Rozdział 5

Co z tego że była już cisza nocna? Co z tego że w każdej chwili mógł nakryć mnie jakiś nauczyciel? I co z tego że dla własnego bezpieczeństwa szłam po ciemnych korytarzach w drżących dłoniach trzymając mapę Huncwotów? Musiałam go śledzić, tak podpowiadało mi dziwne przeczucie. Kiedy Lucjusz Malfoy przestąpił próg gabinetu Umbridge i zamkną za sobą drzwi po cichu na palcach wybiegłam ze swojej kryjówki i stanęłam tak aby słyszeć każde ich słowo. 

- ... Brygada Inkwizycyjna powiadasz? Z wielką chęcią zobaczę w niej mojego syna. - Wzdrygnęłam się na myśl od Draconie, odsunęłam go jednak na bok całą swoją uwagę skupiając na tej dwójce.

- Podejrzewam tego całego Pottera, od początku wydawał mi się jakiś dziwny. 

- O tak Dolores, w stu procentach masz rację. Co zatem planujesz? 

- Zastosuje tu drastyczne środki Lucjuszu rzecz jasna. Na własną rękę zajmę się Potterem i jego bandą. 

- Mówisz o Weasleyu i tej szlamie? - Zagryzłam dolną wargę na wzmiance o przyjaciołach.

- Między innymi, ale jest też Showell. - Po jej słowach nastała cisza, oh jak wiele bym dała żeby choć przez chwilę zobaczyć zdębiałą minę Lucjusza. Na swoim karku poczułam ciepły i mokry oddech a do moich nozdrzy uderzył zapach wody kolońskiej, kolana delikatnie mi się ugięły a ja kątem oka spojrzałam za siebie lecz jedyne co dostrzegłam był zarys postaci. Serce zaczęło bić mi co raz szybciej a kiedy czyjaś chłodna dłoń wylądowała na mojej talii spięłam się i wstrzymałam oddech. W głowie zapalił mi się alarm dopiero wtedy kiedy ciężki i nierównomierny oddech o przyjemnym zapachu alkoholu znalazł się na moich ustach, wiedziałam co powinnam zrobić jednakże z nie określonych przyczyn nie byłam w stanie kiwnąć choćby palcem. Kiedy po tych dłużących się w nie skończoność sekundach jego słodkie i zimne wargi delikatnie dotknęły moich wpadłam w dziwny trans, cholera kimkolwiek był miałam do niego dziwny sentyment. Oddałam pieszczotę układając swoje dłonie na jego ramionach. Merlin wie ile to trwało, wiem tylko że straciłam wtedy zdrowy rozsądek. No bo kto całuje gościa którego nawet nie zna, nie widzi jego twarzy i nie zna jego zamiarów? A no ja. Nagle oślepiło mnie światło i zmuszona byłam przymrużyć oczy w trybie natychmiastowym aby przedwcześnie nie stracić wzroku. 

- Panno Showell?! - Kiedy usłyszałam wściekły głos ropuchy wiedziałam że dobrze ze mną nie będzie.. Uchyliłam powoli powieki i natychmiast rozejrzałam się w okół. Nikogo o prócz mnie nie było na korytarzu.. Zwiał? Czy też miałam dziwne urojenia.. Nie no aż do takiego stopnia chora psychicznie nie jestem, chociaż różnie się mówi. Jak otępiała wpatrywałam się w nauczycielkę co chwilę kątem oka zerkając w szare tęczówki Lucjusza, już wtedy wiedziałam że moje ostatnie minuty właśnie nadeszły i nie ma szans na ucieczkę. 

- Masz miesięczny szlaban a Gryffindorowi natychmiastowo za twoje wybryki odejmuje 50 punktów! Stawisz się jutro u mnie w gabinecie o 12. - Jej przesłodzony głos sprawiał że mój żołądek przewracał się o 180 stopni. Pośpiesznie odeszłam ignorując palący wzrok Lucjusza na mojej osobie, cała rozdygotana zatrzymałam się za najbliższym zakrętem osunęłam się po ścianie łapczywie łapiąc oddech. To czego się dowiedziałam.. I ten dziwny pocałunek, co mi odwaliło co?! Automatycznie oblizałam wargi za co skarciłam się natychmiast. Ten specyficzny zapach wody kolońskiej i alkoholu... Skądś go znałam.. I to bardzo dobrze. I jeszcze ten miesięczny szlaban.. Ciekawe czy na mnie też zastosuje takie tortury jak na Harrym. Na samą myśl poczułam dziwne dreszcze w okolicach karku, ta kobieta była z nierównoważona psychicznie a do tego wiedziała o GD.. Musiałam jak najszybciej poinformować o wszystkim Harrego, musimy być jeszcze bardziej ostrożni. Jak błyskawica podniosłam się na równe nogi i pędem  zaczęłam gnać przez ciemne korytarze ledwie nie potykając się o własne nogi. Kiedy wpadłam do pokoju wspólnego przez obraz miałam ochotę stamtąd wyjść i już nie wrócić... Na kanapie przed kominkiem siedział nie kto inny jak Angelina Jhonson.. Nie zbyt za sobą przepadałyśmy a jedyne co nas łączyło to dom w jakim się znajdowałyśmy i drużyna Quiddicha. Westchnęłam i nie zwracając na nią uwagi zaczęłam kierować się w stronę dormitorium chłopaków modląc się o to aby tę jędzę szlag jasny trafił. 

- Nie pomyliłaś dormitorii Showell? - Zatrzymałam się w pół kroku odrzucając myśl o rzucenia na nią zaklęcia nie wybaczalnego. Wzięłam głęboki wdech i nawet się do niej nie odwracając odburknęłam :

- Zajmij się sobą Jhonson. - Nim zdążyła cokolwiek dodać szybko wbiegłam po schodach i wparowałam do pomieszczenia gdzie chłopcy już dawno słodko spali. Najpierw jak najciszej przeszłam przez pół pokoju i schowałam mapę Huncwotów do kufra Harrego tak aby nie zorientował się że kiedykolwiek jej tu nie było i podeszłam do łóżka okularnika zapalając lampkę stojącą tuż przy łóżku która swym jasnym światłem obudziła Gryfona. Chłopak gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej tak że prawie zderzyliśmy się czołami. Czarnowłosy sięgnął po okulary i wcisnął je na nos a widząc mnie odetchnął z ulgą. 

- Co ty tu robisz? - Spytał nadal lekko mrużąc oczy przed drażliwym sztucznym światłem, uśmiechnęłam się na widok jego rozczochranej na wszystkie strony czupryny. 

- Nie mam dobrych wieści. - Chłopak wyprostował się i zlustrował zdziwionym spojrzeniem. 

- Do rzeczy. - Ponaglił mnie niecierpliwie.

- Lucjusz był u Umbridge, wiedzą że coś kombinujemy. - Oczy Pottera powiększyły się do wielkości pięciu galeonów. Chłopak przetarł oczy i zerwał się z łóżka.

- Ale jest coś gorszego.. - Mruknęłam na co spojrzał na mnie błagalnie a jego twarz zrobiła się bledsza niż zazwyczaj. 

- Przyłapali mnie i zarobiłam miesięczny szlaban u landryny. - Harry pacną dłonią w czoło załamując się totalnie, speszyłam się i spuściłam wzrok na podłogę. Postanowiłam nie mówić mu o odjętych punktach dla Gryffindoru bojąc się o własne życie. Cholera ale gdyby nie ten dziwny incydent na pewno bym zwiała, zwłaszcza że było ciemno i jedyne co mogliby zauważyć to zarys postaci. 

- Ale choćby miała mnie torturować nic nie powiem Harry, obiecuję. - Chłopak spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem i podszedł do mnie kładąc mi rękę na ramieniu. 

- Wiem Kate, ufam ci. Wszyscy ci ufamy. A teraz przynajmniej wiemy że musimy być ostrożniejsi. - Odetchnęłam z wielką ulgą i poczułam jak kamień spada mi z serca. No nie tak miała wyglądać ta akcja ale wyszło jak wyszło, nie cofnę czasu no bo jak? Szczerze gdzieś w głębi serca bałam się tej kobiety właściwie jak połowa szkoły, faworyzowała jedynie Ślizgonów ale to normalne. 

- Dobranoc Harry. - Rzuciłam na odchodne i wyszłam z pokoju zmęczona i pełna emocji ruszyłam do dormitorium dziewcząt. Na wstępie rzucił mi się w oczy ogromny bałagan obok łóżka Ginny a następnie burza włosów Hermiony którą już dawno zmorzył sen. Z lekkim uśmiechem na twarzy pacnęłam na łóżko i przykryłam się po same uszy czując przeszywający chłód na ciele. Przymknęłam powieki i wtedy ponownie poczułam ten piękny zapach wody kolońskiej, to był tak wyraźny zapach że miałam wrażenie że znów znajduje się dosłownie przede mną. Nie chciałam otwierać oczu bo nie bałam się, nie miałam czego. Jeżeli ten ktoś chciałby mnie zabić zrobiłby to już pod gabinetem zołzy. Dopiero kiedy poczułam na swojej dłoni czyjąś ciężką i chłodną rękę szybko uchyliłam powieki wytężając wzrok, zamarłam widząc siedzącą tuż przy moim łóżku postać z żelazną maską na twarzy i kapturze na głowie. 

Z początku chciałam krzyczeć bo postać nie wyglądała zbyt przyjaźnie jednak powstrzymałam się i drugą wolną ręką wymacałam włącznik od lampki stojącej na stoliku nocnym. 

- Kim jesteś? - Spytałam drżącym głosem.  Na twarzy miał żelazną maskę z otworem na oczy i usta, spojrzałam w jego przyciągające tęczówki błyskające troską. Zamrugałam kilka razy mając nadzieje że to tylko sen albo zwykłe przemęczenie wywołane brakiem snu, jednak kiedy postać odezwała się dziwnie zmodyfikowanym głosem dopiero utwierdziłam się w przekonaniu że jest ona prawdziwa. 

- Śpij. - Jego twardy głos mimo wszystko gdzieś z tyłu niósł ze sobą dziwnie przyjazną nutę. Nie pewnie ponownie opuściłam się na poduszki nie urywając kontaktu wzrokowego. Zlustrowałam od góry do dołu, teraz spokojnie mogłam stwierdzić że był to mężczyzna wcale nie tak starszy ode mnie. Dobrze zbudowane ciało i szerokie ramiona dodawały mu mroku.

- Śpij Kate. - Drgnęłam kiedy wypowiedział moje imię, skąd je znał? Zaczęłam w głowie układać sobie najmroczniejsze scenariusze. A co jeśli był to posłaniec Umbridge? Mogła wysłać go aby mnie zabił prawda? Omotał a potem zabił... Mimo wszystko byłam niemalże pewna że była to ta sama osoba która pocałowała mnie pod jej gabinetem.. Ten specyficzny piękny zapach wody kolońskiej i alkoholu z nutą papierosów. Byłam przy nim dziwnie spokojna, nie umiałam tego wytłumaczyć, nie chciałam aby odchodził. Nie wiem czy używał wtedy na mnie jakiejś magii czy po prostu zwariowałam ale zacisnęłam palce na jego dłoni i przyciągnęłam jego rękę do swojego policzka delikatnie się w nią wtulając i układając się do snu. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top