a zagubioną Gryfonką? Jaki plan ma Kate? Czy jej ojciec zgodzi się im pomóc? Co na to wszystko Draco? 

Do następnego kochani! ♥ Przepraszam za ewentualne błędy :')


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top