Rozdział 12

- Muszę już iść Hagridzie. - Odparłam z przekonaniem wstając z kanapy kątem oka zerkając na zegarek, zbliżała się 22. 

- A tak cholibka, zaraz cisza nocna. Dziękuję za miłą rozmowę. - Uśmiechnęłam się do niego promiennie zbierając swoje rzeczy.

- Obiecuję że zrobię co będzie się dało. - Rzuciłam na odchodne wychodząc na zewnątrz. Niebo rozgwieździło się na dobre a wieczorny wiaterek objął mnie swoim chłodem, zaczęłam żałować że nie wzięłam cieplejszego ubrania. W drodze przez szerokie błonia zaczęłam jeszcze raz analizować mój plan, miałam nadzieje że oboje zgodzą się aby mi pomóc, są mi potrzebni jak nigdy. Byłam świadoma że Lucjusz tylko czekał na okazje aby móc zdegradować Dumbledora a na jego miejsce postawić tę ropuchę Umbridge, jeżeli to ona przejęłaby rządy naszej szkoły mogłoby równie dobrze nie być. Wdrapałam się po krętych schodach na wierzę astronomiczną i uśmiechnęłam się na widok blond czupryny opartej o barierkę. 

- Serwus wam! - Krzyknęłam uradowana najwyraźniej wyrywając ich z głębokich zastanowień. Kiedy Malfoy obrócił się w moją stronę a w jego oku pojawił się dziwny błysk po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Teraz uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi jego spojrzenia, chłodnego dotyku oraz tego cwanego uśmieszku którym po raz kolejny mnie obdarzył. Poczułam jak moje policzki dosłownie płoną a moje serce diametralnie przyśpiesza. 

- Nie chciałbym przerywać tej pięknej chwili, ale też tu jestem. - Niczym wyrwani z transu spojrzeliśmy tępo w stronę bruneta który zaśmiał się tylko i machnął na nas ręką ponownie opierając się o barierkę. Zmieszana przeniosłam swój wzrok na rękę Draco którą po chwili energicznie pomachał, spojrzałam na jego rozbawienie malujące się na twarzy.

- Działa jak nowa. - Odparł wyginając ją w różne strony, zachichotałam widząc jak chłopak za wszelką cenę stara się mnie rozśmieszyć. Jednak w pewnym momencie blondyn zawył z bólu skulając się przy tym w pół, przerażona podbiegłam do niego nie wiedząc co zrobić. Ogarnęła mnie panika a łzy same zaczęły napływać mi do oczu. Kiedy oboje zaczęli dosłownie tarzać się ze śmiechu po chłodnych płytkach ogarnęła mnie wściekłość. Ślizgoni to jednak kretyni...

- Nienawidzę was. - Mruknęłam zerkając na nich kątem oka.

- Też cię kochamy skarbie. - Szepnął Draco uśmiechając się do mnie szeroko ukazując przy tym rząd swoich białych zębów. Tupnęłam nogą mierząc go morderczym wzrokiem, ledwie wylazł z tego skrzydła szpitalnego a już mam go dość. Rozważam zrzucenie go na sam dół... Perfidnie wykorzystywał to że naprawdę się o niego martwiłam. Staliśmy tak patrząc sobie głęboko w oczy niemalże stykając się czołami kompletnie ignorując rozchichranego Blaisa. Na Marlina niech mnie ktoś trzaśnie, teraz, zaraz! Postradałam zmysły, jestem tego świadoma że jeżeli teraz chciałby mnie pocałować nawet nie byłabym w stanie zaprotestować. Kiedy odwróciłam wzrok od szarookiego ten pośpiesznie chwycił moją twarz w swoje chłodne dłonie zmuszając mnie aby ponownie na niego spojrzała. Był teraz o wiele bliżej, o wiele za blisko. Nie byłam w stanie chociażby złapać oddechu, bałam się że przez to cały czar pryśnie a on przestanie czule gładzić mnie po włosach i wpatrywać się we mnie z zaciekawieniem w oczach. Jego usta delikatnie się rozchyliły a wzrok automatycznie powędrował na moje wargi, zesztywniałam. 

- Jak się tu pocałują to rzygnę... - Jękną brunet udając odruchy wymiotne. W jednej chwili jego stalowe oczy znów zaszły lekką mgłą a twarz przybrała swój codzienny chłodny wyraz. Jak poparzony cofnął dłonie z mojej twarzy odchodząc kilka kroków tył. Zmierzyłam czarnoskórego obojętnym wzrokiem na co ten posłał mi perskie oczko poruszając zabawnie brwiami. 

- Spokojnie Smoku udostępnię wam dzisiaj dormitorium jeśli chcecie.

- Blaise! - Krzyknęliśmy jednocześnie gromiąc go wzrokiem. Spuściłam głowę wpatrując się w swoje przemoczone buty zakrywając twarz włosami tak aby zakryć swoje soczyste rumieńce. Dopiero teraz kiedy nastała ta krępująca cisza przypomniałam sobie po co tak na prawdę wszyscy tu przyszliśmy. Spojrzałam po chłopakach, każdy z nich pogrążony był we własnym świecie. Ze świstem nabrałam powietrza do płuc i odchrząknęłam cicho.

- Malfoy. - Szepnęłam lekko zachrypniętym głosem na co ten lekko zdezorientowany przeniósł swój zimny wzrok na mnie. - Posłuchaj twoim zadaniem będzie w jakiś sposób opóźnić działania Lucjusza. No bo kogo innego posłucha jak nie ciebie? - Na jego twarzy pojawił się lekki grymas, oboje parzyliśmy na niego z wielką nadzieją, tak na prawdę on miał mieć w tej sprawie największy udział. 

- Stary ja wiem że ty nie przepadasz za Dropsem i Kudłaczem ale chodź raz ściśnij poślady. - Blondyn westchną ciężko i kiwną delikatnie głową nie spuszczając wzroku z moich oczu.- No! Brawo ty! W nagrodę stawiam ci ognistą! A teraz moja działeczka. - Krzykną podekscytowany energicznie klaszcząc w dłonie. Zachichotałam cicho widząc jego entuzjazm. 

- Z tego co mi mówiłeś twoja matka ma znajomości. Jest jeszcze z tym z Departamentu Tajemnic? 

- Taaa i jeszcze z paroma innymi. 

- Świetnie, mógłby mieć spory wpływ na tę sprawę. 

- W takim razie pogadam z nimi. - Posłałam mu wdzięczny uśmiech i oparłam się o barierkę wpatrując się w pięknie rozgwieżdżone niebo głęboko zastanawiając się nad sensem tego co robimy. Co jeżeli pogorszymy sprawę? Zaczęłam mieć ogromne wątpliwości. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem opierając swoją głowę o moją. Wiedziałam że to Blaise, to on zawsze pachniał tymi najdroższymi perfumami które dostawał w prezencie od swojej matki lub ojca. Strasznie mu współczułam, ojciec kompletnie się nim nie interesował a matka co tydzień sprowadzała nowych fagasów do domu. Mimo tego wszystkiego Blaise zawsze szczerzył się jak głupi, i właśnie to w nim podziwiałam. Draco... Ojciec tyran i maniak czystości krwi, dziwię się że jego matka jeszcze od niego nie odeszła. 

Nie wiem ile staliśmy tak w ciszy całą trójką wpatrując się wprost w pięknie mieniące się gwiazdy. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę blondyna stojącego po mojej prawej strącając tym samym głowę Blaisa ze swojego ramienia. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem a ja nerwowo przeczesałam włosy, kiedy musiałam mu podziękować, w końcu gdyby nie on mogłoby to się o wiele inaczej skończyć. Szkoda że nie miałam tyle odwagi aby powiedzieć mu jak bardzo tęskniłam, jak bardzo cieszę się widząc go na co dzień, a jeszcze bardziej kiedy po prostu spędzamy czas. Jak cholernie brakowało mi jego pięknych szarych oczu... Szybko odgoniłam zbierające się po powiekami łzy i po prostu mocno go przytuliłam czując jak moje ciało drży. Nawet nie wiecie jak bardzo mi ulżyło kiedy Ślizgon objął mnie w talii zatapiając twarz w moich włosach. 

- Dziękuję... - Szepnęłam łamiącym się głosem jeszcze mocniej się w niego wtulając, nie wiedziałam co to za uczucie ale towarzyszyło mi jedynie przy nim. Mogłabym tkwić wieki w jego męskich i silnych ramionach gdyby nie reszta świata która na tę jedną malutką chwilę odpłynęła gdzieś na bok tak jak by zatrzymując przy tym czas. Odsunęłam się od niego delikatnie posyłając mu najpiękniejszy uśmiech na jaki tylko mogłam się zdać czując straszne wypieki na twarzy. 

- Idź bo się spóźnisz, nie martw się Umbridge zajmę się nią. - Mrukną z przekonaniem, przez chwilę stałam tak wpatrując się w jego bladą twarz z nie małym szokiem. Wiem że za nic w świecie nie chce pomagać Potterowi, więc skąd ta nagła zmiana? 

- Jeszcze raz dziękuję, za wszystko. - Szepnęłam szybkim krokiem ruszając w stronę wyjścia. Na bank byłam już spóźniona a Harry na pewno widział mnie na mapie Huncwotów wraz z Mafloyem i Zabinim. Jednym słowem zapowiadała się naprawdę burzliwa noc. Tyle że, nie rozumiem jednego.. Skoro Gryffindor cechuję się odwagą dlaczego NIKT do tej pory nie potrafił wyciągnąć ręki w stronę Ślizgona? Wystarczyłoby bliżej ich poznać aby przekonać się że mają też swoje zalety. Mijając ostatni zakręt stanęłam na wprost wielkich drzwi. Zamknęłam oczy i przeszłam się kilka razy w tę i z powrotem ostrożnie wślizgując się do środka tak aby nikt mnie nie zauważył. Byli tam już wszyscy, bez wyjątku wpatrzeni we mnie zawistnym wzrokiem. 

- Ciekawa jestem ile im już wygadałaś co? - Widząc tę jędzę Angelinę poczułam dziwne szarpnięcie, założyłam ręce na piersi obrzucając ją równie pogardliwym wzrokiem. 

- Oh nie martw się, wymieniałam jedynie twoje atuty. A no tak, przecież ty ich nie masz. - Warknęłam uśmiechając się perfidnie widząc jak jej twarz momentalnie staje się czerwona. 

- Co się z tobą dzieje co? Jak możemy ci ufać kiedy zadajesz się z Malfoyem i Zabinim? - Zabolało, bardzo.. Ale nie zamierzałam przepraszać za nic, ulegać aby i tak ponownie zrobić swoje. 

- Odwal się od nich. - Syknęłam wpatrując się wprost w jego zielone oczy. 

- Nie wiesz jaki on jest! To perfidny arystokrata, dupek i maniak czystości krwi! Nie pamiętasz już jak wyzywał Mionę i Rona?! - Zacisnęłam palce na różdżce celując nią w wybrańca. Łzy stanęły mi w oczach w tłumie dostrzegając wpatrzonego we mnie jak w obrazek Louisa ze zmieszaną miną. 

- Znam go lepiej niż wy wszyscy! On taki nie był rozumiesz?! - Załkałam opuszczając swoją drżącą dłoń. - To wszystko moja wina! To przeze mnie stał się tak oschły... - Spuściłam głowę nie mogąc znieść tych wszystkich palących spojrzeń. 

- Co ty bredzisz? - Prychnął Ron. 

- Byliśmy przyjaciółmi od małego... Nienawidzę dnia kiedy musiałam wyjechać, bo to właśnie przez to stał się taki. Uległ ojcu, wcześniej potrafił się mu przeciwstawić. - Nastała głucha cisza, wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę. 

- Spadaj stąd zdrajczyni.. - Oczami pełnymi łez spojrzałam w stronę jednego Puchona mierzącego mnie z pogardą. Zaraz do niego dołączyli się inni, masa oblęg rzucana w moją stronę sprawiła że nie wytrzymałam i po prostu zalałam się łzami. Kiedy chciałam odejść poczułam jak ktoś mocno z całej siły przyciska mnie do swojej klatki piersiowej. 

- Jeżeli wyrzucacie ją, to i mnie. - Spojrzałam z niedowierzaniem na Louisa cicho pociągając nosem. 

- Lou nie musisz. Dam radę. - Posłałam mu wdzięczny uśmiech ale ten widząc że ponownie chce odejść objął mnie jeszcze mocniej. 

- Wychodzimy. - Zarządził ciągnąc mnie w stronę wyjścia. Po raz ostatni spojrzałam w pełne smutku i żalu oczy Harrego i wraz z Louisem opuściłam pokój życzeń. Nawet nie starał się ich powstrzymać, gdyby nie Lou zjedli by mnie tam żywcem. Za nic w świecie nie spodziewałabym się tego po Potterze i jego bandzie, przecież nie raz nadstawiałam dla nich tyłek a ani tak po prostu mnie skreślili. Ale skoro tak może to jakiś znak, może Tiara nie przydzieliła mnie prawidłowo? Co jeżeli pasuje bardziej do domu Węża? 


*************************************************************

Hej, cześć i czołem kochani! Wybaczcie że ostatnio niemalże nic nie dodaje ale a to brak weny, a to choroba a to wyjazdy i inne takie pierdoły że ciężko się zacokolwiek zabrać :/ Z tego rozdziału też nie jestem do końca zadowolona no ale. Od razu mówię że nie sprawdzany! Jeżeli znajdziecie jakieś błędy to przepraszam :( Standardowo gwiazdkujcie i komentujcie ♥ Do następnego skarby!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top