Rozdział 10
- Malfoy. - Szepnęłam kiedy o wyznaczonej godzinie punktualnie stawił się pod portretem. Miał na sobie ten nadzwyczaj do niego pasujący czarny smoking a jego włosy jak nigdy były zmierzwione i delikatnie wilgotne przy końcówkach. Blondyn staną na przeciwko mnie wciskając ręce do spodni spoglądając na mnie stalowymi, zmęczonymi oraz lekko przytłumionymi oczami. Ja jednak szybko przeniosłam swój wzrok na głębokie rozcięcie na jego policzku które ciągnęło się niemalże od ucha do kącika ust. Widać było że nawet tego nie przemył gdyż rana była strasznie zaczerwieniona i przybrudzona. Znów poczułam ten przyjemny ścisk w podbrzuszu i śmiało pokonałam odległość która nas dzieliła aby najdelikatniej jak potrafię dotknąć jego zranionego policzka. Nie wiem dlaczego, możliwe że po prostu ta troska o niego która przez te kilka lat skryta była głęboko w moim sercu teraz ponownie budziła się do życia, zresztą jak wszystkie uczucia do tego chłopaka, w końcu nie da się tak po prostu wymazać tych pięknych chwil z dzieciństwa. Kiedy rozgrzaną i rozdygotaną dłonią dotknęłam jego żuchwy sprawnie omijając podrażnione miejsce wargi Ślizgona delikatnie się rozchyliły. Blondyn ujął moją drugą dłoń i ułożył ją na swoim lewym policzku przymykając powieki delikatnie i niemalże nie zauważalnie się w nią wtulając. Pod wpływem kontaktu z jego lodowatą skórą strzeliłam soczystego buraka bo tak na prawdę teraz uświadomiłam sobie co ja najlepszego zrobiłam. Ile jeszcze mógł tak stać? On najwyraźniej całe wieki, jednak ja nie miałam zamiaru wrosnąć tu w podłogę. Czar prysł kiedy to gwałtownie cofnęłam obie dłonie i speszona objęłam nimi brzuch. Szarooki znów zaczął mierzyć mnie tym lodowatym i obojętnym wzrokiem a ja sama najlepiej chciałam zapaść się pod ziemię.
- Dziękuję że wstawiłeś się za mną u Umbridge, i przepraszam cię za Harrego on po prostu...
- Jest kretynem, ale to wiedzą już wszyscy. - Mrukną po czym ujął mój podbródek swoimi chłodnymi i długimi palcami zmuszając mnie abym spojrzała mu w oczy.
- Patrz na mnie kiedy ze mną rozmawiasz. - Sykną nienawistnym głosem wprawiając mnie w bezruch. Nie przestraszyłam się, chociaż nie miałam przy sobie różdżki więc byłam bezbronna. Po prostu darzyłam go wyjątkowym zaufaniem, wiem że chodź by nie wiem ile lat minęło nigdy by mnie nie skrzywdził. Dlatego jedyne co zrobiłam to wyrwałam się z jego uścisku mierząc go zirytowanym spojrzeniem.
- Tyle? - Spytałam kiedy od kilku minut tak po prostu staliśmy na przeciw siebie wpatrując się każde w inną stronę nie zamieniając między sobą ani słowa. Ta cisza dzwoniła mi w uszach a jego obecność w tym momencie doprowadzała mnie do szału.
- Idź. - Odparł chłodno odwracając się na pięcie i szybkim krokiem schodząc po schodach. Odprowadziłam go wzrokiem do samego końca i westchnęłam ciężko podając hasło i przechodząc przez portret. Wdrapałam się do dormitorium dziewczyn i walnęłam się na jedyne wolne łóżko, czyli moje. Zakryłam twarz w poduszkach kiedy pomyślałam o jutrzejszych zajęciach OnMS wraz ze Ślizgonami...
Biegłam ile sił w nogach przez błonia ledwie wymijając wystające z ziemi korzenie czy też kamienie. Już byłam spóźniona na lekcje, ten tydzień na prawdę zaczyna się świetnie.
- Przepraszam za spóźnienie Ha.. Profesorze. - Wykrzyknęłam zdyszana podbiegając do Golden Trio i Tary stojących na samym przodzie. Gajowy uśmiechną się do mnie i machną lekceważąco ręką. I za to go uwielbiałam, nie był taki jak Snape który za taki wybryk odjął by Gryffindorowi ze 20 punktów. Ale nie to że często nadużywałam jego dobroć, po prostu dzisiaj zaspałam i niestety nikt nie raczył mnie zbudzić do czego w weekendy zawsze byli pierwsi.
- Czy wiecie co to za stworzenia? - W tym samym czasie ja i Hermiona jak strzała wystrzeliłyśmy swoje dłonie ku górze chichocząc przy tym cicho.
- No proszę Katie. - Uśmiechnęłam się tryumfalnie do szatynki która fuknęła tylko i założyła ręce na piersi. Wystąpiłam dumnie o krok do przodu chcąc jeszcze bardziej wkurzyć tym Mionę.
- Hipogryf jest krzyżówką orła i konia. Te zwierzęta bardzo łatwo urazić, aby zdobyć ich zaufanie należy im się pokłonić.
- Bardzo dobrze! - Wykrzykną rozradowany Hagrid rzucając jedną fretkę stworzeniu. - 6 punktów dla Gryffindoru! - Przybiłam piątkę z Ronem i Tarą a czerwonej Hermionie pokazałam język.
[ Wiem że scena z hipogryfami nie była w tej części ]
- A więc skoro Panna Showell wie tyle o tych stworzeniach zapraszam. - Mężczyzna zachęcił mnie gestem ręki a ja natychmiast poczułam jak robi mi się nie dobrze, zacisnęłam pięści i powoli i nie pewnie podeszłam do Hipogryfa o szarawych odcieniach piór. Ukłoniłam mu się nisko ciągle utrzymując z nim kontakt wzrokowy, przerażała mnie ta cisza z tyłu na " widowni ". Po minucie zwierze schyliło dostojnie swoją głowę a ja odetchnęłam z ulgą ocierając spocone czoło.
- Świetnie! Teraz bardzo powoli możesz do niego podejść. Wyciągnij rękę. - Zrobiłam co kazał powolnym krokiem zbliżając się do ogromnego zwierzaka. Kiedy ten kłapną swoim dziobem drgnęłam a za sobą usłyszałam piski innych uczniów " Nie pomagacie " pomyślałam.
- Wolniej,wolniej. - Kiedy byłam tuż tuż od dotknięcia jego lśniących piórek najwyraźniej czymś spłoszone zwierze stanęło dęba wierzgając kopytami w powietrzu. Przerażona szybko zaczęłam się cofać, błąd. Potknęłam się o wystający z ziemi korzeń a kiedy Hipogryf już miał zadać cios szybko osłoniłam się ręką mocno zaciskając powieki ze strachu który kompletnie mną zawładną. Szlag by to trafił, całe życie przemknęło mi w jednej chwili przed oczami, poczułam jak słone łzy spływają po moich policzkach a moje ciało zaczyna drżeć. Jednak nie poczułam bólu... Jedynie do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk i zabawny lament. Kiedy uspokoiłam oddech poczułam jak ktoś mocno mnie obejmuje i podnosi na nie stabilne nogi. Uchyliłam powieki które do tej pory kurczowo zaciskałam lustrując całe otoczenie.
- Wszystko w porządku? - Spojrzałam na przerażoną minę Blaisa i pokiwałam nie pewnie głową.
- Co się stało? - Chyba naprawdę byłam w strasznym szoku, nie pamiętałam niemalże nic z przed kilku minut.
- Te ptaszysko cię zaatakowało, gdyby nie Malfoy było by po tobie. - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem analizując kilka razy jego słowa. Malfoy? On? Ogarnęła mnie panika a moje myśli znów same zaczęły wytwarzać sobie czarne scenariusze. Gwałtownie złapałam Ślizgona za ramiona patrząc na niego obłąkanym wzrokiem.
- Powiedz że on żyje, proszę. - Załkałam czując jak znów cała zaczynam się trząść, chyba dopiero teraz zaczęło do mnie cokolwiek docierać, od zawsze miałam jakiś taki opóźniony zapłon. Blaise uśmiechną się znacząco pod nosem zabawnie poruszając brwiami.
- Myślę że może tego nie przeżyć. - Pierwszy odruch, wplotłam dłonie w swoje włosy ciężko oddychając nie mogąc dopuścić do siebie słów bruneta, ale kiedy wspomniany wcześniej osobnik wybuchną szczerym śmiechem rzuciłam się na niego z pięściami uderzając nie poradnie w jego klatkę piersiową z czego najwyraźniej nic sobie nie robił.
- Ty świnio pospolita! Warchlaku! - Krzyczałam i tupałam nogami czując ogarniającą mnie furię, jak on mógł żartować w takiej sytuacji?!
- Oh jakie to słodkie kiedy się o niego tak martwisz, wybacz nie mogłem się powstrzymać. - Fuknęłam i niczym mała dziewczynka odwróciłam się do niego plecami czując wypieki na twarzy. - Nic mu nie będzie, ewentualnie ręka w gipsie. - Kamień z serca, odruchowo złapałam się za klatkę piersiową i odetchnęłam z ulgą. Chwyciłam rękę bruneta i pociągnęłam go w stronę zamku wlokąc go za sobą.
-Czy ty koniecznie chcesz dostać w ten swój pusty łeb?! - Spytałam już nie co zirytowana kiedy ten co raz bardziej i bardziej zaczął się opierać.
- Dracuś ci nie ucieknie nie martw się. - Puściłam jego dłoń i szybkim krokiem sama w swoim towarzystwie skierowałam się do Hogwartu.
****************************************************
Nie wiem czy już wspominałam że nie trzymam się tak ściśle oryginalnej fabuły? Jeżeli nie, to teraz mówię XD Jak potoczą się sprawy z GD? Do następnego miśki ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top